Poprzednie częściAnhedonia [1]

Anhedonia [9]

9: Samochody

 

Miałam okazję pobieżnie poznać męża Moniki, gdy byłyśmy już prawie gotowe do odjazdu.

Walizki czekały na władowanie do bagażnika, a ja przymierzałam się do fotela kierowcy. Onieśmielał mnie minimalistyczny kokpit tesli oraz automatyczna skrzynia biegów, ogółem… czułam się dość niepewnie, jakbym miała posłać nas w pierwsze drzewo po drodze.

– Dawno nie prowadziłam – powiedziałam, gdy wreszcie zdołałam się przemóc, by przyznać się do swoich obaw. – Poza tym nigdy nie jeździłam automatem…

Monika szwendała się po podjeździe, dopalając papierosa.

– Ja tylko trochę. Wiesz co, tej tesli to my prawie wcale nie ruszamy. Od czasu do czasu wywlekamy ją z garażu, aby sąsiedzi zazdrościli. O kurwa.

– Co?

– Maks wrócił! – Tak oto dowiedziałam się, że mąż Moniki ma jakieś imię.

Wychyliłam się z samochodu. Sportowy chevrolet zatrzymał się na chodniku przed domem, zastawiając nam wyjazd. Pierwsze, o czym pomyślałam: być może to stary dobry manual, czymś takim mogłabym jechać, wyprzedzać, driftować, choćby i przepisowo parkować.

– W sumie co z tego? – powiedziałam, bo Monika była bardzo niezadowolona na widok tego auta, które tak mi się spodobało. – I tak stąd spadamy.

– Nie pozwoli nam odjechać, zobaczysz. – Po tych słowach nastąpiła niebanalna wiązanka wulgaryzmów, której nie przytoczę, bo mimo wszystko jestem dość kulturalną osobą. Zresztą nie umiałabym tego dość dobrze powtórzyć. – Szlag, kilka minut wcześniej i nie musiałabym się z nim znowu użerać!

Wygramoliłam się z tej przeklętej tesli, przy czym trochę mi ulżyło, bo moja rola kierowcy została odwleczona w czasie. Stanęłam obok Moniki i we dwie, z założonymi rękoma, obserwowałyśmy Maksymiliana, jak wysiada z samochodu, zerka w naszą stronę, trzaska drzwiami, zarzuca marynarkę na ramię i rusza pewnym krokiem ku wpół otwartej bramie, w naszym kierunku.

Oparłam się o teslę i zaczęłam się zastanawiać, jaką pozę przyjąć. On uderzył Monikę, myślałam. Powinnam być wściekła. Powinnam wyglądać, jakbym chciała obić mu pysk. Jakoś jednak nie byłam w stanie wskrzesić w sobie gniewu, nie czułam się nawet zdolna do udawania. Moja twarz pozostała obojętna. Tak właśnie zakład karny ujarzmił mój temperament, nie chciałam prowokować konfliktów. Może gdybym była naocznym świadkiem przemocy, byłoby inaczej, ale tak… Maks to był dla mnie zwykły, obcy koleś.

– Co to, wreszcie się wyprowadzasz? – powiedział, spoglądając na walizki, a potem na Monikę. Uśmiechnął się po cwaniacku.

Monika na to zaciągnęła się głęboko dymem papierosowym, strzepnęła popiół na ziemię, i obwieściła:

– Nie. Jadę tylko na małe wakacje.

– Chyba nie tym samochodem.

– A czemu by nie? Kupiłeś mi go z okazji ślubu!

– Ale jestem współwłaścicielem. Jeśli nim odjedziesz, zgłoszę kradzież. Zresztą i tak nie odjedziesz, nieważne. – Wskazał na zastawiony podjazd, promieniejąc satysfakcją. Zachciało mi się śmiać z jego ucieszonej miny, ucieszonej w taki wredny sposób, ale powstrzymałam się.

Monia postanowiła przemówić do strzępków szacunku, jaki kiedyś może mieli wobec siebie.

– Daj spokój, niedługo wrócę. Wiem, że sytuacja między nami jest trudna, ale…

– Dobra – rzekł zniecierpliwiony i uniósł dłoń, już przeszła mu ochota na żarty – nie chcę cię słuchać. Jedźcie sobie intercity. – Podsumował to chłodnym, zdecydowanym spojrzeniem na Monikę, a potem na mnie, i wtedy chyba w ogóle zauważył mnie po raz pierwszy. – A ty kim w ogóle jesteś?

Nie zdążyłam nic powiedzieć.

– To moja koleżanka z więzienia – przedstawiła mnie Monika.

– Aha. Powinienem się bać? – zapytał, podtrzymując powagę.

– Być może. Sprzątnęła takiego jednego gościa. I bardzo nie podoba jej się to, jak mnie dziś potraktowałeś.

Poczułam się, jakbym powinna być urażona jej słowami, ale nie byłam. Mogła nie przedstawiać mnie w taki sposób, chyba. Właściwie wszystko jedno. Maks i tak nie przywiązał wagi do słów, które dotyczyły mnie.

– Słucham? To ty uderzyłaś mnie pierwsza. Ja cię tylko odepchnąłem, idiotko. – Wskazał na swoją twarz. Miał rozciętą wargę. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.

– Nie, to ty zacząłeś!

– Bzdura!

– Nazwałeś mnie menelicą spod altany śmietnikowej!

Tutaj już się nie powstrzymywałam, parsknęłam śmiechem.

– Bo pijesz alkohol na dzień dobry! – Monika zaczęła mamrotać coś o kacu, jednak Maks nie pozwolił sobie przerwać. – Ale to nie powód, by się na mnie rzucać! Zresztą nie będę z tobą dyskutować, baw się dobrze na wakacjach. A ciebie ostrzegam – zwrócił się do mnie, a że nie spodziewałam się tego, to jakby wręcz się przestraszyłam jego szorstkiego tonu – ona jest pierdolnięta. Chociaż w sumie obie jesteście z kryminału, pewnie jesteście siebie warte.

Machnął ręką. „Żegnam”, powiedział i poszedł do domu. Monika śledziła go wzrokiem ze zgryzotą do samego końca, aż drzwi trzasnęły. W odpowiedzi ona zatrzasnęła drzwi tesli jednym agresywnym ruchem, wypuściła spomiędzy palców niedopałek papierosa i zdeptała go butem, czarnym klapkiem na niskim obcasie. Podeszwa zachrzęściła o kostkę brukową.

Usiadłam na jednej z walizek. Monika spojrzała na mnie, zastanowiła się i przysiadła na drugiej, naprzeciwko mnie. Nic nie mówiłyśmy. Zdawało się, że sytuacja nie wymaga komentarza. Wystarczającym epilogiem do kolejnej sprzeczki małżeńskiej była Monika próbująca kręcić się na walizce, jakby była obrotowym krzesłem.

Gdy akurat zwróciła się ku domowi, Maksymilian pojawił się w oknie kuchennym. Pokazała mu środkowy palec, a on natychmiast się odsunął. Zgrana para, ładnie wyglądają razem, tak pewnie mawiali o nich ludzie.

– Pewnie poszedł zjeść kanapkę z nutellą.

– Co? – Zrozumiałam, co mówiła, ale czasem nie jest się pewnym, czy dobrze się usłyszało, choć jednocześnie ma się pewność, że dobrze się usłyszało.

– Poszedł zjeść kanapkę z nutellą. Po pracy od razu wpada do kuchni i robi sobie kanapkę z nutellą, zawsze tylko jedną, bo to niezdrowe. Kocha nutellę.

Pomyślałam, że to całkiem urocze, i że tygrysy to właściwie takie duże kotki. Najpierw ta myśl była tylko uczuciem, obrazkowym skojarzeniem, a zanim zdążyłam je zwerbalizować, Monika stanęła na równe nogi i przełączyła się w rzeczowy tryb:

– Wiem, co robić. Słuchaj. Przesuń te walizki pod chevroleta. – Kiwnęła głową na drugi samochód. – Ja szybko zgarnę kluczyki z domu i sobie pojedziemy.

Nasunęło mi się mnóstwo pytań na raz. Czy Maksymilian nie wścieknie się do granic? Czy on tego nie spodziewa, nie schował przed nią kluczyków…? A, w sumie nieważne. Manualna skrzynia biegów i wyjazd nad morze – to były ważne rzeczy.

– Dobra.

Monika ruszyła w stronę domu, powoli, by nie stukać obcasami o bruk. Ja przeniosłam walizki, obie na raz. Były tak ciężkie, że ledwo oderwałam je od ziemi, ale nie mogłam ich ciągnąć, zbytnio hałasowały. Monika nawrzucała do nich wszystko, co wpadło jej w ręce, głównie ubrania, oprócz nich między innymi dużą kosmetyczkę i nieotwartą butelkę wina.

Czekałam, zerkając ku lekko uchylonym drzwiom. Naszło mnie napięcie, choć nie miałam nic do przegrania. Zawsze istniało to intercity.

Monika wypadła z domu, zbiegła po schodkach i w locie otworzyła auto pilotem. Zamki przyjemnie zazgrzytały. „Bagażnik, szybko, szybko”, powiedziała głośno. Bez kwestionowania czegokolwiek władowałam pierwszą walizkę do środka, ona pomogła mi z drugą, a z domu wybiegł Maksymilian. Monika rzuciła się do drzwi od strony kierowcy. Odepchnęłam ją. „No tak!”, krzyknęła. Już wcześniej się umówiłyśmy, że to ja będę prowadzić, bo jej krew to był w połowie Jack Daniel’s. Maks dopadł do samochodu i próbował otworzyć drzwi, ale w ostatniej chwili zdążyłam zablokować je od środka. Uderzył dłonią w szybę, przy której siedziała Monika. Zostawił po sobie smugę nutelli. Pomachałyśmy do niego, jednocześnie uruchomiłam silnik i nie czekałam.

Aha. Chevrolet to był manual i wzięłam to za dobre proroctwo na początek podróży.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Grisza 4 miesiące temu
    Zaczyna się z tego robić Joanna Chmielewska. Ale to komplement, bo ja ją uwielbiam!
  • Amnezja Wsteczna 4 miesiące temu
    Nie pomyślałabym o tym, ale faktycznie widzę podobieństwo. Coś z jej pisania najwidoczniej mi pozostało :)
  • Bettina 4 miesiące temu
    Tez lubie Chmielewska, np. Ten moment gdy glowny bohater biegnie przed pociągiem.
  • Sufjen 4 miesiące temu
    Amnezjo, masz to do siebie, że potrafisz dobrze pisać. Kreujesz tę fabułę na wysokim poziomie, dodając przy tym jakościowe technikalia. Dowodem jest to, że ktoś przyrównał to do prozy Chmielewskiej. Słusznie.
  • Amnezja Wsteczna 4 miesiące temu
    Cześć, Sufjen, dawno Cię nie widziałam 🙂 Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie!
  • Sufjen 4 miesiące temu
    Amnezja Wsteczna A wróciłem ostatnio i cosik odświeżam. Wrzuciłem nawet jakieś opko, jak było więcej czasu. :)
  • Amnezja Wsteczna 4 miesiące temu
    Sufjen Właśnie widziałam, że coś wrzuciłeś. Jeszcze nie czytałam, bo męczyłam ten rozdział, ale mam to w pamięci 😉
  • piliery 4 miesiące temu
    Fajnie się czyta. Jest dobre tempo. Subskrybuję. :)
  • Amnezja Wsteczna 4 miesiące temu
    Dzięki za suba i łapkę w górę 👍
  • jesień2018 4 miesiące temu
    A już myślałam, że się nie doczekam! :-D Bardzo fajna część!!
    Tylko tutaj coś nie gra "Poczułam się, jakbym powinna być urażona". Ja bym napisała: "Może powinnam być urażona...".
  • Amnezja Wsteczna 4 miesiące temu
    Zawsze się doczekasz, czasem tylko faktycznie trzeba chwilę poczekać... :D Co do przytoczonego przez Ciebie zdania, to właśnie takie miało być. Ktoś kiedyś powiedział tak mojej przyjaciółce i nie może mi od lat wyjść z głowy, jak bardzo znajome jest mi to uczucie. Pozdrawiam :)
  • Wianeczek 2 miesiące temu
    Aż mi się ktoś przypomniał. 😉 Takie kobiety są też bez odsiadek i biją się z mężami.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania