'anie.

Zarastam mchem, na dłoniach tworzy się

osad z zimnej już dawno herbaty.

I tylko przez okna wciąż zagląda rozbłysk,

rozgrzewa framugi i szkło, zamieniając je

ponownie w piasek.

 

Mrugam alfabet, oddycham sylaby,

skłaniam się ku zasiedzeniu,

choć z zewnątrz, ktoś puka niepewnie.

 

Ktoś w końcu wytwarza drzwi w ścianie,

wbiega na prędce w świetliste drzazgi,

roznosząc je po całym dywanie.

Klęka obok.

 

Zerka jeszcze za siebie, jakby nieświadomy

minionych godzin, czy tego, ile wynosi eon.

Przysiada się, opiera lekko o moją niepewność.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania