Absurdalna historia

- Znajdź sobie wreszcie kogoś, Ziuteczku – ciotka Beatrycze poklepała wyrzutka po kolanku.

- I wypij w końcu tę herbatę, bo zaraz będzie zimna.

- Szczerze mówiąc, mam już kogoś na oku. I to nawet ktoś z naszej rodziny!

- To świetnie. Zacznij się zalecać.

 

Niedługo miała się odbyć impreza imieninowa dziadka Bożydara. Ziutek myślał o niej z rozmarzeniem i pokładał wielkie nadzieje na świetlaną przyszłość u boku dziada. Ostatnio cały czas mimowolnie o nim rozmyślał i doszedł do wniosku, że jest zabujany.

- Grażyno, ja tak bardzo chciałbym nawiązać z nim głębszą relację. Boję się, że ktoś mi go w końcu sprzątnie sprzed nosa. Ostatnio kręcił się koło niego jakiś Teofil, ale to chyba nic poważnego, bo dziadek nadal narzeka, że wszyscy są w związkach, tylko nie on.

 

W końcu nadszedł dzień imprezy. Przy stole siedziały najróżniejsze dziady, wujaszkowie i cioteczki. Lali wodę, rozmawiali tak naprawdę o niczym. Ziutek czuł się jak zahukany wyrzutek, chciał przyłączyć się do pogaduszek, ale jakoś nie mógł wymyślić, co mógłby błyskotliwego powiedzieć. Gorączkowo zastanawiał się, jakby tu wręczyć Bożydarowi pierścionek zaręczynowy, skoro czuje się jak piąte koło u wozu.

Pogaduszki zeszły na temat żarcia. Cioteczki trajkotały o jakiejś przepysznej sałatce z jajkiem i brokułami, którą razem zrobiły, a wujaszkowie i dziady poszły po wódę. A cioteczki zaraz pognały po tę swoją ukochaną sałatkę. Ziutek i Bożydar zostali na sali sami. Przez chwilę unosiła się między nimi ciężka i niezręczna cisza. W końcu Bożydar zagaił:

- Ale ten Teofil i Kazimierz w gorącej wodzie kąpani. Już chcą się najebać.

Ziutek szczerzył się głupio do dziada i zastanawiał się, co mógłby błyskotliwego odpowiedzieć.

Nic nie przychodziło mu do głowy.

- Dlaczego nic nie mówisz?

- Po prostu nie wiem, co odpowiedzieć.

- A dlaczego się tak rozglądasz na boki, jakbyś miał tiki nerwowe?

- Nie, nie, nie...

Akurat drzwi się otworzyły i wróciły dziady z cioteczkami.

Była kontynuacja lania wody i gadania po próżnicy.

- Raz kozie śmierć – pomyślał Ziutek. - Bożydar może mnie nawet zmieszać z błotem, powiedzieć, że jestem żałosny, nudny, nie w jego typie, nie mam charakteru i tak dalej, ale... muszę spróbować.

- Bożydarze, niniejszym oświadczam, że zakochałem się w tobie. Czy wyjdziesz za mnie?

Bożydar wpatrywał się w Ziutka w totalnym osłupieniu. W końcu wydusił:

- We mnie? Ty, taki atrakcyjny? No w sumie możemy być razem, czemu nie?

I tak oto Ziutek z Bożydarem zamieszkali razem.

 

Pewnego razu siedzieli razem pod mostem i popijali śmietankę domowej roboty. Używali do tego celu zardzewiałego wiadra, które Ziutek odziedziczył po prababci. Tak się składa, że w okolicy niedawno zamieszkała rusałka o nazwie zwyczajowej Maurycy. Maurycy nawiedził ich podczas delektowania się śmietanką.

- A to co za wiocha? - czepnął się. - Z czego wy tam pijecie?

- Nie rozumiem – odpowiedział Ziutek. - Pokaż panie, o czym mówisz.

Maurycy zdjął plecak, pogrzebał w nim chwilę i wyjął złotą szklankę.

- Ja piję z tego.

- Ale proszę pana, my jesteśmy prostymi ludźmi, nie mamy w domu szklanek. A taki złoty kolor, to już w ogóle luksusy nie dla nas.

- A właśnie, że dla was, ja wam pokażę! - zabrzmiało to jak groźba.

 

Pewnego popołudnia, kiedy Ziutek z Bożydarem znowu mieli pić śmietankę, odkryli, że nigdzie już nie ma zardzewiałego wiadra. Na jego miejscu zastali złotą szklankę.

- Co to za grat? – wściekł się Ziutek. - Oddawać mi moje wiadro!

- Ja myślę, że to robota tej wrednej rusałki – zauważył spostrzegawczo Bożydar.

Poszli więc do Maurycego odzyskać starego grata.

- Oddawaj moje wiadro! – wydarł się od samego progu Ziutek.

- Nie ma... - stwierdził Maurycy. - Nie ma i już nigdy nie będzie. Wyrzuciłem do rzeki.

Kiedy Ziutek to usłyszał, pobladł na twarzy, a przed oczami zobaczył białe myszki.

Zaczął drzeć się nieludzkim głosem, a potem stracił przytomność.

Przez następne dni leżał tylko w łóżku i pogrążał się w żałobie. Osiemdziesiątego dnia powiedział sobie dość i postanowił się poruszać, żeby nie zamienić się w roślinę.

Wylazł z nory w samej piżamie i pobiegł do lasu ze złotą szklanką w łapach. Znalazł na ścieżce wielki i gruby korzeń drzewa. Zaczął walić w niego szklanką, aż ta się roztrzaskała.

Kiedy dysząc z furią zakończył tę robotę, nagle dostrzegł w oddali coś, co go zmroziło.

To był Maurycy. Przyczyna jego ostatnich cierpień. Maurycy siedział po turecku w krzakach i wyglądał, jakby medytował. Ziutek poszedł w jego stronę, a kiedy był już tuż przy nim, wbił mu w plecy odłamek szklanki.

- Przeklinam cię na wieki – odpowiedział uprzejmie Maurycy. - Pożałujesz. A pomyśleć, że jeszcze przed chwilą wyglądał jak rozmodlony aniołek.

Ziutek postanowił się zemścić. Wysłał do nory Maurycego swojego lizuska Papuszkiewicza.

Papuszkiewicz była to jednostka niedyspozycyjna umysłowo, która ubierała się jak księciunio. Kiedyś pisał do Ziutka liściki miłosne, a kiedy tamten zaproponował mu zostanie jego wiernym sługą, nie posiadał się ze szczęścia. Od tamtej pory Ziutek wykorzystywał go do każdej niewygodnej, brudnej roboty, a Papuszkiewicz jeszcze potem robił mu laurki.

Ziutek miał w planach kazać Papuszkiewiczowi rozbić wszystkie szklanki w domu Maurycego.

Kiedy tamten spełnił rozkaz, Ziutek wreszcie poczuł spokój ducha. Odgryzł się Maurycemu.

 

Pewnego razu do Ziutka i Bożydara wpadła w odwiedziny ciotka Helenka.

- Słyszałam, że nie macie z czego pić. Przyniosłam wam kilka szklanek.

Szklanek? Ziutek poczuł, że robi mu się słabo. Pomyślał jednak, że z czegoś musi pić tę swoją śmietankę. Lata mijały i stopniowo przekonywał się do szklanek. Doszło do tego, że wpadł z przeprosinami do Maurycego, przynosząc mu świeże bułeczki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Krzysztoff 03.11.2019
    Śmieszniutkie, i ma taki swój urok. Pozdrawiam.
  • Alaiasia 04.11.2019
    Dziękuję. Cieszę się, że ci się podoba.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania