Ani słowa

Tym razem Maja obudziła się przed budzikiem. O dziwo, była wyspana. Podniosła się do siadu i wyciągnęła ręce wysoko nad głowę, chcąc trochę pobudzić zaspane mięśnie. Brak światła przeświecającego przez szpary w żaluzjach świadczył o tym, że było jeszcze ciemno. Cóż, takie są uroki zimy.

Sięgnęła po telefon leżący na szafce nocnej. Przez to, że przed chwilą wstała, obraz docierający do jej oczu nie był jeszcze zupełnie wyraźny, więc trudnością było dla niej odczytanie godziny, czego zdecydowanie nie ułatwiała jej pajęczynka w dolnym rogu ekranu. Kiecy w końcu podołała temu arcytrudnemu wyzwaniu, okazało się, że jest dopiero wpół do piątej.

Dziewczyna nie chciała kłaść się z powrotem. Wolała porobić coś bardziej produktywnego. Wpadła na pomysł powtórzenia sobie materiału do fizyki, żeby następnego dnia zabłysnąć na lekcji i poprawić swój wizerunek w oczach pani Adamczyk.

Wygrzebała się z pościeli i podeszła do plecaka, z którego wyjęła podręcznik. Otworzyła go na dziale, który obecnie przerabiali w szkole i zaczęła studiować teorię i rozwiązane już przykłady zadań. Nie była to może jej wymarzona, najlepsza możliwa czynność, jaką można było się w tamtym czasie zajmować, ale poprzedniego dnia przysięgła sobie, że zacznie się przykładać do nauki.

Czas dla Mai jakoś przyspieszył, a dziewczyna nie zauważyła nawet, kiedy na dworze zrobiło się widno. Kiedy w końcu zwróciło to jej uwagę, stwierdziła, że to koniec nauki na teraz i postanowiła wstać.

Jej tata był bardzo zdziwiony, kiedy, wchodząc do jej pokoju chcąc ją obudzić, gdyby znowu zamiast nacisnąć drzemkę, wyłączyła budzik, zobaczył idealnie pościelone łóżko i praktycznie gotową do wyjścia córkę.

Maja unikając zbędnych wyjaśnień odnośnie przyczyn jej ranno-ptaszkowania, pożegnała się z nim i wybyła z domu.

Zdecydowała, że przejdzie się po parku jeszcze przed lekcjami, aby trochę dotlenić mózg. Kiedy szła parkowymi alejkami, powiewy zimowego powietrza muskały ją w policzki, powodując lekkie szczypanie. Wypuściła powietrze ustami, chcąc zobaczyć skraplającą się parę wodną. Jako dziecko uwielbiała to robić. Udawała wtedy, że potrafi ziać ogniem, a para to tak naprawdę dym ulatniający się z jej płuc.

Po dwudziestominutowym spacerze, w końcu zawędrowała na przystanek, z którego jeździła do szkoły.

Była pod jej murami jeszcze sporo przed dzwonkiem, co zdarzało jej się stosunkowo rzadko. Weszła do środka i udała się w stronę sali od chemii.

Jej najbliższe przyjaciółki, Ula i Ania, już tam na nią czekały.

- Maja? - zapytały chórem. - Jesteś wcześniej - zauważyła blondynka. - Skąd ta zmiana? - zażartowała.

- A tak jakoś - odłożyła swój plecak na podłogę. - A co u was?

- Jak zwykle - odpowiedział chłopak w szaliku, pijąc łyka herbaty, którą przyniósł w termosie.

- A u ciebie? - zwróciła się do drugiej dziewczyny.

- W sumie to nic. Pan od chemii dzisiaj ma oddać nasze projekty.

- A tak - przypomniała sobie Maja. - Ciekawe, co dostałyśmy - zastanowiła się.

- Myślę, że raczej dobre oceny - stwierdziła Ula. - Robiłyśmy go trzy dni, co mogło pójść źle?

- Gdyby nie ty, to nic by nam nie wyszło. To ty głównie nad tym siedziałaś. Ja tylko wpadłam do ciebie raz, żeby wszystko ustalić i zacząć.

- Nie przesadzaj, Maja, ty też się przyłożyłaś.

- Hej wam - dosiadł się do nich Wiktor. - Was jeszcze nie zapraszałem, więc proszę - położył na ławce przed nimi trzy żółte koperty podpisane kolejno: " Dla Uli, "Dla Ani" i "Dla Mai".

Ich adresatki wzięły je do rąk i wyciągnęły z nich zaproszenia.

- Zapraszam was na moje urodziny za tydzień w piątek! - uśmiechnął się szeroko. - Będą u mnie w domu po szkole, o siedemnastej. Będziecie?

Cała trójka od razu z ochotą potwierdziła swoją obecność. Chłopak wstał, podskoczył i zaklaskał w dłonie z ekscytacji. Wszyscy, których do tej pory zaprosił, zgodzili się przyjść.

Rozległ się dźwięk dzwonka. Do pracowni, jak z procy, wpadł ich nauczyciel chemii z jakimś rulonem pod pachą i tacą z probówkami i zlewkami w drugiej.

Wszyscy uczniowie wstali.

- Dzień dobry, możecie siadać - przywitał się z nimi pan profesor Sawicki, po tym, jak rozłożył na biurku cały swój "dobytek".

- Oddam wam wasze projekty pod koniec lekcji, ale najpierw zrobimy to, co mamy dzisiaj w planach, czyli przekonamy się, dlaczego nie wlewa się wody do kwasu. Kto pierwszy? - spojrzał na klasę z błyskiem w oczach. - Żartuję przecież! - roześmiał się. - Co wy tacy przestraszeni? Będziemy dzisiaj badać wpływ różnych wskaźników na kolor substancji o danym odczynie - zajął się rozkładaniem stanowiska i wyjmowaniem potrzebnych odczynników z szafki. - Szukam ochotnika - poinformował uczniów, kiedy skończył. - Kto?

Prawie wszystkie ręce uniosły się do góry. Cała klasa 2d wręcz uwielbiała chemię z panem Sawickim, przez co nawet na początku roku dwie osoby przeniosły się na profil biologiczno-chemiczny, żeby mieć z nim więcej lekcji, niż tylko dwie w ciągu tygodnia.

- Oj, oj, nie wszyscy naraz - zgiął ręce w łokciach, pokazując dłonie - wiem, że każdy jest chętny, ale nie wszyscy naraz - powtórzył. - Może... - zdjął okulary i zaczął jeździć palcem po sali - wylosujemy... ciebie! - jego ręka zastygła, a okulary wróciły na nos. - Świetnie, chodź.

Niski blondyn wyszedł z ławki i powędrował do biurka z odczynnikami. Nauczyciel wręczył mu rękawiczki, gogle ochronne i poinstruował go, jak wykonać doświadczenia, a sam odsunął się kilka kroków, dając chłopakowi spełnić swoją powinność.

Kiedy ten bez najmniejszego problemu uporał się z zadaniem, pan Sawicki zaczął objaśniać eksperyment i rozrysowywać na tablicy jego schemat. Kiedy skończył, przeszedł do oddawania projektów.

Maja i Ula, tak jak ta przewidywała, dostały piątki z plusem, co bardzo je usatysfakcjonowało. Na koniec lekcji pan Sawicki ogłosił im tylko ważny komunikat.

- Jutro nie ma mnie w szkole, więc zamiast chemii będziecie mieli zastępstwo.

- A z kim? - weszła mu w słowo Weronika.

- Z panią profesor Adamczyk, ona ma akurat wtedy wolną godzinę, więc zgodziła się was wziąć.

Maja ucieszyła się na samą myśl o dodatkowej godzinie wpatrywania się w te kobaltowe oczy... Wróć, co? znów dała sobie naganę za własne myśli.

Zadzwonił dzwonek, co oznaczało, że klasa mogła wyjść na przerwę.

Maja postanowiła się przejść do bufetu, kupić coś do jedzenia, bo rano oczywiście zapomniała zrobić sobie kanapek do szkoły. No cóż, prawdopodobnie, skoro nie zaspała, nie była zmęczona, miała czas się pouczyć i zdążyła na tramwaj, to wykorzystała chyba już cały swój limit szczęścia na dziś.

Stojąc w kolejce do okienka, zauważyła, że osobą, która była właśnie obsługiwana była jej nauczycielka od fizyki. Kiedy ta odchodziła od kasy z kubkiem kawy w dłoni, ich oczy na chwilę się spotkały.

Jej ciemne, acz błyszczące spojrzenie wydało się Mai niezwykle intrygujące i pełne głębi. Jeszcze przez dłuższą chwilę krążyło po jej głowie, odbijając się o wszystkie inne myśli i nie chciało z nie wylecieć. Otrząsnęła się dopiero, kiedy nadeszła jej kolej na kupowanie.

Spojrzenie pani Adamczyk było rzeczą, która nie dawała dziewczynie spokoju do końca dnia.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania