Andaluzyjskie konfitury z pomarańczy (Kartki z Finki San Mateo)

Siedzę na tarasie, przy dużym, drewnianym stole, a aromatyczny sok spływa po moich dłoniach. Są tak bardzo brązowe, że niemal nierozpoznawalne. Dłonie mieszkanki Hiszpanii, co wciąż jeszcze brzmi w mojej głowie jak wers z bajki. Ręce osoby, która właśnie łączyła składniki niezwykłej konfitury, na którą przepis jest nieopisywalny, bo stanowi oryginalne połączenie smaków, odcieni, tonów i marzeń.

Realnego świata fantazji, w której mam szczęście żyć.

 

Uwielbiam kolory tego kraju. Wszystko jest tu takie intensywne, jakby słońce dodawało energii nie tylko mieszkańcom Andaluzji, ale i rzeczom, roślinom, a nawet powietrzu. Mimo logicznym wskazaniom i radom dobrych ludzi, nie lubię zakładać okularów przeciwsłonecznych, bo przyciemniają mi wizję świata, a od ciemności przecież odeszłam. Tutaj rządzą barwy radosne, głośno wykrzykujące swoją przynależność do tej pogodnej krainy.

 

W oddali migocze morze, codziennie inne i każdego dnia ciekawsze. Czasem błyszcząco lazurowe, innym razem w czystym, niebieskim odcieniu, a od czasu do czasu szare, odbijające nieliczne chmury mniej świetlistych dni. W tle egzotyczne fikusy i palmy tworzą zieloną kurtynę ogrodu, a wielobarwne kwiaty dopełniają dostępny na wyciągnięcie opalonej dłoni obraz.

 

Siedzę tak, oczarowana tym pięknym światem dookoła i rozkoszuję się obieraniem pomarańczy, które wkrótce miały przemienić się w wyborną konfiturę. Przed moimi oczami przesuwa się wizerunek starszej pani i jej niewielkiego kramu, gdzie w każdą sobotę można kupić niezwykłe owoce. Nieokazałe z zewnątrz, dotknięte ciemnymi skazami, ale przepyszne, aromatyczne, z rozkosznie słodkim miąższem w sercach. I przepełniony witalnością błysk w oczach straganiarki, który dopełnia ich smaku. No i ceny. A raczej bezcenności.

 

Uśmiecham się do siebie na to wspomnienie.

 

I nagle przychodzi olśnienie!

 

Ciągle jeszcze lepiącymi się od słodkiego soku dłońmi chwytam długopis i zeszyt, który zawsze trzymam pod ręką. Krople nektaru plamią kartki, ale słowa i zdania spływają lekko i mieszają się z intensywną wonią pomarańczy. I w ten oto sposób na świat przychodzi niepowtarzalna mikstura, która już zawsze będzie upamiętnić tę chwilę.

 

Tylko jak dodać do niej dźwięki, muzykę sześciotygodniowych cykad, świergot ptaków czy promienne brzęczenie pszczół? Bo one przecież również należą do składników tej słonecznej konfitury, one także tworzą obraz, który pomieści się w zwykłym garnku. Jak je zdefiniować?

Znowu uśmiecham się do siebie.

 

Co widzę? Marzycielkę z tysiącem myśli i emocji szalejących w jej głowie. Myśli niepoukładanych, uroczych, ale rozwianych po wszystkich kątach wyobraźni. I powoli kieruję się w stronę domu ciszy, spokoju i zaufania. Bo cudownie jest po prostu odczuwać, bez obowiązku zrozumienia każdego szczegółu.

 

Głęboko wierzyć i jeszcze głębiej kochać, a później po prostu dobrze dokręcić słoiki, aby móc otworzyć je zimą.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kocwiaczek 29.04.2021
    Baaardzo, ale to bardzo mi się podoba. Widzę to, co przedstawiasz. Mam to przed oczami, czytając. I taki spokój ogarnia człowieka na koniec. Uśmiech jednym kącikiem ust. Pod względem technicznym też całkiem, całkiem. Gdzieniegdzie może za dużo "się" w jednym zdaniu, ale to pikuś przy całości. To naprawdę miły tekst i dobrze się go czyta. Dziękuję za udostępnienie i pozdrawiam :)
  • Piotrek P. 1988 30.04.2021
    Rzeczywiście, napisany obraz. I to bardzo piękny obraz, przedstawiający niezwykłe miejsce. 5, pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania