Aleją tornad
Bądź,
gdy burza.
A gdy nie ma — ty nią bądź.
Bądź cyklonem, szturmem, mżawką.
Dotknij
i rozejdź się po mnie
jak bow echo —
od kręgów po opuszki palców.
Siej pustoszenie
w sercu, głowie, mowie.
Spraw, bym nie mógł złapać tchu.
Niszcz mnie.
Wiesz, że to lubię.
Ale potem —
zatrzymaj się na sekundę.
Patrz, jak drżę,
jak płyną we mnie resztki światła.
Zobacz, co ze mnie zostało:
miękka ziemia po uderzeniu pioruna,
ciasne pęknięcie w żebrze,
milczenie, które jest tu ciszą, ale gdzieś tam, jeszcze krzykiem.
Nie uciekaj.
Nie biegnij za nim.
Zostań w tym pogorzelisku,
choćby na chwilę.
Rozgrzeb popiół,
sprawdź, czy jeszcze tli się we mnie troszkę ciepła.
Bo kocham nie tylko to,
jak mnie niszczysz,
ale to, że wciąż wracasz,
jak deszcz po długiej suszy,
jak morze do brzegu,
który tyle razy podmyła fala.
Więc bądź —
burzą i ciszą po niej.
Zniszczeniem i ręką,
która podnosi z ruin.
Bo tylko wtedy wiem,
że żyję naprawdę.

Komentarze (35)
Ikar i Antałek .
LUBIĘ NIEPOPRAWNYCH ROMANTYKÓW
iks de.
Na maxa.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania