Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Anioły pachną kokosami
Kolejny raz coś usłyszałem i za cholerę nie mogłem tego wywalić z głowy. I tak naprawdę to co pojawi się na dole zawdzięczam tym, że było mi dane rozmawiać w ostatnim czasie z dwiema mega inteligentnymi osobami, które pobudzają mnie do myślenia. Często jest to abstrakcyjne myślenie ale ja takie lubię najbardziej. Jeszcze nie wiem co pojawi się na dole i czy będzie w tym jakiś przekaz bo zazwyczaj coś zakładam a potem litery niosą mnie w nieznane. Co by z tego nie wyszło to dziękuje “P” i “M” za to, że już zacząłem to pisać. No to do zabawy.
Budzik w telefonie zadzwonił o 5:30, byłem niewyspany ale trudno muszę “wstać bo nie wstanę”, zawsze uśmiechałem się sam do siebie mówiąc to sobie w myślach. No tak nie ma innej drogi, żeby wstać niż po prostu wstać. Niektóre rzeczy są bardzo proste a My je niepotrzebnie komplikujemy. Chyba klucz do spokojnego, szczęśliwego życia to ta prostota, może się kiedyś tego nauczę. Dobra muszę się ogarnąć bo o siódmej mam pierwsze spotkanie. Wszedłem do łazienki, spojrzałem w lustro, kurwa jeszcze trzeba się ogolić bo się będę do dupy czuł taki zarośnięty. “Na szczęście mam czas” - pomyślałem i zaraz pojawiła mi się w głowie kontra, jak ja mogę mieć czas? Gdzie go mam? Aj przed chwilą mówiłem o prostym podejściu do życia a tu każdą myśl, każde słowo rozkładam na czynniki pierwsze. Muszę sobie w końcu dać z tym spokój bo odbijam od normalnych życiowych rzeczy na rzecz filozoficznych rozkmin, które niby są fajne ale nie wiem czy coś dają. Wyszedłem z łazienki, Ona już była w kuchni.
- Cześć, zrobić Ci coś do jedzenia do pracy? Co byś chciał? Chcesz teraz kawę? - zapytała.
- Kawę tak, a do jedzenia nie wiem, wszystko jedno.
Usiadłem jeszcze na chwilę przy komputerze, odpaliłem pocztę. W sumie nic sensownego nie przyszło. Potem jak zwykle bezmyślne scrollowanie fb i jakiś portali informacyjnych bez rejestrowania czegokolwiek w głowie.
- Możesz dzisiaj odebrać Małą - wyrwała mnie z letargu.
- Chyba tak, dam znać koło południa
- Ok, jak coś to będę się przypominać.
Spojrzałem na zegarek, była 6:20.
- Dobra ja muszę lecieć - powiedziałem
Wszedłem jeszcze do Małej do pokoju, spała sobie słodko. Buziak w czółko i wyszedłem z domu. Wyjechałem spod domu włączyłem muzykę i zacząłem kombinować plan na dziś. Zawsze wszystko na ostatnią chwilę, tak już mam, ale właściwie nie miałem zbyt dużo do zrobienia. Pojadę do klienta, chyba się dogadamy z wszystkimi szczegółami i wrócę do domu ogarnąć trochę papierkowej roboty. Z chłopakami się zdzwonię po spotkaniu, zresztą pewnie wszyscy wiedzą co mają robić.
Dojechałem, znowu dom bijący po oczach milionami ale jakoś mi to spowszedniało i nie robiło już na mnie żadnego wrażenia. Nawet nie chce mi się opowiadać o tym spotkaniu. Oczywiście wszystko udało się dogadać, rzadko mi się zdarzało nie chwycić klienta jak już do Niego pojechałem. To było dziwne bo wcale się nie starałem robić jakiegoś wrażenia na tych ludziach, wszystko na miękko bez spiny. Może to był właśnie klucz, nie działać jak typowy handlowiec po szkoleniach i takich tam bo te ich gadki czasem aż wkurwiają. Mnie jeszcze wkurwia jak ktoś kaleczy język używając słów, których znaczenia nie zna. I tak było tutaj.
- Wie Pan co, myślę, że zrobimy go jakieś 4 metry od budynku, chyba tak będzie najlepiej,bynajmniej mi się tak wydaje.
“Oż Ty” - pomyślałem sobie. Widocznie wcale nie trzeba być zbyt mądrym, żeby dojść do dużych pieniędzy. Ile tych prostaków chodzi po świecie, którzy myślą, że “bynajmniej” znaczy tyle co “przynajmniej”, ale jest od niego lepsze? Czy tak jest? Bynajmniej! Znajomym zawsze tłukłem do głowy, żeby się nie ośmieszali używając tego w ten sposób. Bynajmniej, kurwa czyli “wcale nie”, czyli przeciwieństwo “jak najbardziej”. Dobra bo się znowu odpaliłem na głupocie, po co mi to? Całe szczęście, że czasami spotka się kogoś kto to ogarnia.
Nie będę opowiadał tej części dnia kiedy w jakiś tam sposób pracowałem bo to według mnie nic ciekawego. Zadzwoniłem do chłopaków na innych budowach. Raczej wszystko ok.
- Poszłem do inwestora i ustaliliśmy z tymi schodami - usłyszałem od jednego.
- Zamówiłem se beton na popołudniu, także będziem lać dzisiaj - powiedział drugi.
Jebać to. Na budowie poprawności językowej nie będę wymagał, a to w gruncie rzeczy dobre chłopy. Po drodzę zjadłem jakieś kanapki, które dostałem w domu, wrzuciła mi też dwa Rafaello, mega je lubiłem ale zawsze nasypałem dookoła siebie pełno tych wiórków kokosowych. Ale co tam, roboczy samochód, trochę kokosa przy piachu, błocie i cemencie to wręcz ozdoba.
W międzyczasie dostałem od Niej wiadomość “I jak odbierzesz Małą? Aha i daj znać czy możesz ratę kredytu za mieszkanie zapłacić, jeśli nie to ja to zrobię”.
“Dobra luz ogarnę i to i to” - odpisałem. Ok czyli muszę odebrać Młodą i zapłacić ten zasrany kredyt, żebym nie zapomniał. Porobiłem coś na kompie i pojechałem w miare wczesnie po Córkę.
- Hej Tatuś!
- Hej Córuś! - takie nasze standardowe powitanie.
- Jak dziś było - zapytałem?
- Spoooczko.
- Ok, to się przebieraj i lecimy pogadamy sobie w samochodzie i w domu.
- Dobra.
Wsiedliśmy do samochodu i zaczęliśmy pogaduchę.
- No to opowiadaj, było dziś coś ciekawego? Miałaś jakieś dodatkowe zajęcia? - zapytałem
- W sumie to religia tylko była.
- Aha, a co było na religii?
- A coś tam o Aniołach.
- No to co się dowiedziałaś o Aniołach? - strasznie lubiłem ją dopytywać o takie rzeczy bo potrafiła mnie czasami zaskoczyć.
- No w sumie, że nas pilnują.
- Aha, no podobno każdy ma swojego Anioła co go pilnuje to jest Anioł..
- Stróż, wiem - przerwała mi.
- Tak Anioł Stróż.
- Ale wiesz co Łojciec (lubiła tak na mnie mówić i ja lubiłem jak tak mówiła) bo ja nie rozumiem. Jak to jest, że one są ale ich nie widać? - oho pomyślałem, zaczyna się.
- Kurcze to jest trudna sprawa, ale czasem można chyba poczuć ich obecność - powiedziałem.
Wytrzeszczyła na mnie swoje oczy i zapytała zdziwiona.
- Poczuć? To One śmierdzą czy pachną?
Uśmiechnąłem się do niej.
- Trochę o inne czucie mi chodziło wiesz - powiedziałem.
- O jakie? - była coraz bardziej zdziwiona
- Poczekaj otworzę szlaban.
Dojechaliśmy na osiedle, nie miałem pilota i musiałem otwierać szlaban wbijając kod na domofonie. Była ładna pogoda i przed domami bawiły się dzieciaki sąsiadów. Jak tylko wsiadłem do samochodu Mała od razu wypaliła.
- Mogę się pobawić na dworzu z dziewczynami?
- Pewnie, ja sobie posiedzę na schodach w takim razie, nie jesteś głodna?
- Nie, narazie nie.
- Ok, ale jak coś to mów, naleje Ci tylko wody do bidonu i będę miał przy sobie ok?
- Spoko - prawie zaśpiewała i zaczęła odpinać pasy.
- Ej, poczekaj chwile otworze Ci drzwi.
Otworzyłem Jej drzwi, a Ona wystrzeliła jak z procy do reszty dzieciaków.
- Idę na chwile do domu zanieść rzeczy i zaraz będę na schodach ok? - krzyknąłem za Nią
- Dooobraaa - też krzyknęła wesoło.
Skończyła się nasza rozmowa o Aniołach, ale ja dobrze wiedziałem że to tylko pauza. Młoda przypominała sobie o takiej rozmowie zawsze i zawsze chciała ją dokończyć.
Posiedziałem sobie na schodach, trochę pogadałem przez telefon. Dzieciaki zajęły się same sobą, właściwie fajnie, że jest ich tutaj tyle i dobrze, że Mała bez oporów się z Nimi bawi. Ja pamiętam, że miałem pod tym względem katastrofę. Nie chodziłem do przedszkola, a kolegów mogę policzyć na palcach jednej ręki. Jak poszedłem do zerówki do szkoły to byłem małym bojącym się ludzi chłopcem. Trochę trwało zanim się jakoś przyzwyczaiłem. Na szczęście nie zostało mi to w dorosłym życiu. Nie wiem czy do zdjęcia tej blokady nie przyczyniło się to moje chlanie i zabawa innymi używkami. Jeśli tak, to wysoka to była cena za odblokowanie się bo długo męczyłem się z tymi nałogami, ale nie ma co wracać teraz jest ok.
Mała wpadała co chwilę. “Tata daj pić”, “Tata narysuj coś na chodniku i najczęściej powtarzane
- Tata, mogę coś słodkiego?
- A może coś normalnego byś zjadła co? Zjesz coś normalnego to dostaniesz coś słodkiego ok?
- Dobra to Fantasie i bułke - to był jej klasyczny zestaw.
- Ok to czekaj zaraz przyniosę.
Poszedłem do domu, a jak wróciłem to jej nie było tylko biegała z dziewczynkami po trawniku u sąsiadów.
- Ejjj chodź zjeść - krzyknąłem
Podbiegła do mnie
- Może być ta z kokosowymi kulkami, bo innej nie ma? - zapytałem
- Może być.
- No to siadaj sobie na schodach i zjedz, tylko powoli, zdążysz się jeszcze pobawić.
Jadła ale cały czas patrzyła na dzieci i się uśmiechała.
- To teraz coś słodkiego - powiedziała i oddała mi łyżkę i opakowanie po jogurcie.
- A co chcesz?
- Rafaello.
- No dobra to przyniosę więcej poczęstujesz dzieci ok?
- Ok Łojciec.
Lepiej jak zje to na zewnątrz bo w domu zawsze taki sajgon od tych wiórków zostawia, że trzeba odkurzacz odpalać. Bawiła się praktycznie do wieczora. Mi w międzyczasie przypomniało się, że muszę zapłacić tę ratę kredytu. Zadzwoniła też Ona
- Coś mam kupić, coś byś chciał na kolację - zapytała
- Kupić? Chyba jakiś standard, tak to wszystko jest, a mi tam obojętnie, jakoś nic konkretnego mi nie chodzi po głowie.
Po jakiejś godzinie przyjechała. Lubiłem na Nią patrzeć, lubiłem ją słyszeć i świetne było to, że Młoda ją polubiła. Ona nie była Mamą mojej Córki, trochę to zagmatwana historia. Najpierw po rozwodzie, ja nie mogłem się widywać z Małą ze względu na mój nałóg, a później tak się sprawy dziwnie potoczyły, że Córka trafiła do mnie. A z Nią poznaliśmy się w jakiś mega dziwny sposób, jakieś przypadki i zbiegi okoliczności, w które zresztą nie wierzę. Długo by opowiadać, ale cieszę się, że jest jak jest.
Gdy zaczęło się ściemniać poszliśmy do domu. Córka wzięła szybką kąpiel w mojej asyście bo tak zawsze lubiła, zjadła płatki z mlekiem, przygotowaliśmy ubranie na jutro i się położyliśmy. Lubiła ze mna zasypiać, zawsze sobie rozmawialiśmy, no i się zaczęło.
- Tatuś, o co chodziło z tymi Aniołami - zapytała nagle
- Ale o co chodzi dokładnie - trochę mnie zaskoczyła
- No bo mówiłeś, że można je poczuć, ale że to nie zapach
Oj będzie ciężko - pomyślałem i powiedziałem.
- Wiesz no bo nie czuje się tylko zapachu, można poczuć wiatr jak wieje, albo ciepło od ognia lub słońca, można poczuć że ktoś Cię dotknął
- To Anioł może mnie dotknąć? Albo może być ciepły? - wydawała się zdziwiona
- Może i tak, ale jeszcze można czuć trochę inaczej, kurcze jakby Ci to wytłumaczyć? O wiem. Czujesz, że Cię kocham?
- Tak.
- A czy to ma zapach? I czujesz tego dotyk, albo coś takiego? - wiedziałem, że to nie będzie proste.
- Zapachu może nie ma, ale jak mnie przytulasz to czuje dotyk - Mały cwaniak, pomyślałem.
- No tak, ale jak mnie nie ma blisko to też czujesz chyba, że Cię kocham co?
- W sumie tak.
- No to czym to czujesz?
- A nie wiem właśnie.
- To chyba gdzieś w środku się czuje wiesz, może serduszkiem, może duszą.
- A ja nie wiem co to jest ta dusza - zrobiła się jakby smutna.
- Nie masz się co martwić, dorośli też do końca tego nie wiedzą.
- Serio? - chyba ją to zaskoczyło
- No serio.
Ucichła na dłuższą chwilę, ale widziałem, że coś tam się kłębi w jej główce i po chwili zapytała.
- Tata, a skąd wiadomo jak Anioły wyglądają jak my ich nie widzimy? - jej pytania potrafiły naprawdę rozwalić.
- Może czasami się komuś pokazują? Może ktoś je widział? - powiedziałem to chyba takim głosem jakbym sam był tego ciekaw.
- Ja jak byłam mała to chyba widziałam - no i wiedziałem, że to się lekko nie skończy.
- Naprawdę? A skąd wiesz, że to mógł być Anioł?
- No bo dzisiaj nam Pani pokazywała obrazki z Aniołami i chyba takiego kiedyś widziałam.
- Aha, to jak wygląda taki Anioł? - teraz to ja byłem ciekawy bardziej niż Ona
- No jest biały i ma jasne loki.
- Jest biały?
- No białe ubranie ma - powiedziała z lekkim wyrzutem.
- Ok, ale Ciebie jakbym ubrał na biało, a przecież masz też jasne loki to wyglądałabyś jak Anioł? A może Anioły mają coś jeszcze?
- Łojciec to Ty nie wiesz? No przecież skrzydła mają - brzmiało to tak jakby ze mnie szydziła.
- No wiem przecież. I jakie miał pióra ten, którego Ty widziałaś też białe?
Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Ale On nie miał piór na skrzydłach.
- A co miał? - zdziwienie przeskakiwało raz na mnie raz na Nią
- No wiórki kokosowe takie jak na Rafaello - to było dla Niej jakby oczywiste.
- Jesteś pewna, że to były wiórki kokosowe? - skąd Ona to wzięła?
- No tak, przecież widziałam i czułam jak pachniały.
Ja nawet nie miałem zamiaru tego podważać, jeśli dziecko mówi, że coś widziało to moim zdaniem na pewno tak było. Kłamią dorośli aby osiągnąć jakiś cel. Ona nie miała tutaj nic do osiągnięcia po prostu przekazywała mi informacje. Ja byłem w stanie uwierzyć, że naprawdę widziała Anioła, bo niby dlaczego nie? Ciekawe czy z Nim rozmawiała?
- A coś mówił ten…
Się na razie nie dowiem bo już spała. Poprawiłem jej kołdrę i wyszedłem poszedłem do kuchni przytuliłem się do Niej i powiedziałem.
- Młoda jest niesamowita, potrafi takie rzeczy opowiadać, że szok, później Ci opowiem, muszę się teraz wykąpać.
- Jesteś głodny? Chcesz coś zjeść? - zapytała
- Nie, weź sobie usiądź trochę. Ja jak się wykąpie to może jakąś kanapkę wciągnę i tyle, zresztą położę się niedługo. Jutro chyba muszę pojeździć trochę po budowach.
- No ok, jak chcesz. - powiedziała.
Wziąłem szybka kąpiel cały czas myśląc o rozmowie z Córką. Cieszę się, że pozwala sobie na opowiadanie przy mnie takich rzeczy. Cieszę się, że w jakiś sposób jej na to pozwalam, niech to dziecko będzie w niej jak najdłużej.
Wyskoczyłem z łazienki, usiadłem na chwilę przy laptopie bo musiałem sprawdzić maile. Chciałem podłączyć telefon pod usb i słuchawki. Ja ogólnie mam taką teorie, ze wszelkie kable i przewody to są żywe organizmy, które w obecności człowieka udają martwe. No bo przecież odkładasz te przewody, ładowarki, słuchawki niby wszystko jest ok. Wyjdziesz gdzieś wracasz po godzinie, a to wszystko jest poplątane. Jak nie ma nikogo w pobliżu to one się wiją pełzają aż porobią jakieś supły i trzeba je potem rozplątywać. Muszę kiedyś zapytać o to Córkę, na pewno będzie miała na to jakąś teorię.
Chwilę posiedziałem i poszedłem się położyć. Ona była w łazience, brała kąpiel. Jej kąpiel była zawsze dużo dłuższa od mojej, no ale to normalne.. Ja byłem padnięty, właściwie nie wiem po czym, ale byłem. Jak przyszła to już prawie spałem,spojrzałem na jej piękne czarne oczy, zobaczyłem jej śliczny uśmiech i poczułem zapach jej balsamu, wiadomo że pachniał kokosami. Dzisiaj nie mogło być inaczej.
Przebudziłem się po jakimś czasie, było jeszcze ciemno. Co mnie obudziło nie wiem. Spojrzałem na zegarek w telefonie, była 3:33. Często zdarzało mi się budzić o tej porze, niby godzina w której budzą się demony. Kiedyś się zastanawiałem czy tylko demony, przecież dlaczego niby tylko te złe siły miałyby się budzić o tej porze? A te dobre co? Miałyby mieć na nas wystrzelone? Chyba nie? Chciało mi się pić, zacząłem wychodzić z łóżka. W sypialni było czuć mocny zapach tych jej kokosowych kosmetyków, które tak lubiła. Tyle, że nigdy aż tak mocno nie pachniało, chyba trochę przesadziła. Szedłem do kuchni, która połączona była z salonem i na drewnianej podłodze zobaczyłem białe okruszki. Oj ta Młoda jest dobra, kiedy Ona zdążyła nasyfić tym rafaello? Jezu w całym domu czuć ten zapach kokosów, może jej się coś rozlało w tej łazience? Nalewałem sobie wodę z lodówki i jakoś dziwnie się czułem, pewnie przez to przebudzenie o tej porze. Woda się nalała, odwróciłem się w stronę salonu i… jeb.
Kurwa, przy stole siedział … Anioł, chyba Anioł, nie no na pewno Anioł. Patrzył na mnie z uśmiechem na twarzy. Nie czułem strachu tylko jakieś zdziwienie albo ekscytacje, nie wiem co to było. Wpatrywałem się w Niego a On we mnie. Od razu przypomniało mi się co dziś usłyszałem o skrzydłach Anioła spojrzałem na nie i faktycznie nie było na nich piór tylko drobne okruszki.
- Tak, to wiórki kokosowe - odezwał się Anioł
Czyli to nie kosmetyki, to od tych jego skrzydeł ten zapach w całym domu. On mówił dalej.
- Cieszę się, że uwierzyłeś Córce, że mnie widziała. Często pokazujemy się dzieciom ale dzieciom później rzadko kto wierzy w to, że Nas widziały. Ty uwierzyłeś i dlatego mnie widzisz.
Trochę okrzepłem już w tej sytuacji i odważyłem się odezwać.
- Nie wiem co powiedzieć, ale odnoszę wrażenie, że skoro Cię widzę, skoro dałeś mi siebie zobaczyć to jest jakiś powód albo masz w tym jakiś cel? - spytałem
- Oczywiście, siadasz?
- Nie chyba postoję jakoś tak mi wygodnie.
- Jak chcesz. No to od początku. Wiesz kim jestem?
- No Aniołem.
- Tak, ale wiesz jaką pełnię funkcję?
- Chyba Stróż - odpowiedziałem trochę niepewnie.
- Tak Stróż. Opiekuje się całą Twoją Rodziną, ale skupimy się dzisiaj na Tobie.
- Na mnie?
- Tak, na Tobie, jak myślisz przed czym ja Ciebie mogę chronić
- No nie wiem? Przed wypadkiem, przed kimś kto chce mi zrobic jakąś krzywde? - czułem, że chce wyciągnąć ode mnie jakąś konkretną odpowiedź, ale ja jej nie znałem.
- A czy ktoś kiedykolwiek chciał Ci jakoś bardzo zrobić krzywdę? - zapytał z uśmiechem.
Miałem pustkę, nic mi nie przychodziło do głowy.
- Chyba nie - odpowiedziałem niepewnie.
- Zapytam inaczej. Czy kiedykolwiek ktokolwiek nieomal spowodował Twoją śmierć? - znowu uśmiech
Zrozumiałem o co mu chodzi.
- Tylko ja - i spojrzałem mu prosto w oczy.
- No właśnie. Wiesz, że ja najwięcej roboty mam wtedy kiedy bronię Cię przed samym sobą
- Wtedy jakimś cudem się udało. Ostatnio znowu się o Ciebie martwię. Dobrze, że wyszła dziś ta sytuacja z Twoją Córką bo dzięki temu możemy porozmawiać zanim cokolwiek się wydarzyło.
- Jak to się o mnie martwisz? A co się takiego dzieję? - zapytałem i poczułem, że słowa Anioła mnie delikatnie zezłościły.
- Dzieję się coś co ciężko zauważyć. Żebyś zrozumiał to lepiej przypomnę Ci rozmowę sprzed kilku lat z Twoim Kuzynem.
- Jak mi ją przypomnisz ? - nie rozumiałem za bardzo o co chodzi.
- Nie martw się zaraz pojawi się w Twojej głowie, słowo w słowo tak jak wyglądała. To było wtedy jak ledwo przeżyłeś i byłeś u Rodziców. Pamiętasz.
- Coś pamiętam, ale słabo.
- Spokojnie, wsłuchaj się w nią.
No i się pojawiła, tak jakbym ją teraz przeprowadzał:
M - jak relacja z rodzicami?
JA - Bez afer, spokojna, sucha. Wiadomo, że chcą pomóc i pomagają logistycznie i póki co finansowo.... Ale w innych aspektach nie są w stanie pomóc, a ja od nich nawet tego nie wymagam.
Wiem, że pewnie czują bezradność albo i bezsilność jeśli o mnie chodzi. Ja nie jestem w stanie ich nauczyć, że powinni się z tym pogodzić. A sam też puszczam obok głowy teksty typu "MUSISZ dać radę", "MUSISZ coś ze sobą zrobić"... Po prostu tego nie komentuje
M - Rozumiem. Widzę, że słowo "Musisz" na Ciebie działa
JA - Jak ktoś mówi do mnie MUSISZ to mój odbiornik rejestruje NI CHUJA TEGO NIE ZROBIĘ
A ja czuję że MUSZĘ coś zrobić, żeby tak tego nie rejestrował bo to też zła droga tak negować wszystko od kopa przez jedno słowo. Przecież to tylko słowo, które zresztą jest używane przez większość ludzi totalnie nieświadomie.
Sami się przez to słowo wpierdalamy w klatkę... MUSZĘ jechać do pracy ... MUSZĘ odebrać dziecko z przedszkola .... MUSZE zapłacić tą jebaną ratę kredytu za mieszkanie.... MUSZE, MUSZE, MUSZE, MUSZE,MUSZE..... Kurwa człowieku być może parę lat temu marzyłeś o tej pracy, o tym, żeby mieć Dziecko i o własnym mieszkaniu. Chciałeś tego, spełniłeś swoje marzenia a teraz każde Twoje MUSZĘ to kolejny pręt do Twojego własnego mentalnego więzienia... . No i poleciałem
M - Tak. Ja z tym słowem walczyłem kilka lat Ktoś mi mówił "Musisz"...ja do niego "nic nie muszę, ewentualnie mogę". W ostatnim czasie jednak dojrzałem do tego, że tak czasami coś musisz zrobić jeśli chcesz coś osiągnąć. Jeśli np. chcesz zostać mistrzem świata w wyciskaniu na klatę, to musisz ćwiczyć i zwiększać siłę. Musisz trenować i się samodysctplinowac żeby osiągnąć swój cel.
Denerwowało mnie to słowo i walczyłem z nim. To jednak była wewnętrzna walka z samym sobą
JA - Tak, ale kluczem do akceptacji MUSISZ jest to co napisałeś "... Jeśli CHCE zostać...".... MUSISZ, które wyrosło na CHCĘ to zupełnie co innego.
M - Jak ktoś mi mówi teraz "musisz" to inaczej to odbieram. Nie jak nakaz tylko poradę
Wedle tego człowieka po prostu jest jakaś rzecz bez, której nie widzi możliwości zarobienia tego o czym rozmawiamy
JA - No właśnie i to jest to używanie słów. Fajnie jakby ktoś powiedział zamiast MUSISZ .... MOIM ZDANIEM TERAZ POWINIENEŚ. To jest bezpieczniejsza porada.
Angole mają fajnie bo mają "have to" i "must" które określają zupełnie inne MUSISZ
M - Czyli jeśli chcesz aby Twoje auto jeździło długo i daleko i bezpiecznie woziło pasażerów to tak "musisz" wymienić olej, mieć sprawne hamulce i zakładać zimówki jak droga jest śliska. W tym przypadku muszę to zrobić a nie powinienem. Chcę dojechać to muszę o to zadbać. Chyba, że do końca nie chcę wtedy może powinienem.
JA - No czyli mamy zgodę moim zdaniem. MUSISZ które pochodzi od CHCE to Twoje wewnętrzne MUSISZ i ono jest chyba ok bo może zmobilizować do działania. MUSISZ przychodzące z zewnątrz jest drażniące.
M - Chcę, aby w moim domu rosły piękne duże i zdrowe kwiaty. Muszę je podlewać. Czy w tym wypadku "musisz" pochodzi z wewnątrz czy z zewnątrz nie ma najmniejszego znaczenia. Jest to po prostu warunek konieczny by tak się stało
U mnie jeszcze pojawia się temat tego co to znaczy "wewnątrz" co "zewnątrz" Gdzie słysze dźwięk, który wchodzi z zewnątrz. Słyszę go wewnątrz.
JA - Warunkiem koniecznym, jest to że CHCESZ mieć piękne róże. MUSZĘ jest później... MUSZĘ jest tylko produktem ubocznym od CHCE
M - ...i tutaj pojawia się kolejne pytanie, które tak bardzo lubisz Gdzie leży granica między wewnątrz a zewnątrz?
Czy w ogóle istnieje taka granica?
Czy wszystkie "zewnętrzne musisz" nie są zarazem "wewnętrznym musisz"?
JA - Hmmm to jest pewnie taka granica jak na oceanie. Nie ma linii tylko tysiące kilometrów wód eksterytorialnych
Myślę, że niektóre zewnętrzne MUSISZ tzn. wypowiadane przez innych możesz wewnętrznie odrzucić. A inne mogą stać się Twoimi wewnętrznymi MUSISZ na które złapiesz zgodę. Tak teraz myślę, ale czy tak jest? Nie wiem i daje sobie teraz prawo do tego, żeby tego nie wiedzieć. Nie MUSZĘ przecież tego wiedzieć, chociaż może i bym CHCIAŁ.
Tak teraz sobie przypominam, z Nim rozmowy zawsze były ciekawe. Wypracowaliśmy chyba taki system, że każdy z Nas starał się doszukiwać nieprawidłowości lub jakiś błędów w tym co mówi drugi. Dzięki temu dochodziliśmy często do coraz to nowszych wniosków i chyba każdy z Nas w jakiś sposób otwierał sobie nowe spojrzenie na pewne rzeczy. Ale po co Anioł przypomniał mi tę rozmowę?
- Wiedziałem, że się nie zorientujesz o co chodzi - wytrącił mnie z zamyślenia i mówił dalej.
- Dzisiaj coś kazało mi skupić się na Tobie, Twoich myślach i słowach, przytoczę Ci co usłyszałem.
“...muszę się ogarnąć bo o siódmej mam pierwsze spotkanie”
“... kurwa jeszcze trzeba się ogolić “
“ … Muszę sobie w końcu dać z tym spokój bo odbijam od normalnych życiowych rzeczy…”
“...- Dobra ja muszę lecieć -”
“... muszę odebrać Młodą i zapłacić ten zasrany kredyt, “
“... Mi w międzyczasie przypomniało się, że muszę zapłacić tę ratę kredytu.. “
“... Jutro chyba muszę pojeździć trochę po budowach… “
“... bo musiałem sprawdzić maile.”
Patrzył na mnie z jakąś zatroskaną miną, wiedziałem o co mu chodzi ale On chyba chciał to powiedzieć, żebym to usłyszał.
- Widzisz co robisz? Mówiłeś kilka lat temu, że to MUSZĘ to budowanie sobie klatki. Wygląda na to, że całkiem mocno pracujesz nad swoją. I zobacz ile tych MUSZĘ pojawia się w związku z Twoja pracą, ale to zrozumiałe bo Ty przecież tej pracy nienawidzisz. Pracę możesz zmienić, możesz robić wszystko. Martwi mnie co innego. Coraz częściej używasz MUSZĘ w odniesieniu do Córki, Rodziny i swojego domu, a to już klatka z bardzo grubych prętów.
Pozamiatały mnie słowa Anioła. Od razu strzeliło mi w głowę cos co kiedyś sam do siebie powiedziałem, (a może to było w jakiejś bajce?) “udzielam sobie wielu dobrych rad, ale ich nie słucham”. Coś w tym jest.
- Nawet tego nie zauważyłem - powiedziałem patrząc na Anioła.
- Wiem, dlatego tu jestem, tym bardziej, że to Twoje MUSZĘ generowało już w Tobie złość, a to w Twoim przypadku cienki lód.
Miał racje, nie odzywałem się, a On mówił dalej.
- Widzisz mnie ostatni raz, ja nie mogę się zbyt często pokazywać. Coś jeszcze Ci powiem. Zauważ jak Ona Ciebie traktuje. Przez cały dzień pytała czy możesz coś zrobić, czy byś czegoś chciał, ani razu nie próbowała Ci czegoś narzucić, a Ty sam to sobie robisz.
- No masz rację, dużo rzeczy nie widziałem. Ostatni raz Cię widzę? Ale Ty będziesz? - zapytałem
- Tak będę ale Ty mnie wcale tak bardzo nie potrzebujesz. I to prawda wielu rzeczy nie widziałeś, ale wielu jeszcze nie widzisz - uśmiechnął się.
- Jak to Cię nie potrzebuje? Czego nie widzę? - chciałem, żeby mi wszystko wyjaśnił skoro już tu jest.
- Sam się zorientujesz, Aniołów jest więcej tylko musisz je dostrzec. Usłysz to co mówi Córka.
Odwróciłem się żeby odstawić szklankę na blat i spytałem.
- Jak to więcej? Co mam usły… - spojrzałem w jego stronę ale nikogo już nie było.
Co to było? Czy to było realne? Czy coś mi się uroiło? Nawet jeśli się uroiło to chyba coś mi pokazało. Usłysz co mówi Córka, hmmm no tak pierwsza jej myśl odnośnie czucia Aniołów to był zapach. A ja debil powiedziałem, że nie o to chodzi. A przecież te jego skrzydła tak pachniały, że cały czas to czułem. Ok idę się położyć, ciekawe czy zasnę po tym wszystkim. W sypialni paliła się mała lampka, Ona już spała, położyłem się obok i ją objąłem. Ona była taka piękna. Jjak to się stało, że jest z kimś takim jak ja? To chyba jakiś dar. Cały czas huczały mi w głowie słowa Anioła.
O tym jak Ona mnie traktuje
O tym, że Aniołów jest więcej
O tym, żebym usłyszał co mówi Córka… Córka mówiła że Anioły pachną kokosami.
Spojrzałem na Nią na Jej śliczną twarz i poczułem Jej zapach, zapach kokosów….
Ok Anioł, już rozumiem co do mnie mówiłeś.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania