Aeis: Fałszywa Dusza - Rozdział V
ROZDZIAŁ V
„Światło i ciemność istniały na długo przed powstaniem świata. Przez miliony lat wirowały w pustej przestrzeni, próbując się nawzajem unicestwić, lecz pewna zewnętrzna siła nieustannie wprawiała je w ruch, nie pozwalając się połączyć i wykluczyć. Z czasem ten wir sprzeczności kręcił się coraz szybciej, aż powstała zeń jednolita masa – zalążek kosmosu. Z światłości narodziła się wtedy Prawda, z ciemności zaś wyłoniło się Kłamstwo. Siłą, która wiecznie je napędzała, było Słowo.
Prawda wmieszana w Słowo zaczęła śpiewać boską pieśń i stworzyła materię, z której powstało życie. Kłamstwo zaś, wciąż goniąc za światłością, pochłaniało bezwzględnie te dzieła, niosąc śmierć. Cykl ten, raz rozpoczęty, trwa po dziś dzień, a legendarne pieśni wciąż wyśpiewywane są przez najwyższych bogów Per'imu – Aeis oraz Ageona”.
Julia ziewnęła. Pierwsze akapity „Wstępu do mitologii Per'imu: Tomu Pierwszego” zostały automatycznie zinterpretowane przez jej umysł jako „kolejny nudny materiał do wkucia”, mimo iż opowiadana tam historia aż taka miałka nie była. Niewątpliwie jednak ogrom wrażeń z ostatnich parunastu godzin wprowadził dziewczynę w stan ewidentnego znużenia, tak że nie miała już siły nawet na stres, a co dopiero na niezaplanowaną naukę.
Przeleciała wzrokiem przez pierwszych kilka stron grubaśnej księgi i z ulgą wywnioskowała, że historia powstania tego mroźnego świata niewiele się różni od poznanych dotychczas kosmogonii innych religii. Ot, kolejny chaos w kosmosie, światłość tworząca życie, narodziny ludzi (choć opis nie uściślał, czy pierwszy człowiek powstał z gliny, czy – co wydało się zabawnie sensowne – ze śniegu), następnie rutynowy etap raju i mitycznych stworzeń, oraz, oczywiście, pierwszy grzech określany mianem „wypowiedzianego kłamstwa” i kara zesłana przez bogów, która wiązała się z tradycyjną zagładą niemal wszystkich żyjących ówcześnie ludzi. Norma.
Nastolatka miała wrażenie, że czyta kolejne mity greckie, lecz cichutki głosik z tyłu głowy co chwila uświadamiał jej, że mowa jest o faktycznym świecie, w którym właśnie przebywa, oraz który – zgodnie z jej chaotycznymi matematycznie obliczeniami – powstał nie dalej niż osiemdziesiąt lat wcześniej wedle czasu jej prawdziwego świata. Nadal stanowiło to dla Julii wieczność, jednak praktycznie nie obejmowało nawet jednego wieku. Nasuwało się mnóstwo nowych pytań dotyczących powstania tego równoległego uniwersum, na które odpowiedzi księga już nie miała. Dziewczyna żywiła wielką nadzieję, że prędzej czy później usłyszy przynajmniej część z nich od Daniela – o ile chłopak stanie się kiedykolwiek bardziej jej przychylny.
Wzdrygnęła się. Samo wspomnienie o ciemnowłosym młodzieńcu budziło u nastolatki nieprzyjemne uczucie zażenowania. Jakby nie dość sprawiła mu problemów samym bezczelnym nawiedzeniem tego miejsca, to jeszcze nieświadomie naraziła jego życie, zmuszając do odgrywania teatrzyku o wielkiej bogini Aeis z marną aktoreczką Julią w roli głównej! Czy to w ogóle się uda? Jedyne doświadczenie występów scenicznych dziewczyna wyniosła ze szkoły i chociaż nie miała problemów z odgrywaniem swoich rólek, zawsze przy tym ważyły się losy najwyżej jej oceny, ale nigdy życia.
Jakby ta cena nie była wystarczająco wysoka, otoczenie tym bardziej nie pomagało w staraniach poczucia się boginią. Obskurne, zimne ściany, lekki zapach zgnilizny, brak okien oraz wieczny półmrok – to były warunki, w których Julia musiała szukać natchnienia. Co prawda Daniel obwieścił, że następnego dnia wybiorą się do innej świątyni, jednak ciężko było liczyć na trzygwiazdkowy hotel z normalną łazienką w pokoju.
Od kiedy się obudziła, świece w kandelabrach zdążyły się już wypalić do połowy. Julia nie miała jednak pojęcia, ile godzin minęło oraz jak rozpoznać porę dnia, bowiem jej komórka wiernie wyliczała czas zewnętrznego świata i wskazywała na środek nocy. Zresztą dziewczyna i tak prędko wyłączyła telefon, aby nie marnować baterii. Co jak co, ale ten minikomputer może się jeszcze przydać w realiach średniowiecza.
Wbrew pozorom, które stworzył Daniel, spartańskie warunki życia w komnacie nie wywołały u nastolatki spodziewanego wstrząsu. Owszem, krzywiła się na myśl o ograniczonej higienie, jednak nie była to dla niej nowość. Sporą część dzieciństwa spędziła na wsi u swojej babci, w której starutkiej chałupie łazienkę stanowił jeden zlew, a do toalety biegało się na zewnątrz. Oczywiście dziecięce potrzeby Julii znacznie różniły się od tych nastoletnich, jednak teraz najbardziej martwił ją brak golarki oraz swojego kremu do twarzy. No i co zrobi, jak nadejdzie okres? Miała w torbie może trzy zapasowe podpaski i opakowanie chusteczek higienicznych, ale to pewnie nie wystarczy. Lękała się nadejścia tych kilku dni terroru, żyjąc nadzieją, iż prędzej czy później trafi na przynajmniej jedną kobietę, która obdarzy ją wiedzą i doświadczeniem tutejszych panien.
Zaczęła przygryzać dolną wargę z zakłopotania. Podręczne kosmetyki też nie wystarczą na dwa miesiące, zatem i makijaż trzeba sobie odpuścić, pomyślała ze zgrozą. Rozsądek usilnie przekonywał ją, że nie powinna przejmować się czymś tak błahym jak nieogolone nogi czy złośliwie wystający pryszcz, zwłaszcza podczas przebywania wśród zupełnie obcych ludzi, których już nigdy później nie zobaczy. No ale przecież była boginią! Poza tym we wszystkich podróżach miał towarzyszyć jej Daniel.
Ponownie przeszedł ją dreszcz na myśl o chłopaku. Od porannej rozmowy odwiedził ją tylko raz, w dodatku niemal bezsłownie, aby przekazać jej książkę. Wszelkie pytania i sprzeciw, dotyczące brania udziału w jakiejkolwiek mszy, zbył krótkim „porozmawiamy potem”. Uznała, że musi się przed nim zrehabilitować i tym samym przynajmniej odeprzeć to paskudne poczucie winy, które pojawiało się przy każdym wspomnieniu młodzieńca. Niechętnie spuściła głowę, aż włosy opadły jej przed ramiona, i wróciła do lektury o bogach.
Księga głosiła, iż Aeis już raz zstąpiła na ziemię. Ludźmi władały wtedy demony, a świat pełen był wojen. Piękna bogini zeszła do śmiertelnych, aby nieść Słowo Prawdy i ocalić skażoną kłamstwami ludzkość przed zagładą samej siebie. Aeis obdarzyła ją szczerością i pokojem. „Na czarnych skrzydłach ptasich towarzyszy odleciała tedy do domu swego w Per'imie, czyniąc obietnicę rychłego powrotu”. Zgodnie ze słowami Daniela miało to miejsce tysiąc pięćset lat temu. Wynik kolejnych obliczeń różnicy czasów okazał się sporym zaskoczeniem dla nastolatki. Wychodziło bowiem na to, iż wedle realnego świata poprzednie objawienie Aeis zdarzyło się ledwie... cztery lata wcześniej.
Z kolei przepowiednia dotycząca powrotu bogini, zapowiedzianego ponoć przez nią samą, faktycznie nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do ślepej wiary kapłanów w boską inkarnację w Julię. Czarne ptaki – są. Młode dziewczę spadające na ziemię – jest. Ważny okres dla wyznawców Aeis – właśnie się rozpoczął. Tłum zapatrzonych w nią wiernych – aż nazbyt liczny.
Jedno się tylko nie zgadzało. Według książkowego opisu oraz widzianego wcześniej gobelinu, Aeis była – oczywiście – piękną i zjawiskową kobietą, a charakteryzowały ją „długie, falujące złote pukle, które otulały jej plecy, ramiona oraz cudowną twarz o srebrzystych oczach i bladej jak księżyc, eterycznej cerze”. O ile szare tęczówki i jasną karnację Julii można było na upartego przyrównać do tego opisu, o tyle z ciemnego kasztanu ciężko zrobić jasny blond, szczególnie w tak specyficznych warunkach. Za to Angelika nadawałaby się niemal idealnie, pomyślała wzdychając.
Rozmyślania dziewczyny przerwały kolejne odwiedziny Daniela, tym razem obładowanego różnymi tobołami. Jego smukła, zmęczona twarz wciąż wskazywała na brak snu, jednak oczy zdawały się pełne energii i podekscytowania.
– To może się udać – obwieścił na wstępie. – Rozmawiałem z najstarszymi kapłanami. Oficjalna wersja brzmi: Aeis się w tobie przebudziła, zatem wiedzona boską mocą udałaś się do świątyni. Oni nie mają złudzeń co do twojej inkarnacji. Zresztą ciężko byłoby ich odwieść od tej myśli – zaśmiał się. – Trzy czwarte życia gapili się w martwe posągi, więc nagłe pojawienie się prawdziwej dziewoi traktują jako cud – dodał z ironicznym uśmiechem, rozkładając na podłodze pakunki. Jeden z nich, woreczek z szerokim płaskim dnem, wręczył od razu Julii. – Pewnie jesteś głodna.
Dziewczyna odpakowała zawiniątko, w którym znalazła talerz z trzema kromkami chleba: z szynką, z serem oraz posmarowaną miodem. Dopiero na ich widok poczuła, od jak dawna nie jadła. W tym czasie Daniel odwinął kolejny pakunek, z którego wyciągnął zakorkowaną ceramiczną butlę.
– A tutaj masz trochę mleka – dodał.
– Dz... dziękuję – wybełkotała z przejęciem, odstawiając przedmioty na stół. W rzeczywistości bardziej niż z samego jedzenia ucieszyła się z faktu, iż Daniel o niej pomyślał. – Szczerze powiedziawszy, to w ogóle zapomniałam o głodzie. Która jest godzina?
– Jakoś koło trzeciej. O piątej rozpoczynamy ceremonię, więc sprężaj się z tym posiłkiem i przygotowaniami – odparł sucho, jakby umyślnie ignorując wdzięczność Julii. Zdążył już rozwinąć kolejne tobołki, których zawartość zabłyszczała w niemrawym świetle płomieni. Przeżuwając pierwszą kanapkę, Julia dostrzegła złote bransolety, łańcuchy, naszyjnik oraz coś, co przypominało niewielki diadem z metalicznych liści i turkusowym kamieniem pośrodku. Z innego pakunku Daniel wyjął stare, nieduże lusterko, zaś w ostatnim znajdował się starannie złożony biały, półprzeźroczysty materiał.
– Przed wybuchami zamieszek i zniesieniem królewskich regulacji religijnych... – podjął chłopak, po czym przerwał w pół zdania, widząc pytający wyraz twarzy swojej rozmówczyni. – ...W każdym razie parędziesiąt tutejszych lat temu nakazano każdej świątyni z kręgu Aeis w Ardmorze dokonać przygotowań do zapowiadanego powrotu bogini. Także tutaj. Co prawda komnata dla bogini została trochę... zaniedbana. – Wymownie rozejrzał się po pomieszczeniu. – Wciąż jednak w tym samym miejscu leżała jej biżuteria i suknia. Mamy szczęście, że mimo tylu lat zachowały się w tak dobrym stanie! – powiedział entuzjastycznie, delikatnie rozkładając biały materiał. Z największą możliwą ostrożnością złapał górne rogi w obie dłonie i zawiesił niedługą, wielowarstwową tkaninę nad podłogą, nie zwracając uwagi na wciąż zakłopotaną minę nastolatki. Z jego oczu biło podekscytowanie. Mimo iż wszystko było w istocie jedynie blefem, Daniel mocno przeżywał możliwość uczestniczenia w takim wydarzeniu.
– A... A reszta stroju? – Julia ostrożnie pomacała półprzeźroczystą powierzchnię. Młodzieniec nabrał powietrza.
– TO jest cały strój, moja droga – powiedział na wydechu, próbując powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. – Aeis jest bóstwem, owszem, ale również i kobietą. – Wyraźnie podkreślił te słowa, widząc gwałtownie narastające oburzenie w oczach Julii. Ewidentnie chciał ją sprowokować.
– Przecież to wygląda jak przykrótka firanka! Mam się w tym pokazać przed masami od dawna niewyżytych staruchów? – Nastolatce krew napłynęła do twarzy. – Poza tym będzie mi w tym cholernie zimno! Z cze... z czego ty się śmiejesz?!
– O, bogowie... – Daniel zakrył twarz dłonią, faktycznie nie mogąc się już powstrzymać. – Wybacz moje odreagowanie, ale tylko śmiech mi już pozostał. Jesteś jeszcze mocno dziecinna. – Julia poczuła się niesłychanie obrażona. – Julio... – Głos Daniela momentalnie spoważniał. – Już naprawdę wystarczy mi myśl o zbezczeszczeniu przez ciebie święconego stroju Najwspanialszej. – Zmarszczył brwi. – To, komu się w nim pokażesz oraz czy będzie ci zimno, powinno być naszym najmniejszym zmartwieniem. Niedługo będziesz musiała wygłosić przemowę i mianować mnie arcykapłanem.
– Przemowę?... – spytała z niedowierzaniem w głosie. – Tak po prostu, bez przygotowań? Żartujesz chyba?
Daniel wymownie milczał i uważnie obserwował reakcję nastolatki, z sekundy na sekundę coraz bledszej.
– Ale co ja mam powiedzieć? Że cieszę się, że tu jestem i takie tam?
– No... w sumie tak. Dodaj parę wątków z mitologii, ubierz to w jakieś patetyczne słowa i mów, jakbyś przeżywała katharsis czy coś w tym stylu.
Chłopak był nadzwyczaj spokojny, podczas gdy ją obleciał zimny dreszcz. Musiała już być kompletnie biała jak ściana, bowiem młody kapłan momentalnie zareagował i sięgnął do kieszeni płaszcza po małe zawiniątko.
– Przewidywałem, że zje cię trema. Łyknij to przed wyjściem. – Wręczył jej białą tabletkę zawiniętą w chusteczkę higieniczną. Uprzedzając nadchodzące pytanie dziewczyny, dodał: – Spokojnie, to tylko cię rozluźni. Nie możemy tego spaprać.
Przez następną godzinę młoda bogini desperacko pracowała nad swoim wyglądem. Zawczasu zaryglowała drzwi, aby bez krępacji móc się rozebrać. Kamienna podłoga przyjemnie grzała w stopy. Może i z zewnątrz budynek sprawiał pozory istnej ruiny, jednak najwyraźniej w środku był zaskakująco sprawnie zarządzany. Szkoda tylko, że o kanalizacji zapomnieli, Julia dodała w myślach.
Długo zastanawiała się, w jaki sposób przywdziać biały materiał, który przy bliższym poznaniu zapachniał wieloletnim kurzem. Mimo iż sukienka składała się z wielu warstw, sięgała nastolatce ledwie do połowy uda i była wystarczająco przeźroczysta, aby zacząć panikować. Kreacja nie posiadała rękawów i wiązało się ją tylko na jedno ramiączko, zatem lewy pasek od stanika trzeba było jakoś schować. No cóż, przynajmniej bielizna jest też biała, pomyślała z lekką ulgą, chociaż pierwotny zamysł tego stroju niewątpliwie nie przewidywał niczego pod spodem.
Z trudnościami obejrzała się w niewielkim przybrudzonym lusterku, które przyniósł jej Daniel. Wyglądała bardziej jak przybłęda, która przywdziała pierwszą z brzegu znalezioną szmatkę w celu okrycia newralgicznych miejsc, aniżeli jak dostojna bogini zapamiętana z gobelinu. Julia się zadumała. Przypomniała sobie czasy wczesnej podstawówki, kiedy narodziło się jej zamiłowanie do szycia. Nieskalana jeszcze rygorem mody ani presją dopasowania do towarzystwa uwielbiała bawić się w projektantkę i przerabiać stare ubrania mamy podług swojego małego artystycznego widzimisię. W efekcie tych dziecięcych inspiracji powstały liczne cuda i dziwadła, których mała Julka nie wstydziła się wtedy nosić, a wręcz przeciwnie – była z nich niesłychanie dumna. Jak to się stało, że w ostatnich latach ta beztroska uciekła?...
Dziewczyna spróbowała przywołać ówczesne muzy. Postanowiła urozmaicić tę firankopodobną sukieneczkę, aby przynajmniej częściowo odwrócić uwagę od jej prostoty oraz prześwitującej golizny. Przede wszystkim spód materiału minimalnie włożyła za gumkę w majtkach i dla pewności dopięła od wewnątrz paroma spinaczami, które znalazła w swojej torbie. Dzięki temu kreacja przybrała zgrabny kształt dzwoneczka, a dodatkowe warstwy zasłoniły dolną część bielizny.
Natchniona przypływem kreatywności zapomniała na moment o stresie. Przeplotła część złotego łańcucha tuż pod biustem, a reszcie pozwoliła luźno zwisać wzdłuż ciała. Zapięcie ramiączka sukienki zakryła broszką w kształcie ptaka. Przywdziała złote bransolety na ręce i kostki, a cały wizerunek dopełniła makijażem, naszyjnikiem z podobizną kruka oraz diademem, który przypięła do włosów cudem znalezioną spinką.
Każdy gest i decyzja przychodziły Julii tak naturalnie, jakby długa przerwa w niezobowiązującej zabawie w tworzenie trwała zaledwie chwilę. Ten nagły przypływ pozytywnych emocji spowodował pewność siebie, której nastolatka dawno nie czuła. Zorientowała się, jak bardzo codzienne decyzje, tak prozaiczne jak chociażby wybór ubrania, były podporządkowywane bezwzględnym opiniom rówieśników. Jak bardzo unikała podejmowania własnych decyzji, jeśli choć trochę różniły się od powszechnie ustalonych wśród młodzieży kanonów. Oraz jak bardzo to było głupie i oczywiste, a tak trudne do zmienienia...
Świece w kandelabrach powoli się wypalały. Sądny moment nadchodził, a Julia coraz bardziej zaczynała się denerwować podczas oczekiwania na Daniela. Niepewnie popatrzyła na białą tabletkę. Czy to zwykły otumaniający proszek, czy może jakiś narkotyk? Musiała zaufać młodemu kapłanowi, bo innego wyjścia, poza oczywiście kompletną kompromitacją wywołaną tremą, nie widziała. Popijała grubą drażetkę mlekiem, kiedy rozległo się pukanie. To już czas.
Sprawdziła prędko swoją ceremonialną kreację, zanim zaprosiła go do środka. Młodzieniec również wyglądał odświętnie. Płaszcz przyozdobił elementami ze złota o ptasich motywach, w ręku zaś trzymał dorównujące mu wysokością berło, którego czubek wieńczyła turkusowa kula wielkości główki lalki, ze stojącym nań pozłacanym krukiem, rozpościerającym skrzydła do lotu. Julia oniemiała pod wpływem tej niespodziewanej dostojności, lecz młodzieniec sprawiał wrażenie jeszcze bardziej zaskoczonego. Wielkie, jasne oczy ze zdumieniem obserwowały zakłopotaną nastolatkę, mierząc ją wzrokiem niemal centymetr po centymetrze. Niezręczna cisza trwała już zbyt długo, toteż dziewczyna podjęła:
– No to... dobrze wyglądam?
– Och. Tak. Bardzo dobrze. – Młody kapłan momentalnie oprzytomniał i wyraźnie oszczędził komplementów, które cisnęły mu się na usta. Pierwszego wrażenia jednak ukryć nie zdołał, co Julia pokwitowała uśmiechem pełnym satysfakcji, chociaż oczywiście wolałaby usłyszeć bardziej wylewną pochwałę swojej spontanicznej kreatywności. – Zarzuć na siebie płaszcz, bo tam, gdzie idziemy, nie jest już tak ciepło. Ach, no i buty... – Zerknął na brązowe kozaki stojące w kącie. Miały niski, płaski obcas i pasowały do zwiewnej sukienki jak wół do karety. – Będziesz musiała je zdjąć, nim usiądziesz na tronie. Miejmy nadzieję, że boczne pochodnie wystarczająco cię ogrzeją...
Przepełnieni niepewnością, niechętnie opuścili komnatę i wyszli na ciemny korytarz blado oświetlany przez nieliczne pochodnie. Chłodny wiatr od razu wywołał dreszcze na gołych nogach Julii. Daniel zamknął drzwi, po czym głęboko westchnął i płasko złożył dłonie. Pochylił głowę i zamknął oczy.
– Najświętsza Aeis, wybacz mi, proszę, to bluźnierstwo – wyszeptał. „Wybaczam” – odruchowo pomyślała Julia, chociaż powaga i poświęcenie, z jakimi młodzieniec podchodził do sytuacji, nie pozostawiały miejsca na żarty.
Nastolatka szła tuż za Danielem, ani na moment nie zwalniając kroku, bowiem zawiłe i wypełnione mrokiem identyczne korytarze co chwila stwarzały idealne okoliczności do zgubienia się. Mijali dziesiątki drzwi i pokonywali tyleż samo schodków, wspinając się coraz wyżej, lecz nie spotkali po drodze nikogo. Z czasem powietrze stawało się coraz mroźniejsze, a napięcie rosło. Młodzieniec wypełniał ciszę, instruując młodą boginię na najbliższe godziny.
– Najpierw wygłosisz przemowę powitalną. To berło jest twoim najważniejszym insygnium, więc koniecznie odzwierciedlij to w swoich gestach. Nie oczekuję oczywiście, że wydobędziesz z niego moc, która spektakularnie potwierdziłaby twoją personifikację... – Ponownie westchnął. – Następnie mianujesz mnie na swojego arcykapłana i rozpocznie się błogosławienie duchownych. To w sumie będzie najprostsza robota. Każdego kapłana po kolei poświęcisz berłem i słowami: „Błogosławię cię, synu mój, słowem prawdy i pokoju.”. Na koniec podniośle podziękujesz i, zakładając, że żadna spadająca z nieba nastolatka nie zakłóci nam ceremonii, będzie po sprawie.
Julia zignorowała te ostatnie słowa.
– Pobłogosławić... każdego z osobna? Jezu, to zajmie wieki!
– Według moich obliczeń zamkniemy się w dwóch godzinach. Spokojnie – odparł twardo.
Julia poczuła przyjemne ciepło. Przechodzili właśnie przez wielką, lekko rozjaśnioną komnatę z malutkimi oknami przy samym suficie, na wysokości przynajmniej kilkunastu metrów. Znajdowały się tutaj wielkie stoły otoczone licznymi krzesłami, regały wypełnione książkami, a na ścianach obficie wisiały zwierzęce skóry, trofea myśliwskie oraz obrazy przedstawiające mityczne sceny. Kluczowe miejsce w komnacie zajmował wielki ceglany kominek, wewnątrz którego ogień płonął żywo. Sala wyglądała na główne miejsce spotkań i codziennego wypoczynku. Julia z żalem podążyła za młodzieńcem, który nie zwalniał tempa ani na chwilę i już przekraczał kolejny próg.
– A dlaczego... ee... dlaczego akurat ciebie mam mianować arcykapłanem? To znaczy, wiem, że jako jedyny mnie tutaj znasz, jeśli możemy to tak określić, ale czy nie jesteś... za młody? – To pytanie nurtowało dziewczynę już od pewnego czasu i chociaż wydawało się trochę bezczelne, nastała teraz idealna okazja, aby je zadać. Daniel w odpowiedzi zaśmiał się pod nosem, a ciemne kosmyki włosów opadły mu na czoło.
– No tak, rozumiem twoje zdziwienie, w końcu na taki zaszczyt trzeba sobie zasłużyć. Widzisz, Julio... Jak już ci wspominałem, podróżuję do tego świata od dłuższego czasu. Obecni starcy pamiętają moje pierwsze odwiedziny z czasów kiedy sami byli jeszcze nastolatkami. Jako że nie znam aktualnie nikogo innego, kto podróżowałby przez portal pod naszą szkołą, stałem się dla tych ludzi kimś więcej niż zwykłym duchownym. Ich stosunek do mnie jest okraszony jakimś dziwnym mistycyzmem. Powoli zapominają o dawnych podróżnikach. Myślą zapewne, że moje powiązanie z drugim światem ma jakiś wpływ na kontakty z tobą. Nie dociekałem, ale i też nie chcę poruszać tego tematu, aby nie nabrali wątpliwości. Dlatego, jeśli sama Aeis ogłosi mnie arcykapłanem, nikt nie powinien zaprotestować, a ja będę miał wyłączne przyzwolenie na towarzyszenie bogini. Szkoda tylko, że nie prawdziwej...
Jak dobrze, że otaczał ich ciemny korytarz, inaczej Daniel na pewno zauważyłby rumieniec, który zagościł na twarzy Julii. Mimo gorzkiego komentarza na końcu, była bardzo rada z jego zapewnienia. Wciąż jednak nie wszystko się zgadzało.
– Daniel... To ile ty masz właściwie lat? – spytała niepewnie. Chłopak uśmiechnął się.
– Fizycznie dziewiętnaście. Nasze ciała starzeją się tutaj w tempie odpowiadającym naszemu światu. Musi minąć wiele lat spędzonych w Ardmorze, aby organizm przystosował się do tutejszego upływu czasu. Więc spokojnie – dodał żartem – te dwa miesiące cię tu nie postarzą.
Julia ponownie się zamyśliła. Mijane korytarze stawały się coraz jaśniejsze, a świst wiatru akompaniował ich rozmowie. Niewątpliwie zbliżali się do celu.
– Czy to znaczy – nastolatka zaczęła ostrożnie – że jakby ludzie z tego świata przeszli do naszego, to postarzeliby się w ciągu kilku dni? – To było takie nieprawdopodobne, że aż logiczne.
– No proszę, dobrze kombinujesz – odparł Daniel, nie kryjąc swojego zdziwienia. – W dodatku tutaj mijałyby lata i po paru tygodniach nie mieliby ani przyjaciół, ani rodzin, do których mogliby wracać. O ile oczywiście dożyliby miesiąca.
W ciągu tego spaceru ich rozmowa przyjmowała coraz mniej oficjalny ton. Nastolatka była rozluźniona i pozytywnie nastawiona do czekających ją zdarzeń. Zastanawiała się, czy odczuwa pierwsze symptomy zażytej wcześniej tabletki, czy może nadal podświadomie traktuje wszystkie zdarzenia jak sen, czy też jest to efekt konwersacji z osobą, która chyba nabierała do niej coraz większego zaufania. Już chciała wziąć oddech, aby zadać kolejne pytanie, kiedy chłód przybrał na sile i dotarli do wielkich drewnianych drzwi. Promienie dziennego światła prześwitywały przez otwory w szczelinach starych desek. Pachniało śniegiem.
– Zapnij płaszcz, wychodzimy na zewnątrz – rzekł młody kapłan, nakładając kaptur, a jego słowa odbiły się echem. Mocnym ruchem otworzył wrota, a białe światło wlało się do pomieszczenia niczym gęsta ciecz, oślepiając dziewczynę. Lekko zachwiała się na nogach. Kiedy oczy przywykły do jasności, Julii ukazał się widok tych samych ruin, które zdążyła już poznać poprzedniego dnia. W biały krajobraz, malowniczo otoczony łańcuchem gór, wtapiały się gęsto pokryte śniegiem czarne budowle, nierówne wieżyczki oraz dziesiątki leżących wokół cegieł i fragmentów muru. Wiał intensywny, mroźny wiatr, który momentalnie zamienił jej nogi w dwa sople lodu, jednak na szczęście przynajmniej już nie padało. Z białego puchu gdzieniegdzie wystawały nagie gałęzie bądź pozostałości po dawno wymarłych drzewach czy krzakach.
Szli do świątyni ścieżką wydeptaną przez setki stóp. Nastolatka miała wrażenie, że minęły długie minuty, odkąd opuścili poprzedni budynek, lecz dzieląca budowle odległość wynosiła zaledwie z pięćdziesiąt metrów. Zaczynało kręcić się jej w głowie, lecz znowu miała wątpliwości; czy jest to efekt nagłych wdechów świeżego powietrza, czy jednak objawy łykniętego proszku? Nie odczuwała również zimna tak dotkliwie, jak się spodziewała.
Kiedy po chwili dotarli pod wrota świątyni, Julia bez emocji wyczekiwała tego, co zaraz miało się wydarzyć. Dzierżąc w dłoni potężne złote berło, miała wrażenie, że faktycznie panuje nad sytuacją. Powróciła niedawna pewność siebie i pojawiło się poczucie nieskończonych możliwości. Tak, uda się. Jeszcze pokaże im wszystkim, jak dobrze wczuwa się w swoją rolę, jak wiarygodną jest boginią. Pokaże Danielowi. Udowodni mu, że potrafi odpłacić za popełnione błędy. Oraz że los zesłał ją tu nie bez powodu.
Oboje przekroczyli próg świątyni. On – przyszły arcykapłan, ona – przyszła bogini.

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania