Poprzednie częściAlbum rodzinny część 1

Album rodzinny część 2

Małolat popatrzył na starego jak na stertę gnoju i powiedział – zapomnij i spadaj z mojego pokoju – kilka nieprzyjemnych słów w rewanżu, natychmiast Norbertowi cisnęło się do ust i z trudem powstrzymał się od jakiejkolwiek reakcji. Czy tylko dlatego, że czuł się częściowo winny za powstały incydent? Może gdyby postąpił inaczej przy niedawnym zakupie komputera i przed płaceniem, zastrzegł sobie możliwość skorzystania w sytuacji nadzwyczajnej, jaka w jego ocenie właśnie zaistniała. Zwłaszcza wtedy gdy jego laptop był za stary dla nowych systemów zapisów, a nowy sprzęt miał służyć do zdalnej nauki i istniała możliwość konfliktu. Tym bardziej że był jednym z mocniejszych i szybszych w salonie, jak zapewniał sprzedawca. Powinien już dawno zareagować na chamskie zachowanie i słowa poniżające matkę i jego. Dopadła go refleksja i zastanawiał się, co w niedalekiej przyszłości ich czeka. Normalny człowiek już za samą jedną taką odzywkę, zarekwirowałby sprzęt i w zamian dał tabliczkę z rysikiem. Może wtedy smarkacz by się czegoś nauczył. Zanim wytoczył działa najcięższego kalibru i nie rozpętał wojny domowej, z jakiej nikt nie mógł wyjść bez ran. Złapał kurtkę, zawartość paczki i pognał do salonu komputerowego, w jakim nabył sprzęt dla niewdzięcznego dziecka. Zdążył dojść na dwadzieścia minut przed przerwą obiadową, jaka w tym sklepie obowiązywała i ucieszył się, że miał trochę szczęścia. Dopiero później dowiedział się, że przed wakacjami zmianie uległo nauczanie i w większości szkół obowiązywały zajęcia hybrydowe. Prawdopodobnie dlatego w sklepie nie było żadnego klienta i właściciel, podobnie jak on był tym faktem zaskoczony. Widocznie jeszcze nie przywykł do małego zainteresowania jego ofertą i póki, co tryskał energią ucieszony, że jego dzień pracy nie okazał się do końca stracony. Zaraz w wejściu zapytał.

- W czym mogę pomóc?

Jako klient, który zakupił u niego wypasiony sprzęt do zdalnej nauki i kilkakrotnie go w krótkim czasie serwisował. Norbert nie miałem oporu z poproszeniem o odtworzenie materiału otrzymanego od ultranowoczesnej firmy. Dlatego po przywitaniu, podając bezpieczną kopertę z pendrive poprosił o przysługę, ponieważ jego stary sprzęt nie ma odpowiedniego systemu operacyjnego. Sprzedawca wyjął zawartość i po zapoznaniu się z nią powiedział.

- Pana pendrive przenosi film 4K w mniej niż czterdzieści sekund i sprzęt pańskiego chłopaka nie powinien mieć z tym trudności – i oddawał własność.

- Niestety nie uzyskam od niego pomocy.

- Znowu naściągał wirusów przy pobieraniu filmów pornograficznych?

- Tym razem nie, tylko mu się nie chce – odpowiedział zawstydzony klient.

- Ja na pana miejscu, już za wcześniejsze wygłupy, przylałbym i w ten sposób powstrzymał jego nieprawidłowy rozwój i wredne zachowanie.

- Niestety nie jestem jego biologicznym ojcem i żona od początku naszej znajomości zabroniła mi, zwracanie mu uwagi i jakiegokolwiek karcenia jej dziecka.

- Ależ pan wdepnął, współczuje, każdego dnia będzie coraz gorzej i wiem, co mówię, na przykładzie nie tylko swoim, lecz ludzi z osiedla. Pierwszy raz z ofiarami bezstresowego wychowania spotkałem się gdy zacząłem chodzić do szkoły. Jako dziecko autystyczne trzymałem się na uboczu i dlatego miałem sposobność obserwowania zachowań dzieciarni w różnym wieku, podczas mojego dorastania. Już wtedy zauważyłem stale rosnący poziom agresji nie tylko do rówieśników, lecz do rodziców i nauczycieli. Niedobre trendy przyspieszała i spotęgowała reforma oświaty wprowadzona we wrześniu tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego roku przez ministra oświaty w rządzie Jerzego Buzka, Mirosława Handke. Wtedy wraz z powołaniem gimnazjów zaczęły dziać się cyrki w szkołach i całej oświacie. Nic już nie było takie jak wcześniej, a zwłaszcza zezwierzęcenie nastolatków. Nagłośniono ich prawa, zapominając o przypominaniu o obowiązkach, zaczęto ograniczać prawa rodzicielskie i zapewniać dzieci, że do pełnoletniości to rodzice ponoszą pełną odpowiedzialność za ich czyny. Skutki były do przewidzenia i owoce wieloletnich wypaczeń obficie dziś zbieramy. Powstał nieudany, lecz powielany schemat wychowywania dzieci. W początkowym okresie zapewnia im się nadmiar nie tylko zabawek i spełnia się ich wszystkie zachcianki. Później rodzice dostrzegają błędy wychowawcze i próbują je naprawiać, tylko jest już za późno. Wychowują ich dzieci, kształtują i edukują rówieśnicy, media społecznościowe i gangi młodzieżowe, a kto w tym modelu nie chce uczestniczyć, jest szykanowany, bity i hejtowany.

Ciarki Norbertowi przechodziły po plecach gdy to słyszał i był przekonany, że tamten przesadza i wyolbrzymia problem. Każde dziecko, jak mawiała jego żona, ma okres buntu młodzieńczego i to z wiekiem mija. Z drugiej strony, albo z jego perspektywy, wiązanie butów trzynastolatkowi to już chyba była z jej strony lekka przesada. Gdzieś w jego przekonaniu powinna istnieć granica samodzielności, a nie lenistwa i wykorzystywania rodziców. Kiedyś, gdy miał cztery latka, próbował zbliżyć się do niego. Niestety nie udało mu się to, ponieważ rodzina biologicznego ojca i on sam zniechęcali małego do ojczyma, a mimo to on się łudził, że z czasem go zaakceptuje, polubi i się dogadają. Stało się jednak inaczej i dzieciak robi wszystko, żeby w domu były kłótnie.

- Z takim negatywnym nastawieniem do dzieci, to chyba pan ich nie ma – pomimo rosnących wątpliwości powiedział.

- Mam, tylko mieszkam zaraz za granicą w Niemczech, wolę dojeżdżać do pracy, niż borykać się z problemami wychowawczymi, jakie miałbym w kraju.

Zaskoczyła, Norberta jego wypowiedz i głośno o tym wspomniał, oraz nie ukrywał swojej reakcji, ponieważ myślał, że tam rodzice mają gorzej. Miał na uwadze nadmiar instytucji kontrolujących postępy w nauce i w wychowywaniu dziecka jak przekonywała codzienna prasa i telewizja. Rozmówca częściowo przyznał mu rację, lecz podał kilka przykładów, które okazały się niezwykle odbiegające od tego, co usłyszałem wiadomościach emitowanych w różnych stacjach nadawczych.

- W klasie mojego syna pojawił się jeden buntownik, który pewnego dnia oznajmił matce samotnie wychowującej go, że nie zamierza iść do szkoły. Kobieta, zadzwoniła do dyrektora szkoły i opowiedziała, co ją ze strony dziecka spotkało. Dość szybko przyjechało dwóch psychologów i zaczęli z chłopcem rozmawiać. Minęło trzy godziny i buntownik zmienił zdanie. Następnego dnia, bez przypominania i ponaglania poszedł do szkoły, ponieważ wolał iść, niż ponownie słuchać marudzenia. Lekcja nie tylko dla niego okazała się wychowawcza, ponieważ na portalach społecznościowych o tym było głośno. Pamięta pan jak w polskiej szkole, dzieciak nauczycielowi nałożył na głowę kosz na śmieci?

- Oczywiście, że pamiętam jak i to, że to nauczyciel okazał się winnym całego zamieszania, ponieważ w ocenie różnej klasy polskich specjalistów, to on nie dawał sobie z dzieciakami rady – powiedział klient.

- W Niemczech jedenastoletni uczeń uderzył nauczycielkę w twarz. Wezwana policja założyła gówniarzowi kajdanki i wyprowadziła z budynku w asyście całej szkoły.

Nawet nie musiał kończyć i wprowadzać Norberta w szczegóły. On, podobnie jak większość racjonalnego społeczeństwa, doskonale wiedział, że w naszym kraju takie postępowanie byłoby niemożliwe. Słuchając takiego typu wiadomości, nie roztrząsał ich, ponieważ żadnego wpływu nie tylko on nie miał, na ich ograniczenie. Dlatego ponowił swoją prośbę, o otworzenie zapisów z nośnika.

Wielokrotnie przeglądał rodzinne albumy i pamiętał, kogo przedstawiają. Znał swoich dawnych krewnych znacznie lepiej, niż niejeden człowiek żyjących członków swojej familii. Jednak to, co ujrzał, zaskoczyło go, ponieważ super komputer nie tylko pokolorował i poprawił jakość, lecz jeszcze przeanalizował wcześniej wykonane ruchy. Ustawienie się do fotografii wymagało wysiłku, a on poprzez analizę ukazał kilka wykonanych przed i przynajmniej jeden po pozowaniu. Wychwycił wady postawy, dokonany retusz na kliszy i w najstarszych niezwykle długi proces powstawania zapisu. Wydawałoby się, że uwieńczenie wizerunku to nic takiego i powszechnego, lecz dostrzegało się znacznie więcej. Zwłaszcza towarzyszące przy fotografowaniu emocje. Wzajemna złość, niechęć i miłość przy tej obróbce stały się widoczne, niczym przekaz za grobu.

Klient podziękował za grzeczność i wyraził gotowość zapłacenia za usługę. Tylko sprzedawca i jednocześnie właściciel salonu komputerowego, nie chciał nawet o tym słyszeć. Wszelki wysiłek zrekompensowało mu, oglądnięcie czegoś przełomowego, co dawało początek do niezwykłej animacji.

Norbert wracał do domu i tylko po wyjściu ze sklepu nie czuł się psychicznie obciążony, lecz oglądane obrazy stale wracały ze zdwojoną siłą. Największe przeciwstawne emocje wywarły na nim fotografie dotyczące jego najbliższej rodziny. Najbardziej odległa w czasie była fotografia ślubna babci i dziadka. Emanowało z niej silne uczucie wzajemnej miłości. Jednak to, co wyeksponował super komputer z ich jubileuszu pięćdziesięciolecia pożycia, znacznie bardziej przebiło ich wspólne pierwsze. Rodzice jego nawet na pierwszym zaręczynowym nie wypadli nawet w połowie tak wspaniale i dopiero teraz przestał się dziwić, że po dwóch latach małżeństwa się rozeszli. Jeszcze inaczej wypadało jego, po oglądnięciu tamtego, nawet właściciel salonu zwrócił mu uwagę, że w związku tylko on promieniuje miłością. Doskonale wiedział o tym, ponieważ jego żona od samego początku twierdziła.

- Mój syn potrzebuje ojca, więc zostanę twoją żoną.

Cenił i podziwiał ją za szczerość, lecz myślał, że jego miłość wystarczy za ich dwoje i robił wszystko, żeby go pokochała. Niestety nie był ojcem jej syna i pomimo wysiłku nie wskrzesił w niej uczucia. Najbardziej uwidaczniały to najnowsze ich wspólne fotografie i one od tego dnia miały być ostatnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Trudne są relacje międzypokoleniowe w tych czasach, a na pewno bywają, kiedy jedno z rodziców jest przybrane i nie ma odpowiedniego wsparcia od współmałżonka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania