'anie.
Zarastam mchem, na dłoniach tworzy się
osad z zimnej już dawno herbaty.
I tylko przez okna wciąż zagląda rozbłysk,
rozgrzewa framugi i szkło, zamieniając je
ponownie w piasek.
Mrugam alfabet, oddycham sylaby,
skłaniam się ku zasiedzeniu,
choć z zewnątrz, ktoś puka niepewnie.
Ktoś w końcu wytwarza drzwi w ścianie,
wbiega na prędce w świetliste drzazgi,
roznosząc je po całym dywanie.
Klęka obok.
Zerka jeszcze za siebie, jakby nieświadomy
minionych godzin, czy tego, ile wynosi eon.
Przysiada się, opiera lekko o moją niepewność.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania