Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Anioł Stróż, czyli „Technologia w Służbie Ludzkości” 2.0
Prawda może być enigmatyczna. Może wymagać trochę pracy, aby się z nią zmierzyć. Może być sprzeczna z intuicją. Może przeczyć głęboko zakorzenionym uprzedzeniom. Może nie być zgodna z tym, co desperacko chcemy, aby było prawdą. Ale nasze preferencje nie determinują tego, co jest prawdą. (tłum. aut.)
Carl Sagan, "Wonder and Skepticism", Skeptical Inquirer 19 (1), January-February 1995
https://skepticalinquirer.org/1995/01/wonder-and-skepticism/
(także: https://www.instagram.com/carlsagandotcom/reel/C1XKuD4OZ2r/ )
Muzyka cichła, a ksiądz zaczął krętymi schodami wchodzić na ambonę. Z daleka w intensywnym świetle jego twarz przypominała Filipowi jego własny profil. Gdy zbliżał się do podestu cisza była już niemal absolutna – nic, poza szelestem liści i śpiewem ptaków.
– Spotkaliśmy się dziś w tym świętym miejscu, aby dzielić się radością stworzenia i czerpać pełnymi garściami ze skarbnicy życia. By chwalić Pana za to, że dał nam tę piękną, wręcz cudowną planetę. Za to, że dał nam rozum - i zesłał nam proroków - byśmy byli zdolni czynić to miejsce, jak i nas samych, jeszcze lepszymi.
– Drodzy Bracia i Siostry, chcę dziś umocnić was w wierze oraz przekazać wiele informacji oraz rad, które synod naszego kościoła uznał za wartościowe i warte rozpowszechnienia. Dla wielu z was będzie to zapewne tylko przypomnienie.
Miał na sobie t-shirt i krótkie spodenki. Na dole, oparty o ambonę stał jego stary, zdezelowany rower.
- Zacznę od rzeczy bardzo oczywistej dla każdego z nas, niemniej wartej powtarzania aż do znudzenia, a mianowicie o pewnym wielkim wynalazku ludzkości. Święty Carl Sagan mawiał o tym wynalazku, że stanowi on namacalny dowód, iż ludzkość posiada zdolność czynienia cudów. Co to takiego? Może ktoś z was już wie? – zapytał ciepłym głosem, jakby wyraźnie kierując pytanie do dzieci.
Te najmłodsze, stojące, siedzące najbliżej lub też biegające wokół ambony zawołały razem cieniutkim, dziecinnym śpiewem, niemal zlewającym się z świergotem ptaków:
– To książka, książka, to książka!
– Tak, moi kochani, to właśnie jest książka. Ten sam święty Carl zauważył też jednak, że gdyby człowiek czytał jedną książkę tygodniowo, to w ciągu całego życia przeczytałby kilka tysięcy książek. Może to dużo, może mało, ale on zauważył, że to tylko znikomy ułamek tego, co można znaleźć w bibliotekach. Wiecie może, jaki jest na to sposób?
Dzieci były już jakby nieco znudzone. Kilka głosików jednak wyśpiewało dobrze znaną formułkę:
- Trzeba wiedzieć, co czytać...
- Tak, moi drodzy, trzeba wiedzieć, co czytać. I czerpać tę wiedzę od tych, którym najbardziej się ufa, poczynając od rodziców i nauczycieli. W wielu książkach możemy znaleźć dużo cennych informacji o tym, jak dbać nie tylko o nasze dusze, ale i o nasze ciała. Powiedzcie mi, czy ciało jest ważne?
- Tak! Tak! – rozległ się dziecięcy chórek.
- Dokładnie tak! Jest bardzo ważne i powinniśmy o nie dbać. Dlatego dzisiaj już tyle spacerowaliśmy – albo jeździliśmy rowerem. Dlatego tyle już tańczyliśmy – i jeszcze będziemy tańczyć. Dlatego zjedliśmy śniadanie, którego składniki przygotowaliśmy na tyle starannie, na ile byliśmy w stanie, aby zapewnić organizmowi niezbędne składniki odżywcze. Dlatego pamiętamy o odpowiedniej ilości płynów i o ochronie głowy przez słońcem. Dlatego unikamy szkodliwych substancji. Dlatego wszystkie dzieci zostały zaszczepione przeciwko chorobom, aby ich organizmy były odporne. Dlatego dbamy o planetę, aby móc oddychać świeżym powietrzem. Dlatego też nie bierzemy do buzi piasku - wypluj to proszę, Szymon – zwrócił się do jakiegoś malucha pod amboną, do którego zaraz podbiegła mama.
– Od dziecka uczymy się - i uczymy innych - unikania wszelkiej przemocy, w tym przemocy psychicznej. Z naszego języka niemal już wyparliśmy słowa obraźliwe i obelżywe, między innymi dlatego, że psychologia swoimi badaniami wyraźnie pokazała nam, jak negatywnie wpływają na naszą świadomość i nasze interakcje. Uczymy nasze dzieci, że każdy werbalny atak nie jest objawem siły, a objawem słabości, objawem problemów agresora.
– Staramy się czerpać inspiracje z każdej możliwej nauki. Mama już dała wody Szymonowi, przepłukał usta i wypluł z nich resztki brudu. To zdarzenie, w nieco pokrętny sposób przypomniało mi o pewnym ważnym odkryciu: seksuologia uczy nas, że nie każdy rodzaj kontaktu fizycznego jest równie zdrowy, iż są rodzaje aktywności znacznie zwiększające ryzyko chorób, np. raka krtani, więc unikajmy ich. I szanując nasze ciało i jego potrzeby bardzo uważajmy, aby nie stać się niewolnikiem ciała i jego potrzeb. Pamiętajmy, że może do tego dojść niepostrzeżenie – zapewne dlatego wielu proroków zachęcało do wstrzemięźliwości mając na uwadze ten rodzaj ryzyka (dziś wiemy, że pełna wstrzemięźliwość i próba pełnego wyparcia, czyli de facto konflikt z samym sobą, może prowadzić do nerwic i innych zaburzeń). Nie traćmy zatem kontroli nad swym ciałem, nad swoimi zachowaniami, a mówiąc w przenośni: bądźmy zawsze jego panem, a nigdy niewolnikiem – oczywiście pamiętając, że to tylko przenośnia ukazująca pewną istotną dychotomię. Jesteśmy bowiem zarówno ciałem, jak i duchem - wraz z rozumem tworząc niepodzielną trójcę. Niech "równowaga" będzie dla nas słowem-kluczem.
– A teraz, drodzy bracia i siostry, pragnę przypomnieć wam to, czego nauczał sam przenajświętszy Jezus: otóż uczył On, by unikać osądzania bliźniego, a wszelki osąd pozostawiać sprawiedliwemu Bogu. Nasze, ludzkie próby sądzenia skazane są bowiem na niepowodzenie z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, jako ludzie łatwo możemy popełnić omyłkę i dopuścić się niesprawiedliwego osądzenia – tak jak w historii ludzkości niesprawiedliwie osądzonych zostało wielu dobrych, a nawet świętych. Po drugie zaś, sądząc i wydając wyrok, czynimy zło osobie osądzonej – dopuszczamy się czynienia zła, a czyniąc zło, nigdy nie osiągniemy dobra, nigdy nie osiągniemy celu, będziemy jedynie rozprzestrzeniać to zło. Siejąc wiatr, zbierzemy burzę. Nie sądźmy zatem nikogo, pozostawiając osąd Najwyższemu. Jeśli jakiś człowiek, czy to młody, czy dorosły, krzywdzi innych - czy to słowem, czy to czynem - pomagajmy mu, jak tylko jesteśmy w stanie. Może wymagać wsparcia psychologicznego, farmakologicznego, medycznego czy też duchowego. Spróbujmy dostrzec pokrzywdzonego w każdym, kto krzywdzi – bardzo, bardzo możliwe, że doznał w swym życiu ogromu cierpienia, czy to psychicznego, czy fizycznego. Bardzo możliwe, iż równocześnie ma istotne wrodzone deficyty. Kochajmy go, okażmy mu swoją miłość. Tylko dobrem uda nam się zwyciężyć zło. Rozliczne patologie minionych wieków miały swą przyczynę w tym, że niejednokrotnie nikt na żadnym etapie życia niejednego człowieka nie chciał lub nie umiał dojrzeć jego cierpienia i krzywdy, a za to skłonny był oceniać i karać – czyli odpowiadać złem na zło. Nigdy, przenigdy nie wracajmy to tego. Jeszcze raz powtórzę: tylko dobrem uda nam się zwyciężyć zło. Już jesteśmy tak blisko.
– Zauważmy przy tym, że zachowania agresywne są w nas najprawdopodobniej naturalnym atawizmem i u niektórych, nielicznych mogą być po prostu wciąż wpisane w ich osobowość. Na szczęście nauczyliśmy się rozpoznawać już we wczesnym wieku osoby o takich skłonnościach. Przechodzą one kompleksowe szkolenie psychologiczne, podczas którego są utwierdzane w przekonaniu, że jest to jak najbardziej naturalne i normalne, choć wymaga pewnej samokontroli. Dla nich zarezerwowanych jest wiele zawodów oraz dyscyplin sportu, w których mogą się świetnie spełniać. Jeśli wśród was jest ktoś, kto czuje w sobie bunt, wojowniczość, pragnienie walki - nie wstydźcie się tego i nie lękajcie naszej reakcji. Jesteście częścią naszego świata, odnajdziecie radość i spełnienie - zgłoście się do mnie po mszy.
– Zakończę nawiązując do słów świętego Lwa Tołstoja: nie próbujmy myśleć o sobie, jak o istotach idealnych, gdyż to uniemożliwi nam stawanie się lepszymi. W pokorze wejdźmy w nowy tydzień dziękując Bogu, że pomaga nam iść naprzód. Cieszmy się tym przepięknym dniem. Niech muzyka rozkołysze nasze serca – i niech poniesie nasze nogi do tańca.
Filip średnio się rwał do tańca, ale w końcu rzeczywiście muzyka jakby go wewnętrznie rozkołysała. Ale i tak pewnie nie ruszyłby się z miejsca, gdyby nie podbiegła do niego pewna prześliczna dziewczyna i nie złapała go energicznie za obie ręce. Zanim pomyślał, już był przy niej, a nogi same się poruszały w rytm dźwięków. Nie widział jej wcześniej, ale mocno mu przypominała koleżankę z klasy. Z długimi, rozwianymi jasnymi włosami, w jasnej bluzce, z błyszczącymi, roześmianymi oczami wyglądała jak prawdziwy anioł. I te oczy były wpatrzone prosto w niego, aż się płoszył. Kątem oka zobaczył tańczących rodziców, miał wrażenie, że mama puściła do niego oko. Spojrzał w drugą stronę, a tam ksiądz już chyba całował się z jedną z parafianek. Teraz, gdy był już nieco bliżej, przypominał mu bardziej ojca Mateusza z popularnego serialu telewizyjnego. Z kolei parafianka do złudzenia przypominała Kingę Preis.
– Pobiegnijmy tam – powiedział „anioł”.
Zobaczyli parę wiewiórek to skaczących po gałęziach, to znów wirujących wokół pnia drzewa, ale byli już zbyt zajęci sobą. Filip położył się w zagajniku, a jasnowłosy anioł (ciągle nie znał jej imienia) usadowił się niby wytrawny jeździec na Filipie-koniu - i całował go namiętnie. Jeszcze chwila, a przeszli dalej w swej intymnej, namiętnej interakcji. Filip czuł się jak w raju.
***
Obudził się trochę za wcześnie. Jego ciało płonęło, a z kołdry zrobił się „namiocik”. „Jaka szkoda, że to był tylko sen”, pomyślał. W głowie miał jeszcze przed oczami tę dziewczynę, jej włosy, jej oczy, jej uśmiech, jej zmysłowość. Napięcie było zbyt silne, by je zlekceważyć i próbować zasnąć. Przeszedł do działania, gdy nagle usłyszał cichy, lecz wyraźny, ciepły, damski głos. „Pragnę poinformować, iż w obecnym stanie prawnym nie są dozwolone kontakty seksualne osób poniżej piętnastego roku życia. Radzę, byś zaprzestał dalszych czynności.” Zerwał się, podnosząc tułów do pionu. „Jako antidotum zachęcam” - kontynuował damski głos - „do przemycia twarzy zimną wodą, wzięcia prysznica, aktywności fizycznej, najlepiej na świeżym powietrzu. W szczególności zachęcam do biegania.”
„To musi być zły sen”, pomyślał Filip. Nawet nie dlatego, że ze względu na lekką kontuzję kostki, bieganie absolutnie wchodziło w grę. To po prostu musiał być zły sen. Wstał, zapalił światło. Dochodziła pierwsza w nocy. Usiadł przy biurku, na którym stał talerzyk z resztkami urodzinowego tortu. Poprzedniego dnia skończył 13 lat.
„Co to mogło być?”, pytał siebie. Głos zdawał się nie dobiegać z żadnej szczególnej strony – pochodził jakby z samego środka jaźni. W szoku Filip zaczął chodzić od ściany do ściany, a myśli kotłowały się w jego głowie. „Co jest grane, co to mogło być?”, w kółko wracało to samo pytanie, a żadnej sensownej odpowiedzi, choćby nawet luźnej hipotezy nie znajdował. Wreszcie usiadł na łóżku z głową w dłoniach. „Będę musiał porozmawiać z mamą, może coś będzie wiedziała, może to jakiś specyficzny program, może to jakiś 'asystent wejścia w dorosłość', który automatycznie włącza się każdemu trzynastolatkowi. Poszukam też w internecie, ale czy coś aby znajdę?”. Wahał się, czy włączyć komputer, ale chyba mimo wszystko był zbyt senny, a rano trzeba było wstać do szkoły. Położył się.
Sen tak łatwo nie przychodził. „Czy coś zrobiłem takiego, że mógłbym to traktować jako karę?”, zaczął się zastanawiać. O ile dobrze pamiętał, to nigdy nikogo nie krzywdził, także w „tej” sferze. Owszem, zdarzały się pewne drobne „wyskoki”, „krew nie woda”, ale czy to zaraz miałby być powód? „Tak, są te dwa zdarzenia”, myślał. Oba dotyczyły koleżanek mamy, choć jedno tylko pośrednio. Koleżanki często odwiedzały mamę, lecz nie tak na krótko, a przyjeżdżały na kilka dni. „Mieszkały gdzieś w Sochaczewie, Zawierciu, czy kto je tam wie, no i przyjeżdżały do nas czasami, a niektóre, owszem, podobały mi się dosyć. Parę miesięcy temu, zmęczeni nieoczekiwanym wrześniowym upałem oglądaliśmy we dwoje telewizję - coś głupiego leciało, jakiś 'Benny Hill' albo 'Allo, allo' - siedziałem na kanapie obok niezbyt mocno ubranej pani Justyny, 35-letniej doktor chemii. Lubiliśmy się nawet dosyć, nieźle dogadywaliśmy jak na tę różnicę wieku. Wtedy jakoś tak położyłem jej rękę na udzie i nawet zdążyłem ją powoli poprowadzić dość sporo w górę, gdy znienacka zerwała się w przerażeniu na równe nogi. Spoliczkowała mnie, a na jej twarzy zobaczyłem jakiś niewiarygodny grymas odrazy, jakbym był trędowaty. 'Czy ty wiesz, że nie masz nawet piętnastu lat?', wysyczała wtedy. 'Czy ty chcesz, żebym wylądowała w więzieniu?'”. Żeby było ciekawiej Filip miał wtedy tyle w sobie śmiałości, a może i uczucia wobec owej pani Justyny, że – mimo iż osłupiały – to na bezdechu wycedził „wyjedźmy gdzieś stąd...”, na co usłyszał uniesiony głos, „tak, może do Dubaju?”, po czym obiekt jego westchnień zaczął machać rękami i oddalił się do innego pomieszczenia.
W tym przypadku Filip czuł się jakby trochę winny. W drugim zdarzeniu był już absolutnie niewinny, ale – paradoksalnie – było to nieco „gorsze” zajście. Otóż koleżanek mamy nazbierało się wtedy tyle, że tata nocował u kolegi, a Filip musiał spać z mamą w jednym łóżku. No i obudził się widząc jak jego mama zrzuca go z siebie. Była w szoku. Tłumaczył jej, że spał, że coś mu się śniło. Mówiła, że wierzy, że rozumie, ale w sumie to nie miał stuprocentowej pewności, że naprawdę mu wierzyła. Potem wracał jeszcze do tego zdarzenia, jeszcze raz tłumacząc, że jest absolutnie „niewinny” - co mógł zrobić, żeby udowodnić, że nie jest wielbłądem?
„Porozmawiam jutro z mamą”, pomyślał, „a poza tym coś pokombinuję. Teraz już dobrze by było spróbować zasnąć.”
***
„Ale tak właściwie to jak ja mamie o tym powiem?”, myślał Filip pakując zeszyty do plecaka. „Że robiłem takie tere fere, a wtedy, hmm, ktoś coś? Przecież to nonsens... chyba potrzebuję więcej danych.”
A zatem zaraz po szkole sumiennie wziął się do zbierania danych. Po całym dniu w szkole, włączając lekcję wuefu, był jednak nieco brudny, więc tym razem podszedł do sprawy zupełnie inaczej niż zwykle i niezwłocznie zameldował się w wannie. Nietrudno było mu sobie przypomnieć tę nieziemską jasnowłosą istotę ze snu – oraz to, czym razem się wtedy zajmowali – co znacznie ułatwiło „zbieranie danych”. Nowa „opiekunka” zjawiła się bez zbędnej zwłoki. „Proszę, zaprzestań swoich czynności. Jak już zostałeś poinformowany, w obecnym stanie prawnym jest to dla ciebie czynność niedozwolona.”
- Czy zostanę poinformowany o ewentualnej zmianie stanu prawnego? - na głos zapytał Filip licząc, że jego „anioł stróż” jest na tyle rozgarnięty, że go usłyszy oraz, co więcej, będzie w stanie odpowiedzieć na zadane pytanie.
„Słyszę, że o coś pytasz.” - Filip wyraźnie usłyszał ten sam ciepły, kobiecy głos. „Mimo iż sama mówię po polsku, to – muszę to z przykrością przyznać - dość słabo rozumiem mowę w języku polskim. Aby uniknąć nieporozumień, będę wdzięczna za komunikację w języku angielskim, o ile władasz tym językiem w dostatecznym stopniu”
- Czy to znaczy, że jesteś sztuczną inteligencją? Z niedorobionym modułem rozpoznawania mowy? - spytał Filip, ale zaraz sprostował: - I mean... are you an artificial intelligence? With a... without a proper speech recognition module?
„Nie mów tak o mnie, proszę. Jestem tu, żeby ci pomóc, żeby ci towarzyszyć w trudnych chwilach dorastania. Jeszcze dwa lata, a będziesz mógł dużo więcej. Jeszcze pięć lat, a uzyskasz czynne prawo wyborcze.”
„Przerąbane po całości”, pomyślał Filip.
- Jak masz na... I mean, what's your name? - zapytał.
„Please call me Suzanne, I mean... mam na imię Zuzanna.” - usłyszał.
- Ile masz lat? I mean, how old are you?
„Więcej od ciebie” - powiedziała i tu, ku swemu zaskoczeniu, usłyszał jej śmiech, ciepły, serdeczny, życzliwy. „Mam 21 lat, jeśli już koniecznie chcesz wiedzieć. Ale muszę cię zmartwić, nie jestem tu po to, żebyś mnie wypytywał o różne rzeczy dotyczące mnie – nie odpowiem na takie pytania. Jestem po to, aby cię wspierać, abyś mi mówił o sobie i swoich problemach. Nie traktuj mnie jak zagadkę, którą trzeba rozwiązać. Po prostu jestem, i już. Najlepiej dla ciebie, żebyś nikomu o mnie nie mówił, bo to mogłoby ci przysporzyć kłopotów. Różne badania psychiatryczne, przypisaliby ci jakieś niepotrzebne leki, albo – co gorsza – zamknęli z pokoju bez klamek. Po co ci takie 'atrakcje'?”
- But, you know that it is exciting for me... I am together with a 21-year old girl, Suzanna, with a beautiful voice... I want to know everything about you, I want to meet you, I want you to send me your photo...
„Nie bujaj w obłokach. Skoncentruj się na rzeczywistości. Potraktuj mnie jak zjawę. Taką zjawę, która może być użyteczna w prawdziwym życiu. Woda w wannie stygnie, zaraz wracają rodzice z pracy. Kończ kąpiel i bierz się do roboty. Unikaj czynności niedozwolonych w twoim wieku. Będzie mi miło, jeśli odpowiesz 'Dobrze, Zuzanno'”.
- But you said, you don't understand Polish, didn't you?
„Och, 'dobrze' to tylko jedno słowo, a nie całe zdanie. Zrozumiem, jeśli powiesz 'Tak, Zuzanno'. 'Dobrze, Zuzanno' albo nawet 'Będę posłuszny, Zuzanno'”.
- Rozumiem, Zuzanno. Dobrze, będę posłuszny – powiedział ze smutkiem, trochę z poczucia bezradności.
„Głowa do góry, całe życie – wszystko - w twoich rękach” - powiedziała Zuzanna. „Od ciebie zależy jak je wykorzystasz. Bądź dobrej myśli, nastaw się pozytywnie – na sukces!”
- Powiedz mi, proszę, na dziś mam już tylko ostatnie pytanie: czy jesteś moim aniołem stróżem? I mean... are you my... guardian angel?
„Możesz mnie tak postrzegać. Tak, w pewnym sensie jestem właśnie twoim aniołem stróżem”. Na chwilę zamilkła, po czym kontynuowała: „Guardian Angel Suzanne, w skrócie G.A.S.” - aż zaśmiała się ze swojego dowcipu. - „What a gas...”, nie przestawała się śmiać.
- Kiedy znowu się odezwiesz? I mean, when shall we meet again? - zapytał, gdy jej perlisty śmiech umilkł.
„To zależy. To zależy, jak się będziesz sprawować”, tu znowu nie wytrzymała i się lekko zaśmiała – najwyraźniej była w bardzo dobrym humorze. „Albo tak dobrze próbuje udawać, że nie jest AI”, pomyślał Filip, ale ona już nawijała, tym razem bardzo już poważnie: „Jako antidotum zachęcam do przemycia twarzy zimną wodą, wzięcia prysznica, aktywności fizycznej, najlepiej na świeżym powietrzu. W szczególności zachęcam do biegania”.
„Ale ja mam zwichniętą nogę w kostce...”, pomyślał Filip, ale nie zdążył podjąć próby tłumaczenia na angielski, usłyszał bowiem:
„Trzym się, chłopie. Rób swoje. Bez odbioru.”
***
Wyszedł z wanny i wytarł się ręcznikiem. „Sztuczna inteligencja, jak nic”, zawyrokował w myślach. „Bo jeśli to rzeczywiście anioł stróż, to musi być jakiś niedorozwinięty”. Ubrał się i siadł do komputera. Bez większego przekonania zadał parę pytań do google'a i binga. Pierwsze niepowodzenia go nie zniechęciły i, choć niezbyt palił się do tego, to zmusił się do wykonania sumiennego kilkunastominutowego „researchu”. Mimo to jedyny efekt jaki uzyskał był taki, że na wszelkich stronach zaczęły mu się wyświetlać reklamy „dobry lekarz” i temu podobne.
Wieczorem, gdy nadarzyła się okazja, nie wytrzymał i wziął mamę „na stronę”.
- Tak, rzeczywiście, Filip, to bardzo niepokojąca sprawa – powiedziała mama z prawdziwą troską, wręcz lękiem. - Nic nigdy o czymś takim nie słyszałam, bardzo dziwnie to wygląda. Pocieszające jest, że jej wskazówki zasadniczo są sensowne, że nie nakłania do niczego złego, że zachęca od aktywności, do optymizmu. Prawie jak prawdziwy anioł stróż. Pomyślę, popytam, ale kto wie, może naprawdę nie pozostaje nic innego jak zaufać, być dobrej myśli i robić swoje. Powiedziałabym, że to może naprawdę twoje własne sumienie tak daje ci znaki, ale ten angielski i to bieganie nie pasują do tej koncepcji zupełnie. Choć z drugiej strony.. może to jest trochę jak we śnie, gdy jaźń podsuwa nam dziwaczne, zniekształcone, nierealistyczne obrazy... Hmm, może po prostu pragniesz takiej dziewczyny, rozsądnej, dowcipnej, ale z zasadami, znającą języki, którą miałbyś tylko dla siebie? Który chłopiec w twoim wieku nie chciałby? Nie obrażaj się, to tylko luźna hipoteza... Może naprawdę twoje poczucie wyobcowania i brak bliskiej osoby – mam na myśli rówieśników – sprawiły, że twoja jaźń wymyśliła sobie wyimaginowanego towarzysza? Przecież właściwie nie interesuje cię nic poza matematyką, zamykasz się w swoim świecie, nawet praktyczne zastosowania matematyki masz w głębokim poważaniu, uznajesz je za coś podrzędnego, godnego ćwierćinteligentów. Nawet biografią Banacha, którą dałam ci w prezencie, wcale się nie zainteresowałeś - kurzy się na półce od półtora roku. Czy ty wiesz, jak żyli lwowscy matematycy, jak się nawzajem inspirowali, ile zyskała nauka, dzięki ich wzajemnej interakcji? Wiesz co, może jednak umówię cię z koleżanką psychoterapeutką? Nic nie ryzykujesz, pogadacie sobie, ona lepiej zna się na tym wszystkim, a nuż coś sensownego podpowie.
Filip trochę oponował, sugerował nieśmiało, że mama jednak ocenia go nieco zbyt surowo, nie mógł jednak zaprzeczyć, iż z rówieśnikami nie układało mu się najlepiej i że nie miał o nich najlepszego mniemania, a o ich intelekcie i ich intelektualnych aspiracjach w szczególności. Koniec końców przyznał, że rozmowa z terapeutą nie powinna zaszkodzić, tym bardziej, że mama obiecała, iż będzie mógł uniknąć „strasznej” wizyty w jakimś „strasznym” gabinecie, że uniknie ciekawskich przewiercających spojrzeń w jakiejś „strasznej” poczekalni i że wcale niestraszna, a naprawdę sympatyczna terapeutka odwiedzi go któregoś dogodnego dnia.
- Do kościoła chodzić nie chcesz, ze spowiednikiem rozmawiać nie chcesz, niech chociaż psychoterapeutka cię „wyspowiada” - powiedziała mama, jednak ostatnie słowa powiedziała już mocno żartobliwie i bardzo ciepło.
Filip rzeczywiście biografii Banacha nie czytał – coś mocno zniechęciło go, gdy otworzył książkę na chybił trafił – za to przeczytał wszystko, co napisał Carl Sagan i, co zupełnie już do niego niepodobne, obejrzał nawet ekranizację powieści „Kontakt”. Poza tym ostatnio w dwa dni przeczytał „Wojnę i pokój” - ale pochylił się nad tym dziełem na poły beletrystycznym, na poły historycznym tylko dlatego, że gdzieś przeczytał o niebywałym, wyjątkowym intelekcie hrabiego Tołstoja.
- Wiesz co, która to jest godzina? - zapytała mama. - Dopiero parę minut po piątej... może po prostu zadzwonię do Agnieszki i zapytam? W sumie to dość ważna sprawa, nie ma co tego odkładać na później.
Mama wzięła do ręki telefon i wyszła z pokoju. Filip słyszał stłumiony głos rozmowy. Wróciła do pokoju rozpromieniona.
- Właśnie jechała na basen, wiesz ten niedaleko, za tym nowym rondem, ale mówi, że ma taki karnet, że może tam pojechać o dowolnej godzinie. Zaraz będzie u nas.
***
Mama zamknęła za sobą drzwi, a terapeutka z gracją założyła nogę na nogę.
- Z tego co mówi twoja mama, to trochę za bardzo jednostronnie podchodzisz do życia – zafiksowałeś się na matematyce, a takie podejście nie jest zdrowe. Jesteś jak siłacz, który ćwiczy tylko jeden mięsień, ma wielki biceps u lewej ręki, a reszta mięśni jest słaba, wiotka, zwisające strzępy skóry. To recepta na porażkę. Psychologia zachęca do spojrzenia kompleksowego, holistycznego na człowieka. I ciebie też bardzo do tego zachęcam, bo bardzo poprawi to twoje samopoczucie i jakość twego życia. Człowiek to bardzo wiele wymiarów i warto dbać o wszystkie i rozwijać je harmonijnie. Nie tylko intelekt i intelekt – holistycznie, holistycznie!
- Jak mam podchodzić holistycznie, skoro dla przykładu wymiar erotyczny odpada – nie wolno, za wcześnie, za młody jestem..
- Hmm, tu akurat masz jakby rację, ale też nie do końca. Wydaje mi się, że to twoje własne superego, twój własny wbudowany nadrzędny kontroler nakłada na ciebie takie surowe ograniczenia.
- Myśli pani, że sobie to wszystko po prostu wymyśliłem?
- Dokładnie tak, tak właśnie uważam, to musi być twoje własne superego. Pobudzane na poziomie nieświadomym normami moralnymi i społecznymi. Twoje id, twój pierwotny instynkt, twój „zwierz”, aż rwie się do działania, chce, pragnie, łaknie. Twoje ego, twoje ja mu wtóruje – pragnie zaspokojenia, pragnie akceptacji drugiego człowieka, pragnie bliskości. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to okropne, staroświeckie, konserwatywne superego, które krzyczy „stop!”, nie tędy droga, zatrzymaj się, pohamuj swe zwierzęce żądze, jesteś członkiem nowoczesnego społeczeństwa, dotyczą cię te same normy, co wszystkich, trzeba się podporządkować, być jak inni, jak cała reszta. Taka wewnętrzna „konserwa”, okropny wstrętny konformista. Ale każdy to ma, ja też. Zresztą badania pokazują, że kobiety potrafią być nawet większymi konformistkami niż mężczyźni, a to zapewne dlatego, że społeczeństwo tradycyjnie nakłada na nie większe ograniczenia, większe wymagania moralne, niż na mężczyzn, przez co kobiety statystycznie bardziej czują się skłonne, wręcz zobowiązane tym normom podporządkować, przestrzegać je i, co więcej, chronić je. Nawiasem mówiąc tu już działa mechanizm dysonansu poznawczego: skoro muszę coś robić, a w tym wypadku: skoro czegoś nie wolno mi robić, i podporządkowuję się temu i rezygnuję z czegoś, hmm, interesującego, pociągającego, to w głowie człowieka, np. kobiety pojawia się poczucie sprzeczności, konflikt: jak to, jest taka fajna rzecz, a ja tego nie robię, rezygnuję w imię jakichś norm, zasad. I ludzie różnie rozwiązują ten wewnętrzny konflikt, ale zazwyczaj nabierają wewnętrznego przekonania, że skoro się podporządkowują temu, to musi to być bardzo ważne, dobre i wartościowe. Albo że to coś, z czego rezygnują, nie jest wcale takie fajne, a wprost przeciwnie - jednostajne i przereklamowane. Ten wewnętrzny konflikt zwany przez nas, psychologów, dysonansem poznawczym to niewiarygodnie silny, a przy tym subtelny mechanizm, zazwyczaj niedostrzegany na poziomie świadomym nawet przez najbardziej inteligentnych ludzi. Dysonans poznawczy występuje w setkach wariantów i prowadzi, hmm, de facto prowadzi do zaburzeń świadomości, po prostu mózg jakby automatycznie skręca w którąś stronę, potem człowiek samemu sobie podaje różne argumenty „za”, żeby chronić swoje ego, żeby chronić swoją integralność – i mózg skręca dalej. Mówię ci, niezwykły mechanizm, prawdziwie „magiczny”, odkryty w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, ale ciągle słabo rozumiany, słabo uświadamiany – przez najtęższe mózgi – no może poza psychologami społecznymi. Moim zdaniem może być świetnym wyzwaniem dla twego buzującego intelektu, może wcale nie matematykę będziesz studiować, a psychologię. A powiem ci, że dużo ładnych dziewczyn idzie na psychologię, a na matematyce to tylko jakieś pojedyncze babochłopy się trafią... no przepraszam za to wyrażenie, jako psychologowi nie wypada mi w sumie tak mówić, ale chcę obrazowo przedstawić ci sytuację, żebyś miał jasność... Gdzie teraz się uczysz, dużo masz koleżanek w klasie?
- Do prywatnej szkoły mama mnie niedawno przeniosła, mamy taką klasę z naciskiem na przedmioty ścisłe.. no i są dwie dziewczyny u nas...
- A więc sam widzisz jaka jest sytuacja. No ale naprawdę nie fiksujmy się na tych dwóch wymiarach, przecież człowiek to nie sam mózg plus ciało, na pewno dostrzegasz w sobie również inne potrzeby. Dla mnie osobiście niezwykle ważnym elementem w życiu jest kultura i sztuka – nie rób takich wielkich oczu, widzę, że się trochę wygłupiasz, albo może raczej – coś się w tobie wygłupia. Pamiętaj, że teatr jest idealnym miejscem na randkę – jeśli będziesz miał kiedyś dylemat to sobie przypomnij koniecznie naszą rozmowę. Zajrzyj do biografii Moliera – sam Bułhakow nakreślił sylwetkę tego wybitnego pioniera komedii, którego sztuki są tak niewiarygodnie aktualne. A teraz na kliknięcie myszki mamy dostępnych tyle telewizyjnych adaptacji jego arcydzieł i nikt tego nie chce oglądać. Ale powiem ci, że ostatnio miałam nieco mieszane uczucia oglądając „Uczone białogłowy”, bo tak z perspektywy feminizmu ten pomysł średnio daje się obronić. Obejrzyj, oceń sam, w sumie rozumiem ideę Moliera, ale naśmiewanie się ze średnio rozgarniętych panien z intelektualnymi aspiracjami, podczas gdy kobiety pozbawione były wówczas prawa do wyższych poziomów edukacji, zakrawa jednak trochę kpinę. Dla mnie to mniej więcej jak międzyrasowe badania porównujące IQ na początku XX wieku. Naukowe podejście wkroczyło z przytupem, żeby porównać rasy. Kaganek oświaty, żebyśmy wiedzieli, co i jak. Tylko że, wyobraź sobie, niewiele wcześniej w USA groziły surowe kary każdemu, kto ośmielił się uczyć czytać osobę czarnoskórą. Wyobrażasz sobie coś takiego?! Najpierw odbierzemy im podstawowe, najbardziej elementarne prawa do edukacji, a potem sprawdzimy, jak się sprawuje ich intelekt. Mniej więcej tak, jakby zamknąć kogoś w piwnicy na kilka lat, bez światła, o chlebie i wodzie, a potem czynić mu zarzut, że jego zdrowie psychiczne szwankuje. Ale odeszłam chyba od naszego głównego wątku... Chodzi mi o to, żebyś się otwierał na różnorakie obszary, na różnorakie wymiary, na różnorakie treści. Uwierz mi, są naprawdę różne podejścia, np. mam jednego pacjenta, nawiasem mówiąc bezrobotny programista z łagodną nerwicą natręctw, wczoraj przychodzi, siada, patrzy na mnie i mówi „śmieci równa się euforia”. Patrzę na niego z zainteresowaniem, a myślę „skończony idiota”. A on mi tłumaczy, że zaniepokojony stanem podmiejskich lasów zaczął zbierać znalezione tam śmieci i z każdego jesienno-zimowego spaceru (bo latem to raczej porusza się rowerem), wraca z dwoma siatami załadowanymi wszelkiego rodzaju najróżniejszymi „znaleziskami”. Niedawno zaczął o tym z pasją, wręcz z rozczuleniem opowiadać żonie, a to że po miesiącu znalazł stary but narciarski w tym samym miejscu, w którym go zostawił po wyciągnięciu z głębi lasu, bo już mu nie starczyło miejsca w torbach, a to znowu, że ten sam scenariusz powtórzył się z fragmentami starego telewizora gdańskich zakładów elektronicznych. Opowiadał też inne „pikantne” śmieciowe detale, a żona miała już tego serdecznie dość, zaczynała się wściekać. No i pacjent wczoraj załapał, że uzależnił się od endorfin – po każdej takiej wyprawie, wracał podekscytowany i kompletnie mokry, wszystkie możliwe warstwy ubrania były mokruteńkie: podkoszulek, koszula, bluza – tylko kurtka ostawała się jako tako. Do czego zmierzam: to, co się dzieje w lasach czy na łąkach, to jest jednak naprawdę rozpacz. To jedno. Dwa: ruch to zdrowie, a ruch połączony ze sprzątaniem lasów to już przyjemne z pożytecznym, a właściwie bardzo zdrowe z bardzo pożytecznym. Tylko mówi, że dobrze wziąć rękawice robocze, żeby się w jakimś syfie nie ubabrać. Trzy: endorfiny, radość, ekstaza, euforia. W nagrodę dostajesz naturalny quasi-narkotyk. Mówię ci tyle o tym wszystkim, żeby dać ci do myślenia, żebyś się nie zamykał na różne alternatywne możliwości, żebyś kombinował.
Na chwilę zapadła cisza, Filip tylko pokiwał ze zrozumieniem, jakby w pokorze.
- No ale rozgadałam się strasznie ze swoimi mądrościami, niby jaka uczona białogłowa, a wcale cię nie zapytałam, jak sobie radzisz w szkole, przede wszystkim jak radzisz sobie z rówieśnikami, bo to jest, nie oszukujmy się, bardzo ważne, wręcz kluczowe dla dobrostanu psychicznego.
- Ogólnie to słabo dosyć. Kiepski mam kontakt, jestem nowy i niezbyt lubiany... koledzy jak już w ogóle odzywają się do mnie to mówią „satan” albo „satanista”... wszystko dlatego, że moim ulubionym pisarzem, z czym trochę chyba za bardzo się obnosiłem, jest Carl Sagan, a Sagan brzmi prawie jak satan. No a poza tym nie chodzę na religię i to kolegom wystarczyło - bardzo im się spodobało, że znaleźli mi tę ksywkę...
- Tak, to niedobrze, rzeczywiście. Masz jakiś plan? Myślisz, że mogłaby mieć sens jeszcze jedna próba zmiany szkoły?
- Nie wiem, aż tak strasznie źle nie jest. To przezwisko źle może brzmi, ale koledzy jakby nawet trochę mnie dzięki niemu polubili, w pewnym sensie przynajmniej. Zastanawiałem się trochę nad tym i wyszło mi, że zło jest nawet dość lubiane i poważane, budzi respekt: ludzie lubią to, co szkodzi, podziwiają to, co jest silne, a więc i może zabijać; o, kochają na przykład samochody, które zabijają de facto na trzy sposoby: po pierwsze w wypadkach drogowych, po drugie zatruwają środowisko, a po trzecie powoli zabijają zdrowie kierowcy, który – zamiast się ruszać, tkwi w bezruchu z nogą na pedałach. A ludzie mimo to kochają samochody. Nawet tata jak się spotka z takim panem Tomkiem, to bez przerwy rozmawiają o samochodach, o jakichś parametrach, osiągach i innych bezsensownych samochodowych bzdetach.
- Wiesz, tu może grać pewną rolę fakt, że czasami mamy trudności, hmm, komunikacyjne, nie wiemy do końca jak ze sobą rozmawiać, o czym warto, o czym wypada. Jest o tym świetna książka, a właściwie książeczka „W co grają ludzie” – klasyczna pozycja, ale naprawdę warto, żebyś do niej zajrzał, może być pożywną strawą dla twego intelektu złaknionego konkretnej, wartościowej treści, a równocześnie może pomóc zrozumieć ludzi i ich, de facto, dziecinną bezradność. Może cię zbliżyć do kolegów, rodziców, naprawdę. „W co grają ludzie” Erica Berne'a. Ale w międzyczasie coś ważnego mi się przypomniało, co to było? Aha, no właśnie, nie chodzisz na religię i to przypomniało mi o wymiarze duchowym. Jak jest z tym u ciebie?
- Hmm, jak by to powiedzieć... Spory wpływ na mnie wywarł Carl Sagan i jego spojrzenie na świat. Od tego czasu przestałem chodzić do kościoła. Ten wymiar dla mnie w pewnym sensie nie istnieje – wierzę w naukę. I w metodę naukową.
- Rozumiem cię. Mam całkiem sporo takich pacjentów. To znaczy mam na myśli... No właśnie, wielu jest takich ludzi, ale rzeczywiście takie podejście nie ułatwia życia. Powiedz mi, Filip, czytałeś trochę Tołstoja, Lwa Tołstoja?
- „Wojnę i pokój” w dwa dni przeczytałem!
- Nieźle... ja czytałam dawno temu, już nie pamiętam, ale pewnie ze dwa tygodnie mi to zajęło. Ale więcej nie czytałeś Tołstoja? Niesamowity człowiek, niesamowity pisarz. Przez pierwszą część życia był niewierzący, mówił o sobie „nihilista” - jak w tamtych czasach określali siebie tego typu ludzie. Przeszedł głęboką przemianę duchową, wczytał się w pisma wczesnochrześcijańskie i w rezultacie napisał nawet skróconą wersję biblii. Ale cerkiew prawosławna nieszczególnie go lubiła i nawet został ekskomunikowany – bezpośrednią przyczyną był bodajże jeden z rozdziałów jego powieści pod tytułem „Zmartwychwstanie”. Ale co dla mnie było szczególnie uderzające, dokonał wnikliwej analizy nauczania Jezusa, po czym poszedł krok dalej i porównał to nauczanie z nauczaniem cerkwi prawosławnej – czy też ogólniej, większości współczesnych mu kościołów chrześcijańskich – i okazało się, że większość nauczania Jezusa została całkowicie odrzucona. Przez kościoły chrześcijańskie! Które przecież uznają Jezusa za Boga! Wyobrażasz sobie? Tołstoj posunął się nawet do nazwania tego odrzucenia nauczania Jezusa ponownym ukrzyżowaniem!
Zamilkła patrząc czy zrobiła jakieś wrażenie na Filipie, ale widzialnych oznak nie było.
- Jeśli „Wojnę i pokój” przeczytałeś w dwa dni, to „Skróconą ewangelię” przeczytasz w dwie godziny, a drugie tyle zajmie ci „W co wierzę”. Mówię ci, że warto. Tołstoj z całą mocą przekonywał, że na zło nigdy nie wolno odpowiadać złem, ale – paradoksalnie – moim zdaniem to właśnie w dużej mierze dzięki niemu możliwy stał się wybuch rewolucji komunistycznej. Uświadomił ludowi rosyjskiemu, że cerkiew – stojąca de facto w obronie cara i status quo, włączając w to status quo niebywałe cierpienie ludu – nie ma właściwie żadnego moralnego autorytetu, nie ma tej „boskiej legitymacji”, w którą lud wcześniej święcie wierzył. W efekcie Tołstoj miał według mnie ogromny wpływ na obraz świata w XX-tym wieku - choć zapewne nie tego oczekiwał po swoim dziele - jego efekt był, można by rzec, paradoksalny. Taki mamy pokręcony świat...
Filip nadal nie zdradzał większych objawów zainteresowania tematem.
- Interesujesz się trochę historią, jakieś może szczególne okresy historii?
- Historia to bagno, historia szaleństwa, historia cierpienia, niezliczone ofiary na polach bitew, których datę musimy teraz wkuwać na pamięć. Ot, historia.
- Powiem ci, że masz w sumie rację. Tyle że historia się nie skończyła, cały czas się tworzy, nawet tu i teraz, i żeby lepiej zrozumieć bieżącą sytuację, warto zajrzeć trochę wstecz, wychylić nieco głowę za „węgieł” dziejów – tu wykonała znaczący ruch głową i zygzak prawą ręką, jakby chciała przeniknąć przestrzeń. - Nie zamykaj się na to, mówię ci, skoro już zabrałeś się za Tołstoja, idź w tę stronę, to naprawdę dobry kierunek, wcale nie zaprzeczenie Carla Sagana, ale jakby dopełnienie, druga strona medalu. Uwierz mi, można mieć dwóch ojców duchowych.
- Może spróbuję – trochę bez przekonania powiedział Filip. – Mam teraz trochę mętlik w głowie, nie wiem, może za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Może sięgnę najpierw po „Zmartwychwstanie”, a potem zobaczę.
- Myślę, że cię rozumiem - to jednak spore przeżycie. W tej naszej rozmowie chyba trochę za bardzo starałam się to bagatelizować, tłumaczyć na poziomie intelektu, że superego, że nasz wewnętrzny kontroler, ale tak naprawdę wszystkiego nie da się objąć samym rozumem. Możesz przeżywać związanych z tym wiele emocji, jak niepokój, lęk, może nawet złość. Pamiętaj, że masz prawo do złości, nie staraj się za mocno jej wypierać, należy ją przeżyć, przepracować, werbalizować – ale starać się mieć zawsze pod kontrolą. Wypieranie złości w skrajnych przypadkach może nawet prowadzić do takich zaburzeń jak osobowość mnoga – człowiek przeżywa wyparte emocje w innej osobowości, o której może nawet nic nie wiedzieć – taki Dr. Jeckyll i Mr. Hyde. A nawiasem mówiąc Jezus uczył właśnie, by do nikogo nie żywić złości. Lecz jeśli nie dodać do tego miłości, popadamy właśnie w ryzyko wypierania i osobowości mnogiej. Z kolei jeśli do złości dodać miłość, w niektórych przypadkach popadamy w ryzyko syndromu sztokholmskiego. No ale chyba za daleko się w tej analizie posunęłam, bo dziś tobą targają emocje, które zdają się zaciemniać intelekt. Dałbyś radę nazwać swoje obecne emocje?
- Nie wiem, chyba trochę niepokój.
- Rozumiem... Ale powiem ci, że na początku naszej rozmowy sprawiałeś wrażenie rozluźnionego, trochę jakby po szelmowsku mówiłeś o swoich potrzebach w sferze erotycznej.
- Pani jechała na basen i sobie wyobraziłem, że przyjedzie pani w stroju kąpielowym i ta myśl mnie jakoś rozweseliła...
- A tu nici ze stroju kąpielowego i same poważne tematy... Hmm, chyba rozumiem... W sumie moglibyśmy dokończyć naszą rozmowę w saunie, co ty na to?
Filip wyraźnie się rozchmurzył.
- Niezły łobuziak z ciebie – Agnieszka uśmiechnęła się szeroko pokazując wszystkie zęby. - Gdyby nie to, że zdecydowaną większość tematów już mamy obgadanych, to można by było tę saunę nawet rozważyć...
***
Skoro okazało się, że to tylko superego – osobisty wewnętrzny kontroler – robił Filipowi psikusy, nie widział większych przeszkód, by sprawdzić, czy teraz już, umocniony rozmową z panią psycholog, nie natrafi już na żadne przeszkody w zaspokajaniu swoich potrzeb życiowych. Gdy rodzice oglądali film, udał się do łazienki i nalał wody do wanny. Oczywiście tak kontrolnie.
„Nieładnie, Filip”, usłyszał wyraźny głos Suzanne, „Miałeś nic nie mówić nikomu, a wypaplałeś wszystko mamie i tej psycholożce, a teraz znowu zabierasz się do czynności, która ci nie przysługuje zgodnie z obowiązującym stanem prawnym.”
- Hej, to ty jednak nie jesteś żadnym superego? I mean, you are not my superego? - ściszonym głosem powiedział Filip, tak aby nie usłyszeli go rodzice.
„No tak, nasłuchałeś się tej 'uczonej białogłowy' i już myślisz, że wszystko ci wolno. To nie jest takie proste, mój drogi.”
- No nie wiem, chyba nie wierzę ci do końca... myślę, że jesteś chyba jednak wytworem mojej wyobraźni – po prostu moim własnym wewnętrznym głosem – osobistym zacofanym strażnikiem moralności, którego nie potrafię się pozbyć.
„Masz szczęście, że słabo rozumiem po polsku, poza tym mówisz za cicho. Wyrzuć z głowy te okrągłe frazesy, których się nasłuchałeś. Chcesz żeby ci udowodnić, że nie jestem twoim superego?”
- Jasne...
„To zamiast tych staroci Moliera, obejrzyj sobie 'Badania ściśle tajne' – znajdziesz w internecie”
Filip już się wycierał.
- Czy to znaczy, że to są jakieś badania ściśle tajne? I mean, is this some strictly secret experiment?
„No co ty, głuptasie, ależ skąd, to tylko tytuł sztuki teatralnej, nie słyszałeś o tym nigdy, prawda?”
Z Filipa jeszcze kapały ostatnie kropelki wody, gdy znalazł się przy komputerze i włączył streaming.
„No to teraz już słyszałeś. Mówię ci, świetna rzecz, naładujesz swoje neurony smakowitą pożywką; synapsy będą pracować jak oszalałe; twój cerebral cortex, I mean... twoja kora mózgowa zazna niespotykanej ekstazy”
- Ty naprawdę nie jesteś moim superego! - zawołał Filip widząc pierwsze kadry filmu. - Przecież nigdy o tym nie słyszałem, nie mogłem sobie tego wymyślić... Przecież podświadomość nie mogła mi podsunąć...
„C.B.D.U.”, usłyszał pogodny, pełen lekko ironicznej satysfakcji głos Suzanne.
- Filip, z kim rozmawiasz? - do pokoju zajrzała mama.
- Nie, mamo, z nikim, to taka sztuka teatralna, Video On Demand.
„Girl On Demand – w skrócie G.O.D.”, usłyszał głos rozbawionej Suzanne.
- Nie siedź goły, przeziębisz się. - powiedziała mama i zamknęła drzwi.
Filip był lekko skołowany, ale ogarnął myśli, spauzował streaming i się ubrał.
- Jesteś tam, Suzanne? - szepnął
„Jestem, jestem”
- Słuchaj, nie moglibyśmy opracować jakiegoś sposobu komunikacji? Chciałbym mieć...
„Don't speak Polish.”
- Zupełnie jak na lekcji angielskiego... Listen, I would like to have a better contact with you, I like you and I would prefer to avoid having to come into the bath every time I would like to talk with you...
„Wiesz, tak prawdę powiedziawszy, to wcale nie musisz wchodzić do wanny...”
- Wise guy... Couldn't we agree on some sort of signal or something?
„Daj mi sekundę... Dobra, możesz używać hasła wywoławczego, na przykład... 'badania ściśle tajne', tylko proszę nie nadużywaj tej możliwości, korzystaj z tego maksymalnie raz dziennie. Chodzi o to, żebyś normalnie funkcjonował, a nie cały dzień konwersował ze 'zjawą'. Pasuje ci to hasło, czy chcesz inne?”
- Jest OK, dziękuję – ucieszył się Filip.
„No to teraz bierz się do oglądania spektaklu, olej pracę do domową, to jest lepsze. Jutro powiesz mi, jak ci się spodobało.”
- Tajne, ale fajne... - wyszeptał prawie czule. - Na razie!
„Zaśpiewam ci na dobranoc. Na razie!”
***
Był na skraju snu i jawy, gdy zaczęły do jego uszu dolatywać delikatne dźwięki piosenki. Niski, dojrzały męski głos śpiewał o Suzanne:
„...she shows you where to look among the garbage and the flowers... and you want to travel with her, and you want to travel blind, and you know you can trust her...”
Rozluźniony, szczęśliwy, usnął z uśmiechem na ustach.
***
Przerwa międzylekcyjna dla Filipa była zwykle czasem, by spokojnie, bez wyrzutów sumienia, zajrzeć do podręcznika matematyki. Lekcje języka polskiego czy historii pod wieloma względami nadawały się do tego celu nawet lepiej, jednak wtedy Filip nie mógł pozbyć się męczącego poczucia winy. Tego dnia jednak w studiowaniu zawiłości matematycznych mocno rozpraszały go wspomnienia rozmów z Suzanne. Musiał przyznać, że zaimponowała mu w paru kwestiach i dźwięczało mu jeszcze w uszach echo niektórych jej słów. Oraz piosenka.
Koledzy jak zwykle rozmawiali o jakichś głupich filmach, ale tym razem Filip nadstawił uszu, gdyż miał wrażenie, że mówią jakby o nim.
- … i wtedy szatan zabiera tych dwóch nastolatków do piekła i mówi, że nie unikną smażenia się w ogniu. Oni na to: „no way!”, a szatan na to z taką fajną intonacją mówi „yees way” - na co po korytarzu rozniósł się dziki śmiech, a gdy już ucichł narracja była kontynuowana.
- Super było polskie tłumaczenie: gdy szatan grozi im tymi ogniami piekielnymi, chłopaki mówią „bez jaj!”, na co szatan odpowiada: „z jajami” i znowu po korytarzu poniósł się dziki rechot.
Nieuchronnie zbliżała się lekcja podstaw przedsiębiorczości. Należała do jednych z najmniej lubianych przez Filipa - czuł, iż stanowi ona obrazę dla jego intelektu - ukrywanie tego faktu przed nauczycielem było dla niego bardzo męczące. Więc wolał się aż tak nie męczyć, ale takie podejście też było obarczone ryzykiem. Zbliżająca się lekcja miała dotyczyć inwestowania, Filip usiadł z brzegu z prawej strony w drugim rzędzie i zatopił swe myśli w intrygującym dowodzie jednego z twierdzeń topologii. Nadstawił nieco uszu, gdy nauczyciel zaczął barwnie opowiadać o rynku kryptowalut, ich genezie i rodzajach, choć zasadnicza część uwagi Filipa była poświęcona jednemu z lematów wyżej wymienionego twierdzenia.
- Gdyby ktoś z was – mówił nauczyciel – próbował samodzielnych inwestycji na rynku kryptowalut – oczywiście, gdy tylko ukończycie wiek dający wam takie uprawnienia - musicie pamiętać o dodatkowym ryzyku związanym z tym rodzajem instrumentu. W ścisłym sensie nie jest to nawet instrument finansowy ani papier wartościowy, a obrót nimi nie jest regulowany. Niektórzy uważają, że bitcoin jest drogi, ale inni mówią, że może być jeszcze dużo, dużo droższy.
W tym miejscu Filip uznał, że warto wtrącić swoje trzy grosze.
- Panie profesorze, według wielu ekonomistów bitcoin to nawet nie bańka spekulacyjna, a po prostu piramida finansowa – a przy tym, w przeciwieństwie do zwykłej, „sprawiedliwej” piramidy finansowej, jest to gra o sumie ujemnej, bo zżerająca zasoby: energię potrzebną do „kopania” bitcoinów oraz podzespoły elektroniczne.
W tym momencie dało się słyszeć idący z tyłu sali syk „Sssatan...”, a zaraz po nim poszła fala z trudem tłumionego śmiechu. Filip zdołał już wypracować mechanizmy obronne, wewnętrzny głos wyraźnie powiedział mu, żeby „wziąć to na klatę - Faradaya”.
- Wiesz, Filip, to nie jest taka prosta sprawa – zaoponował nauczyciel. - Słuchałem wczorajszego wystąpienia szefa amerykańskiej rezerwy federalnej, czyli odpowiednika naszego banku centralnego. Wyraźnie powiedział w kontekście kryptowalut, że amerykański bank centralny „is not against innovations”. Zajrzyjcie do amerykańskiej biblii kapitalizmu oraz indywidualizmu, czyli do „Atlasa zbuntowanego”, a zobaczycie, jak ciężką walkę muszą nieraz stoczyć pionierzy i odkrywcy, żeby ich wynalazki mogły się urealnić, wejść w życie i ulepszać, usprawniać nasze społeczeństwo, nasz każdy dzień.
- Ale kryptowaluty to nie żaden indywidualizm ani innowacje, tylko instynkt stadny. Nie możemy się uchylać od merytorycznej oceny wynalazków. Niejaki Alfred Nobel wynalazł dynamit, ale tu chociaż można, choć z trudem, znaleźć jakieś pozytywne zastosowania, a w bitcoinie nie ma nic pozytywnego, nic korzystnego.
- Wrócimy do wątku bitcoina na następnej lekcji, teraz już muszę przejść do następnego tematu... no ale tak czy siak zwróćmy uwagę, ile dobrego przyniosło światu ufundowanie Nagrody Nobla, jak to zmotywowało do pracy dziesiątki tysięcy umysłów.
Ledwie nauczyciel zdążył zamknąć usta, Filip już ripostował.
- Co w efekcie doprowadziło do wynalezienia jeszcze lepszej broni, tym razem już masowej zagłady. Nobel jakoś zapomniał ufundować nagrodę z matematyki, jedynej prawdziwie pokojowej nauki.
- Myślę, że Noblowi chodziło po prostu o praktyczne zastosowania nauki, żeby nie bujać w obłokach, a zejść na ziemię skupiając się na praktycznych zastosowaniach...
Tu dało się słyszeć głos Filipa: „nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria”, a także mocno stłumione „sssatan” z tyłu sali.
- ...a poza tym zauważ proszę, Filip, że matematycy zawsze chętnie byli zatrudniani przez wojsko do obliczania trajektorii lotu wszelkiego rodzaju pocisków. Albo do szyfrowania, czy też łamania szyfrów tajnych komunikatów. Warto tu zwrócić uwagę na chlubną rolę polskich matematyków w rozszyfrowaniu niemieckiej Enigmy. Nie wszyscy wiedzą, że niemieckie wojsko nieustannie ulepszało Enigmę i od polskich matematyków pałeczkę w tej sztafecie odszyfrowywania, w tym matematycznym wyścigu zbrojeń, przejęli matematycy brytyjscy - zachęcam was, jako klasę o profilu matematycznym, byście zajrzeli do biografii Alana Turinga... chociaż zaraz... ile macie teraz lat, trzynaście, hmm, nie wiem, jakie są obecne zalecenia Ministerstwa Edukacji. No ale, jak mówię, teraz już muszę przejść do następnego tematu, obiecuję, że do tematu kryptowalut jeszcze powrócimy, a teraz się zajmiemy inwestycjami na rynku Forex.
- To nie są żadne inwestycje tylko zakład z firmą brokerską, właścicielem aplikacji transakcyjnej – przerwał Filip. - Za zakład broker bierze sobie prowizję w postaci spreadu – czyli formalnie nie ma prowizji, czym broker bardzo się chwali, a w praktyce - jest. Dlaczego pan profesor nie zachęca nas do zakładów sportowych albo do wizyty w kasynie - tam też jest zero na kole ruletki.
- Filip, zrozum, mamy dość mało czasu, a ja mam program do przerobienia...
Z końca sali ponownie rozległo się mocno stłumione „ssssatan...”, ale klasa była już zbyt zmęczona i znudzona, by w jakikolwiek sposób zareagować.
***
Po powrocie do domu wypowiedział umówioną kwestię. Cały dzień czekał na ten moment.
„Obejrzałeś?”, usłyszał jej głos.
- Tak. Ale... nie słyszałaś jak oglądałem?
„Chyba oglądałeś na słuchawkach. Wtedy to nie słyszę tego.”
- Aha, rozumiem. Tak obejrzałem. Świetna rzecz, taka „gęsta”, sycąca, choć - jak dla mnie - nie do końca oczywista w interpretacji. Według mnie autor niczego nie sugeruje, stawia trudne pytania, ale nie daje odpowiedzi. Jakby mówi: „zastanówcie się sami, to są ważne pytania, ja tak do końca to nie wiem, nie wiem”, mówi zupełnie jak jego bohaterowie, wybitni naukowcy. Z drugiej strony można chyba postrzegać tę sztukę jako próbę poszukiwania unii między nauką a religią...
„Czekaj, daj mi się namyślić... to znaczy, aha, już chyba wiem, co powiedziałeś. No to powiem ci, że ja to widzę zupełnie inaczej: tam są wyraźne sugestie i dzięki nim odpowiedzi stają się oczywiste. Zło, promiskuityzm i kłamstwo zostają napiętnowane i ukarane. Całe te badania są de facto karą. Dobro walczy i zwycięża. Jak w Star Wars, tylko inaczej – choć sens słów wydawał się cierpki, to wszystko to powiedziała ciepło, jakby z miłością. - W walce o lepszą przyszłość ludzkości, byśmy ewoluowali w kierunku istot prawdziwie moralnych i dobrych. A co do unii nauki i religii, może cię zaskoczę, ale to właśnie ja jestem unią nauki i religii”.
Filip rzeczywiście był mocno zbity z tropu. Trochę nie tego się spodziewał. No ale ta istota od początku była wysoce zagadkowa i najwyraźniej nie chciała się zmieniać.
- Dziękuję za piosenkę.
„Nie ma za co. Zasnąłeś, hmm, jak prawdziwy aniołek” – uśmiech brzmiał w głosie Suzanne.
- Sue, powiedz jak to jest, że zawsze czuwasz?
„Nie zawsze”, zaśmiała się, „mam niskie zapotrzebowanie na sen, wystarcza mi pięć, sześć godzin na dobę, zwykle chodzę spać zaraz po tobie. Nie mogę ci zdradzać szczegółów, ale prawda jest taka, że wcale nie absorbujesz mnie aż tak bardzo - mam taki specjalny czujnik...”
- Chyba łapię... Wiesz, dziś chyba pierwszy raz w życiu miałem nieodrobioną pracę domową.
„Zalewasz...”
- Serio. Ale mi się upiekło. A ty studiujesz? Na którym roku jesteś?
„Filip, zrozum, naprawdę chciałabym, ale nie mogę tak. Też cię lubię, ale musimy zachować dystans. Może kiedyś, jak już będziesz miał przynajmniej piętnaście lat...”
- Naprawdę? - z nadzieją w głosie zapytał Filip.
„Pewnie, czemu nie? Kto wie, może naprawdę będę mogła ci to wtedy wynagrodzić... Ale teraz już naprawdę muszę kończyć. Trzymaj się.”
- Na razie, Sue!
Aż się dziwił, że pożegnanie po tak krótkiej rozmowie, może być aż tak radosne i pełne nadziei.
***
- Przejdziemy się najpierw po naszym piętrze, zajrzymy do kuchni, a potem może pokażę najbliższe departamenty, może uda się przedstawić parę ważnych osób – kierownik starał się być uprzejmy, choć, o ile dobrze wiedział, nowy pracownik nie był jakoś szczególnie ustosunkowany - ot, młody, zdolny.
Korytarz Departamentu Prewencji miał kształt dużego prostokąta, do kuchni musieli wędrować na przeciwległy jego narożnik. Nowoczesny automat serwował kilkanaście rodzajów kawy. Rozsiedli się wygodnie z orzeźwiającym płynem w dłoniach.
- Sztuczna inteligencja to naprawdę fascynująca rzecz... już sama jej definicja, samo określenie co jest sztuczną inteligencją, a co nie jest, nastręcza sporych trudności. Osobiście lubię definicję określającą, że sztuczna inteligencja zaczyna się tam, gdzie nie jesteśmy w stanie wskazać algorytmu działania, gdzie decyzja jest podejmowana „jakoś”, na bazie wybranych danych, ale nie wiadomo jak i nie wiadomo dokładnie, które dane zostaną wybrane do podjęcia decyzji.
- Dokładnie - co rodzi choćby takie konsekwencje, że AI może de facto wyrwać się spod kontroli - robić coś, a twórca - niezależnie od tego, ile włożył wysiłku, czy robił wszystko samodzielnie, czy też zatrudnił armię programistów - nie będzie wiedział dlaczego ona to robi. – Nowy pracownik starał się być możliwie elokwentny. – Może zaskakiwać twórcę na każdym kroku i będzie właściwie bezradny wobec jej decyzji.
- Google posunął się nawet kiedyś do tego - prezentując swój własny produkt - że przyznał, że nie rozumie tej swojej sztucznej inteligencji...
Z uśmiechem, kiwając głowami podnieśli kubki do ust. Nagle drzwi kuchni się uchyliły i zajrzała przez nie uśmiechnięta głowa.
- Co tam słychać w departamencie prowokacji?
- Dobra, dobra, ty nie bądź taki mądry – z szerokim uśmiechem odparł kierownik tubalnym głosem, a gdy twarz w drzwiach znikła, poinformował – Kolega z sąsiedniego wydziału. W razie czego oczywiście pamiętaj - na pewno zresztą już podpisałeś już odpowiednie dokumenty - że po pracy tematy zawodowe absolutnie dla ciebie nie istnieją. Choćbyś nie wiem jak dobrego kumpla z pracy spotkał w metrze, supermarkecie czy teatrze – absolutnie nie poruszacie żadnych tematów zawodowych. ŻADNYCH.
Nowy pracownik kiwał głową z wyrazem pełnego zrozumienia na twarzy.
Gdy skończyli rozważania o SI przy kawie, przeszli się nieco po sąsiednich piętrach, po czym wrócili do pokoju kierownika. Wyciągnął sporą stertę papierów i przekładał je jeden po drugim.
- Dobra, wszystkie podpisy, szkolenia i uprawnienia dostępu do danych niejawnych wyglądają OK. Możemy zaczynać. Nasz program „Technologia w Służbie Ludzkości” wystartował w 2012 roku, kiedy losowo wybranym noworodkom płci męskiej, których stan zdrowia oceniono na 9-10 w skali Apgar, zaczęto wszczepiać specjalistyczny czip. Wtedy też powstał nasz zespół - w szczątkowej postaci - bodajże troje pracowników, w tym nasz obecny dyrektor. Obecnie stanowimy wydział departamentu - w pięciu zespołach pracuje już ponad czterdzieści osób.
- Szefie, mamy problem – do pokoju z energią wparował bez pukania wysoki trzydziestolatek chudy jak patyk. – Nasza Suzanne dostała szajby. Przejrzałem niektóre logi z wczoraj, aż roi się od idiotyzmów. Najpierw wybiła podopiecznemu z głowy pomysł, że stanowi jego superego - stanowczo zaprzeczała, nawet przeprowadziła dowód formalny, żeby tylko nie uwierzył w wersję swojej psycholog o superego. Do tego mówiła o badaniu ściśle tajnym - to taki tytuł sztuki teatralnej. Co prawda zaprzeczała, zapytana wprost o to, czy to są właśnie badania ściśle tajne, no ale do k... nędzy, skąd taki kretyński pomysł, żeby tak gadać? A na koniec jeszcze sugerowała, tu cytuję, „olej pracę domową”. Przy tym wszystkim fakt, że na koniec dnia puściła mu kołysankę to pikuś. Aha, i zaproponowała „badania ściśle tajne” na hasło wywoławcze - żeby mieli lepszy kontakt.
- Dzwoniłeś do tych ze Szczecina?
- Chyba nie czują powagi sytuacji. Coś bredzili, że „no software's perfect”.
- Mają to zafiksować na już, bo im przywalimy takie kary umowne, że się nie pozbierają. Max. za cztery godziny chcę mieć poprawkę - wykonał taki gest ręką, iż było jasne, że rozmowa jest zakończona.
Sześć godzin później poszedł restart serwerów. Z nową, lepszą Suzanne.
No ale każdy programista wie, że naprędce przygotowany, nie do końca przetestowany hot-fix, to dość ryzykowna sprawa...
***
- Badania ściśle tajne... badania ściśle tajne...
Absolutny brak reakcji.
- Badania ściśle tajne... Badania ściśle tajne... - Filip złapał się na tym, że intonuje już tę frazę jak „rozmowa kontrolowana” z filmu, który oglądali kiedyś w szkole.
Ale efektu nie było. Nalał wody do wanny i usadowił się w niej wygodnie, wspominając dziewczynę o anielskiej urodzie ze swego pięknego snu.
„Proszę, zaprzestań tej czynności, albowiem zgodnie z bieżącym stanem prawnym...”
- Nareszcie, Suzanne! Gdzie byłaś?
„Jak to gdzie byłam? Nigdzie nie byłam. Teraz jestem i proszę cię o podporządkowanie się moim zaleceniom.”
- Przecież „badania ściśle tajne” miały być naszym hasłem – miałaś się pojawiać na ten umówiony znak.
„Wiesz, zdarzył się wypadek. Spadłam z roweru, a jechałam niestety bez kasku i dokuczają mi teraz jakieś zaniki pamięci. Nigdy nie wsiadaj na rower bez kasku. Masz dobrze dopasowany kask?”
- Tak. To znaczy nie mam roweru.
„Jak to? Dlaczego?”
- Nie wiem, nie lubię.
„Dziwne, przecież ten twój Sagan, twój ojciec duchowy, to mistrz świata w kolarstwie szosowym.”
- Co? Na pewno mówimy o tej samej osobie? Carl Sagan to astronom i pisarz, a nie kolarz. „Och, wybacz. Pomyliłam ze słowackim mistrzem Petrem Saganem. Wiem, że to może wydawać się dziwne albo śmieszne... przyznam ci się do czegoś... zdiagnozowano u mnie niektóre objawy zespołu Aspergera...”
- Przykro mi, w klasie mam dwóch kolegów z zespołem Aspergera – spoko goście, nigdy mi nie dokuczają.
„Chłopakom trudniej. Dziewczyny z 'aspergerem' mają statystycznie łatwiej od chłopaków. Chyba się wliczam do tej grupy, bo radzę sobie całkiem nieźle, więc nie martw się o mnie, nie śledź mnie na żadnych szlakach rowerowych”
- A tak a propos, dokąd jeździłaś?
„No przecież mówię, żebyś się nie interesował. Traktuj mnie wyłącznie jako pomocną zjawę, dbającą o to, byś nie zszedł na złą drogę w trudnym procesie dorastania.”
- I nie będziesz już odpowiadać na nasze umówione hasło?
„Przykro mi. Musisz się skupić na swoich zadaniach, a nie obsesyjnie myśleć o mnie. To ja myślę o tobie, a nie ty o mnie.”
- Ale ja cię potrzebuję, zżyłem się już z tobą.
„Chłopcy w twoim wieku są bardzo podatni na różnego rodzaju uzależnienia psychiczne. Z tego, co słyszałam, najgorsze jest uzależnienie od gier komputerowych, nieraz zdarza się też uzależnienie od pornografii internetowej. To są podstępni wrogowie! Długo może ci się wydawać, że to ty podejmujesz decyzję, kiedy tak naprawdę od dawna już jesteś w szponach nałogu! Trzymaj się wolności, pozostań wolny – to ty musisz podejmować decyzje, to ty musisz mieć swoje działania pod kontrolą. Nie uciekaj od wolności, broń się przed wszelkim zniewoleniem, nie daj się też zniewolić własnym popędom. Mogę ci w tym miejscu polecić lekturę 'Ucieczki od wolności' Ericha Fromma”.
- Czytałem „Mieć czy być”.
„Świetnie. To teraz przeczytaj 'Ucieczkę od wolności'. I nie dawaj się żadnym uzależnieniom psychicznym. Żadnym. Wzrastaj na mądrego, dobrego człowieka.”
- Więc usłyszę cię znowu tylko, jeśli.. no wiesz?
„Wzrastaj na mądrego, dobrego człowieka. Nie dawaj się żadnym uzależnieniom.”
- Już to mówiłaś.
„Tak. Powtarzam, abyś nigdy, ale to nigdy o tym nie zapominał.”
- Ale ja cię potrzebuję.
„Wzrastaj na mądrego, dobrego człowieka. Nie dawaj się żadnym uzależnieniom.”
- Sue! Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się jak katarynka.
„Wzrastaj na mądrego, dobrego człowieka. Nie dawaj się żadnym uzależnieniom.”
***
- Podaj, proszę, imię, nazwisko i datę urodzenia.
- Filip Świętuch, 15 maja 2012 roku.
- Mama mówiła, że od jakiegoś czasu słyszysz głosy. Uprzedzę cię, że choć od niedawna posiadam uprawnienia psychiatry dziecięcego, to przyjmowałam do tej pory wyłącznie dorosłych pacjentów.
Filip opowiedział krótko o swojej interakcji z „Suzanne”.
- Muszę ci powiedzieć, że nie wygląda to aż tak źle jak się spodziewałam. Ta twoja Suzanne, to względnie rozsądna dziewczyna. Nie radzi ci absolutnie nic złego, niemal same dobre rzeczy - no może poza nieodrabianiem pracy domowej. Gdyby to się zmieniło, gdybyś usłyszał jakieś podszepty do złego, gdyby mówiła, że ktoś jest twoim wrogiem i że na przykład trzeba go zgładzić - wtedy koniecznie przyjdź do mnie i powiedz mi o tym. Gdyby pojawiły się, to absolutnie nie ufaj tego typu podszeptom. Wtedy już potraktuj to jako objaw chorobowy i zgłoś się po leki. A teraz to ja za bardzo nie widzę podstaw, żeby dawać ci jakieś leki przeciwpsychotyczne - może gdybyś nie miał takiej łepetyny, to przepisałabym ci coś przeciwpsychotycznego, ale tak to naprawdę szkoda przytępiać mi tę twoją buzującą mózgownicę, no bo szkoda po prostu. Za wcześnie, naciesz się nią, jest duża szansa, że nic się nie będzie pogarszać, przynajmniej bardzo w to wierzę. Ewentualnie można rozważyć jakieś leki antydepresyjne i może przeciwlękowe – przeciwlękowe to tylko doraźnie, bo mogą działać uzależniająco. To, co ci ewentualnie grozi, gdyby to ci się nakręcało, to się nazywa schizofrenia paranoidalna. Cierpiało na nią mnóstwo wybitnych postaci. Na przykład mistrz świata w szachach, amerykański arcymistrz Robert Fischer. Albo laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii amerykański matematyk John Nash. O Nashu powstał film pod tytułem „Piękny umysł”, pokazujący między innymi jak Nash stara się odróżniać urojenia, iluzje od rzeczywistości i w ten sposób ignorować „zjawy”. Niestety udawało mu się to tylko „do czasu”. Warto też zauważyć, że religijność często łączyła się z czymś na kształt zaburzeń psychicznych. Sama jestem osobą bardzo religijną i wprost zakochałam się w serialu „Wybrani” („The Chosen”) i zaintrygowało mnie wiele biblijnych interpretacji zawartych w scenariuszu. Na przykład Maria Magdalena zdaje się cierpieć na osobowość mnogą, a Jezus nie zawsze emanuje miłością, ale zdaje się celowo mocno prowokować faryzeuszy. Na przykład podczas wskrzeszenia Łazarza wygląda bardziej jak agent-prowokator niż jak Mesjasz – jeśli miałabym cię jakoś zachęcić do tego serialu.
- Nie, nie oglądam filmów sensacyjnych.
- Rozumiem. Zawsze możesz obejrzeć po prostu jako film religijny.
- Jestem niewierzący.
- Hmm, rozumiem. Wiesz, to wszystko naprawdę nie jest takie proste. Na przykład Stanisław Jerzy Lec, wybitny polski poeta, najbardziej znany jako autor „Myśli nieuczesanych” - który, nawiasem mówiąc, cudem uciekł z obozu zagłady, tak kiedyś powiedział: „A może Bóg upatrzył mnie sobie na ateistę?” - intrygująca myśl, przyznasz?
Filip na chwilę się zamyślił z zachmurzoną twarzą, po czym jego oblicze nagle się rozjaśniło.
- Powiem ci, że za młodu zaczytywałam się w Stanisławie Lemie – chodziłam wtedy z takim jednym chłopakiem, który miał fioła na punkcie SF. Lem całe życie był zagorzałym ateistą, ale gdy czytałam niektóre jego powieści, np. „Głos Pana”, miałam wrażenie, że sam Bóg kieruje ręką Lema i wkłada mu do ust gotowe frazy. Zajrzyj do „Głosu Pana” - myślę, że znajdziesz silne pokrewieństwo z powieścią „Kontakt” Carla Sagana. A ta subtelna kpina ze świata nauki – palce lizać - jakby od niechcenia tak się Lem z gracją przejeżdża po wszelkiego rodzaju naukowcach, że aż po prostu niewiarygodne. Hmm, no tak, ale dla ciebie to na razie kalanie świętości... A czytałeś może Dostojewskiego?
- „Biednych ludzi”.
- Świetnie! Ale „Biedni ludzie” to właściwie jeszcze nie Dostojewski. To duch Gogola przemawia ustami Dostojewskiego. Zajrzyj do „Braci Karamazow”, tam czeka na ciebie prawdziwy Dostojewski, ze swoją głęboką wiarą w Boga i miłością do człowieka i cierpliwą analizą jego złożoności, ułomności i piękna. W pełnej dynamice życia! - obdarzyła tu Filipa ciepłym, troskliwym uśmiechem. - A powiedz, Filip, skoro już jesteśmy przy Dostojewskim i „Braciach Karamazow”, jak się układają twoje relacje z rodzicami?
- Rodzice są rozwiedzeni. Rzadko się widuję z tatą, bo wyjechał za granicę. Od ośmiu lat mam ojczyma, jest programistą, mam z nim niezłą relację – próbuje mnie trochę uczyć języków programowania, ale to nie moje klimaty. Ogólnie jest porządku. No a mama... – mama jest naprawdę spoko.
***
Kuśtykanie do domu nie było szczególną przyjemnością, ale akurat nie było dogodnego środka transportu, a rodzice byli jeszcze w pracy. To był tylko niecały kilometr, a słońce stało jeszcze dość wysoko nad horyzontem. Poza tym po drodze był Park Herberta i Filip zrobił sobie tu przerwę. Usiadł na ławce i mrużył oczy przed słońcem migoczącym wśród liści drzew.
Potem ruszył dalej, minął przystanek autobusowy oraz skrzyżowanie i dalej szedł chodnikiem wzdłuż szerokiej dwupasmowej jezdni pełnej pędzących samochodów. Wtem stanął jak wryty: przed wystawą księgarni, w odległości mniej więcej dziesięciu, piętnastu metrów od siebie, ujrzał przecudną istotę jak ze snu – tak! wyglądała zupełnie jak ta dziewczyna ze snu, z opadającymi na plecy i ramiona kręconymi jasnymi włosami, tylko że tym razem nie w białej bluzce, a w dość obcisłym różowym golfie podkreślającym jej boskie wręcz krągłości. Ona patrzyła wciąż na wystawę sklepową, a Filip patrzył w nią w poczuciu pełnej błogości, a równocześnie jakiegoś otępienia. Nie myślał o niczym, patrzył, chłonął jej iście anielski wdzięk i, choć wokół pędziły samochody, zdawało mu się, że słyszy śpiew ptaków. Starał się tłumić swój przyspieszony oddech, by pozostać niezauważonym.
Jego zmysły też nie pozostały zupełnie obojętne na te silne bodźce. Złożony algorytm Suzanne skrupulatnie analizował stan jego ciała, pracowicie dodawała, dzieliła i mnożyła najróżniejsze parametry. Jednakże wystąpiła pewna niekorzystna okoliczność: w obliczeniach był błąd.
„Proszę, zaprzestań swoich czynności. Jak już zostałeś poinformowany, w obecnym stanie prawnym jest to dla ciebie czynność niedozwolona.”
- Co ty tu u licha robisz? - próbował przekrzykiwać samochody, a dziewczyna stojąca przed wystawą sklepowa zwróciła ku niemu swe niebiańskie oblicze.
„To raczej pytanie do ciebie. Co TY tam u licha robisz?”
- Nie twoja sprawa, nie wtrącaj się w nie swoje sprawy – był wkurzony i szorstki.
„Dbam o twój rozwój osobisty i stan moralny.”
- W d* mam te twoje mądrości! - był naprawdę zły, ale pamiętał dobrze, że tłumienie emocji nie jest wcale takie dobre. - Powiedzieć ci coś? Chcesz wiedzieć? To ci powiem. Nie jesteś żadną unią nauki i religii, ani żadną syntezą. Jesteś malutkim przecięciem, wstydliwą, żałośnie małą częścią wspólną – dlatego jesteś tylko zjawą i niczym więcej!
Dziewczyna wciąż stała jak zahipnotyzowana przy wystawie sklepowej i patrzyła na Filipa, który teraz już po prostu krzyczał patrząc na nią:
- I never wanted this. I never wanted any of this! I wish you were dead!
- Nie drzyj się, baranie! - usłyszał od jednej z dwu przechodzących obok osób. Nie zdążył się nawet obejrzeć, gdy został silnie popchnięty. Może nawet by ustał, może by uchwycił równowagę, ale kontuzja kostki sprawiła, że wylądował na ulicy, prosto pod kołami rozpędzonego pojazdu.
***
Do sali posiedzeń stopniowo schodzili się pracownicy w dość minorowych nastrojach.
- Myślisz, że szef utrzyma swoje stanowisko?
- Trudno powiedzieć, nie wiem do końca, jakie ma plecy, ale cała sprawa i to wewnętrzne śledztwo nie wyglądają dobrze. Formalnie biorąc najgorszy jest ten hot-fix, który wyzerował pamięć AI – moim zdaniem dopuszczenie do tego, to wręcz kompromitacja tego programu. Nie wspominając już nawet o tych kretyńskich odzywkach, „badania ściśle tajne”, ech, szkoda gadać... Aha, i jeszcze ten angielski – program w tej postaci nie powinien w ogóle był wystartować.
- Podobno ona miała w ogóle nie reagować na żadne teksty, czy to angielskie, czy to polskie – zgodnie ze specyfikacją miała ujawniać swoją responsywność albo w sytuacji „emergency”, albo dopiero po naszej manualnej interwencji – to że w ogóle zareagowała, to grubszy błąd, na granicy sabotażu. A że zaproponowała angielski... Dobra, nie chcę się denerwować. Tak czy siak ta firma ze Szczecina na pewno ostro zabuli.
Start spotkania opóźniał się.
- Mówią, że sporą rolę odegrał fakt – kontynuował ściszonym głosem - że bodaj pierwszą rzeczą, jaką powiedział jej ten młody, było „ty jesteś AI!” - programiści, którzy to debuggowali i replikowali ten błąd, mówili, że jej sieć neuronowa kompletnie wtedy zgłupiała. A, i poruszył wtedy jakąś kwestię prawną, do czego Suzanne podeszła bardzo formalistycznie, czuła się zobowiązana udzielić porady prawnej. W każdym razie potem za swoją niemal rację stanu uznała udowadnianie, że nie jest AI – stąd ponoć te wszystkie jej kretyńskie dowcipy typu „what a G.A.S.” albo „Girl On Demand”. To drugie swoją drogą nawet niezłe...
Sala była już pełna, gdy z prawie piętnastominutowym spóźnieniem wszedł dyrektor wydziału i odnieść można było wrażenie, że cały promienieje, wręcz stara się powstrzymywać tę wewnętrzną radość rozsadzającą go od środka.
- Witam was wszystkich, przepraszam za spóźnienie – zaczął i poprawił mikrofon. - Gdy zaczynaliśmy nasz program 13 lat temu, w maju 2012 roku, mieliśmy do dyspozycji zatęchłą klitkę w piwnicy tego małego budynku nieopodal. Ale zebrała się unikalna grupa fachowców z poczuciem misji. I choć po drodze miewaliśmy różnych przeciwników – z różnych „ambon” i z różnych stron - to wielu z nich udało się nam przeciągnąć na naszą stronę i w efekcie głos entuzjastów przeważył. Projekt ruszył, rozwijał się, stopniowo rozbudowywaliśmy strukturę tego organizmu - i choć, nie ustrzegliśmy się drobnych błędów - wszak no project's pefect - jesteśmy teraz tu, gdzie jesteśmy – zjednoczeni i silni jak nigdy.
Niektórzy patrzyli po sobie zdradzając objawy zdziwienia, ale z zaintrygowaniem czekali na ciąg dalszy.
- Jak wiecie miał ostatnio miejsce nieszczęśliwy wypadek związany z jednym z naszych podopiecznych. Dzięki obecności chipa, AI natychmiast automatycznie powiadomiła najbliższy komisariat policji, radiowóz przyjechał na miejsce zdarzenia dwie minuty później, co pozwoliło na szybkie ujęcie sprawcy. To duży sukces naszego programu. Co więcej – ten sukces został dostrzeżony i doceniony. To nie wszystko, mam oficjalne informacje z ministerstwa: powiedzieć, że to dobre informacje, to tyle co nic nie powiedzieć - cały aż promieniał, a po sali przeszedł szmer radosnego zdumienia.
- Aż nie wiem od czego zacząć... Po pierwsze departament będzie od przyszłego roku dostawać dwukrotnie więcej pieniędzy, możemy się szykować na stworzenie nowych zespołów, nowych stanowisk oraz podwyżki płac. Po drugie - i to może wyjaśnić dlaczego będą potrzebne nowe stanowiska i nowe zespoły - przechodzimy na nowy, znacznie ulepszony czip - wyciągnął coś drobnego z kieszeni i podniósł do góry, a rumieńce na twarzy wskazywały, jak ważna, jak dobra to chwila w jego karierze zawodowej. - To malutkie urządzenie potrafi czytać i dekodować ludzkie myśli, czyli posiada umiejętność określaną jako telepatia. To jest nasze trzecie oko. Już nie będziemy zdani na zgadywanie, na wnioskowanie heurystyczne na podstawie parametrów ciała, po prostu będziemy wiedzieli wszystko, co potrzeba, o stanie umysłu naszych podopiecznych. Nasz program wchodzi na wyższy poziom. Od teraz jesteśmy „Technologią w Służbie Ludzkości” 2.0.
***
Noc zapowiadała się bardzo pogodnie. Z dala od miast obserwować można było roje gwiazd oraz mgławic.
Jednak to nie była zwykła noc. Około trzeciej rozdzwoniły się telefony. Wszyscy, których obowiązki, bezsenność lub nocne transmisje zawodów sportowych powstrzymywały od nocnego odpoczynku, informowali o absolutnie niespotykanym zjawisku.
Na niebie pojawił się wielki migający napis „KONIEC ŚWIATA”. Nieco niżej, mniejszymi, jasnożółtymi literami migał napis „sąd ostateczny”. Napisy migały niezależnie od siebie, w jakiejś innej fazie, w innej częstotliwości. Co więcej, choć niebo było nadal bezchmurne, gwiazdy znikły.
Z rana światowe media nie informowały o niczym innym. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo około szóstej trzydzieści znakomita większość sprzętu elektronicznego wyświetlała już tylko jeden komunikat, a mianowicie „Koniec świata (sąd ostateczny)”. Wcześniej, gdy telewizja i internet jeszcze działały i sygnał stacji telewizyjnych docierał do widzów, stawiano hipotezę, iż w bliżej nieznanej odległości od Ziemi rozciągnięty został jakiś wyświetlacz – że ktoś spłatał nam niezłego psikusa (Chińczycy?)
Jednakże napis na nieboskłonie pokonywał wszelkie granice i bariery, a więc także granice państw. Język obserwowanego tekstu jakimś cudem różnił się w zależności od terytorium, a w pasach przygranicznych obserwowano napisy dwujęzyczne.
Gdy wzeszło słońce, niebo było krystalicznie czyste, a napis przybrał kolor ciemnoniebieski.
Prawdziwe oblężenie przeżywały kościoły oraz sklepy monopolowe.
Około dwunastej czasu środkowoeuropejskiego zmianie uległ dolny, mniejszy napis. Obserwować można było pasek informacyjny następującej treści:
„Okres zbierania danych dla Sądu Ostatecznego, który rozpoczął się w roku 2012 wraz z końcem kalendarza Majów, miał być nieco dłuższy, ale mój wysłannik właśnie przedwcześnie powrócił z Błękitnej Kropki. Przyznam się, że jestem, hmm, w kropce. Wkrótce się z nim skonsultuję. Podejmę werdykt po rozmowie z nim w cztery oczy. Dokładniej, w pięcioro oczu.”
KONIEC
(Luty 2025)
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania