Abentajer

Podobnie jak inni, długo oczekiwałem na zniesienie zakazu korzystania z parków i lasów. Niecierpliwe wsłuchiwałem się w codzienne komunikaty o najnowszych decyzjach rządu, o złagodzeniu części ograniczeń. Z niepokojem czekałem, ponieważ chorych stale przybywało, lecz z radością przyjąłem decyzję, która uwolniła mnie od przebywania jedynie w mieszkaniu. Nareszcie dostałem możliwość porzucenia betonów i zanurzenie się w aromatycznym wiosennym powietrzu. Zaraz za osiedlem dostrzegłem rośliny prawie w pełni rozwinięte i pokryte kwiatami. Spodziewałem się tego, ponieważ od ostatniego mojego pobytu pośród drzew upłynęło sporo czasu. Wiele się zmieniło i nie mam na myśli, tylko świeżej zieleni. Pojawiły się nowe góry śmieci. Spore hałdy powstały niedawno i musiały pochodzić z jakichś warsztatów demontujących pojazdy i budów, a na miejsce były dostarczane ciężarówkami. Właściwie nie powinienem dziwić się nielegalnemu składowisku. Sam prowadziłem firmę i wiedziałem, ile mnie kosztował, comiesięczny odbioru przez zakład oczyszczania raz w tygodniu jednego niewielkiego pojemnika mieszanych. Gdybym musiał zapłacić za wywiezienie kilku ton, z pewnością rachunek wynosiłby kilka albo kilkanaście tysięcy w zależności od rodzaju odpadów. Osobom pozbywającym się nielegalnie odpadów, w przypadku udowodnienia, groził jedynie mandat pięciuset złotowy i nakaz uprzątnięcia. Takie ustawodawstwo i postępowanie administracyjne tylko zachęca do niszczenia środowiska, a nie o dbanie o nie. Widocznie rządzącym ekipom w naszym kraju nigdy nie zależało na przyrodzie i zdrowiu obywateli.

 

Oburzony na góry śmieci leżące między drzewami, przedzwoniłem na straż miejską, która w granicach miasta jest odpowiedzialna za utrzymanie porządku. Musiałem być kolejnym namolnym zgłaszającym problem nielegalnych wysypisk śmieci, ponieważ dyżurny dość monotonnym głosem odpowiedział.

 

- Wszyscy Wrocławscy strażnicy miejscy zostali skierowani do walki z pandemią koronawirusa i w obecnej chwili nie możemy zając się składowiskami nielegalnych odpadów. Jednocześnie uprzedzam następne pytanie, które zgłaszający zadają, ponieważ w tej chwili nikt nie wie, kiedy to nastąpi.

 

Właściwie nie powinienem oczekiwać i mieć nadzieję na inną odpowiedz, ponieważ zawsze to osoby płacące podatki i niewinne, ponoszą koszty utylizacji nielegalnych wysypisk. Bezpłatnie tylko mogą i muszą nawdychać się niebezpiecznych oparów, które powstają podczas spalania zgromadzonych odpadów, przywiezionych z zachodniej europy. Inne narody już zbuntowały się takim praktykom i z nimi skutecznie walczą. Doskonałym przykładem mogą być Filipiny i Malezja, tylko są to kraje bardziej rozwinięte technologicznie i gospodarczo od Polski. Właśnie tam produkuje się, poszukiwane i w obecnej chwili wyjątkowo drogie jednorazowe rękawice winylowe i nitrylowe pudrowe lub bez, które bardzo byłyby przydatne w walce z niebezpiecznym wirusem, a my niestety nie.

 

Władze Malezji potrafiły uchwalić i wprowadziły mądre prawo i konsekwentnie odsyłają kontenery z odpadami do Francji, Wielkiej Brytanii, USA, Kanady, Hiszpanii, Litwy, Portugalii, Japonii, ponieważ chciały pozbyć się u nich własnych śmieci. Nasz kraj czyni tylko nieśmiałe wysiłki w powstrzymaniu napływu trudnych do recyklingu odpadów, które szerokim strumieniem napływają od dwa tysiące osiemnastego roku. Wtedy Chiny zakażały importu zużytego plastiku, ponieważ zapasu tworzywa do produkcji zabawek, sprzętu AGD i ubrań dla Europy mają przynajmniej na sto lat. Inne światłe kraje poszły za ich przykładem i nie chcą u siebie toksycznych śmieci. Nieświadomie wdychamy unoszące się opary z licznych składowisk i dymy z płonących hałd, lecz w przeciwieństwie do innych nacji nam nic nie zagraża. Tamci po nocach nie mogą spać, pojawiają się u nich problemy z oddychaniem, dostają wysypki, chorują na oczy i notują drastyczną zachorowalność na choroby nowotworowe. Koszty ponoszą niemożliwe do oszacowania, ponieważ nawet tam, gdzie usunęli nielegalne wysypiska, pozostała im zanieczyszczona woda i gleba. My Naród Polski jesteśmy inni, przeżyliśmy najazd szwedzki i radziecki, niemiecką okupację, więc nie mamy powodów do obaw. Niech wszyscy inni się martwią jak odpady poddać bezpiecznemu recyklingowi. U nas wszystkie śmieci ładuje się do pieca. Nawet najbardziej niebezpieczne porzuca się na dzierżawionej posesji, albo podpala i sprawa załatwiona. Pozostałości po przejściu ognia oficjalnie są nietoksyczne i nieszkodliwe, więc klimatyczne od przyjezdnych z czystym sumieniem należy pobierać.

 

Gdyby tylko uszczelnić granicę i nie wpuścić żadnego transportu, samozadowolenie zachodu z doskonałego recyklingu odpadów pęknie jak bańka mydlana. Jednak tak się nie stanie, ponieważ prawdziwy Polak wytruje pół narodu za kilka groszy i za nic ma to, że w przyszłości ucierpi on i jego rodzina. Zawsze liczy się tylko tu i teraz, a po nas choćby potop.

 

Stojąc na skraju polnej drogi i obserwując hałdy śmieci, dostrzegłem różnicę między nimi. Część zawierała jakieś pojemniki z cuchnącymi cieczami, był gruzy po większych remontach, wyeksploatowany sprzęt AGD, niepotrzebne resztki po sprzątaniu ogrodu, stare opony i resztki z demontowanych nowych samochodów. Tymi ostatnimi byłem najbardziej zainteresowany. Może dlatego, że całkiem niedawno skradziono mi całkiem nowy samochód. Nawet nie przypuszczałem, że auto odpalane tylko na przycisk, można tak łatwo skraść. Złodziejom wystarczyło kilka sekund i za pomocą elektroniki odczytali sygnał z kodu, przez jaki połączyła się elektronika pojazdu z kluczykiem. Odjechali zamaskowani spod obiektywów kamer autkiem, a mi pozostał jedynie bezwartościowy kluczyk. Policja rozłożyła ręce – nic nie da się zrobić – mówili mi. Innego zdania są wszyscy w taki sposób poszkodowani, ponieważ należy skontrolować internetowy rynek handlu używanymi częściami i sprawa w dziewięćdziesięciu procentach załatwiona. Wystarczyło tylko sprzedającego sprawdzić, w jaki sposób wszedł w posiadanie reflektora LED o wartości pięciu tysięcy złotych z pojazdu skradzionego kilka dni wcześniej.

 

Plastiki z kokpitów i drzwi bocznych z połamanymi spinkami były widocznie zbyt mało cenne i łatwo rozpoznawalne, więc leżało ich najwięcej. Może i dobrze się stało, że moja uwaga została zdekoncentrowana przez pozostałości, jakie zostawił czyś pupil. Wdepnąłem w nie całą szerokością podeszwy butów do biegania. Gdyby mnie ktoś wtedy zobaczył, z pewnością na mojej twarzy nie dostrzegłby wyrazu radości i szczęścia. Słownictwo, jakie wydobyło się niepohamowane z moich ust, dalekie było od kulturalnego. Tylko przywiany przez wiatr kawałek gazety, niespodziewanie dla mnie przerwał mi w pół słowa.

 

Przyklejony do gówna postrzępiony fragment gazety, zawierał komunikaty sądu o poszukiwaniu spadkobierców. Nikt nie powinien dziwić się mojej reakcji na widok swojego nazwiska, które nosi tylko dziesięć osób w Polsce i nigdzie na świecie. Jakaś forma pokrewieństwa musiała istnieć między nami, wiec nie bacząc na fekalia, zrobiłem zdjęcie smartfonem i oderwałem przytwierdzony niecodziennym klejem kawałek ogólnopolskiego dziennika od buta. Chciałem i musiałem sprawdzić przeczytane ogłaszanie. Brakująca część o dacie wydania dodała mi skrzydeł. Przerywając spacer na świeżym powietrzu, pobiegłem do domu, by wysłać e-maila. Niestety poczta elektroniczna sądu podobnie jak innych instytucji i organów państwowych w czasie epidemii koronawirusa była zapchana. Jedynym wyjściem było dostarczenie jej osobiście do budynku sądu. Trasa, jaką miałem pokonać nie należała do łatwych, była najeżona wieloma trudnościami, choćby godzinami obsługi interesantów. Moja determinacja i samozaparcie w pokonywaniu barier naprędce postawionych przeciw interesantom i petentom. Niczym nie różniła się od przełamywania linii obronnych nieprzyjaciela w czasie pierwszej i drugiej wojny światowej. Zdeterminowany brnąłem „przez zasieki i pola minowe” do okienka podawczego i ostatkiem sił złożyłem pismo o przyjęciu spadku. Lęku o jego ujemną wartość nie miałem, ponieważ gdyby istniały jakieś długi, z pewnością zostałbym nimi już dawno obciążony. Zgoła inaczej ma się do spadków, które zawierają jakieś aktywa, nimi się nikt nie afiszuje, a umieszczenie ogłoszenia nakazuje ustawa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 09.05.2020
    No, proszę gdyby nie wirus, zamknięcie, a potem wybieg po powietrze i znalezienie wysypiska... też w pewnym stopniu zależne od sytuacji w jakiej nam przyszło żyć, bohater nie dowiedzał by sie o spadku. No i ta psia kupa.
    Problem śmieci to sprawa od dawna dyskutowana, lecz wszystko na darmo. Dopóki nie zmienimy prawa i nie zastosujemy większych kar za zaśmiecanie środowiska nic się nie zmieni. Mentalność nasza też tkwić będzie na tym samym poziomie. Wszystkie kraje dookoła nas idą naprzód, my stoimy w miejscu, a nawet się cofamy.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania