To co słyszysz

Czajnik zapiszczał na znak, że mogę w końcu zaparzyć swoją ulubioną kawę. Poranek bez tego napoju nie istniał dla mnie. Zalałem kubek do końca, dodając mleko i łyżeczkę cukru. Pociągnąłem duży łyk. Substancja rozlała się po moim podniebieniu wywołując u mnie błogi stan. Przymknąłem na chwilę oczy rozkoszując się tą chwilą, ale gdy tylko spojrzałem na zegarek wlałem w siebie wszystko i ruszyłem w stronę garderoby. Narzuciłem na siebie płaszcz i szalik. Pogoda nie była za ciekawa, z okna było można dostrzec, że ludzie szamoczą się na boki przez silny wiatr. Na stoliku pod telewizorem leżały kluczyki do auta. Przez chwilę myślałem czy nie byłoby lepiej wsiąść w autobus, ale byłem już za bardzo spóźniony, żeby się nad tym dłużej zastanawiać. Wybiegłem przed blok na strzeżony parking. Pod moimi stopami było słychać ocieranie się grubego żwiru. Dostrzegłem czerwony, zardzewiały wóz. Na jego widok poczułem się nieswojo. Nigdy nie parkowałem w innym miejscu od kiedy skradziono mi radio z mojego malucha. Może nawet było warte więcej niż on sam. Usiadłem wygodnie w siedzeniu i odruchowo wyciągnąłem rękę w kierunku otworu po skradzionym przedmiocie, ale w porę się zorientowałem i zrezygnowany cofnąłem dłoń. Gruchot zaburczał od włączenia silnika, a z rury wydechowej wyleciał ciemno-smolisty dym. Machnąłem porozumiewawczo osobie pilnującej to miejsce i ruszyłem w stronę centrum miasta. Dźwięk, który do mnie docierał zza auta był przygłuszony. Cisza mnie rozpraszała przez co źle skręciłem na skrzyżowaniu i musiałem jechać na około. W głowie nuciła mi się znana piosenka śpiewana przez dzieci. Zastanawiałem się skąd ją kojarzę, ale gdy sobie przypomniałem automatycznie zamilkłem i z nerwów zacisnąłem mocniej pięści na kierownicy.

Poleć poleć ze mną hen wysoko

Zabiorę Cię ze sobą tam gdzie gwiazdy...

Rzuciłem od niechcenia kluczyki na stół i wpatrywałem się w nie jakby były moim największym wrogiem. Po chwili podszedłem zamaszystym krokiem do barku z trunkami i wyjąłem z niego całą zawartość. Zapełniłem butelkami połowę stołu. Wszystkie kolory zielonobarwnych szkieł widniały na mojej twarzy, odbijane przez światło lampy. Wyglądały jakby chciały być opróżnione, żeby świecić jeszcze mocniej. Ja nie zwracałem uwagi na ich urok i powoli jedna po drugiej zostawała brutalnie wylewana do zlewu. Nie dawałem tego po sobie poznać, ale w głębi serca czułem ból. W końcu interesowałem się alkoholem, nie tylko smakowo co jego historią. Wszystkie te naczynia stały tam z jakiegoś powodu. To wino z 1950 roku dostałem gdy byłem we Francji, a tamto z kolei od mojej zmarłej matki. Pustych butelek zaczynało robić się coraz więcej, a im więcej wyrzucałem tym czułem się lepiej na duchu. Ta świadomość, że już nie wezmę ani łyka dawała mi ulgę i poczucie bezpieczeństwa.

Razem pokłonimy się obłokom

Sam król motyli dał mi prawo jazdy…

Dostrzegłem jakiś brud na aucie z przedniej strony. Jakby ktoś chlapnął jakimś sokiem. Podszedłem bliżej, żeby zmyć niechcianą plamę, ale nic tam nie było- Znowu mi się wydawało- westchnąłem ciężko. W samochodzie zrobiło mi się strasznie gorąco, dlatego zdjąłem niepotrzebne rzeczy, lecz to nadal było za mało. Powietrze gęstniało, z trudem łapałem oddech. Otworzyłem starym pokrętłem okno, aż zapiszczało od tak dawnego nieużytku. Wzdrygnąłem się na ten nieprzyjemny dźwięk, ale zimne powietrze od razu rozjaśniło mój umysł. Na szczęście tę cholerną ciszę zakłócił uliczny hałas. Gdy się spostrzegłem mój palec wystukiwał melodie piosenki, która ciągle chodziła mi po głowie- Przecież pozbyłem się alkoholu…

Może w górze u Małego Księcia

Będzie dzisiaj znowu wielki bal…

Dziewczynka przesunęła żwawo nogą po ziemi nadając tym samym rozpęd hulajnodze. Skręciła w prawo, w stronę swojego domu. Na chodniku było dość ciasno, ale ona nie zważała na to i dalej gnała swoim małym transportem.

,,Poleć poleć ze mną hen wysoko

Zabiorę Cię ze sobą tam gdzie gwiazdy”- śpiewała.

Jej różowa, puchata spódnica była rozwiewana na boki przez wiatr. Uśmiechała się do siebie, ignorując krzywe spojrzenia ludzi. Poliki i nosek były czerwone od zimna, a blond loki opadały w nieładzie na ramiona. Z gracją stanęła przed pasami i wyczekiwała na kolor zielony, który miał oznaczać ,,Start! Musisz być pierwsza na mecie!”. Gdy rozbłysnął znak rozpoczęcia wyścigu, z szybkością światła machnęła nogą o zimie. Nie obejrzała się nawet, tylko skupiła na wyimaginowanej gonitwie.

Razem pokłonimy się obłokom

Sam król motyli dał mi prawo jazdy

- Kto ci dał prawo jazdy?!- wrzeszczał mężczyzna, który już miał podejść w moją stronę, ale w porę sobie przypomniałem gdzie jestem i nacisnąłem szybko nogą gaz. Starałem skupić się na drodze, ale moja głowa pulsowała boleśnie od nieprzespanej nocy. Gdyby jeszcze było tego mało, od ulicznego smrodu zbierało mi się na wymioty. Może to auto ma na mnie taki wpływ, albo to ciało. Miałem w planach zakup lepszego samochodu, ale niestety nie zarobię wystarczająco na jakiś porządny model, który długo mi będzie służył.

Z góry rozświetliły się czerwone światła. Zatrzymałem pojazd i obserwowałem ludzi, którzy właśnie przechodzili przez pasy. Byli wśród nich młodzi i starzy. Wszyscy. Odsunąłem dalej nogę od gazu. Wystarczyło, że ktoś wjedzie w ten tłum, żeby zrobiło się pusto. Tak niewiele może spowodować tak dużo. Chciałeś powiedzieć tak niewiele promili może spowodować tak dużo?

 

Nienawidzę tego auta.

 

- Wzięłaś kanapki ze stołu, które dla ciebie zrobiłam?

- Tak- Dziewczynka wpychała właśnie dodatkową bluzę do plecaka.

- A wzięłaś…?- Drążyła.

- Tak wszystko wzięłam! Jadę tam tylko na parę godzin- Odrzekła podirytowana.

Zarzuciła różowy tornister i ugięła się pod jego ciężarem.

- Kamienie tam nosisz?- Zapytała rozbawiona na co dziewczynka odpowiedziała jej uśmiechem- Masz wrócić przed osiemnastą, na kolację będzie indyk. Tylko nie pędź tą hulajnogą jak szalona.

- Dobra- Machnęła ręką na pożegnanie i wybiegła za drzwi.

- Znowu parasolkę zostawiła…- Szepnęła do siebie- Roztrzepana jak zawsze.

 

Mój oddech jest coraz cięższy. Powietrze zmienia swoją konsystencje jak gips. Cały drżę od dotyku kierownicy. Czuje jak wypala mi skórę. Mam ochotę ją wyrwać. Szyba znowu pękła, a ja jestem w tym samym miejscu kiedy byłem w tym właśnie dniu. Rozejrzałem się wokoło. Zostawiłem auto przy najbliższym wolnym miejscu do zaparkowania. Wysiadłem nie zastanawiając się nawet czym wrócę do domu. Nie brałem ze sobą kluczyków. Nie zamykałem drzwi. Niech ten kto ukradł radio, dokończy swoją robotę do końca. Niech mi zabierze to co mam. Pracę, ubrania, mieszkanie…Życie. Niech zabierze wszystko. Tylko niech zwróci radio. Tylko to. Jest cenniejsze niż to co mam. Bo nic nie mam, a to co daję radio jest lepsze. Zagłusza wyrzuty sumienia. Myśli, które nie chcą opuścić mojej głowy, które zabijają mnie powoli od środka. Ta melodia, która pali mnie żywcem… I ten głos. Nie obchodzi mnie co stanie się z tym gruchotem. Tyle wspomnień się z nim wiąże, ale wystarczyło jedno, wyraźne, które przyćmiło inne. To silne wspomnienie nie zniknie na zawołanie bo sprawcą nie jest auto, tylko ciało… Dusza. Jakiego koloru ona jest? Może być każdego, ale na pewno nie będzie czysta tylko brudna, poplamiona, poszarpana przez myśli, które codziennie ją dręczą.

 

Ukradli mi radio i siedzę w ciszy.

Ukradli, ukradli, ukradli.

 

- Nie kupię tego radia za taką cenę! To stare radio i w dodatku ma ubytki- Powiedział mężczyzna w okularach. Przyglądał się przedmiotowi, żeby znaleźć choć jeden szczegół wskazujący na to, że ma do czynienia z antykiem.

- Trudno było je mi je zdobyć, gwarantuje, że się panu zwróci.

- Powiedziałem nie. Znam się na rzeczach tego typu i mogę panu z całą pewnością powiedzieć, że może pan wywalić to ustrojstwo- Z pretensją w oczach za zmarnowany czas, podał klientowi jego własność.

- Eh… Do widzenia!- Zawiedziony chłopka wyszedł z lombardu. Spojrzał z pogardą na swoją zdobycz, ale nie był już taki dumny swojego łupu jak na początku. Wrzucił go bez większego namysłu do kontenera. Przedmiot rozleciał się na kawałki, lecz nadal wydobywała się z niego piosenka. Trzeba było się wsłuchać. Dźwięk był słaby, ale gdy ktoś na chwilę przystanął, zapomniał dokąd miał iść, porzucił zmartwienia, to wiedział jak ładna była ta muzyka...

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Klaudunia 21.12.2019
    Ładne, na początku zdania są za krótkie. Ale potem jest już lepiej. Akcja dzieje się jakby zupełnie gdzieś indziej - w jakimś odległym świecie bohatera. Podoba mi się : )
  • sisi55 21.12.2019
    Dzięki.
  • sisi55 21.12.2019
    Jak ktoś zgadnie czym się inspirowałem to mu pogratuluje.
  • AlaOlaUla 21.12.2019
    Mechanik z Christianem Bale.
  • sisi55 21.12.2019
    Nie wiem nawet co to jest xd
  • droga_we_mgle 21.12.2019
    Czyżby inspiracja piosenką ,,Car radio" Twenty One Pilots?

    Treść dobra, przeplata się przeszłość i teraźniejszość. Walka ze sobą i własnymi myślami. A ten sam przedmiot dla każdego ma inną wartość.

    Trochę się zebrało brakujących przecinków. ,,To[,] co słyszysz"
    ,,Substancja rozlała się po moim podniebieniu[,] wywołując u mnie błogi stan."
    ,,Przymknąłem na chwilę oczy[,] rozkoszując się tą chwilą, ale gdy tylko spojrzałem na zegarek[,] wlałem w siebie wszystko"
    ,,Cisza mnie rozpraszała[,] przez co... i musiałem jechać naokoło." - ,,naokoło" razem.
    ,,Rzuciłem od niechcenia kluczyki na stół i wpatrywałem się w nie[,] jakby..."
    ,,a im więcej wyrzucałem[,] tym..." - to kilka z nich.

    Raz słowa piosenki są wzięte w cudzysłów, innym razem go brakuje.

    ,,- Eh... Do widzenia!- Zawiedziony..." - spacja po obu stronach myślnika po czyjejś wypowiedzi.
    ,,[...] ale nic tam nie było[.] - Znowu mi się wydawało - westchnął ciężko." - W większości przypadków zapisujesz wypowiedzi bohaterów od nowego akapitu, tu i w jeszcze jednym przypadku nie.

    Ode mnie 4 - pozdrawiam.
  • sisi55 21.12.2019
    Zgadłeś, dziękuje za szczegółowe wypisanie błędów.
  • droga_we_mgle 21.12.2019
    ,,Zgadłam" - jestem kobietą :-)
  • sisi55 21.12.2019
    droga_we_mgle Sorki. Nie wiedziałem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania