Poprzednie częściAnhedonia [1]

Anhedonia [4]

4: Tarot

 

Kilka minut przed północą prawie dostałam wylewu. Głęboko spałam, śniłam serię nieokreślonych snów, aż ktoś zaczął dobijać się do mojej świadomości – do moich drzwi. Poderwałam się z materaca. Klamka zgrzytała, słyszałam głosy. W ciemności wytrzeszczałam oczy ku metalowej szafce, którą każdej nocy zastawiałam wejście do pomieszczenia. Chciałam przytrzymać ją wzrokiem. Może zadziałało, a może szafka sama w sobie okazała się wystarczająca, bo ktokolwiek był za drzwiami, nie zdołał ich otworzyć. Odgłosy krzątania się po piwnicy stawały się coraz bardziej odległe, później z powrotem bliższe, znów dalekie i w końcu na dobre zrobiło się cicho, ale nie mogłam już spać.

Zatęskniłam za własnym, zamykanym na klucz mieszkaniem, za poczuciem bezpieczeństwa, jakie daje życie w cywilizowanym społeczeństwie. Zżerała mnie potrzeba, by ogrzać się w cieple przewidywalnej normalności. W południe, nadal sponiewierana nocą, poszłam przespacerować się główną ulicą miasta.

Z jakiejś nieznanej mi okazji wzdłuż deptaka poustawiano rzędy straganów z badziewiem. Tania biżuteria, zabawki, rękodzieło pseudoartystyczne, takie rzeczy. Ku zgubie mojego portfela było też pełno foodtrucków z drogim żarciem, a ja – okropnie głodna. Nie walczyłam ze sobą długo, pozwoliłam sobie na churrosy z cukrem pudrem i kolorową posypką. W formie nagrody pocieszenia za przetrwanie ciężkich godzin nocnych.

Przyglądałam się z daleka każdemu stoisku. Oglądałam haftowane serwety, skórzane torebki, poduszki z gęsim pierzem. Nie było dla mnie nic ciekawego poza samym doświadczeniem bycia w tłumie. Nawet gdyby cokolwiek mnie zainteresowało, nie kupiłabym tego, bo im więcej bagażu, tym trudniej sobie z nim poradzić… W końcu coś zmusiło mnie do zatrzymania się. Nie wiedziałam, na co patrzę, a lubię wiedzieć.

Jakaś kobieta siedziała przy stoliku i tasowała karty. Obok niej unosił się dym z kadzidła. Sprzedawała też jakieś świecidełka i inne pierdoły, ale one akurat mnie nie obchodziły.

Obserwowałam ją przez krótki moment, ułamek chwili, a ona podniosła głowę i spojrzała prosto na mnie, nie przestając przekładać kart. W jej spojrzeniu widziałam coś w rodzaju uduchowionej pokory, choć zarazem wołała mnie wzrokiem. Słyszałam to wyraźnie – i dlatego miałam zamiar odejść, ale nie mogłam, a właściwie nie chciałam.

Tłum prawie po mnie deptał, gdy tak stałam na środku ulicy i zastanawiałam się, co zrobić.

Dokończyłam jedzenie i wyrzuciłam tłuste pudełko do kosza. Niech będzie. Niech myśli, że przyciągnęła mnie do siebie. Podeszłam do jej stolika.

– Szczęść Boże – powitałam ją.

Musiała być starsza ode mnie. Tak najpierw pomyślałam, lecz szybko dotarło do mnie, że jest po prostu zaniedbana. Jej siwiejące włosy były wysuszone i nieuczesane, a skóra zbrązowiała, usiana przebarwieniami, wiotka. Wyobraziłam sobie tę kobietę, jak codziennie w południe tańczy boso na trawie, wysławia słońce, odprawia rytuały ku jego chwale, a ono w podzięce pali jej skórę, utrwala zmarszczki. Wystraszyłam się. Ostatnio ja też nie broniłam się przed słońcem, leżałam godzinami w jego świetle jak rozleniwiony kot. Powinnam bardziej się pilnować, jeśli jeszcze kiedyś chciałam wrócić do profesji striptizerki, kupować koronki w Victoria’s Secret na fakturę. Ale raczej nie chciałam. Zależało mi tylko na wiecznej młodości.

– Witaj. Tarocistka Aurelia – powiedziała, odkładając talię kart. Miała głęboki głos i powściągliwy uśmiech. Szybciutko mnie zlustrowała, żebym nie zauważyła, że mnie ocenia. – Usiądź, proszę. Czuję, że coś cię trapi.

A jakże. Chyba inaczej bym do ciebie nie podchodziła.

Usadowiłam się na niskim, drewnianym taborecie. Lekko się chwiał. Szukałam stabilnej pozycji, zastanawiając się, jak właściwie zacząć. Nigdy wcześniej nie byłam u wróżki. Na szczęście ona mnie wyręczyła.

– Przychodzisz do mnie z konkretnym pytaniem. Coś nie pozwala ci spać spokojnie…

Popatrzyłam na nią, przez chwilę jeszcze borykając się z blokadą na umyśle.

– Nie, nie, to hałas obudził mnie w środku nocy. Dlatego tak źle wyglądam.

– Oj, wcale nie wyglądasz źle, kochana – odpowiedziała uprzejmie, na co tylko uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami. – Jednak coś sprawia ci kłopot, prawda?

Powiedzmy. Skinęłam głową. Każdy dzień to trochę kłopot. Trzeba zaopatrzyć się w jedzenie, zorganizować sobie czas, unikać kontaktu wzrokowego z ludźmi… Boże, jakie to bywało męczące, czasami samo oddychanie sprawiało, że potrzebowałam położyć się choć na chwilę.

– Kłopot to chyba za dużo powiedziane, ale faktycznie jest pewna kwestia, która mnie zastanawia.

– Słucham cię.

– Chciałabym odnaleźć dawną przyjaciółkę. Od kilku lat nie mam z nią żadnego kontaktu.

Tarocistka Aurelia pokiwała głową, jakby to wszystko już wiedziała, zanim się odezwałam.

– Rozumiem. Musi być dla ciebie ważną osobą.

– Poniekąd. Inaczej bym jej nie szukała.

Spuściła wzrok. Chyba nie byłam jej ulubionym typem klienta, mimo to nie porzuciła swojej profesjonalnej pozy.

– Jakie jest konkretne pytanie, które chcesz zadać?

– To znaczy…?

– Musisz zadać kartom konkretne pytanie. – Popatrzyła na mnie z powagą. – Na czym ci zależy? Chcesz wiedzieć, czy masz szanse ją znaleźć? Chcesz wskazówki, gdzie szukać? Chcesz wiedzieć, czy w ogóle powinnaś jej szukać? Oczywiście możemy zapytać o to wszystko po kolei…

Nie, nie. Nie chciałam płacić za więcej niż jedno pytanie. Nawet nie wiedziałam, ile ta cała zabawa kosztuje.

– Sama nie wiem, czego chcę. Niech karty po prostu powiedzą mi to, co powinnam wiedzieć.

Tarocistka Aurelia znów wzięła talię w dłoń i kontynuowała tasowanie.

– Dobrze, zrobię dla ciebie taki rozkład… Jak ma na imię twoja przyjaciółka?

– Monika.

Położyła talię na stole i wyuczonym ruchem dłoni rozciągnęła przede mną karty w wachlarzu, rewersem do góry.

– Wybierz pięć kart. Pięć, które do ciebie przemawiają.

Otrzepałam palce z cukru pudru.

Żadna do mnie nie mówiła. Wybrałam te, które w jakiś sposób rzucały mi się w oczy, wystawały z reszty. Może to było to „mówienie”.

– Teraz odwróć swoje karty.

Zrobiłam, jak mi kazała. Tarocistka Aurelia pochyliła się nad stołem i zmarszczyła brwi. Ja, niewiele myśląc, tylko oglądałam obrazki na kartach. Jej zadaniem było powiedzieć mi, co to wszystko oznacza.

– Muszę zaznaczyć, że karty pokazują tylko możliwą wersję przyszłości. To jedynie wskazówki. Nie gwarantuję, że cokolwiek powiem, sprawdzi się w stu procentach. Przyszłość nie jest rzeczą z góry ustaloną – powiedziała, jakby to była jej wyuczona formułka. – Spójrz. Głupiec, Dwójka Kielichów, Gwiazda, Piątka Buław, Królowa Kielichów – odczytała nazwy kart po kolei, po czym wskazała na pierwszą i ostatnią. – Widzisz to?

– Nie.

– To historia dwóch osób. Głupca i Królowej Kielichów. Jak myślisz, która z tych kart przedstawia ciebie?

To ona powinna była mi to powiedzieć, ale skoro już musiałam jej pomóc… Wybór nie był trudny.

– Głupiec. Wygląda na wolnego człowieka.

– Dokładnie! Głupiec jest wolny, odważny i otwarty na świat. Gdybyś nie miała otwartego umysłu, nie przyszłabyś do mnie.

Kiwnęłam głową. Miało to jakiś sens.

– A Królowa?

– Arkana Kielichów reprezentują emocje. Twoja przyjaciółka kojarzy ci się ze stabilnym oparciem. Poza tym mam przeczucie, że osiągnęła coś dużego, została kimś wielkim… Patrz, jak siedzi na tronie… ale może to równie dobrze oznaczać, że jest dla ciebie ważna.

– Myślałam, że ten kielich to dlatego, że lubi alkohol.

– Nie, to raczej nie to – ominęła zgrabnie mój durny wtręt. – Teraz spójrz na kartę w samym środku. Gwiazda. To nadzieja. Bezchmurne niebo po deszczowym dniu, choć w powietrzu jeszcze czuć wilgoć. A te dwie pozostałe karty… Mówiąc w skrócie, oznaczają one partnerstwo oraz niezgodę. Całkowite sprzeczności. Wnioskuję z tego, że we dwójkę mogłybyście się świetnie dogadać, ale mogą pojawić się między wami jakieś trudności… obcy ludzie mogą między wami mieszać. Albo nawet niekoniecznie ludzie, wystarczą losowe sytuacje… Tak czy inaczej, Gwiazda w samym środku sugeruje, że macie szanse się spotkać. Pragnienia mają wielką siłę. Jeśli faktycznie chcesz ją znaleźć, to znajdziesz. Jeśli nie, to nie. Poczekaj. Patrz uważnie. Szukaj znaków.

Twarz mi posmutniała na myśl, że zaraz będę musiała zapłacić pieniądze za obrazkową historyjkę o streszczeniu brzmiącym „być może”. To nie tak, że liczyłam, iż karty okażą się czymś więcej niż kartami, jednak… miałam nadzieję. Dowiedziałam się jednak tylko tyle, że jestem Głupcem. Sama prawda.

Mimo wszystko podobało mi się, jak ta kobieta o wszystkim mówiła. Nawet jeśli wszystko zmyślała, to trzeba mieć talent, aby układać takie spójne opowieści na poczekaniu.

– Czy chcesz zapytać o coś jeszcze?

– Nie, to wystarczy. Dziękuję, Aurelio – odpowiedziałam, sięgając po portfel do kieszeni spodni.

– Do usług. Może zechcesz jeszcze zerknąć na różne skarby, które tutaj przyniosłam? – Wskazała dłonią na blat z tymi kolorowymi drobiazgami, które całkiem zignorowałam. – Wszystko zrobiłam własnoręcznie. Polecam talizmany z naturalnymi kamieniami i sojowe świece intencyjne, to moje ulubione rzeczy… Wytwarzam też własne olejki eteryczne, ekologiczne szare mydło i perfumy woskowe, idealne na prezent…

To chwyciło moją uwagę.

– Mogę obejrzeć? – Wskazałam na kostkę mydła.

– Proszę bardzo!

Wzięłam do ręki zawinięte w cienki papier mydełko i powąchałam je. Pachniało jak sen minionej nocy.

Następne częściAnhedonia [5] Anhedonia [6]

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Zenza 2 miesiące temu
    Sponiewierana nocą chodziłam głównymi ulicami miasta.
    Pozdrawiam i podziwiam. Czekam na kolejne części. Nie mów ile to ma stron. 100, 500 - nie chcę wiedzieć. Po prostu wklejaj, a ja będę zlizywał tusz.
  • Amnezja Wsteczna 2 miesiące temu
    Sama nie wiem, ile to będzie miało stron. Coś tam najwyżej przewiduję, ale skoro mam nie mówić, to nie powiem. W każdym razie jeszcze sporo przed nami ;)
    Dziękuję za tak miły komentarz. Z każdą częścią się zastanawiam, czy to tym razem publikuję szmirę, tak więc każde dobre słowo jest potrzebne. Kłaniam się!
  • Grisza 2 miesiące temu
    To nie szmira! Przeczytałem "czwórkę" ze względu na jakiś komentarz i cofnąłem się do początku. I czekam na ciąg dalszy! Jak Zenza. A przecież na co dzień czytam w zasadzie tylko literaturę faktu... Nie wiem czemu, ale od początku czuję w Twoim opowiadaniu atmosferę Londynu... Dawno już nie czekałem na ciąg dalszy czegokolwiek. Ciągnij to, ale nie przeciągnij! I zakończ sensownie. Dla mojej (wszystkich nas) satysfakcji. Czekam. Piąteczka.
  • Amnezja Wsteczna 2 miesiące temu
    Jestem bardzo ucieszona, że zechciałeś przeczytać wszystkie części! W mojej głowie opowieść toczy się w alternatywnej polskiej rzeczywistości w połączeniu z amerykańskim snem, ale nie mam nic przeciwko Londynowi czy czemukolwiek innemu :) Dziękuję i pozdrawiam!
  • jesień2018 2 miesiące temu
    Bardzo łatwo mi się wczuć w bohaterkę - trochę jakby myślała podobnie do mnie, nie wiem:) Ale wierzę we wszystko, co mówi.
    Jedyne, co mi nie pasowało, to miałam wrażenie, że poszła na ten spacer nocą, a nagle okazało się, że już jest dzień. I jeszcze to: "Ku zgubie mojego portfela" - trochę takie no, dla mnie niekoniecznie.
    Ogólnie jednak czekałam na tę część i będę czekać na kolejną. Dobre pisanie!
  • Amnezja Wsteczna 2 miesiące temu
    "Jedyne, co mi nie pasowało, to miałam wrażenie, że poszła na ten spacer nocą, a nagle okazało się, że już jest dzień" - masz rację, na dniach to poprawię. Zresztą sama widziałam tę nieścisłość, ale w końcu mi umknęła. Miło mi, że nadal czytasz! Trzymaj się ciepło 🍀
  • Mydełko pachnące jak "sen minionej nocy" jest mega. Czary to niepewność podobno. Jak głupiec co nic nie wie. Potem przeczytam następny...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania