Amatorka kwaśnych jabłek
Może na początku powinienem powiedzieć coś o sobie, chociaż w tej historii zajmuje tylko drugi plan.
Idiota- tak można określić mnie jednym słowem. Może samokrytyka wyda się nieuzasadniona, ale… sam się przekonasz, że tak nie jest.
Poznałem ją rok temu. Nie będę kłamał mówiąc, że zachwyciła mnie.. Była dla mnie dziwna i to raczej nie w pozytywnym znaczeniu. Nie wydała się wyjątkowa, nadzwyczajna… tylko dziwna, tak jak dziwne byłoby, gdyby śnieg spadł w środku lata. Tak, myślę że porównanie jej do anomalii pogodowej jest trafne. To moja wielka anomalia życiowa. Nie wiem właściwie jak to się stało, że ze sobą rozmawialiśmy, mimo że uważałem ją za wariatkę. Jedyne co w niej lubiłem to to że była wiecznie uśmiechnięta i pełna energii. Przynajmniej tak wtedy myślałem. Nie miała przyjaciół, tylko masę znajomych, starała się z każdym żyć w dobrych relacjach, ale nigdy nie zbliżała się zbyt blisko.
Potem zacząłem się jej baczniej przyglądać i dopiero wtedy przekonałem się że… jest większą wariatką niż myślałem. Jednego dnia była twardą i niezależną kobietą, a potem zakładała ulubioną koszulkę z misiem i kapcie w kształcie piesków i oglądała bajki tak zaciekawiona i skupiona że aż mnie to przerażało. Nigdy jej nie rozumiałem. A ona mnie. Tak więc kłótnie były u nas na porządku dziennym. Nie dziwię się. Różniliśmy się wszystkim. Ona nie była wierząca, można by to określić jako obojętna religijnie. Ja byłem wychowany w katolickiej rodzinie i często z odmiennych wizji świata pozaziemskiego zradzała się sprzeczka. Różniło nas podejście do spędzania wolnego czasu. Ja wolałem wyjść z kolegami, iść na imprezę, po prostu się zabawić. Ona łaziła w bliżej nieznane mi miejsca, robiła bliżej nieokreślone rzeczy lub czytała książki, piła kawę, rysowała.
Po każdej kłótni następowała przerwa. Nie kilka dni czy tygodni… Czasem było to nawet kilka miesięcy. Zawsze to ona choć niby obojętna i zajęta „swoim światem” wyciągała dłoń na zgodę. Moja duma nie pozwalała mi napisać, zadzwonić, czy przyjechać pod jej dom czy szkołę. Może też to sprawa tego, że nie była dla mnie aż tak ważna.
Kilka miesięcy po burzliwym okresie kłótni i przerw nastąpił przełom. Zaczęliśmy częściej rozmawiać, lepiej się dogadywać, jednak ciągle zachowany był dystans. Wieczorem napisała wiadomość, żebym przyjechał pod jej szkołę rano o 7.15. Miałem tego dnia ważny dzień w szkole, którego po prostu nie mogłem… a raczej nie powinienem opuszczać więc kategorycznie zabroniłem sam sobie zawalać zajęcia… Kiedy następnego dnia ledwo żywy jechałem po nią do szkoły był to dla mnie idiotyzm. „ Brawo, możesz być z siebie dumny „ powtarzałem zły na siebie.
Ten dzień był jednak inny niż reszta. Kiedy weszliśmy do mojego domu była spokojna, zamyślona i niewyspana tak jak ja. Leżeliśmy długo w łóżku i oglądaliśmy telewizję, ja wciąż w szoku że nic nie gada. Zwykle ma milion rzeczy do powiedzenia. Cisza była kojąca. Kiedy co jakiś czas zerkałem na nią widziałem jak robi się coraz bardziej śpiąca, aż zasnęła. Pierwszy raz zobaczyłem w niej bezbronną małą dziewczynkę i piękną kobietę jednocześnie. Włosy spadały na jej zamknięte oczy, więc delikatnie je odsunąłem od jej twarzy. Jej usta były idealnego kształtu. Średniej wielkości, ale tak pełne i delikatnie różowe, że jedyne o czym myślałem to o tym jak ją całuję.. Zobaczyłem jej ciało. Uświadomiłem sobie że ma cudowne kobiece krągłości. Przykryłem ją jednak kocem i tylko co jakiś czas poprawiałem jej włosy. Kiedy się obudziła powiedziała tylko żebym odwiózł ją do domu. Tak też zrobiłem.
Po tym spotkaniu było tylko lepiej. Jednak odpychałem ją chwilami, bo bałem się, że wykorzysta moją słabość i zrani mnie. Nikt nigdy nie myślał, że jestem tak wrażliwy i boję się zranienia. Dlatego bardzo zaskoczyła mnie kiedy pewnego dnia nagle powiedziała:
- Wiem, że się boisz, ale ja nie zrobię Ci krzywdy. Boisz się, że kiedy przestaniesz trzymać dystans to będę Tobą manipulować. Nie chcesz pokazać swojej wrażliwości. Ale ja to widzę i zawsze chciałam żebyś się przede mną otworzył.
Zapadła chwila ciszy. Dziwne było dla mnie to jak „czyta mi w myślach”. Rozgryzła mnie jako pierwsza. Wiedziała też dobrze, że nie jestem gotowy rozmawiać na ten temat więc zmieniła go dyskretnie i szybko na dyskusję o ulubionych filmach. Była chodzącą zagadką, którą coraz bardziej chciałem „rozwiązać”.
Poświęcałem jej tyle czasu ile mogłem, czyli widzieliśmy się raz na dwa tygodnie lub trzy, w resztę dni pisaliśmy. Nie miałem więcej czasu, szkoła, siłownia, koledzy. Moje poukładane życie nie przewidywało „nadgodzin”. Nie przeszkadzało jej to.. do czasu. Kiedyś przyznała że chce widzieć mnie częściej, bo… tęskni. Nie brałem tego do siebie. Nie wiedziałem, że ma ciężkie dni, nie chciałem wiedzieć, miałem swoje życie i swoje sprawy.
Był piątek. Następnego dnia miała urodziny. Napisała tylko czy się spotkamy… Odmówiłem. Miałem inne plany. Nie chciałem ich zmieniać. Udawała że nic nie szkodzi, ale po chwili przyznała, że to przykre. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Kolejna kłótnia.. i koniec. Wreszcie padło to słowo. Koniec. Dziwny koniec dziwnej znajomości. Zrozumiałem. Różnimy się. Nie dogadamy się. Nie chce jej. Nie pasuje do mnie. Napisała tylko że trochę za późno… wtedy nie rozumiałem, na co za późno?
Zniknęła, tak jak sam sobie tego życzyłem. Nie tęskniłem. Nie myślałem o niej.
Minęło dużo czasu więc zupełnie zapomniałem o jej istnieniu.
Śpieszyłem się, byłem umówiony z kolegami, czekali na mnie już 20 minut, bo autobus się opóźnił. Szedłem przez duży park i przeklinałem mokre liście które przyklejały mi się do butów. Wtedy ją zobaczyłem, siedziała na ławce i szkicowała coś w notesie. Zatrzymałem się z dala od niej. Patrzyłem jak spokojnie porusza ołówkiem po kartce. Wyglądała jakoś smutno. Wtedy podbiegł do niej spory już labrador. Odłożyła kartkę i zaczęła mówić coś do niego roześmiana głaszcząc go i drapiąc. Zawsze chciała mieć psa. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Patrzyła na niego z taką miłością w oczach że chyba każdy zazdrościłby temu psiakowi. Po chwili jego właścicielka zawołała go. Ona jeszcze chwila patrzy jak biegnie a potem wróciła do rysowania. Obiecała mi kiedyś że już nigdy nie pojawi się w moim życiu, ja też jej to obiecałem, nie mogłem podejść… z resztą śpieszyłem się. Zawróciłem, żeby nie przechodzić koło niej. Kiedy zrobiłem kilka kroków usłyszałem jej podniesiony głos „ Zostaw mnie!” Kiedy się odwróciłem zobaczyłem jak jakiś straszy typ trzyma ją za nadgarstki i mocno szarpie. Pobiegłem i „zająłem się” natrętnym gościem, który po chwili odszedł z pokrwawioną twarzą i prawdopodobnie złamanym nosem. Zostaliśmy sami. Staliśmy w milczeniu. Nagle wyciągnęła chusteczkę higieniczną i delikatnie przyłożyła ją do mojej wargi. Wtedy poczułem że jest rozcięta. Unikała mojego wzroku, a kiedy nasze oczy się spotkały zobaczyłem w nich pustkę ale i pozostałości dawnego blasku.
I nagle wszystko stało się jasne. Wszystko ułożyło się w całość. Różnimy się, całkowicie, ale o to w tym chodzi. Dwa na pozór niepasujące elementy tak naprawdę idealne się uzupełniają. Nie mówiłem nic, wiedziałem że ona doskonale wie o czym myślę.
- Chodź- powiedziałem tylko cicho i złapałem za jej dłoń. Niebawem byliśmy w moim domu. Nie mówiliśmy nic cała drogę, teraz też. Podszedłem do niej, powoli rozpiąłem jej kurtkę. Nadal była dość zagubiona. Kiedy ją przytuliłem słyszałem tylko jej głębokie westchnienie jakby ulgi. Wreszcie ją pocałowałem. Delikatnie położyłem ją w łóżku. Dotykałem jej ciała, usta krążyły od jej ust do jej szyi. Moje dłonie na jej talii… na jej biodrach… na jej plecach… Chciałem być jak najbliżej niej. Jej przymknięte lekko powieki.. jej zimne dłonie na moich nagich plecach. Jej niespokojny oddech, ciche westchnienia. Potem leżeliśmy, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Zasnąłem. Kiedy się obudziłem jej już nie było… ani następnego dnia… ani kolejnego… wtedy poczułem to co ona kiedyś: ból, bezradność. Zrozumiałem, jakim byłem idiotą.. że kiedy mówiła „trochę za późno żeby to zakończyć” zależało jej już na mnie, zraniłem ją. Wszystkie te sytuacje… Kiedy siedziała zapatrzona w bajki, przecież tak naprawdę nie była skupiona na ekranie, myślała zupełnie o czymś innym, przecież to jej ucieczka od kłopotów. Chciała pomocy, dała mi do zrozumienia że czasem nie umie sobie poradzić. Potrzebowała mnie, kiedy krzyczała że za rzadko się widzimy.. a teraz jej nie ma kilka dni a ja czuję coraz gorszy ból, tak jak ona czuła. Szukałem jej, pisałem, dzwoniłem. Bez sensu.. Ona miała jakiś swój cel. A może zniknęła na zawsze?
Minęło kolejnych kilka dni bez znaku życia, byłem sam w domu, kiedy cicho zapukała do mojego pokoju, weszła z kocem, w koszulce z misiem i z uśmiechem zapytała „ Obejrzymy bajkę? „ i już wiedziałem, że to będzie cudowna bajka…
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania