Aiua

Aiua

I

Spojrzała ostatni raz w lustro, zdmuchnęła płomień świecy i wyszła z łazienki wprost do

swojej sypialni.

Zsunęła z ramion frotowy ciepły szlafrok i równo ułożyła na skraju wielkiego małżeńskiego łoża. Odsunęła róg atłasowej pościeli i poprawiła każdą z trzech poduch.

Drzwi! Drzwi muszą być zamknięte. Włączyła lampkę przy łóżku, podeszła do szklanych drzwi i domknęła je.

Trzy kroki dalej chwyciła za klamkę, sprawdzając czy drzwi sypialni też są dokładnie zamknięte. Wróciła do łoża. Usiadła na skraju, zsunęła nocne łapcie z zimnych stóp i ustawiła je równiutko przy łóżku – piętkami w stronę mebla.

Wzięła do ręki telefon, ustawiła budzik na 5:30 ale po chwili zastanowienia przełączyła na 5:15. Położyła aparat na ładowarce, przekręcając całość tak, aby dioda sygnalizująca ładowanie skryła się za podstawą lampy.

Nogi wsunęła pod pościel i jeszcze siedząc dokładnie okryła je.

Potem ułożyła się na wznak podciągając pościel pod brodę i dokładnie okryła nią swoją szyję. Umościła głowę na poduszce.

Jest na nogach ponad 17 godzin. Zmęczona, ale sen znów nie przychodzi.

Zmęczy wzrok pomyślała.

Uniosła się wyżej na poduchę i sięgnęła po książkę. Cholerka! Książkę zostawiła w salonie.

Nie wyjdzie już z łóżka. Za dużo trudu..

Sięga więc po smartfona. Włącza przeglądarkę internetową. - Coś lekkiego, nie zajmującego – myśli otwierając portal o celebrytach. Przegląda. Już to wszystko wie, jest na czasie. Włącza stronę z wiadomościami – nie! Same złe rzeczy. Śmierci, tragedie :-/

Szuka dalej. Trafia na portal z dowcipnymi komentarzami codzienności. Czyta śmiejąc się czasem, czasem komentując w myśli trafność mema a czasem prostactwo autora.

 

„Historyjka o bożym dniu, dobrze przeżytym przez babę – czy emancypacja to aby na pewno dobra rzecz...”

__Baba wstała skoro świt.

__Ubrała łacha i pobiegła krowę wydoić.

__Z kanką mleka do domu wróciła.

__Smażyć placki na śniadanie zaczęła. Mleko ugotowała.

__Obudziła chłopa i dziatwę, jeść dała i malców do szkoły wyprawiła.

__Chłopu żarło do roboty przygotowała i pobłogosławiła na dobry dzień ciężkiej pracy.

__Zostawszy samej, zasiadła do stołu i resztki po rodzinie pozjadała.

__Zebrała statki i pomyła.

__Czas trzódkę nakarmić – pomyślała i na pole wyszła.

__Dała jeść gąskom i kurkom. Krówkę napoiła i na świeżą trawkę zawiodła.

__Konika zgrzebłem wyczesała, owsa posypała.

__Kapusta zarosła – opielić trzeba pomyślała, więc schyliła się baba i źdźbła pierzu wyrywać poczęła, w duchu modlitwę do Boga swojego prawiąc.

__Gdy słońce w zenicie, baba z trzaskiem krzyża się wyprostowała i poszła krówkę wydoić, drobiu podsypać i konika dojrzeć.

__Po obrządku czas na ważenie strawy, bo dziatwa ze szkoły powróci.

__Berze więc baba mąki worek i cuda czyni. Chleba powszedniego do pieca, kluchów do gara.

__Tu się piecze, tam waży. Czasu marnować nie może, więc łachy zbiera, do balii wody nalewa i tarkować zaczyna.

__Wywiesiła łachy w słońcu na płocie i w garze zamieszać pobiegła.

__Drwa podłożyła. Do pieca zajrzała.

__Zdać by się grzybków, co wczoraj nazbierała, wysuszyć po chlebku. Ale mało trochę, więc biegiem

w zagajnik, co opodal rośnie. Kilka dorodnych znalazła. Wróciła, oczyściła, pokroiła i do pieca z resztą wsadza, chlebek wcześniej rumiany wyjmując.

__Dziatwa głodna wróciła, więc baba kluchy daje przódy modlitwę prawiąc.

__Posiliła się baba z najmłodszymi, po czym statki pozbierała, pomyła i doglądać dzieciarnie gdy kaligrafię zadaną pisać będzie. To pokazała, tam poprawiła, średniemu ścierą przylała, bo bazgrze jak kura pazurem.

__Wtem chłop zmęczony ciężką robotą powrócił, to baba w te pędy kluchy odgrzała, słoninką okrasiła (jak chłop lubi). Chłop posilony gorzałki się dopominał, więc baba pierwej popyskować musiała lecz później napitek staremu dała.

__Słońce żegnać się poczęło, więc baba pobiegła ptaszyska do kojca zagonić, konika napoić, krówkę z pola sprowadzić, wydoić i na noc żarcia podsypać.

__Ciemno się robi, w dzwony biją, więc na majówkę baba się spieszy. Pobiegła, by z kumami Bogu oddać co boskie.

__Wróciła nocą już ciemną a w chałupie wszystkie głodne!

__Baba szybciutko więc chleb kroi, mleka nalewa by swój dobytek nakarmić. Dziatwa pojadła, staremu jeszcze gorzałki polała i sama do stołu przysiadła. Niedojedzone pozjadała, statki pozbierała i pomyła.

__Wody naznosiła, przygrzewać poczęła, co by dziatwę do szkoły na jutro pomyć.

__Po myciu do spania nagoniła, chłopu gorzałki podlała.

__Drwa do pieca przyniosła, co by rankiem mleka nagotować mogła.

__Swe zmęczone ciało w misce opłukała, wodę uprzątnęła i koszulinę, co ją od matki w posagu dostała, na noc przywdziała.

__Świecę zagasiła, na posłaniu legła, pierzyną się okryła i pacierz zmówiła, aby Bogu podziękować za dary jego, za dziatwę zdrową, chłopa co nie bije za często, za dzień dobry, za szczęście swoje. Przysypia już baba, sen sprawiedliwy obejmować ją zaczyna. Jej ciało zmęczone, lecz duch radosny, bo dzień boży dobrze spełniony...

 

__W tem: Łoo maaatko! - zrywa się baba przerażona: jeszcze przecie chłopa żem wyr..ać zapomniała!

 

Aż parsknęła (dobrze, że nikt tego nie widział), nawet w głos śmiać się zaczęła.

Dobre! - powiedziała sama do siebie.

Odłożyła smartfona (diodę ładowania chowając), zgasiła lampę i ułożyła się na boku kładąc głowę na mniejszej z poduch, a tę większą układając tak, że okrywała tył jej głowy i ramiona.

Podciągnęła nogi a zimne dłonie (czemu ciągle mam zimne dłonie??) pomiędzy uda schowała. Kurczę, ta historyjka trochę o mnie jest – pomyślała oczy przymykając. Tylko, że „chłopa wy..ać” nie może, bo na kontrakcie kilka tysięcy kilometrów dalej jest.

Brzydkie to słowo. Ale w tej historyjce idealnie wpasowane ;-) Ona takich nie używa. W ogóle jest, hyym, poprawna? Jaka jestem? Ułożona. To chyba odpowiednie określenie jej osoby. Jest zorganizowana, zdyscyplinowana (względem siebie i tego co robi), miła, uczynna, pracowita...

- To jest o mnie...:-(

Była z koleżankami na babskim wieczorze. W sobotę. To jedyny dzień, nie dzień - wieczór, gdy może mieć chwilkę relaksu. Paplały sobie i popijały. To znaczy jej koleżanki. Ona nie lubi alkoholu.

Może chciałaby nawet ale jakoś nie smakuje jej... Nigdy nic nie robiła co nie wypadało. Mama ją ukształtowała. I bardzo dobrze. Jest spełniona dzięki temu. Ma wspaniały dom, ba(!) - rezydencję. Dwa lata projektowania, potem nadzorowanie budowy i w końcu satysfakcjonująca, aczkolwiek wielce radosna praca z dekoratorami. Nauczyła się nawet jak prawidłowo powinna być robiona termoizolacja! Do wszystkiego podchodzi pragmatycznie. Dzięki temu udało jej się wyłapać błąd w obsadzeniu witryny na taras. I to pomimo, że wynajęli najlepszą firmę budowlaną. Nadzorujący inspektor powiedział, że „nie zauważył”... Co za fachowcy! Jak można tak podchodzić do swojej pracy!? Jej nikt nie musi kontrolować, sprawdzać. Swoją pracę wykonuje jak należy. Czemu inni nie postępują w ten sposób..? W najbliższą sobotę zajmie się ogrodem. Trzeba zaplanować, nauczyć się o roślinach: które można w tej glebie; jaka jest ta gleba? Gdzieś musi ją zbadać, potem dobrać rośliny, skomponować; pewnie niektóre mogą rosnąć w towarzystwie innych a inne nie..

W trakcje budowy przestała ufać w kompetencje wykonawców. Aby pracować z ogrodnikami, też musi nabyć wiedzy fachowej. Nie ma sprawy. Poczyta, dowie się. Potem będzie mogła we właściwy sposób nadzorować budowę swojego małego raju.

Do tego mąż prosił ja, aby samodzielnie wybrała technologię parkingu dla gości i podjazdów do garaży – skoro projektuje ogród to i podjazdy, bo powinny być spójne: może jakieś płyty kamienne lub drewno? A podjazd klasyczny z kruszywa? Ona wolałaby trawniki. Wie, że to nie jest praktyczne. Ale czemu trzeba wszystko wokół betonować, utwardzać, poprawiać? Widziała gdzieś taki parking zrobiony z jakiś plastikowych kratek wypełnionych kruszywem – ciekawe czy można zamiast kruszywa wypełnić ziemią i zasiać w tym trawę – musi to sprawdzić, poczytać. A w ogrodzie pewnie zupełnie zrezygnuje z utwardzanych ścieżek. Wszystkiego musi się dowiedzieć, przemyśleć, wybrać, zadecydować. Mąż nakłada na nią wielką odpowiedzialność, chyba też nadzieję. To ją napawa dumą. On wie, że ona wywiąże się z tego zadania na pięć+.

Mąż..

Jej kochany mąż. Pisała z nim kilka minut przez internet. Czasami uda się użyć video – łącza, ale nie zawsze. Muszą być dobre warunki atmosferyczne. Coś z chmurami i satelitami.

On ciężko pracuje. Jeszcze ciężej niż ona. Wszystko dla ich wspólnej przyszłości.

W trzy lata osiągnęli wiele. Mają już swój piękny dom! Bez hipotek, kredytów. Wszystko z własnej ciężkiej pracy. Oboje wiedzieli czego chcą. Mają wszytko zaplanowane. Domu też nie chcieli kupować gotowego – mieli własną, dopracowaną wizję. Teraz ją realizują. Dobrali się. Oboje są pracowici i ..pragmatyczni. Tylko, że przez to rzadko się widują :-(

Może to i dobrze. Nie kłócą się (jak jej koleżanki), mogą naprawdę zatęsknić za sobą. A gdy już mają te kilka tygodni (pomiędzy kontraktami męża) dla siebie, to, to.. To jakoś tak..

Odsunęła tę myśl od siebie. Tego nie należy rozważać przed snem.

Są jednością. Jej jedyną miłością. Jej pierwszym. I jedynym.

Znają się od liceum. Byli parą 6 lat, gdy się oświadczył. To naturalne – pragnęła tego.

Potem ślub i budowanie wspólnej przyszłości. A budować można tylko ciężką pracą.

Co mówiła Amy...? Pytały się jej, jak przeżywa rozstanie. Kolejne, ale ona miała wielu chłopaków. Tylko, że tym razem jakoś źle wyglądała po tym rozstaniu. Jakaś taka przygnębiona. Chyba naprawdę liczyła na coś poważnego.

Zazdrościła jej troszkę. Znały się od dziecka. Właściwie przyjaźniły. Tylko, że są zupełnie różne. Chociaż nie fizycznie. Raczej wyglądają ja siostry. Obie wysokie, delikatne brunetki. Zgrabne. Pomimo, że niebawem wchodzą w 3 dekadę życia, nie muszą katować się na fitnesach.. Niektóre koleżanki mówią, że zazdroszczą im takich genów. Płaskie brzuchy, smukłe nogi.

Faktycznie, nie jest źle – pomyślała. Ale Amy jest piękna, ja raczej zwykła..? Ona ma jakaś taką... Taki blask w sobie.

Chłopcy zawsze uganiali się za nią. Ona zawsze przebierała w nich jak chciała. Czasem opowiadała...

Nie zgadzała (zgadza?) się z jej stylem życia, aczkolwiek nigdy nie potępiała. W jej świecie jest jeden mężczyzna. Jeden na całe życie. Życie może być szczęśliwe tylko wtedy, gdy jest się z tym jednym, jedynym.

Amy chyba też by tak chciała. To by tłumaczyło jej „dziwny” stan po ostatnim „narzeczonym”. Trzy miesiące była nie do życia. Ale chyba jej przechodzi.

Chociaż mówiła, że na razie robi sobie przerwę z facetami.

Co powiedziała? Że daje radę. Hi, hi. Uniosła wtedy dłoń i powiedziała, że ta zawsze ją pocieszy.. ;-)

Taka jest Amy.

Ona nie robiła takich rzeczy. To nie wypada.

A gdy się zdarzało, to była potem wiele dni zła na siebie.

Mąż powinien wystarczać, pomyślała i mimowolnie ścisnęła uda.

Śnie przyjdź wreszcie...

 

Dlaczego nie może usnąć. Co za dziwaczne myśli ja ogarniają. Co ją obchodzi życie erotyczne Amy.

Pomyślała, że powinna wyjąć dłonie spomiędzy ud – już są ciepłe. Zostawiając je tam, będzie kusić swoje ciało.

A wystarczyłoby aby w końcu zmógł ja sen.

Może wziąć tabletkę nasenną? Znów? W jej wieku faszerować się prochami, bo po 17 godzinnym dniu nie może zasnąć?? NIE!

Nie myśl, nie analizuj. Pozwól odpłynąć myślom.

Gdyby był jej mąż. Przytuliłaby się..

Może by ją objął..

Przygarnął..

Ohh.

Nie może myśleć w ten sposób.

Jej mąż, gdy przyjeżdża, jest taki, taki wyposzczony, hihi.

Ale..

Znów ale!

Nie kochają się zbyt często. Nawet gdy nie widzą się pół roku. Wcale nie potrzebują.

Seks nie jest taki niezbędny. Być może nawet jest przereklamowany...

Oj! - Sama na siebie skrzywiła się w myśli. - Mam mokrą pidżamę :-(

To nie dopuszczalne! Powinnam użyć wkładki higienicznej. Wtedy moje dłonie nie były bu tak blisko, nie spowodowały by tego stanu. Nie, to nie dłonie – to mój umysł.

Te poplątane myśli zamiast snu.

Iglaki czy kwiaty? Jak ma urządzić swój ogród? Może duży trawnik i gdzieniegdzie rabaty z kwiatami? Nie, to takie przaśne. Zrobi zielony ogród. Przycinane iglaki i bonsai'e. Tak. Bonsai to dobry pomysł. Będzie sterylnie. Tak jak lubi.

Ohh..

W jej umyśle przebiła się świadomość, że gdyby (tak niechcący) przekręciła lekko swoją prawą dłoń, to jej grzbiet wpasowałby się pomiędzy...

FUJ!

Nie wolno tak!

Nie, nie, nie!

Umiem się kontrolować!

Uniosła się na łóżku. Sięgnęła do telefonu aby zobaczyć godzinę.

FUCK!

0:13

Ma 5 godzin snu. Leży, nie mogąc zasnąć od półtorej godziny.

I do tego zaklęła :-(

Nie ma wyjścia – nie rozchodzi tego.

Zsunęła szorty od pidżamy, niedbale rzuciwszy je na podłogę.

Wsunęła się po uszy pod kołderkę, rozchyliła swoje chude uda i powoli zjechała dłonią w dół. Świat realny zaczął znikać.

Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.

Silna, lecz nad wyraz delikatna dłoń osuwała się po jej płaskim brzuszku powodując drżenie całego ciała.

Tak, możesz tam zejść mój uroczy Nieznajomy...

Pierwsza fala uderzyła znienacka, wyginając ciało dziewczyny w łuk, uwięziwszy jej dłoń pomiędzy mocno zaciśniętymi udami. Druga fala spowodowała, że nie mogła już dalej zaciskać ust i głośny jęk rozkoszy wydobył się z jej ust.

Skuliła się, całkowicie poddając się działaniu orgazmu.

Jej dłoń pozostała w uwięzi ud.

Drżała jeszcze wielokrotnie, gdy echo rozkoszy powracało, przeganiając doszczętnie podłe napięcie.

 

Sen objął ją cudowną głębią.

Jej Aiua od razu powędrowała w stronę tamtego świata. Organizm wszedł w fazę głębokiego snu, jakby zupełnie pomijając stan czuwania. Jej mózg przyjął rytmikę theta. Ciało zajmowało się wyłącznie zapewnieniem tlenu swoim komórkom. I to w trybie „stand-by”. Nawet funkcje metaboliczne zostały spowolnione. Jakby wyścigowy bolid, w czasie morderczego wyścigu życia został na chwilę porzucony przez kierowcę. Jakby ten kierowca zupełnie bez konsekwencji zatrzymał maszynę, wyszedł i przeszedł na równoległy tor, wsiadając w identyczny bolid, jednak na zupełnie innej pętli...

Nie był to identyczny świat. Na początku była tylko ona. Doskonale fizyczna, ona sama jedyna. Z każda doskonałością i nie doskonałością jej ciała. Była świadoma swego organizmu tak, jak jest jego świadoma w świece realnym(?) Możliwe, że ten świat jest równie realny jak.. jak pierwszy? Tyle, że świat(2) nie miał konturów, chyba też czasu. Był ...zamglony? Jakby w budowie.

Mimo to nie bała się go. Nie czuła też żadnej przejmującej pustki czy samotności. Raczej jakby to był jej tajemniczy pokój w domu jej życia, gdzie tylko ona bywała, gdzie tylko ona decydowała o kolorze ścian. Tak było. Wiele razy przybywała do swojego pokoju i była. Bez czasu i zarysowanej przestrzeni. Była. I było jej tam dobrze. Ale zapragnęła. Tak było. Nie jest. Coś zaczęło się zmieniać. Jej turkusowy świat zaczął naciekać czerwienią? Nie była to jej czerwień. Jakby ktoś jeszcze uczestniczył w malowaniu tego pokoju.

Zaczęła wyczuwać też obecność. Nie, niezidentyfikowaną – obecność bytu obdarzonego Aiua. Osoby. Drugiej osoby. Czy tego właśnie zapragnęła?

Wcale się nie bała. Była ciekawa kto jeszcze znalazł wejście do jej pokoju. Pomyślała, że mogłaby porozmawiać z tą osobą stojąc nad brzegiem oceanu. Wtedy właśnie jakby poczuła bryzę. Nie miała pewności, ale jakby mgła tego świata(2) lekko rozrzedziła się. Ciekawość skierowała ją w tamtą stronę. Zaczęła iść. Bez lęku. Bez bojaźni. Szła. Czuła, i była prawie pewna, że słyszy coraz wyraźniej szum fal. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że pod bosymi stopami czuje piasek plaży. Nie nic, jak wcześniej, prawdziwy piasek. Zatrzymała się, przykucnęła próbując dostrzec to, po czym stąpała. Mgła ustępowała powoli. Wytężała wzrok. Była prawie pewna, że stąpa bo białym, drobnoziarnistym, mokrym piasku. Położyła dłoń. Tak. To na pewno piasek. Wtedy dostrzegła. Wyprostowała się. Stała na nieskończenie długiej, białej - jak z folderów biura podróży – plaży.

Turkusowe fale zalewały biały drobny piach. Pomyślała, że ocean powinien być raczej błękitny. Przecież jest? Wpatrywała się w fale. Są błękitne! Nie turkusowe, błękitne. Może ta to mgła - pomyślała. Prze tę mgłę wydawało się, że to turkus. Teraz widzi dokładnie. To cudownie błękitne fale wlewające się na cudownie białą plaże. Ciekawe gdzie jestem? Wygląda jak mała tropikalna wyspa z folderu z egzotycznymi podróżami. Tylko tam, przy takiej plaży rosną pochylone palmy. Spojrzała w bok. Ojj. Jak mogłam ich nie zauważyć. Uśmiechnęła się do siebie. Piękne! Jak z folderu... A ptaki? Nie ma tu ptaków? Usłyszała z daleka krzyk papugi. Coś zatrzepotało w liściach palmy rosnącej nieopodal miejsca w którym stała. Są. Teraz słyszy doskonale. Dziesiątki, może setki cudownych odgłosów egotycznych ptaszysków. Rajska wyspa – pomyślała. Tylko czemu niebo jest turkusowe? Spojrzała w górę. Powinno być błękitne, z białymi obłoczkami gdzieniegdzie. Jakby na jej życzenie niebo przybrało odcień błękitu. Pojawił się obłoczek, gdzieś dalej drugi. Rozumiem. Mam ten dziwny rodzaj snu, w którym jestem świadoma. Jestem Autorem! To fantastyczne! :-) Muszę coś o tym poczytać – pomyślała.

Skoro tak, to jednak chce turkusowe niebo! I tak niebo stało się turkusowe :-)

Chmurki, dlaczego chcą być czerwone? Bądźcie białe! Wypowiedziała życzenie. Stały się białe. Po chwili jednak znów zaczęły pojawiać się jakby smugi czerwieni. Jak przy zachodzie słońca. Słonce. Gdzie jest słońce? Ahh. Oczywiście. Zachodzi nad oceanem. Jak pięknie!!

Tyle, że to nie ona wymyśliła zachód słońca. To musiała uczynić ...ta druga Osoba? Aż dreszcz ją przeszył. Była ciekawa, kim jest. Domyślała się, że ta Osoba też poznała umiejętność malowania jej (ich?) świata.

Popatrzyła wzdłuż plaży. Pewnie będzie szła brzegiem, jak ona. Może tutaj na nią poczekać. Może

 

wyjść na przeciw? Rozmyślała nad tym.

Ruszyła przed siebie. Szła i szła. Długo dość. Pojawił się czas? Tak. Potrafi wyczuć, czy coś trawa. W oddali zamajaczyła falująca postać. Jak miraż na pustyni. Ucieszyła się. Była już pewna. To osoba, druga Osoba w tym świecie. Chciała przyśpieszyć kroku. Ale po co. Może tutaj mogę kontrolować też czas? Niech trwa. Szła brzegiem. Powoli. Napawając się wilgotnym piaskiem pod stopami. Tamta Osoba też szła. Wydaje się, że się zbliżają. Musi być jednak daleko, bo ciągle faluje. Czasami wchodziła w fale. To wspaniałe uczucie, gdy rozbryzgiwały o jej nogi. Osoba zbliżała się. Wydaje się, że dostrzega jej kroki. Osoba, jak ona, nie spieszy się. Idzie. Ona idzie. Ogarnia ja podniecenie na to spotkanie. Kim jest osoba mająca „prawa admina” w jej świecie(2)? Jest już blisko. Widać jak fale rozbijają się o nogi Osoby. Nie może jednak dostrzec rysów. Wydaje się, że to mężczyzna. Ale nie widzi dokładnie. Jakby osoba była falującą, rozmytą postacią. Dziwaczne. Jeszcze kilkanaście kroków. Wpatruje się. W ten sposób poruszają się faceci. Jest pewna. Jednak nie dostrzega konturów. Dziesięć kroków. Sześć. Dwa. Stają przeciw siebie. Próbuje dostrzec twarz. Osoba jednak ...faluje. Jakby wiele twarzy przemieniało się płynnie. Wpatruje się, szuka rysów. Jest na pewno mężczyzną. Sylwetka jest wyraźniejsza niż twarz. Jest od niej wyższy o głowę. Szukając twarzy musi unosić wzrok. A On wciąż faluje.

Kim jesteś?

Chyba próbuje mówić do niej. Ale ona słyszy tylko jakby ..śpiew? Nie melodyczny. Taki nie wyartykułowany. Ludzki, acz inny. Na pewno śpiew. Ona też mówi. Pyta, kim jest On. On też chyba jej nie rozumie. Rękoma pokazuje na siebie i „śpiewa” Ona chce powtórzyć, ale nie potrafi zidentyfikować poprawnie tych dźwięków. Wiele razy On próbuje powiedzieć swoje imię, i za każdym razem inne dźwięki wydobywa. W końcu ona sięga ręką i dotyka jego ramienia.

Jakże dziwne uczucie. On aż przestał mówić. Ona wyraźnie poczuła skórę. Ciepłą, delikatną skórę okalającą silny mięsień trójgłowy ramienia. Jakże konkretne doznanie!! Falująca postać, niemożliwe do zrozumienia dźwięki mowy (śpiewu?) i w całkowitym kontraście: doskonale identyfikujące uczucie dotyku!

Była tak zaskoczona, że zaczęła Osobę głaskać. Osoba sięgnęła do jej twarzy. Poczuła na policzku delikatny dotyk jego palców. Tak. Wyrazisty dotyk. Poczuła palce męskiej dłoni przesuwające po jej policzku. Aż dostała gęsiej skórki. Zaczęli „oglądać” się dotykiem. Zrozumiała, że dla niego jest tak samo falująca, jak on dla niej. Dotyk był ich jedynym wspólnym językiem. Przybliżyła się, musiała unieść się na palcach aby sięgnąć jego twarzy. Przesuwała po niej dłońmi czytając jego rysy, zupełnie jak robią to osoby niedowidzące. On też przesuwał swymi dłońmi po jej twarzy. Czytał ją, jak ona czytała jego. Dotykał policzków, ust, uszu i nosa. Wkładał ręce w jej włosy, Ona czytała go podobnie. Miał silnie uwydatnioną szczękę, pociągłą twarz i wysokie czoło. Na głowie wyczuła burzę włosów. Usta z wyczuwalnymi pod jej palcami wargami. Czytała dalej, z każdym dotykiem pewna bardziej, że On wygląda jak wcielenie Adonis'a. Jakby żywcem wyjęty z jej wyobrażenia o ulubieńcu Afrodyty.

Poczuła jego dłonie na ramionach. „Oglądał” jej rękę. Dotykał, gładził. Jakby czytał każdą jej komórkę, jakgdyby była napisana Braille'em. Przesunął ręce na jej ramiona, obojczyki, szyję potem piersi. Zdała sobie sprawę że jest naga. Nie myślała wcześniej o tym. Nie przeszkadzało jej to. Czuła się doskonale wolna. Jednak dotyk Osoby sprawił całkiem przyziemną reakcję. Poczuła

się ...podniecona. Zupełnie fizyczne, jak i emocjonalnie. On musiał mieć podobne doznania, bo przestał „czytać” jej ciało. Zaczął wyraźnie ją pieścić. Zrobiła krok. Przylgnęła do niego. Objął ja ramieniem i przygarnął, jakby byli bliscy sobie od wielu lat. Jakby byli kochankami. Odwrócił ja plecami do siebie, objął lewym ramieniem, a dłoń prawej położył na jej płaskim brzuchu.

Zaczął powoli schodzić niżej.

Czy tym językiem będą się komunikować? Czy są tak bardzo inni, że to ich jedyny wspólny mianownik?

Tak, możesz tam zejść mój uroczy Nieznajomy...

 

II

Lubił czerwień. Nie ma pojęcia dlaczego. Lubił. Jego świat ze snu był właśnie czerwony.

Trochę jak powierzchnia Marsa. Ale wcześniejsza, taka z oceanami, może roślinami. Wierzył, że zanim planeta utraciła atmosferę było tam życie. Może nawet fauna. Może jakaś inteligencja. Frapowało go to. Dlatego też, od dzieciństwa, gdy tylko poznał „Lucid dream" światy, które tworzył były czerwone. Wiele lat bawił się tym. To było jego lustro. Jego królicza nora.

Nigdy nie pragnął tam nikogo. To były tylko jego światy.

Kiedyś jednak, kilka lat po swoim rozwodzie ( o ile ma to jakiekolwiek znaczenie – może ma, bo zaczął być naprawdę samotny) zaczął dopuszczać możliwość „wykreowania” w tym sowim świecie (2) jakieś bratniej duszy. Nie był jakoś specjalnie atrakcyjny – tego był świadom. Nie odstraszał też kobiet. Był dość zwykłym facetem. Jednak świat w śnie świadomym podlegał jego prawom. Mógł więc robić, co tylko zechciał. Dlatego też zaczął tworzyć Ją.

Dziwnie to wyglądało. Nigdy nie miał żadnym problemów z kreacją. Tym razem zamiast przywołać do życia Ją, świat(2) zaczął się po prostu zmieniać. Najpierw pojawiły się zielone (niebieskie) „naleciałości”. Co to za kolor do kurwy nędzy?! Coś pomiędzy. Niechaj będzie: niebiesko-zielonym. Nie potrafił go zamalować. Chwilkę jego świat(2) był czerwony jak zawsze, a potem znów te niebiesko-zielone mazaje.

To była pierwsza zmiana.

Później pojawiły się kolejne: piasek. Tak, mokry biały piasek. Fakt, lubił taki na plażach. Ale czemu biały? On wolałby pomarańczowy. I ten ocean. Był w jego świecie ocean, ale w odcieniach czerwieni – jak wszystko. Potem pojawiły się palmy!! Prawdziwe, ziemskie palmy!! Co jest?? Na Marsie mogły być wielkie rośliny na brzegu oceanu, coś w rodzaju paprociowatych, może sekwoi – ale nie palmy!

Nie potrafił tego wyłączyć. Nie miął pojęcia dlaczego. To wszystko rozpoczęło się, gdy „zawezwał” Ją. Może to faktycznie jest nie świadomy sen a raczej coś w rodzaju OOBE?

Jeśli tak, to w tym dziwnym świecie nie ma całkowitego prawa kreacji. Czyżby??

Czy to możliwe?? W sowich snach był Panem i Władcą. Raczej nie wierzył w podróże poza ciałem. Jednak to wyglądało jak podróż do świata astralnego, gdzie, gdzie przebywa ktoś jeszcze??!!

OK – nie będę przeszkadzał. W końcu sam wezwałem tę osobę.

Postanowił, że następnym razem nie będzie walczył. Że da się ponieść nieznanemu. Zobaczy co z tego wyjdzie.

Przygotował się jak zwykle. Po treningu i prysznicu poczytał książkę, zmęczył wzrok i oddał się w ramiona LD. Kilka chwil, i... Stał na plaży. Kurde, prawdziwej plaży! Spróbował zmienić kolor nieba na czerwony, ale nie udało się – ok, miał nie ingerować. Po chwili niebo przybrało odcień zachodzącego słońca. Z czerwonymi odcieniami. Taki realny, prawdziwy zachód. Odwrócił się. Faktycznie. Za jego plecami, nieco w kierunku oceanu zachodziło słońce. Ładnie – pomyślał. Potem usłyszał ptaki. Ptaki gdzieś w koronach palm rosnących przy plaży. OK. Dajmy się ponieść. Jeszcze nigdy nie miał do czynienia z kreacją inną, niż swoja.

Pójdę tam.

Coś mnie tam ciągnie.

Szedł wzdłuż tej rajskiej(?) plaży?

To jak z folderu - pomyślał.

Szedł

W oddali ujrzał. Tak, Osobę.

Też szła. Spokojnym krokiem. Bawiąc się uderzającymi weń falami.

Szedł. Nie śpiesząc się. Ciekaw.

To dziewczyna! - pomyślał.

Zapewne piękna. Może uda mu się ja ukształtować??

Dwudziestoletnia, wysoka, delikatna. Z dużym biustem, wielkimi oczami o falujących, kruczo- czarnych włosach do pasa.

A co!

Jego świat(2) ;)

 

Szedł stąpając po mokrym, białym piasku, (wcale nie jego autorstwa), ku tajemniczej postaci. Widział ją. „Falowała” jak w strugach gorącego powietrza. Szedł wpatrzony, powtarzając jak mantrę: Dwudziestolatka, delikatna brunetka z pięknym biustem...

Idąc w jej kierunku próbował skupić się i wpłynąć na jej wygląd. Wiedział, że ma ograniczone „prawa” w tym świecie, lecz czemuż miałby nie próbować. Z niebem się prawie udało. Wyszedł zachód słońca ale w końcu zbudowany z czerwieni. Może i teraz uda się;-)

Z każdym krokiem miał większą nadzieję. Sylwetka, którą widział przed sobą wyglądała na bardzo delikatnej budowy dziewczę. Tylko czemu „falowała”? Gdy był daleko, sądził że to efekt unoszenia się gorącego powietrza – jak fatamorgana na pustyni czy rozgrzanej autostradzie. Tyle, że piasek był dość ...zimny? To prawo fizyczne nie powinno działać na mokrej plaży. Ale to świat w jego głowie – nie muszą działać dokładnie takie same prawidła co w prawdziwym świecie.

Kilkadziesiąt kroków. Ona jest ...rozmazana??

Szedł i wpatrywał się. Tak. Ta osoba nie była wyrazista: była „rozmazanym” falującym wyobrażeniem.

Posmutniał. Tak się starał :-(

Byli coraz bliżej. W końcu przystanął. I ona przystanęła. Patrzyli się na siebie(?).

Nigdy nie spotkał jeszcze nikogo w tym świecie(2).

David – powiedział.

Jestem David.

Ona „zaśpiewała”. Nie zrozumiał jej.

Jestem David, powiedział wskazując rękoma ku sobie.

Znów te dźwięki. Dziwne. Ale nie bardzo, w tym świecie nie ma prawa niczemu się dziwić. Próbował jakoś skojarzyć dźwięki płynące od dziewczyny. Nie miały składni. Nawet gdy powtarzała swoje imię (tak pomyślał, bo jak on wskazywała na siebie), za każdym razem do jego uszu docierał zupełnie inny zestaw dźwięków.

Dotknęła go. Tak nagle poczuł prawdziwy dotyk, prawdziwej dłoni dziewczyny, że aż zaniemówił. Po chwili sam sięgnął dłonią do jej falującej twarzy.

Drugi raz doznał zaskoczenia.

Poczuł bardzo wyraziście policzek dziewczyny.

Jakże nierealne doznanie. Cała jej postać wyglądała jak, jak duch?

Ale gdy ją dotykał, gdy zamknął oczy i ja dotykał był w stanie dokładnie sobie ją wyobrazić! Począł sprawdzać jej rysy. Cóż za delikatna twarz! Usta, nawet nosek. I cudowne w dotyku gęste, długie włosy. Bawił się nimi, zachwycał się. Położył dłonie na jej ramionach. Ochh. Chyba jednak ma jakiś wpływ na kreowanie tego świta – uśmiechnął się do siebie. Delikatna skóra, wystające obojczyki, i długa szyja. To „moja” dziewczyna – dziewczyna z marzeń...

Nie byłby facetem, gdyby nie zechciał „sprawdzić” reszty (swego?) dzieła.

Objął dłońmi jej piersi. Znów zadowolony uśmiechnął się do siebie.

Jednak. To wciąż jego świat:-)

Kreuje co chce! Nigdy nie tworzył tutaj Osób, więc możliwe, że „rozmycie” jest kwestią do dopracowania. To co czół pod swymi dłońmi dawało taką nadzieję. To była Ona – taka, jaką chciał. Delikatna, z pięknym biustem brunetka. Na pewno brunetka, gdyż w jej „rozmyciu” widać było czarne „pasma”, właśnie jakby długich, gęstych, czarnych włosów.

Skoro jest tą, którą chciał stworzyć...

Bezceremonialnie zaczął pieścić jej kształtny biust.

Nie protestowała - więcej, pod wpływem jego dotyku stała się jakby uległa. Wtuliła się w niego. On objął ją ramieniem. Poczuł na sobie jej delikatne ciało. Gdy miał zamknięte oczy była taka realna...

Obrócił ją, przylegając sobą do jej pleców.

Obejmował Ją, a jego dłonie gładziły jej płaski brzuch.

Poczuł się podniecony. Podniecony jak młodzieniaszek pierwszy raz dotykający ciała koleżanki. Napawał się.

 

Palcami wielbił jej skórę. Czół, że Ona jest głodna jego pieszczot. Pragnął dać jej więcej. Jego ręka zaczęła schodzić niżej...

Trwało to miesiącami (liczonymi w świecie realnym). W ich świecie(2) czas już był, ale nie zawsze płynął jak w rzeczywistości(1). Często nie potrafili określić jego upływu, jakby Chronos nie był w tym świecie(2) bogiem.

Wiele tych spotkań było jak piękne sny.

Spotykali się, i obcowali..

Jedynym ich wspólnym językiem był dotyk. Rozmawiali więc w tym języku.

Było to tak realne, że każde z nich żyło jakby w podwójnym życiu. Jakby mieli potajemnych kochanków, o których nikt z ich „zwykłego” życia nie miał najmniejszego pojęcia. Żyli normalnie. Wypełniali swoje obowiązki. Funkcjonowali w społeczeństwie. Może nie aż tak intensywnie jak kiedyś...

Ona zawsze miała mało czasu, więc właściwie nic się nie zmieniło. Stare priorytety pozostały. Praca, praca, i praca. Tylko dom (jej gniazdko) nie był już taki ważny. Okazało się, że to tylko materiały, faktury, barwy i zapachy. Nawet ogród. Przyłożyła się. Wykonała solidną pracę. Był piękny. Ale.. Po co on jej? Nie miała czasu się nim nacieszyć.

Jej mąż był geologiem. Zajmował się wyszukiwaniem ród metali. Korzystali z tego. Wiedzieli zawczasu w którą spółkę zainwestować. To przysporzyło im sporego majątku. Zdecydowali, że ona porzuci pracę naukową i będzie nadzorować ich biznes. Uradzili, że zainwestują w zdolnych z pomysłami. Tak powstał ich inkubator. Zaangażowała się. Miała intuicję. Szósty zmysł. Nie znała się w większości przypadków na tym, co jej młodzi przedsiębiorcy proponowali – znała się jednak na ludziach. Potrafiła ocenić (bardzo skutecznie) czy ten konkretny człowiek przy wsparciu jej firmy osiągnie sukces (i zysk). Do tej pory miała szczęście – nigdy intuicja jej nie zawiodła.

Na początku były to małe projekty. Pomagała młodym ludziom, którym się chce. Dziewczynie, która projektowała i szyła cudowne wdzianka; młodym chłopcom, którzy marzyli o własnym barze z kanapkami ze zdrowej żywności; grupie pasjonatów motoryzacyjnych, którzy chcieli mieć wyposażony garaż, aby tuningować kultowe auta, oraz wiele małych biznesików. Niektóre funkcjonują stabilnie, przysparzając właścicielom (oraz jej inkubatorowi) stabilnych dochodów. Są też perełki, które osiągnęły poważny sukces (i poważne zyski) – np. Zdolna dziewczyna od ciuszków wykreowała markę, którą pokochały międzynarodowe młode celebrytki! To wszystko wymagało jednak od niej wielkiej ilości pracy. Ciągłe telefony, spotkania. Wile rozmów, burz mózgów, rozmyślań i analiz. Ale dała radę. Dorobiła się też całkiem sporego, zaangażowanego stadka pomocników. Jednak nie ubyło jej pracy. O wszystkim musi wiedzieć, wszystkiego dopilnować, wszystko powtórnie sprawdzić. Do tego jej mąż namówił ją, aby rozejrzała się za jakimś dużym projektem. Może ekologia, może energia odnawialna, może..

Więc Ona pracuje. Jej dzień ciągle trawa minimum siedemnaście godzin!

Jednak po ciężkim dniu nadejdzie sen.

Upragniony sen...

Zauważył, że Jej piersi są mniejsze... Włosy jakby krótsze... Jakby w tym falowaniu przez ułamek sekundy potrafił zauważyć rysy jej twarzy.

Wcześniej tego nie zauważał. Zasypiał, i przybywał na ich plażę. Właściwie nigdy nie zmieniali tej kreacji. Ta plaża była ich prywatnym, rajem. To ich wspólne dzieło. Idealne miejsce. Idealne osoby(?) Dlaczego więc ma mniejszy biust?

Przestał ją dotykać. Leżąc obok uniósł się, oparł na łokciu i począł wpatrywać w falującą twarz. Jak ci na imię? - szepnął nie spodziewając się odpowiedzi.

Znów usłyszał jej „śpiew”

Ale jakby...

David – powiedział wskazując na siebie. Jestem David.

- Taaauuuueeed - usłyszał dość wyraźnie. Dźwięki, które prawie rozumiał!

 

Zafascynowany usiadł.

- David

DAaWID - powtórzył powoli.

Ona też usiadła. Chyba również rozumiała dziś więcej. - Taafffiijid - powtórzyła

Wskazała ręką na siebie: Naajiija. Przysiągłby, że przez chwilkę widział jej uśmiechniętą twarz! - Naija?? Próbował powtórzyć

- Maaiiija - mówiła ona. Maiija.

- Maija - powtarzał on.

Zadziwiające. Nagle po tylu miesiącach w jego śnie następują zmiany! Czy podświadomie ich pragnął? Czy przestał wystarczać mu tylko język dotyku? Czy chce komunikacji? Werbalnej komunikacji?? Możliwe.

Tej nocy ćwiczyli uparcie swoje imina.

Udało im się ich nauczyć poprawnie: David i Maya. Próbowali też innych słów, ale inne słowa nadal brzmiały jak dziwny śpiew. W końcu wrócili do doskonale znanego im języka dotyku.

Wspominał ten „sen” siedząc w swojej pracowni. Rzadko w ciągu dnia wracał myślą do swoich snów. Sen to sen. Był świetny w kreowaniu lucid dream, ale to dotyczyło jego prywatnego życia. Teraz był w pracy. Tutaj musiał się skupić. Właściwe chciał. Jego praca zawodowa nie wymagała zbytniego wytężenia. Ułożył sobie wszystko już dawno temu. Teraz nadzorował pracę innych. Unikał też, jak tylko mógł, rewolucji w jego działce. Skoro wszystko śmiga jak należy – nie ma potrzeby dokonywać zmian. Jednak co kilka lat postęp technologiczny, dostosowanie się do pędzącej rzeczywistości, nowe platformy zastosowania – to wszystko powodowało, że jego stabilny tryb pracy na jakiś czas stawał na głowie. Jednak takie burze miały swoje zalety. Fakt, pracy co nie miara. Wiele nadgodzin. Wiele trudnych decyzji. Jednak potem znów 3-4 lata spokoju. No i nowe zabawki;-) Korzystał skrupulatnie z tych adaptacji. Jego „prywatny” folwark rozrósł się dzięki temu do całkiem poważnego systemu. Korporacja nie wnikała do czego potrzebne są drogie, czasami dość dziwaczne (nawet w jego środowisku) maszyny. On był szefem IT. On decydował. Jego zespół nie wiedział co zgromadził. Technicy przesiadywali w serwerowniach. Informatycy rozsiani byli po całym świecie. Był szychą. Samotnikiem. Sprawy załatwiał jego asystent. On siedział w swojej dziupli (jak określał swój gabinet). Miał tam nawet living room, do przyjmowania gości. Rzadko jednak z niego korzystano.

Generalnie rzadko spotykał się z ludźmi face to face. Najczęściej były to spotkania w „bardzo ważnych sprawach” z zarządem. Kontrahentów nie przyjmował – bo i po co? Z pracownikami (jeżeli była taka konieczność) rozmawiał za pomocą video-chat'a. Siedział więc sam całymi dniami. Za salonem była jego pracownia. Z wielkim panoramicznym oknem, biurkiem zastawionym terminalami, masą papierów (lubił robić notatki na prawdziwym papierze), barkiem z prawdziwym włoskim ekspresem do kawy oraz prywatną łazienką. To właśnie prywatna łazienka nadawała prawdziwy prestiż w strukturach korporacyjnych. Ale mało kto o niej wiedział. Nie maił tu „kumpli”, bo był szychą. Inne szychy też nie byli jego kolegami, bo świat „biurw” i jego świat nie miały wspólnego mianownika. Miał sąsiada z apartamentowca w którym mieszkał. Muzyk. Wyluzowany jegomość. Chadzali razem na imprezki. Poznał go, gdy wprowadził się cztery lata temu, zaraz po rozwodzie. Jednak ostatnio Robert poznał „miłość swojego życia” i maił coraz mniej czasu dla niego. Jemu to odpowiadało. Cztery dychy na karku nie sprzyjają balowaniu. No i miał swoją Maya'ę. Poznał w końcu imię swojej wirtualnej kochanki. Informatycy są dziwni z zasady. Jednak jego „sny” nawet w tej grupie uchodziły by za dziwactwo.

Od wielu tygodni pracuje nad siecią Hopfielda. Nie idzie mu dziś. To przez ostatni sen. Zauważył, że jest podekscytowany. Bez przesady. Da sobie radę. Wstał, celebrując zasadom zaparzył doskonałe espresso. Stanął przy oknie i podziwiając panoramę wielkiego miasta wypił łyczek aromatycznej arabica.

Nie może przebrnąć przez problemy niedeterministycznie wielomianowe. To wymaga niesamowitej mocy obliczeniowej i czasu...

 

A gdyby sieć neuronową uruchomić na komputerach kwantowych?

Jasna cholera! To ma sens.

Czytał, że produkowane są prze mało znaną firmę komputery w oparciu o Fermion Majorany. Jednak jest problem: nawet tutaj zdziwiliby się wydatkiem na takie ustrojstwa.

I do tego, niektórzy podważają naturę kwantową tego urządzenia:-(

Powinien przyjrzeć się bliżej temu tematowi.

Ale nie dzisiaj. Dzisiaj skończy pracę. Pójdzie na trening, potem saunę.

A później spróbuje porozmawiać z Maya...

Pierwsze co zauważyła, to że David (w końcu poznała jego imię!!) wygląda. Taaaak! Prawie widzi jego postać. Nie faluje jak zwykle. Trochę tak, ale... Widzi jego kontury! Dość wyraźnie.

Idąc plaża przygląda mu się. To niesamowite! Tyle miesięcy w jej śnie, jej.. No właśnie. Kim On jest dla niej? Kochankiem? Ukochanym?? Tak właśnie pomyślała... Ukochany:-) Nie, nie i nie. To tylko mara senna. Cudowna, mająca realny wpływ na jej (realne) życie – ale mara senna!!!

Jednak pomyślała „ukochany”

I te zmiany. Co się dzieje? Dlaczego teraz?? Był jak duch – duch z realnym ciałem... Idealne ciało. Jednak teraz widzi. Widzi więcej. Nie wygląda jak Adonis... Tak właśnie wyobrażała go sobie. Jednak język dotyku ją oszukał? Podchodzi powoli. Wpatruje się. Próbuje „wyczuć” falowanie, bo pomiędzy zmianami dostrzec więcej szczegółów. David. Nadal jest wysoki. Ale na pewno nie ma 30 lat. Taki wiek był w jej wyobraźni. Wygląda raczej..., raczej na trzydzieści kilka, może czterdzieści?! Chyba ma lekki brzuszek;-) Uśmiechnęła się sama do siebie. To urocze. Dlaczego nie. Jest bardziej realny. Podchodzi. Witaj David'ie. Witaj Maya – zdaje się odpowiadać. To jej wyobraźnia, czy jednak tak właśnie usłyszała. Sięga ręką do jego policzka. Czuje wyraźnie, że jest wcale taki jędrny i gładki jak przez wiele dotyków do tej pory. Wyraźnie postarzał się. To wcale nie jest takie złe. Jej wyobraźnia podsuwała ideał. Teraz stał się bardziej ...prawdziwy?

Wpatruje się w jego falującą twarz. Ma wrażenie, że czasami ją dostrzega!

Gdy się skupi, widzi jakby przez falującą wodę. Uśmiecha się. Całkiem ok. Nie młodzik, ale...

Ma ładne oczy. Widzi jego oczy!!! Piwne. I nos. Dość duży. Zaczyna gładzić dłonią twarz lubego. Jej dotyk zdaje się potwierdzać to, co zdaje się widzieć.

Jest dojrzałym facetem. Starszym niż jej mąż. Nie cudem, ciachem, ideałem sennym – dość realnym facetem. Zaczyna go czytać jak za pierwszym razem. Odczucia dotykającej go dłoni potwierdza wzrok. Jakby najpierw dłoń odczytywała jego anatomię, a wzrok „dostosowywał” się i potwierdzał. Była zaskoczona tą zmianą. Wczoraj usłyszała dość wyraźnie jego imię – dziś zdaje się widzieć go! Sięga ku jego włosom. Och.. Nie ma bujnej czupryny! Ma krótko ścięte włosy. Wpatruje się w falujący widok. I nie jest brunetem... Jest, hyym.. ciemnym szatynem? Tak. Widzi to teraz dokładnie! Z każdą chwilą, każdym dotykiem, spojrzeniem jego postać staje się bardziej wyrazista. To nie Bóg, ale całkiem OK facet...

Uśmiecha się.

- Widzę Cię...

- Wijjjzce cie tesssh – odpowiada On

On patrzy na nią, gdy Ona wpatruje się w niego.

Znów bada dotykiem jego ciało. Jakby na nowo poznawali.

On próbuje dojrzeć rysy jej twarzy. Widzi coraz dokładniej. Brunetka :-) Nadal brunetka. Proste włosy. Nie jakaś wyimaginowana burza włosów – piękna, realna fryzura pięknej kobiety. Tak, to nie dziewczyna, to kobieta. Młoda. Może 27-29 lat. Może 30.

Delikatna. Jej rysy są jakby bardziej prawdziwe. Widzi nawet kurze łapki w kącikach oczu! To dość.. urocze;-)

Sięga ręką, dotyka jej dłoni, która „bada” jego twarz. Obejmuje ją, odsuwa od swojego policzka i przygląda się jej. Ma chude, długie palce. Zadbane. Profesjonalny zrobiony manicure. Są lekko chłodne. Całuje jej palce.

Ciągle jej postać faluje, ale jeśli się skupi, widzi dość dokładnie!

 

Kieruje wzrok na jej twarz, rejestrując jej niedoskonałości ale nade wszystko jej prawdziwe piękno. Schodzi wzrokiem niżej. Długa szyja, wystające kości obojczyków i piersi. Są małe! Ale cudnie piękne. Idealnie rozstawione, sterczące z ciemniejszymi brodawkami i małą obwódką wokół. Dlaczego chciał aby jego senny ideał miał duży biust??? Te są... urocze.

Lustrował dziewczynę. Podobała mu się. Chyba nawet bardziej, niż jego idealne wyobrażenie... Jakie ma piękne ramiona! Takie długie, idealnie delikatne., wręcz kruche. Naszła go nieodparta ochota, by je głaskać, pieścić. Napawać się widokiem!!

I ten pieprzyk pod lewą piersią – uroczy...

Nadużywa przymiotnika „uroczy”. Ale nie znajduje innego słowa. Zachwyca się nią. Maya.

Jesteś piękna – mówi.

Maya się uśmiecha!!! - zrozumiała go???

 

III

...warto pisać dalej?

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • SwanSong rok temu
    Nie.
  • gregier rok temu
    Dzięki za ocenę.
    Jeśli to możliwe, poproszę o ocenę "stylu" - bardziej na tym mi zależy.
    W sensie fabuły ten wstęp i tak jej nie determinuje.
    (może być ocena w skali punktowej)
    pozdr.
  • Vespera rok temu
    Na wstępie zaznaczam, że doczytałam tylko do miejsca, w którym bohaterka zaczyna odczuwać czyjąś obecność w jej świadomym śnie i odpadłam, bo tekst jest za długi jak na pierwszą część internetowego opka. To nie papierowa książka, treści w internecie konsumuje się inaczej. I owszem, mogłoby być długie, gdyby zaangażowało moją uwagę, a tak się nie stało. Scena masturbacji? Miałam takie: WTF, o czym to właściwie ma być? Sama nie dałabym tego typu sceny na początek, tak samo nie zaczęłabym książki opisem seksu, bo dla mnie takie rzeczy muszą mieć umocowanie fabularne, którego siłą rzeczy na początku brakuje. Dowcip o babie dobry :) A potem opisy snów czy wizji okej, stylistycznie poprawne, ale nie miały tego "czegoś", by mnie zatrzymało przy tekście. Także ten, to moja subiektywna ocena, cokolwiek to znaczy i do czegokolwiek będzie ci potrzebna.
  • gregier rok temu
    bardzo dziękuję.
  • Vespera czyżbyś się zawstydziła czytając? ?
  • Vespera rok temu
    Burton The Scribe A gdzież tam, po prostu wolę czynności erotyczne wykonywać, a nie o nich czytać. W literaturze i filmie wystarcza mi tak zwany "odjazd na kominek".
  • Vespera nie wiem o co chodzi z tym odjazdem, i nie jestem pewien czy powinienem się tym dzielić ?
  • Vespera rok temu
    Burton The Scribe Nie jest wstydem przyznać się do niewiedzy, a zawsze można się przy okazji dowiedzieć. Odjazd na kominek jest określeniem z branży filmowej i oznacza pewien sposób kręcenia scen erotycznych: masz parę, która zaczyna się całować, dotykać i rozbierać, kamera nam to pokazuje, a potem odjeżdża i pokazuje coś innego - na przykład ogień płonący w kominku. Widz wie, że był seks, a nie ma potrzeby szczegółowego pokazywania go, aktorzy na planie są mniej skrępowani i nie ma pola do nadużyć - dla mnie same plusy.
  • Vespera ja tam lubię trochę pieprzu, a nawet tabasco czy habanero, ale filmy akurat mnie nie robią ani w jedną ani drugą ?
  • MKP rok temu
    "Drzwi! Drzwi muszą być zamknięte. Włączyła lampkę przy łóżku, podeszła do szklanych drzwi i domknęła je.
    Trzy kroki dalej chwyciła za klamkę, sprawdzając czy drzwi sypialni też są dokładnie zamknięte." - ta para drzwi na początku to stylizacja ale z tymi następnymi to można pokombinować, żeby się nie powtarzać.

    "Nogi wsunęła pod pościel i jeszcze siedząc dokładnie okryła je.
    Potem ułożyła się na wznak podciągając pościel" - moze kołdrę?

    Tylko kawałek przeczytałem. Doczytam sobie jutro.
    ?
  • gregier rok temu
    Dzięki za uwagi - rozumiem je
  • MKP rok temu
    "potem nadzorowanie budowy i w końcu satysfakcjonująca, aczkolwiek wielce radosna praca z dekoratorami" - spójnik aczkolwiek łączy dwa przeciwstawne określenia: satysfakcjonująca i radosna to dwa pozytywne określenia.

    "niebawem wchodzą w 3 dekadę" - w takich przypadkach słownie zapisujemy liczby.

    Faktycznie długie to sobie będę dzielił.
    Szkoda mi tej dziewczyny: perfekcjonistka, zamknięta w klatce swoich zasad i tylko cichy głosik szepcze: żyj.
  • MKP rok temu
    "Wsunęła się po uszy pod kołderkę, rozchyliła swoje chude uda" - a mogła w ty momencie rozchylić czyjeś uda? Niepotrzebne zaimki wyrzucamy.

    Scena masturbacji chyba została przerobiona, bo z Vespera mamy podobne zdanie o obrazowych opisach seksu, ale twoj jest bardzo dobry, taki opart na doznaniach a nie fizycznych czynnościach.

    Był ...zamglony? - tutaj wypada przykleić wielokropek do był a nie zamglony.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania