Amazonki z Finnmark

Finnmark to skrawek lądu na północnym koniuszku Norwegii, zaraz za kręgiem polarnym. Zimą na skalistych plażach pasą się tam renifery. Przy pierwszych promieniach słońca wędrują przez morze na wieczną zmarzlinę. Nigdy nie udało mi się odkryć którędy. Będą tam staczać walki o samice, które następnego sezonu powrócą tu z młodymi. Pod ich nieobecność przylatują dzikie gęsi. Tuczą się na słodkich borówkach dojrzewających w lesie na zboczach fiordów. Z nadejściem mrozów odlecą na południe. Może nawet będą przelatywać nad moim domem w wiosce pod Zwierzyńcem, gdzie się urodziłem.

— Ścieżką wzdłuż brzegu przejdziecie do punktu 382, stamtąd do punktu 390 — wydawała rozkazy Marit. — Ja i Lars pójdziemy drogą przez las. Spotkamy się w dolinie Pasvik…

Przestałem patrzeć w telefon. Bardziej niż dolina i te punkty w tej chwili uwagę przyciągały jej niebieskie oczy, doskonale współgrające z cerą, tak samo bladą co anemiczne promienie polarnego słońca. Kazała nam zabrać psa.

— Nemo, do nogi!

Na tę komendę gibki, nieduży maskonur norweski o płowej sierści, z przodu połączonej z bielą, podniósł głowę i zamachał zwiniętym w pierścień ogonem, dumnie eksponując czarne zabarwienie na jego końcówce. Świetnie wytresowany, bezzwłocznie reagował na polecenia, lecz wiedziałem, że musi minąć trochę czasu zanim obdarzy mnie zaufaniem. Obwąchiwał mnie z ciekawością, jakby w ten sposób chciał poznać każdy szczegół z życia mojej menażerii w Zwierzyńcu. Ruszyliśmy drogą przez odludzie. Mijane miejsca nie miały nazw, były zaledwie punktami na mapie. Pastwisko dla krów. Dwie łodzie rybackie zacumowane przy brzegu. Dobrze, że zabraliśmy wędki. Przydadzą się bardziej niż karabiny. W strumieniach przecinających ścieżkę roiło się od dorodnych łososi. Wieczorem upieczemy kilka sztuk na grillu. Kari zarządziła krótką przerwę na odpoczynek. Dźwigany ekwipunek ważył chyba tonę. Z ulgą ściągnęliśmy plecaki i kurtki od mundurów. Za siedzenie posłużyły nam gładkie kamienie pokryte niewysoką, brunatną trawą. Mrużąc oczy wystawiliśmy twarze do słońca, sunącego nisko nad horyzontem. Jeszcze niedawno jedynym źródłem światła w tym miejscu były gwiazdy i zorze polarne. Patrząc na nie Kari pytała mnie, jak wygląda lato w Polsce. W jej towarzystwie czułem się swobodnie. Była jedyną kobietą w oddziale, której mogłem patrzeć prosto w oczy, nie podnosząc głowy. Wiatr tylko wyczekiwał aż zdejmie wełnianą opaskę, potargał schowane pod spodem, niesforne końcówki włosów, lecz jej to nie przeszkadzało. Zamyślona patrzyła daleko w morze. Taką scenę musiał sobie wyobrażać Grieg pisząc pieśń o dziewczynie umierającej z tęsknoty. Mija zima, mija wiosna, a ona wciąż czeka i choć pagórki już się zazieleniły trawą, nie traci wiary, że wybranek wkrótce nadejdzie. Rozmawialiśmy po angielsku. Kari opanowała go perfekcyjnie. Ja mówiłem trudnym do zrozumienia łamańcem, jeszcze gorzej po norwesku. Słowa zapisywałem na karteczkach, lecz gdy składałem w całość, wychodził z tego bezsens.

— Jak w waszym języku jest dziewczyna?

— Jente.

Ładnie.

— A miłość?

— Kjærlighet.

O, to trudno zapamiętać. Kari nie rozumiała czemu pytam ją o takie rzeczy. Do armii wstąpiła na ochotnika, zdobywać doświadczenie, uczyć się pracy w zespole, a nie żeby szukać sobie partnera. Na dnie doliny wyznaczonej na rendez-vous z drugą częścią naszego składu stała chata pamiętająca czasy osadników z Karelii. Zimą zapewniała nam schronienie przed śnieżycą. Ale mroczna zima właśnie odstępowała, niechętnie, pod naporem słońca, coraz wyżej wspinającego się po niebie. Siedząc na progu spoglądaliśmy na sosny i syberyjskie świerki na górskich stokach. Nemo trzymał straż przy szczątkach drewnianego płotu, skąd zacinał wiatr. Brała go ochota pogonić za wiewiórką, a może i czymś większym, ale co rozkaz, to rozkaz. Zrezygnowany położył łeb na łapach, przymknął uszy❋, żeby mu nie wiało do środka chłodem i tym mocniej wdychając powietrze nosem, czujnie obserwował przedpole. Marit i Lars się spóźniali, widocznie ładna pogoda zachęcała do częstszych postojów. Było mi to na rękę, bo w każdej wolnej chwili Marit mnie urabiała, jakbym wciąż był świeżym rekrutem.

— W naszej armii nie ma podziału na kobiety i mężczyzn — powtarzała do znudzenia. — Wszyscy wykonujemy te same obowiązki, co każde z nas ma pod mundurem, nie liczy się.

Nie byłem pewien czy zgadzam się z tą opinią. Lubiłem patrzeć na zgrabne nogi Kari, pieścić wzrokiem jej szerokie biodra. Moment gdy rankiem zeskakiwała z górnej pryczy ubrana jedynie w czarne majtki i obcisłe, różowe tankini, nigdy nie trwał wystarczająco długo. Przypomniałem sobie kąpiele w morzu Barentsa, będące w naszym oddziale rytuałem. Stawaliśmy tyralierą na plaży, mundury zrzucali na ziemię. Nie było wśród nas kobiet. Na dworze temperatura minus dwadzieścia stopni. Woda parzyła niczym ogień. Za to po wyjściu na brzeg czułem się jak w saunie. Niczego nie zakrywając, paradowałem po piasku w nadziei, że Kari obserwuje mnie przez lornetkę, ukryta gdzieś wśród skał.

 

Stacjonowaliśmy we czwórkę w piętrowym domu na szczycie wzgórza smaganego niemiłosiernym wiatrem. Reguły były proste: zero seksu, zakaz picia alkoholu, żadnych wulgaryzmów. Spaliśmy w jednym pokoju, ale osobnych łóżkach. Zamknięci w laboratorium wielkiego eksperymentu. Jego pomysłodawcy wychodzili z założenia, że mężczyzna jest dzikusem, którego należy stopniowo oswajać z bliskością ciała kobiety, aż przestanie reagować na jej wdzięki, będzie ją traktować jak siostrę, albo żonę z dwudziestopięcioletnim stażem małżeńskim. W naszym batalionie służyło zaledwie szesnaście kobiet, ale w następnym roku planowano masowy pobór.

— Czy wiesz czemu Norwegia zawdzięcza silną ekonomię?

— Nafcie — strzeliłem bez namysłu.

Marit była rozczarowana moją ignorancją i szybko mnie poprawiła:

— Równouprawnieniu.

Fakt, coś w tym musi być. Systemy gdzie dyskryminują kobiety oparte są na przemocy i wyzysku, a ludzie klepią tam biedę.

— To dlatego, że kobiety nie osiągają swojego potencjału — wtrąciła Kari. — Nie dokładają do gospodarki tyle co mężczyźni. Nowoczesne państwo jak Norwegia nie może sobie pozwolić na takie marnotrawstwo.

Powiedziała to bez tonu wyższości w głosie, jakbyśmy w jej państwie mogli żyć szczęśliwi razem. Inna by mi nie szczędziła nieprzyjemnych aluzji i docinków, ale Kari nigdy tego nie robiła. A przecież była starsza stopniem. Z początku wkurzało mnie, że moim dowódcą jest kobieta, lecz prędko zmieniłem zdanie. Taki układ ma swoje zalety, o jakich w Polsce mógłbym tylko pomarzyć. Pięknie to wyraził Jack Nicholson w znakomitym obrazku „Ludzie honoru”: „Szczęśliwy jest żołnierz, któremu przełożona robi loda”. Królewskie siły zbrojne były naszpikowane techniką na najwyższym poziomie: śnieżnymi skuterami z nawigacją GPS, poduszkowcami, robotami do rozbrajania bomb, dronami. Pozyskiwały ekspertów w cybernetyce i kryptografii, lecz nie wynaleziono jeszcze sposobu, żeby czytać w czyjejś głowie. W przeciwnym razie Kari nigdy by mi nie wybaczyła, o czym myślałem patrząc na nią w tej chwili.

 

Jednego dnia Nemo podchwycił wyraźny trop, tylko ze szczekania nie umieliśmy wydedukować, dokąd ten trop prowadzi. Dopiero psi węch zawiódł nas leśnym szlakiem do przełęczy na środku półwyspu. Nemo coraz mocniej wyrywał do przodu, Kari musiała go powstrzymywać częściej niż zwykle. Gdy weszliśmy w środek wąskiego wąwozu, naszym oczom ukazał się makabryczny widok. Dróżkę zagradzało masywne ciało byka renifera, z długą grzywą na szyi i futrem, niemal tak białym co śnieg. Co go tu przygnało? Może czymś wystraszony zbiegał z góry i rozłożył się na pniu zalegającym w poprzek zbocza. Całkiem pechowo, bo wykręcił sobie racicę tylnej nogi, która wciąż tkwiła pod głazem. Widząc nas usiłował się podnieść, ale po kilku nieudanych próbach, bezwiednie opuścił głowę i tylko wydał stłumione rżenie. Kari odciągnęła psa na bok. Pochyliłem się nad nieszczęsnym stworzeniem, powoli, żeby się nie szarpało ze strachu. Na futrze dostrzegłem ślady krwi, prawdopodobnie od kul kłusowników. Zraniony musiał uciekać całą noc, dopóki nie zabrnął w pułapkę bez wyjścia. Patrzył na nas dużymi, smutnymi oczami. Dzikie zwierzę, a przecież jak człowiek, zdaje sobie sprawę co go czeka. Nie wróci do arktycznej tundry, nie zdobędzie łani, jego geny sczezną w tym miejscu, odrzucone kaprysem natury. Marit medytowała co robić. W końcu sięgnęła po pistolet.

— Marit, zaczekaj! Wezwijmy weterynarza, może da się go uratować — zawołałem, zapominając o formalnym protokole zwracania się do dowódcy.

Marit ani drgnęła. Dobrze ją wyszkolono na maszynę wykonującą bez wahania kłopotliwe czynności. Odryglowała zamek i wetknęła krótką lufę między półkoliście uformowane części efektownego poroża. Zwierzę nawet się nie poruszyło. Wyczuło, że nadszedł czas. Nie mogłem na to patrzeć i odwróciłem głowę. Rozległ się suchy trzask, po krótkiej chwili dwa następne i w tym samym momencie ciche rzężenie ustało. Marit pozbierała łuski, bo z każdej należało się rozliczyć. Włożyła je do pudełka, zarzuciła plecak na ramię i jakby nigdy nic, dała znak do odwrotu. Wracaliśmy w milczeniu. A więc jednak kobieta i to taka o niewinnych oczach, też potrafi zabić! Z zimną krwią strzelać do rebeliantów w Afganistanie. Dobijać rannych, jak tego renifera w lesie. Zresztą, po co zostawiać ich przy życiu. Niech skonają od razu, przynajmniej nie będzie ich zżerać infekcja i robactwo. Jeszcze raz popatrzyłem na delikatną, wciąż nieco dziecinną twarz, zupełnie nie pasującą do pistoletu, który przed chwilą trzymała w ręku. Czy wystarczyłoby jej siły, żeby zrobić to nożem, bagnetem, wepchnąć żelazo głęboko w brzuch, albo poderżnąć gardło? Gdy w bólu będzie rodzić dziecko, czy pomyśli o tych, którym odebrała życie?

 

Pod koniec września spadł pierwszy śnieg. Wydano nam zimowe umundurowanie. Ze schowka pod schodami wyciągnąłem narty. Otrzymaliśmy rozkaz odejścia pod granicę z Rosją. Po drugiej stronie ludzie żyli w zupełnie innej rzeczywistości. Większość kobiet zajmowała się garnkami, sprzątaniem, opieką nad dziećmi. Czemu akurat w Norwegii musi być inaczej? Od Kari dowiedziałem się o twierdzy położonej niedaleko stąd, na wyspie. Spalono w niej osiemnaście młodych kobiet za to, że próbowały leczyć przy pomocy niekonwencjonalnej medycyny. Stosy płonęły wiele dni, ogień widać było daleko od brzegu.❋❋ Pokręciłem głową z niedowierzaniem. W takiej idyllicznej scenerii! Kari posiadała wyjątkowy dar opowiadania. Zabawnymi historiami o Muminkach i innych trollach umilała chwile podczas długich marszów, kiedy patrolowaliśmy przesmyk między Rosją i Finlandią. Za górami Rosja, zaraz przy brzegu jeziora granica z Finlandią, a pośrodku tylko siedem kilometrów norweskiej ziemi. Można ją obejść w pół dnia: idąc wpierw na południe, potem na zachód, dalej łagodnie skręcić na północny-zachód, blokując plecami niefortunną Finlandię, na próżno wyglądającą dostępu do morza. Błądząc tym przesmykiem mieliśmy wrażenie, że kręcimy się w kółko. Nie my jedyni. Od ulokowanych w pobliżu oddziałów odbieraliśmy sygnały o wzmożonej aktywności przemytników. Pomimo wyraźnego rozkazu, żeby trzymać się w jednej grupie, Marit była zdania, że parami w krótszym czasie pokryjemy większy obszar. W górach śnieg leżał przez cały dzień, co ułatwiało rozpoznawanie śladów. Nemo nie mógł dłużej służyć nam za przewodnika, ponieważ zranił się o porzucone sidła, opóźniał marsz, aż wreszcie trzeba go było odesłać do lecznicy zwierząt.

 

Na spotkanie Marit i Larsa szedłem w roli zwiadowcy, bo bez psa Kari straciła ochotę do dalszej wędrówki. Ze spuszczoną głową wlokła się z tyłu, choć na nartach jeździła lepiej niż ja. Niedaleko schroniska zauważyłem ślady prowadzące z różnych kierunków. Wyglądały dość podejrzanie, dlatego na wszelki wypadek, w dużej odległości okrążyliśmy drewniany dom, cały przykryty śniegiem i frędzlami sopli zwisającymi z krawędzi dachu. Badaliśmy ostrożnie każdy metr terenu, kiedy ciszę przerwał stłumiony jęk, potem drugi. Z bronią w ręku odwróciliśmy się w stronę chaty. Sprawiała wrażenie opustoszałej, a mimo to dokładnie stamtąd dobiegała długa sekwencja głośnych wrzasków. Budziło to strach i alarm, dlatego Kari natychmiast drogą radiową wysłała meldunek do majora. Potem kazała się ukryć na skraju lasu i nie spuszczając chaty z oczu, czekać cierpliwie aż nadejdzie wsparcie. Z chaty znowu doleciały głosy, bez wątpienia ludzkie głosy, coraz bardziej przerażające. My tu sobie czekamy, a tam łotrzyki zarzynają kogoś na śmierć.

— Kari, idę!

— Zaczekaj. — Powstrzymała mnie, bo jęki umilkły nagle.

Przez chwilę wsłuchiwaliśmy się w szum drzew poruszanych lekkim wiatrem.

— A jeśli oni potrzebują naszej pomocy? — ponaglałem ją zniecierpliwiony.

Odpowiedziała mi głucha cisza, przerywana złowrogim skrzypieniem choinek. Kari wychyliła głowę przez gałęzie, rozglądała się dookoła i wciąż milczała. Uprzedzając bieg wydarzeń, na przykurczonych nogach wylazłem na polanę. Kari schwyciła za karabin i ubezpieczała mnie z tyłu. Poczułem na plecach zimne dreszcze, coś mnie ściskało za gardło, lecz podeszliśmy zbyt blisko, żeby zawrócić. Nadszedł czas konfrontacji. Kari instynktownie się cofnęła. Czekała aż wykonam pierwszy ruch. Teraz to ja byłem reniferem, musiałem udowodnić, że noszę w sobie wartościowe geny, które korzystnie byłoby przekazać jej potomstwu. Ponownie sprawdziłem ustawienie przełącznika. Puszczę serię, to może pierwszych pięć pocisków uda się umieścić w celu, zanim tamci bandyci odpowiedzą ogniem. Jeszcze lepiej, żeby się obeszło bez strzelaniny.

 

Byłem już całkiem blisko drzwi, za którymi znowu rozległ się pojedynczy krzyk. Potem ktoś dyszał ciężko. Robiono mu coś nieludzkiego, bo raptem powietrze rozdarło przeraźliwe wycie. Pociągnąłem za klamkę, lufą pchnąłem drzwi i błyskawicznie odskoczyłem pół kroku w tył. Trzymając palec na cynglu ostrożnie zajrzałem do środka. Niech mnie kule biją! Momentalnie się rozluźniłem, opuściłem karabin, drugą ręką zasłoniłem usta, żeby stłumić śmiech. Na podłodze leżał Lars. Stary, poczciwy kapral Lars Andersen, tylko teraz widziałem go zupełnie inaczej, w dwóch częściach: ruda głowa po stronie okna, daleko od niej tyczkowate nogi, w spodniach zsuniętych na kolana. W tej pozycji wyglądał bezbronnie i raczej żałośnie. Komandos norweskiej armii w opałach! Na jego biodrach klęczała jakaś korpulentna blondynka o twarzy zadziwiająco podobnej do Marit. Nie mogłem uwierzyć, że to ona, bo pierwszy raz oglądałem ją bez munduru, całkowicie rozebraną, za wyjątkiem długich, kolorowych skarpet. Rękoma opierała się o podłogę, głowę miała odchyloną do tyłu, oczy wlepione w jakiś punkt pod sufitem. Mimo tak niewygodnej pozycji, podskakiwała rytmiczne i potrząsając olbrzymim biustem, darła się na cały głos, jakby coś rozrywało ją od środka. Po wyjątkowo wysokim podskoku, utraciła chwilowo styczność z płaskim tułowiem Larsa, pełniącym funkcję trampoliny. Bardzo ją to rozeźliło, a może wiedziona nadprzyrodzonym zmysłem, wyczuła mój wzrok. Wówczas otworzyła oczy i zawołała z wściekłością:

— Co się tak gapisz? Spadaj!

Wybiegłem na dwór, gdzie przeszył mnie pytający wzrok Kari.

— Marit i Lars mają prywatny moment — wyjaśniłem krótko.

Wiele się nie namyślając, Kari zakołatała w drzwi.

— Marit, pośpiesz się! Zaraz będzie tu major z drużyną wojska.

Marit zdążyła się ubrać i tylko czerwone policzki zdradzały, czym była zajęta przed chwilą.

 

Nazajutrz major wezwał mnie do siebie. Ograniczyłem się do zwięzłych odpowiedzi. Nie powiedziałem niczego, co nie było przedmiotem przesłuchania. Osobiście uważam, że Marit nie dopuściła się żadnego występku. W końcu seks jest czymś naturalnym, nawet w Norwegii. Jednak w świetle regulaminu było to poważne wykroczenie. Marit i Lars zostali przeniesieni do oddzielnych jednostek, operujących daleko od siebie. Kari awansowano na sierżanta. Rok później z wyróżnieniem ukończyła służbę i jako inżynier podjęła pracę na platformie wiertniczej. Przestała odpisywać na maile, zaglądać na mojego bloga. Jedyną pamiątką po niej jest zdjęcie zrobione tamtego dnia na plaży, niedaleko punktu 390. Noszę je przy sobie do dziś.

 

Przypisy autora:

❋ Psy rasy Norsk Lundehund potrafią zamykać uszy, aby zimno, woda, brud, oraz głupie uwagi właściciela nie przedostawały się przez kanał słuchowy.

 

❋❋ Proces czarownic w Vardø, w północnej Norwegii zimą 1662-1663.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (34)

  • Cicho_sza 19.12.2021
    Piękna historia. Szkolenie, szkoleniem, ale natury nie oszukasz ?
    Pozdrawiam
  • befana_di_campi 19.12.2021
    Wciągnęło :-)
  • Szpilka 20.12.2021
    Aleeee fajne, świetne pisanie, piątak ?

    Majtki od dawna kojarzą mi się z majtą, czyli z klinczem w parterze, gdy nie uda się uwolnić, trzeba zakrzyknąć - majta! Trener się nabijał, żeby nie krzyczeć - majtki, bo on na pewno nie puści ?
  • Narrator 20.12.2021
    Szpilka
    Nigdy bym nie pomyślał, że się tak może skojarzyć. Mnie majtki raczej nie przywodzą na myśl zapaśników. Aż tak daleko moja wyobraźnia nie sięga. Jeśli już to zapaśniczki. Ale to dobrze. Nie należy przychodzić na gotowe. Niech każdy przynosi co lubi :)

    Dziękuję za przeczytanie i piątaka.
  • Nieco zaskoczyła mnie ewolucja tego opowiadania. Początkowo spodziewałem się opisów kontaktu człowiek z przyrodą, a tutaj romans. Tak czy owak zostajemy przy temacie zmysłów. Historia ciekawa więc daję maksymalną ocenę, chociaż finał był nieco trywialny. Pozdrawiam 5
  • Skandynawia ma ładny pejzaż, ale ja jej nie lubię, że względu na ponury klimat i zbytnio ludową kulturę.
  • Narrator 20.12.2021
    Marek Adam Grabowski
    Z tego samego powodu wciąż nie mam odwagi wrócić na stałe do Polski — prawie tak samo ponury klimat oraz ludowa, parafialna kultura.

    Tematem opowiadania jest nie romans, ale równouprawnienie kobiet oraz wiążące się z tym wyzwania dla obojga płci. Końcowa scena celowo przejaskrawiona, żeby ten problem uwydatnić. Oczywiście każdy czyta przez pryzmat własnych poglądów, doświadczeń, oczekiwań, więc odbiór może być różny, czasem zaskakujący, lecz trzeba go zaakceptować. Jak w handlu — czytelnik ma zawsze rację.

    Dziękuję za przeczytanie i bardzo dobrą ocenę.
  • Narrator Rzeczywiście masz rację, watek gender mainstreaming jest tutaj ważny, chociaż ja bardziej zwróciłem uwagę na kwestię pożądania, zapewne z tych przyczyn o których pisałeś. Co do Polski mam inną ocenę, ale jestem o tyle nieobiektywny, że mieszkam w Warszawie.
  • Narrator 21.12.2021
    Marek Adam Grabowski
    W tym sęk. Jak mieszkasz w Warszawie to nie masz skali porównawczej, zdaje Ci się, że Polska jest pępkiem świata. Można to nazwać instynkt samozachowawczy.

    Kiedyś zaprosiłem ojca na wakacje. Tylko na cztery miesiące, bo dłużej nie mógł wytrzymać bez polskich wiadomości, prasy, politycznego klimatu, a najbardziej swojej przyjaciółki. Ale zaraz po powrocie napisał: „Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, jak mało znaczącym krajem jest Polska”.
  • Tjeri 21.12.2021
    Już chciałam pytać co to za pies "maskonur norweski", nawet wygugliłam, otrzymawszy wynik, który miałabym bez wysiłku, gdybym doczytała najpierw tekst do końca... :D cóż, nadgorliwość. ;)

    Lubię Skandynawię, odpowiada mi prostota i minimalizm, surowy krajobraz i klimat. Mam wrażenie, że ta prostota przenosi się także na stosunki (nomen omen) międzyludzkie. :)
    Nie wiem, czy to moje lubienie sprawdziłoby się w codziennym życiu, bo często rzeczywistość weryfikuje takie ciągoty, ale zawsze marzyły mi się takie miejscówki (że o Alaskach czy choć północy Kanady nie wspomnę). Lubię czytać (/oglądać) teksty (/programy) o tych miejscach i już samo podjęcie tematu robi mi przyjemność.

    Równouprawnienie... W Polsce pewnie nie doczekam. Największych przeciwników ma ten proces w samych kobietach. Zawsze tak było i nie tylko w Polsce. Jak lała się krew sufrażystek, najbardziej oburzone ich postawą były inne kobiety. Gdy u nas milicja (świadomy zwrot, bo mamy powrót do tej formacji) pałowała kobiety, również kobiety najgłośniej ganiły, mówiąc o kurewkach itp. To kobiety wychowują synów w wyższości dla męskiej płci. Oceniam, że za dwa pokolenia muszą jeszcze przeminąć by wypłukać ten bagaż... (Ale za dwa pokolenia będą gorsze problemy)

    Inna sprawa, że wraz z całkowitym równouprawnieniem trochę magii zniknie. Fajne byłoby równouprawnienie bez zrównania – w sensie by zachować piękno samej różnicy.

    Twój tekst zmusza do rozmyślań. Jak zawsze jest dobrze napisany, choć są momenty, które mnie zatrzymały wątpliwością.
    O maskonurze już napisałam :))
    "Stawaliśmy tyralierą na plaży, mundury zrzucali na ziemię." To "zrzucali" bez "liśmy" celowe?
    "Za siedzenie posłużyły nam gładkie kamienie pokryte niewysoką, brunatną trawą." Tu wyobraziłam sobie kamień, na którym rośnie trawa. Jest to w sumie możliwe, jeśli kamień pokrywa warstwa gleby, ale automatycznie wyobraziłam sobie lśniący kamień, z roślinkami rozpaczliwie wczepiającymi się rachitycznymi korzonkami... Możliwe też, że ktoś naciął trawy i rzucił na kamień... Niby mało ważne, ale problem ten wielce mnie zajął, tak jak wcześniej maskonur (nie oceniaj).

    Ogólnie – udany tekst, pobudzający do szerszej refleksji.
    A! Scena z reniferem łamie serce. Nie wiem, czy byłeś kiedyś świadkiem takiego wydarzenia, ale jeśli nie, to przepięknie manipulujesz emocjami czytelnika.
  • Narrator 21.12.2021
    Tjeri
    Też lubię takie miejsca, choć z drugiej strony podoba mi się tropik: Tajlandia, Malezja, Wietnam, tamtejszy klimat, kuchnia, kultura. Miłość niejedno ma imię. Oglądałem kiedyś film o człowieku, co zbudował chatę w lesie, gdzieś na północy Szwecji. Żył jak w dawnych czasach, z dala od cywilizacji i jej problemów. Może jak on kiedyś się wybiorę do Otago w N.Z. (nieco podobne do Skandynawii) i tam już zostanę. Im lepiej poznaję ludzi, tym bardziej kocham przyrodę i zwierzęta :)

    To opowiadanie napisałem 7 lat temu po obejrzeniu programu 'Foreign Correspondent' wyemitowanym przez kanał ABC. Niestety film już zdjęto, ale artykuł można zobaczyć tutaj: https://www.abc.net.au/news/2014-08-05/norways-mixed-sex-army/5638770?nw=0&r=HtmlFragment. Tematem był nabór kobiet od norweskiej armii. Wtedy Ministrem Obrony Norwegii była kobieta, Erika Soreide. Wiele elementów jest prawdziwych: punkty 382, 390, dolina Pasvik istnieją, tak samo dom, w którym mieszkali (zobacz zdjęcie dziewczyny, która posłużyła mi za model Kari). Obecnie w norweskiej armii jest cały batalion wyłącznie kobiecy, możesz o tym poczytać na internecie.

    Na szczęście nie widziałem jak zabijają renifera, ale usypiałem psa, służyłem w marynarce, strzelałem z pistoletów i karabinów, dlatego przy odrobinie wyobraźni łatwo można te doświadczenie zamienić w fikcję. W tekście na pewno jest wiele rażących błędów, ale nigdy się nie trzymam żadnych reguł, piszę instynktownie, jeśli nie zauważam pomyłek, zostawiam jak jest. Lepszy własny błąd, aniżeli cudza korekta.

    Dziękuję za przeczytanie i ciekawy komentarz.
  • Tjeri 21.12.2021
    Narrator
    Ja muszę mieć w genach jakąś Syberię. Bardzo źle znoszę wysoką temperaturę, za to zimową aurę uwielbiam i dobrze wtedy funkcjonuję.
    A co do NZ – poważnie rozważałam wyjazd (był jakiś program ułatwiający wyjazd konkretnym zawodom), marzyła mi się (z powodów wyżej opisanych) wyspa południowa. Potem jednak zaczęliśmy mieć perspektywy na wejście do UE, weszliśmy... Aż mnie złość ściska jak to piszę, bo uświadamiam sobie, że za mojego życia możemy zaliczyć WE/WY...
    "Oglądałem kiedyś film o człowieku, co zbudował chatę w lesie, gdzieś na północy Szwecji. Żył jak w dawnych czasach, z dala od cywilizacji i jej problemów."
    Takich ludzi (w różnym natężeniu) jest coraz więcej. Wcale się nie dziwię. Mnóstwo jest zmęczonych tempem dzisiejszego życia, idiotycznymi wirtualnymi pracami, potrzebnymi tylko do idiotycznych wirtualnych rzeczy. Praca nie cieszy i nie ma z niej satysfakcji. Inaczej niż bezpośrednio nam potrzebne proste czynności...
    Na emigrację już za późno, ale mam nadzieję kiedyś zwiedzić NZ.
  • Tjeri:"Już chciałam pytać co to za pies "maskonur norweski", nawet wygugliłam, otrzymawszy wynik, który miałabym bez wysiłku(...)" - Ja wyguglałem w grafice i wyszedł mi jakiś ptak. Chyba coś sknociłem. ?
  • Tjeri 21.12.2021
    Marek Adam Grabowski :)))
    Rzeczony piesek by się z tego ptaszka ucieszył!
  • Narrator 21.12.2021
    Tjeri
    Do Christchurch mam dwie i pół godziny samolotem, tyle samo do Queenstown. Szybciej niż z Warszawy do Rzeszowa. Czekam aż otworzą granicę, żeby jechać tam na narty. Ale dla Ciebie to wielka eskapada. Sam bilet będzie kosztować tyle co kilka dni pobytu w niezłym hotelu. Jedź do Skandynawii, N.Z. oglądaj na internecie. Have the best of two worlds :)
  • Narrator 21.12.2021
    Marek Adam Grabowski
    Tutaj masz link do artykułu na temat tego pieska:
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Norsk_Lundehund
  • Narrator Dzięki!
  • Tjeri 21.12.2021
    Narratorze, na szczęście fakt, że mam przyjaciół "na kontynencie", którzy obiecują wspólną podróż do NZ daje mi nadzieję, że jednak nie zadowolę się tym co radzisz :).
  • Tjeri 21.12.2021
    Narrator
    A tak z innej beczki – jako wyemigrowana brać pisząca, masz może kontakt z innym wybitnym przedstawicielem "gatunku"? Mam na myśli Janka Maszczyszyna, pseudonim portalowy "Jahusz"? Nie, że uważam, że skoro jednen kontynent, to macie blisko i powininniście się znać :)), ale z kolei światek piszących jest malutki, to może gdzieś tam się w sieci zgadaliście?
  • Narrator 21.12.2021
    Tjeri
    Dla mnie pisanie to hobby po pracy, dlatego tak je lubię. Mogę pisać co mi się żywnie podoba, nikt przez ramię mi nie zagląda. Zawodowo zajmuję się programowaniem, wtedy robię jak każą, bo mi za to płacą. Kiedyś nazywali nas 'Polish computer mafia', ale od czasu napływu Chińczyków i Hindusów jesteśmy w odwrocie. Niestety nie mam kontaktów z przedstawicielami polskiego nurtu literatury na Antypodach, choć z pewnością tacy istnieją. Szukałem Twojego Janka, bez rezultatu, może to jakaś dobrze ukryta persona, co lubi tworzyć w ukryciu? Jeśli natrafię na kontakt, dam Ci znać.
  • Tjeri 21.12.2021
    Narrator
    Szczerze polecam Ci jego powieści i opowiadania. Ma tak pokręconą wyobraźnię, że czasem aż trudno za nią nadążyć.
  • Tjeri 21.12.2021
    A! Mieszka w Melbourne.
  • Tjeri 21.12.2021
    Poniżej masz jeszcze link do większości z jego twórczości.
    Niestety portal, gdzie było najwięcej jego opowiadań zaliczył glebę i tracę nadzieję, że jeszcze powstanie, ale na pewno można gdzieś po "fantastykach" coś znaleźć.
    http://encyklopediafantastyki.pl/index.php?title=Jan_Maszczyszyn
  • Narrator 21.12.2021
    Tjeri
    Ach, to jest słynna postać. Zmylił mnie brak śladu na fejsie. Jest o nim nawet wpis w polskiej Wikipedii. Nie sądzę, żeby taki celebryta chciał mieć do czynienia z gnojkiem jak ja. Ale Ty zawsze możesz użyć kobiecego wdzięku :)
  • Tjeri 21.12.2021
    Narratorze, niepotrzebnie się zgrywasz ;).
    https://m.facebook.com/pages/category/Writer/Jahusz-Jan-Maszczyszyn-309281265796199/?locale2=pl_PL
  • Tjeri 21.12.2021
    Już uciekam. Wesołych Świąt.
  • Zapomniałem dodać jednej rzeczy - dałeś świetny tytuł.
  • Trzy Cztery 21.12.2021
    Wspaniała opowieść. Teraz, po lekturze, myślę o jednym swoim starym wierszu, który można przedstawić w inny sposób . Miałby dwie wersje. Pierwszą, i tę, która pojawia się w mojej głowie po przeczytaniu Twojej opowieści. I zrobię to, jak wrócę rano do domu (jestem w drodze do pracy).
    Wpiszę tu swój (krótki) wiersz i wersję, którą mogłaby napisać Kari. Jutro, około ósmej.
  • Trzy Cztery 22.12.2021
    To jest mój stary wiersz, o którym wspominam w poprzednim komentarzu:

    * * *

    kobiety są silne
    zdecydowane
    wiedzą co dobre
    co złe
    - chcesz? mogę cię poprowadzić

    milczał
    kleił latawiec
    zagwizdał
    zerwał się wiatr

    A tak, w moim odczuciu, napisałaby go Kari:

    * * *

    kobiety są silne
    zdecydowane
    wiedzą co dobre
    co złe
    - chcesz? mogę cię poprowadzić

    milczał

    kleiłam latawiec
    zagwizdałam
    zerwał się wiatr
  • Narrator 22.12.2021
    Trzy Cztery
    Oryginalna wersja to ona i on, odseparowani, choć ona wyciąga rękę, on tego nie zauważa, robi swoje.
    Druga wersja to tylko ona. Tak samo wyciąga rękę, ale jego nie ma. Sama musi dojść do celu, o własnych siłach.

    Subtelna różnica w akcencie na słowo „milczał”, i zmianie rodzaju w ostatniej części. Obydwie wersje mi się podobają, każda ma sens, robi wrażenie. Powinnaś opublikować na swojej stronie, dla szerszego grona.

    Bardzo mi miło, że mój mierny tekst stał się inspiracją do zmiany, poszukiwania nowych rozwiązań, może nawet sposobów na życie. Wielka jest siła pisania, a najgorsze to, że można siedzieć na górze słów-diamentów i w ogóle ich nie zauważać.
  • Cicho_sza 22.12.2021
    Narrator Mierne pisanie? Nie kokietuj Narratorze ?
  • Narrator 22.12.2021
    Cicho_sza
    Pisanie miernych tekstów też może być źródłem przyjemności. Dlatego to robię. Ale współczuję czytelnikom :)
  • Cicho_sza 22.12.2021
    Narrator jako czytelnik wcale nie czuję coby trzeba było mi współczuć :)
    Obyczajowe opowieści mają swoich fanów. Nie tylko wampiry, smoki czy inne zombie są w cenie :)
  • Narrator 22.12.2021
    Cicho_sza
    Tak. Najlepiej opisywać co sąsiadka robi po pracy w domu. Każdy może sobie wyobrażać, że jest tym, który ją podgląda :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania