A tam tylko sznur spalin...

Kiedy mamusia zmarła, miałam jedenaście lat. Rozpaczałam rozpaczą małej dziewczynki. Tatko zawsze marzył o Ameryce. Lekkoduch, na miejscu nie mógł usiedzieć, podróżował tu i tam. Pewnego dnia oznajmił, że wyjeżdża za ocean. Obydwoje z bratem zostaliśmy bez pieniędzy i bez perspektywy na dalsze życie. Ojciec po paru miesiącach odezwał się i przysyłał od czasu do czasu „zielone”. Pełnoletni już brat konfiskował każdy dolar. Żyłam z tego, co ziemia wydała, a ja spieniężyłam. Wiosną pęczki rzodkiewek, latem maliny, a jesienią jabłka, a kwiaty od wiosny do pierwszych przymrozków.

Brat miał zostać na ojcowiźnie, lecz posmakował miasta i pewnego popołudnia wyjechał z firletkową walizką. Po paru latach przyszedł telegram, że zginął w kopalni. Zdrowaśki odmówiłam i wieczne odpoczywanie.

Kochałam ziemię z drzewami za oknem i strzępiastymi georginiami pod oknem. Było dobrze. Bo dom oswojony, czasem skrzypiał, czasem milczał, a czasem jęczał z bólu – jakby coś przeczuwał.

Wyszłam za mąż, za Czesława z sąsiedniej wsi. Wypatrzył sobie mnie na dożynkach. Wyglądał jak aktor ze zdjęcia na lusterku. Poprosił do tańca i został na całe życie. Pracował na kolei jako nastawczy. Był dumny z tej pracy. Poniekąd zaliczał się do mundurowych i bilety kolejowe darmowe, i węgiel, a czasem i bilety do kina. Raz nawet byliśmy nad morzem w Ośrodku Kolejarza w Dziwnowie.

Przyszli pewnego dnia ludzie w garniturach i powiedzieli:

— Tutaj będzie autostrada. – Dodali: – Tu nie może być drzew owocowych, pola z fasolą, ziemniaków i kilka desek, bo w tym miejscu zaprojektowaliśmy drogę – dyskutowali. – Więc nie może być tak, że dom stanąłby na środku autostrady jak nie wiadomo kto. Co?

Chodzili nie tylko do mnie. Chodzili od domu do domu jak żebracy. Obiecywali odszkodowania i mieszkania w blokach.

A ja myślałam: – Jakie odszkodowania, jak właśnie grusze i jabłonie kwitną? No jak, cholera, pieniądze, kiedy śliwy niedługo będą, i co? Knedle bez śliwek? Jak odszkodowanie, kiedy jagody… Przecież za chwilę agrest i porzeczki… W dupę mnie pocałujcie.

Pojechałam do urzędu i chodziłam od drzwi do drzwi, prosiłam o przeczekanie. Szkoda było zostawiać na drzewach i krzewach, a potem pozwolić, żeby spychacze połamały im nogi i ręce. To wbrew matce naturze – myślałam. – To wbrew, żeby łyżki koparek napakować owocami, zmieszać z ziemią jak obornik, zdeptać życie. Przecież to grzech. Nawet ciężki grzech.

Przeczekali. Co miało dojrzeć, dojrzało. Co mieli zjeść miastowi zjedli. Z rozwaleniem domu nie chcieli czekać. Pędzili, nie wiadomo gdzie?

Mówiłam:

— Bądźcie delikatni, uratuję dom, uratuję jego duszę.

Wysłuchali mojej prośby i rozebrali na skrawki. Deska do deski, ściana do ściany, pułap do podłogi, załamanie do fałdy i rysy do początku szczeliny. I sobie odeszli. Został tylko komin. Razem z Cześkiem rozebraliśmy go. Cegła do cegły – solidne były, przedwojenne. Skrzyneczka metalowa zamurowana pomiędzy. Jaka radość! Kiedy w niej znaleźliśmy list: „12. 08. 1929 r.” napisane było i podpis pradziadka Mateusz Kosiński. I… złota moneta. Czesiek zrobił mi z niej medalion, a jak! Taki pański, u jubilera w Krakowie.

Stałam w milczeniu nad pociętym domem. Płakałam w środku, ale byłam dumna, bo inni mieli gorzej. Z ich domów pozostały tylko okruchy, po których nawet kurz nie chciał opaść.

Były domy, sady, była nadzieja i kilkusetletnia historia. Byli ludzie i psy, konie i gęsi. Tylko opodal rzeka wciąż płynęła w jedną stronę.

Pozostałam z domem pokrojonym w plastry i ziemią już nie moją. Przydzielono mi nowe życie w nowym miejscu, mieszkanie dwupokojowe z kuchnią i balkonem. Nie chciałam tam iść, do miejsca, gdzie ludzie chodzą sobie po głowach. Znowu mówiłam:

— Czesiu idź do tego ważnego dyrektora na kolei i wyproś u niego działkę, mały kawałek nieba, gdzie posklejamy nasz stary dom. Posłuchał, poszedł, wyprosił dla swojej Józi.

Dali. Moje miejsce zawieźli tam na furmankach jak relikwie. Pomogli ludzie. Kredens z kuchni też pojechał na nowe. Poznaczyli kredą krawiecką deski, aby wiedzieć, co z czym łączyć, aby drzwi były tam, gdzie kiedyś skrzypiały, a okna wychodziły na wschód.

Postawiłam go, jak dziecko na nogi, a Czesiek posadził rajską jabłonkę. Jednak bałam się, że dom korzeni nie zapuści. Tęskniłam okrutnie, bo ten, niby lepszy, nie był moim światem, każdy kąt obcy i nieoswojony. O tamtym kazano zapomnieć i nie wspominać, że było tak pięknie. Bo nowy świat wymyślił nam nową historię.

— O tym, że tam ugory były, analfabetyzm, nędza i głupota. Bolało, jak cholera bolało. Jednak zaciskałam zęby i cieszyłam się, że ocaliłam dom.

Powoli zapuszczał korzenie. Powstały grządki napęczniałe od ogrodowizny i wyrosły georginie, i malwy, słoneczniki i święte lilie Józefa.

Dzieci rosły jak róże i ich dzieci też. Przyjeżdżały wnuki z miasta i te kwiaty pozowały im do zdjęć. Dom też pozował. Stareńki, drewniany, posklejany do życia i przywieziony furmankami. Tylko rajskie i śliwy powyrywano z korzeniami, zakopano wspomnienia, które powoli odkopywałam. Ciężko wyjść z takiego domu, gdzie wspomnienie jak szydełko zahacza o wspomnienie. Dom, który jak krzyż, przeniosłam na plecach.

 

Dzisiaj stoi pusty i czeka na…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (22)

  • Tjeri 22.06.2021
    Przepięknie! Jeśli to historia prawdziwa, proszę o jeszcze. Bo widać, że Józia to wyjątkowa kobieta i mądry człowiek. Chętnie bym się czegoś jeszcze o niej dowiedziała.
    Wspaniały klimat, czuć łączność z ziemią, miłość do miejsca. Świetnie mi się czytało.
  • Pasja 22.06.2021
    Dziękuję za piękne. Trochę prawdziwa, a trochę nie. Tak, Józia była niepowtarzalna i nawet wiersze pisała. Może jeszcze coś wykopię o tej kobiecie.
    Pozdrawiam
  • Wertyt 22.06.2021
    Wzruszające. Przypomniałaś mi historię znajomych. Też musieli się wynosić, uratowali tylko główną belkę spod powały z piękną, rzeźbioną rozetą. Dzisiaj zdobi ich salon, zachwyca gości. Uratowana dusza starej, rodzinnej chałupy. 5!
  • Pasja 22.06.2021
    Często takie historie tworzą się same. Jedne są tragedią, inne przypadkiem, a jeszcze inne wychodzą na lepsze.
    Dziękuję i pozdrawiam
  • Narrator 22.06.2021
    Tjeri się spodobało, to nie wypada zaprzeczyć.

    Ciekawa, nieźle opowiedziana historia, nie będąca odosobnionym przypadkiem.

    Bym zmienił „nastawczy” na „nastawniczy” (ten co ustawia drogę przejazdu pociągu w nastawni).
  • Tjeri 22.06.2021
    Uprasza się o niedeptanie trawników i niewyśmiewanie Tjeri ?
  • Pasja 22.06.2021
    A dlaczego nie wypada? Jeśli chodzi o nastawczy to, jest żargon Józi i tak zostawię. A pewnie też nie jest odosobnionym przypadkiem, jak każdy inny. Samo życie.

    Dziękuję i pozdrawiam
  • Pasja 22.06.2021
    Tjeri tak krzycz... nie deptać trawników :)
  • kigja 22.06.2021
    Cudna historia, pasją. Choć dom, to nie tylko cegły i deski z oknami...
    U Ciebie dom, to przede wszystkim Józia. Kobieta buduje ognisko domowe sercem i mądrością, a tego Józi nie można odmówić.
    Pozdrawiam.
  • Pasja 22.06.2021
    Dziękuję za obecność i refleksję. Pozdrawiam
  • Trzecia Strona 22.06.2021
    Piękne i smutne. W pewnym momencie chciałam przestać czytać, bo wyrywanie natury z korzeniami niesamowicie mnie boli, ale zerknęłam do komentarzy i zdecydowałam się dokończyć historię. Nie żałuję :)
  • Pasja 22.06.2021
    Witam i dziękuję dokończenie. Pozdrawiam
  • Marian 22.06.2021
    Piękne! Nic dodać, nic ująć.
    A najsmutniejsze jest to, że niedługo już takich starych domów wcale nie będzie.
    Mała uwaga techniczna: Czesław był nastawniczym, nie nastawczym. Nastawcze to może być urządzenie lub pomieszczenie.

    Zapraszam do przeczytania mojego opowiadanka pt: "Stara chata".
  • Pasja 22.06.2021
    Pięknie dziękuję za refleksje. Nastawczy to żargon Józi i chyba powinnam pozostawić w takiej formie. A Starą chatę czytałam marianie.

    Pozdrawiam
  • Bajkopisarz 22.06.2021
    Świetna historia. Świetnie napisana i świetnie opowiedziana. Tak mija czas, mijają wspomnienia, niektóre trzymają się dłużej, jak dom, inne giną jak drzewa owocowe.
    Są tacy tradycjonaliści, którzy żadnej zmiany nie potrzebują (albo nie chcą) i wszystko powinno zostać tak, jak było. I dobrze, że są. Tak samo dobrze, że są tacy, którzy sentymentów do dawnych czasów nie mają, albo maja ich mało. Nakręcają postęp - może trochę jak ten tatko: wyjechał i robił wszystko nowe.
  • Pasja 22.06.2021
    Witaj Bajko!
    Wszyscy jesteśmy potrzebni dla higieny naszego umysłu. Dlatego nie jest nudno, zawsze się coś dzieje.
    Pozdrawiam i dziękuję za trzeźwe spojrzenie.
  • dygresja 23.06.2021
    Zatrzymuje, wciąga, wzrusza...zostaje na dłużej. Jestem pod dużym wrażeniem.
  • Pasja 23.06.2021
    Dziękuję za wrażenie i zatrzymanie pod tekstem.

    Miłego wieczoru
  • Będę odosobniony, ale tym razem niezadowoliłaś mnie; dla mnie jest to zbytnio realistyczne. Ja poszukuje jakieś odskoczni. Aczkolwiek ostatnie zdanie jest ciekawe. Pozdrawiam ps. Dałbym 3, ale widząc jak piękna masz średnią byłby to niegrzeczne.
  • Pasja 23.06.2021
    Witaj!
    Doceniam twoje zdanie i rozgoryczenie, ale moim zamysłem było niestety napisanie tekstu realistycznego, a nie fantastycznego. Także odskoczni u mnie nie znajdziesz i bardzo mi przykro, że musisz się zadowolić w innej kategorii.
    Pozdrawiam
  • Dekaos Dondi 23.06.2021
    Pasjo↔Dobrze napisane, bo tak zwyczajnie po ludzku. To ten rodzaj tekstu, gdzie jego "dusza" wychodzi poza słowa.
    Jak ów dom, który jest nie tylko na zewnątrz, ale wewnątrz umysłu i uczuć. A poza tym, jest tu pewna... niezłomność.
    Pozdrawiam:)↔%
  • Pasja 23.06.2021
    Bardzo dziękuję po ludzku za niezłomność. Józia była w tej niezłomności niepokonana.

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania