A'licarett (cz. IV)

Te słowa były kotwicą, punktem odniesienia dla moich istnień, które opadały ze mnie jak tynk, jedno za drugim.

 

UCIEKAJ!!!

 

Spacer, po rozgrzanej słońcem trawie, która sięgała zaledwie do kostek.

Kładę się na niej, wyciągam nogi najdalej jak potrafię, a potem jest już tylko świadomość.

 

*

 

Podróż z rodziną, nagle przerwana przez burzę. Jedyne schronienie, jakie jest w zasięgu wzroku, to pusta przestrzeń – jak okiem sięgnąć zielona oaza, nakrapiana ledwie czarnymi punktami, które zbliżają się do nas. Potem kęs. Jeden, drugi. Córka zaczyna iść przed siebie, a my podążamy za nią jak zagubione owce, pośrodku pastwiska. Docieramy na skraj lasu, którego nie było tu przecież chwilę temu. I to jest ostatnia świadoma myśl, jaka zaistniała.

 

*

 

Polowanie, zakończone fiaskiem.

Wracam do wioski, okrężną drogą – wracamy – byleby odwlec jeszcze przez chwilę, nieunikniony głód. Z nadzieją, że po drodze trafi się coś na tyle dużego, żeby wykarmić nas do kolejnych plonów. Docieramy na miejsce już po zmroku, ogniska, które powinny nas witać – dogasają gdzieś na rubieżach wioski. Wszędzie są porozrzucane ciała, pokryte czarno-purpurowym, poruszającym się rytmicznie osadem.

 

*

 

Kolejne obrazy przemykały mi przez głowę z prędkością dźwięku. Kolejne wcielenia, pochłonięte i zagarnięte dla siebie przez Rzeź. Kolejne śmierci, pochłaniające ocean kobiet – zaraz potem mężczyzn – nigdy dzieci.

Dzieci po protu oglądały śmierć swoich rodziców, a potem zwyczajnie odchodziły. Pojedynczo, grupami.

Wyjątkiem była Oue.

Widziałem jak bawi się na skraju wielkiej puszczy, pochłonięta bez reszty, a potem nagle zamiera. Trwa to nie więcej niż kilka sekund, choć wydaje się nie mieć końca.

Zza jej pleców wyłania się kolejny obraz – ludzie zbierający kamienie, układający je w równe stosy lub po prostu przechadzający się po lesie, i rozglądający czujnie wokół.

I ona tych wszystkich ludzi... Nożem, kozikiem właściwie nie większym niż długość dłoni od nadgarstka, po czubek palca. Podrzyna im ścięgna nóg, potem gardła. Szarpie zębami mięso z barków. A potem rozpala trawę, wtyka je w jakieś otwory w ziemi i znika...

 

Znikają wszyscy, jak tynk odpadający ze ścian.

Znikają wszyscy, oprócz SARIN, która próbuje na powrót zapanować nade mną. Zalewa mnie doznaniami i wizjami unicestwień, ale one nie są moje. Należą do niej, a ja – już nie.

Próbuję odnaleźć wewnątrz siebie ten głos, ten skrawek, wyspę, na której mógłbym się schronić i uciec...

Wyrzucam gdzieś poza horyzont obce obecności, poza tą jedną, która zakotwiczyła się we mnie, wgryza w ramię, jak kot przenoszący dzieci w bezpieczne miejsce.

To Oue przywarła do mnie i gryzie mnie w przegub, raniąc dogłębnie, chłepcząc moją krew i łykając ją dużymi haustami.

Próbuję ją od siebie oderwać, ale wtedy coś mnie powstrzymuje, znów słyszę:

 

POZWÓL JEJ. MUSIECIE BYĆ JAK JEDNO, JAK KREW W AORTACH I WIATR POŚRÓD DRZEW. ONA NIE MOŻE NAKAZAĆ WAM ZNÓW SIĘ ROZDZIELIĆ, JEŚLI TYLKO ZŁAPIECIE KONTAKT. ONA NIE MA WPŁYWU NA NIĄ, DLATEGO SZUKAŁA CIEBIE. DLATEGO MUSIAŁA CIĘ POŻREĆ I TYM SAMYM ODZYSKAĆ PEŁNIĘ KONTROLI. ONI POPELNILI BŁĄD, POZWALAJĄC NAM STAĆ SIE TYM WSZYSTKIM, A TERAZ BOJĄ SIĘ RÓWNIEŻ CIEBIE, PRAGNĄ CIĘ JAK NIKOGO PREDTEM I NIKOGO NIGDY, BO JESTEŚ JESTEŚ KIRIM,KRÓL,KORONĄ JESTEŚ I ODZWIERCIEDLENIEM. SZUKAŁA CIĘ PRZEZ EONY, OD KIEDY TYLKO PIERWSZY PĄK DRZEWA UJRZAŁ ŚWIATŁO, ODKĄD KORA STAŁA SIĘ PANCERZEM I JA TO WIEM, BO POPEŁNILI BŁĄD I POZWOLILI POŻREĆ MNIE JEJ, WCHŁONĄĆ I ZAWIERAĆ SIĘ W SAMYM JEJ CENTRUM. A TERAZ NIE MA JUŻ A'LICARETT I OUE, JAK JĄ NAZYWACIE. NIE MA JUŻ KIRIMA, KRÓLA, ANI CAŁEJ RESZTY – JEST GOREJ, TERYTORIUM, CHOĆ STWORZONE ZALEDWIE Z TRZECH NÓG, TRZECH PAR OCZU, TRZECH PŁUC. I ONA TEGO NIE ZNIESIE, ONA SIĘ TEGO BOI, DLATEGO MUSISZ UCIEKAĆ I ZABRAĆ NAS ZE SOBĄ. A NAWET ZABIĆ, JEŚLI ZAJDZIE TAKA KONIECZNOŚĆ.

 

Myśl urwała się w pół słowa.

A ja odzyskałem totalną kontrolę.

 

Chwyciłem Oue w ramiona i zacząłem biec przed siebie tak szybko, jak tylko pozwalał na to las, posłuszny jakby Drzewu, które rosło w jego centrum. To rozbłysło nagle jaśniej jeszcze niż za każdym razem, po czym zaczęło gasnąć. Nabierać kształtu. Korzenie wyrywały się z ziemi, przy akompaniamencie drgań ziemi i powietrza. Uszy przeszył mi huk tak nieznośny, że niemal nie zemdlałem, biegnąc i oddalając się coraz bardziej od tego dźwięku.

I choć poczułem nagle na plecach czyjś wzrok, nie odwróciłem się. Z dziewczyną na rękach, brnąłem wciąż przed siebie, tak długo, aż noc ponownie zmieniła się w dzień. Aż wróciłem do wioski Guandani, gdzie nie było już nawet śladu po mieszkańcach. Gdzie wszędzie wokół czuć było metaliczny zapach krwi i rozkładu, a przecież wydawało mi się, jakbyśmy wyruszyli ledwie kilka godzin temu. Nie było nawet ciał, kości chociażby czy jakiejkolwiek oznaki tego, że ktoś tu żył, mieszkał. Tylko drewniane budynki, pokryte teraz zupełnie czarno-purpurowym osadem, poruszającym się rytmicznie do szumu i zapachu jabłka, który poczułem w tej samej chwili.

Odwróciłem się i w nieznacznej odległości zobaczyłem coś, co do tej pory brałem za drzewo, a co zmierzało właśnie ku nam ciężkimi ruchami odnóży, łapsk jak gałęzie i korzenie. Smukły odwłok przypominający pień, puchł teraz na końcu, pęczniał i wydłużał się, aż nabrał najwidoczniej odpowiedniego kształtu. Całą powierzchnię stworzenia pokrywały miliardy maleńkich oczu, pulsujących nieznacznym światłem, wpatrujących się w nas z nienawiścią i pożądaniem.

Z ogromnego łba, który formował się z przodu, wyrosły segmentowe czułki, badające powietrze, słuchające jakby tego, co dzieje się wokół.

 

JEST ŚLEPA. POMIMO MILIARDA OCZU, NIE WIDZI. PORUSZA SIĘ POMIĘDZY PRZESKOKAMI, POMIĘDZY KAŻDYM, KOGO UGRYZŁA. DLATEGO WAS POTRZEBUJE, DLATEGO ZOSTAWIA MŁODE, PONIEWAŻ ONE NIE WIDZĄ JESZCZE JAK SIĘ BRONIĆ. KAŻDE DOROSŁE PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ TRACIŁO ROZUM, A ONA KARMI SIĘ NIM I W TEN SPOSÓB WIDZI GDZIE JEST I GDZIE BYĆ MOŻE. DLATEGO KARMI SIĘDZIEĆMI, BO ONE SĄ SŁABE. DLATEGO HODUJE JE WSZYSTKIE I ROZBIEGA WSZĘDZIE. ALE POPEŁNILI BŁĄD, BO POZWOLILI MI ZJEDNAĆ SIĘ Z MOJA SIOSTRĄ, NIE MOGLI WIEDZIEĆ, ŻE NALEŻYMY DO SIEBIE I JAKI TO BĘDZIE MIAŁO KONIEC. J A SAMA O TYM NIE WIEDZIAŁAM, DOPÓKI DZIECKO NIE POŻARŁO MNIE. MYSLAŁAM, ŻE TO SARIN, ŻE TO PUŁAPKA ZASTAWIONA NA MNIE Z JAKIEGOŚ POWODU, ALE TO BYŁA ONA. GOREJ. TO ONA WIDOCZNIE PRZECHWYCIŁA JAKIŚ STRZĘPEK, WCIĄŻ GDZIEŚ TAM OBECNA, WCIAŻ SILNA. WIĘC ROZPOZNAŁA MNIE I POZWOLIŁA NAM SIĘ ZJEDNĄĆ, ŻEBY ZABIĆ SARIN. BO ONA NAS NIE WIDZI, SKORO JA TU JESTEM. I CIEBIE RÓWNIEŻ, BO POTRZEBNA NAM TWOJA KREW, KIRIMIE. WASZA KREW. BO ZOSTALIŚCIE TYLKO WY I NIKT WIĘCEJ.

 

UCIEKAJ!

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (35)

  • Kavita ponad rok temu
    Jednak nie musiałam długo czekać, to super ;) Jak wcześniej, tak teraz muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba opowiadanie. To bardzo ciekawy temat, który niesamowicie mocno zachęca do dalszego czytania :) Miłego dnia :)
  • Szalej. ponad rok temu
    Stwierdziłem, że jednak muszę zająć myśli czymś innym. Stąd i - coniedzielna część - obmyśliłem sobie, że każda kolejna będzie wychodzić właśnie w ten dzień i dodatkowo mam zamiar wypuszczać je teraz regularnie, co tydzień. Trzeba jakoś ustabilizowac myśli i emocje, a to będzie dobra odskocznia.

    I nie pisz mi takich miłych rzeczy, bo zara przyleza i powiedzą, że lecisz na mnie ?

    Dobrego dnia.
  • Łukaszenkow ponad rok temu
    Szalej. xD
  • Szalej. ponad rok temu
    Łukaszenkow o kocie mowa ?
  • Łukaszenkow ponad rok temu
    Szalej. Wspominam o miłości tylko tam gdzie ją widzę.
  • Łukaszenkow ponad rok temu
    Tylko wariat wszędzie widzi miłość, a ja jestem poważnym człowiekiem.
  • Kavita ponad rok temu
    Szalej. Kurczę więc będę miała co robić co niedzielę. Cieszy mnie to bardzo mocno.

    A kto wie, może lecę ;) Miłego dnia :)
  • Szalej. ponad rok temu
    Łukaszenkow to jak już tu jesteś, to za karę przejrzyj całość opowiadania i powiedz co myślisz ;p
  • Szalej. ponad rok temu
    Kavita nie zaczynaj ? nie lecisz! Hahahaha
  • Kavita ponad rok temu
    Szalej. Dobrze, dobrze, już jestem grzeczna hah :D
  • Szalej. ponad rok temu
    Kavita a gdyby jakimś popieprzonym zrządzeniem losu, to ja lojalnie uprzedzam, że nie ma mnie dla nikogo ?
  • Kavita ponad rok temu
    Szalej. Hahah zapamiętam Szalej, zapamiętam ;)
  • Szalej. ponad rok temu
    Kavita znaczy dla nikogo. Mam dla kogo być, o :) hehe.
    Tak czy inaczej, A'licarett nie jest temu winna, więc wracaj do niej pomimo autora ?
  • Kavita ponad rok temu
    Szalej. Na pewno wrócę, choćbyś wyganiał mnie widłami :D
  • Łukaszenkow ponad rok temu
    Kavita wchodzisz słonej w szkodę ;P
  • Kavita ponad rok temu
    Łukaszenkow oj Łukaszenkow, chłopie drogi ty mój. Jakoś damy radę :D
  • Łukaszenkow ponad rok temu
    Kavita Też cię lubię :)
  • Kavita ponad rok temu
    Łukaszenkow Cieszy mnie to :D
  • Szalej. ponad rok temu
    Kavita no ta... Rozszarpią na części, każda weźmie co jej tam akurat potrzebne i dla tego, kto potrzebuje naprawdę, ciula zostanie. Psy ogrodnika ? hahahaha
  • Kavita ponad rok temu
    Szalej. Aj tam od razu psy ogrodnika :D Doceniam opowiadanie, które niesamowicie mi się podoba :)
  • Szalej. ponad rok temu
    Kavita na szczęście autor to cham podobno, że ze świeca takiego szukać. Ze w życiu żeś takiego nie spotkała, także No... :D
  • Kavita ponad rok temu
    Szalej. Kurczę, to kiepski ten autor, skoro taki cham i prostak ;)
  • Szalej. ponad rok temu
    Kavita autor dobry, jako autor. Człowiek - chuj ??‍♂️
  • Kavita ponad rok temu
    Szalej. Tego nie wiem, ale cenię autora i jego utwór :)
  • Szalej. ponad rok temu
    Kavita dziękuję pięknie :)
  • Łukaszenkow ponad rok temu
    Klimat jakby ktoś przepuszczał świat przez maszynkę do mielenia mięsa, narkotyczna wizja apokalipsy. A SARIN to pierwsze litery nazwisk chemików co to opracowali w Niemczech
  • Szalej. ponad rok temu
    Mówię całość, a nie te jedna część.
  • Łukaszenkow ponad rok temu
    Szalej. Ok przeczytam wieczorkiem.
  • Szalej. ponad rok temu
    I żeś powiedział z tym sarin nowinkę ?
  • Łukaszenkow ponad rok temu
    Szalej. Miewam bojowe skojarzenia xD
  • Szalej. ponad rok temu
    Łukaszenkow znaczy się mnie chodziło o to, że skoro już użyłem tej nazwy, to coś niecoś musiałem o niej sprawdzić. Znaczy są tacy, co pewnie walą na przypal, nie sprawdzając, bo np. Dobrze brzmi - ale ja do nich nie należę :)
  • Łukaszenkow ponad rok temu
    Szalej. To bardzo dobra cecha, warto ją w sobie pielęgnować.
  • Szalej. ponad rok temu
    Łukaszenkow j sprawdzam wszystko. Nawet książki i filmy, których uważam - będę szczerze nienawidził - oglądam i czytam, żeby wiedzieć za co. No i nienawidzę tym bardsiej :)
  • rozwiazanie ponad rok temu
    Twój tekst ma posmak mitologii. Pozdrawiam.
  • Szalej. ponad rok temu
    Własnej, bo własnej, ale może coś w tym jest. Dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania