Poprzednie częściAntyczłowiek (fragmenty)
Pokaż listęUkryj listę

Antyczłowiek (fragmenty) Część II

Bigos.

 

Potrzebuję teraz czyjejś uwagi, przyjaźni, zrozumienia- rozumiesz?

A co Ty czujesz? Chcesz o tym pomówić ze mną w czworo uszu?

 

(kiwa głową)

 

Brak porozumienia. Ludzie się szukają, ale nie mogę odnaleźć. Siedzą i kryją się w podziemiach, myśląc, że ktoś przez tunel się do nich dokopie. I to jest największy dramat. Że ludzie dla siebie z pozoru obcy, nie wiedzą nawet, co mogliby wspólnie budować. A może inaczej- wiedzą, ale nie chcą. Po co się znać, po co budować z kimś relacje, skoro jest duże ryzyko, że zostaniemy po raz kolejny (tym razem już śmiertelnie) zranieni?

 

Gruba warstwa śniegu przykryła moje serce. Chociaż przecież mamy jesień. Czy zima zawitała tak szybko? Płatki śniegu spadają na moją głowę. Wtedy mogę patrzeć na wszystko inaczej...

 

Chciałbym jeszcze tak kiedyś zatańczyć walca. I chciałbym świece na stole. I żeby ręka potrąciła kieliszek i wino rozlało się po stole.

 

''Pocałuj mnie tak, jakby to miał być ostatni raz''... Wybija północ, sen się kończy. Bez Ciebie nie ma walca, świec i win. Nie ma nic.

 

Czasem można zamknąć oczy i spróbować powoli zapominać. Powoli wyrzekać się obrazów dnia i zamieniać je w jednym mgnieniu w ciszę i ciemność. Ciemność jest odpoczynkiem.

 

Zamykam oczy. Nie czuję. Nie słyszę nawet pulsu serca, który zwykle jest jedynym odgłosem przebijającym ścianę ciszy. Puls serca dławi moje myśli. To jak kamienie wrzucane do bajora pełnego świadomości. Zasypiam.

 

Znowu Paris. Tym razem naprzeciw Michała siedzi Mariannopattimarta. Jest wyzwoloną, wyBebeszoną imitacją piękna. W jej oczach głód alkoholowy.

 

-Alkohol

-Kiedyś nie piłaś...

-B. Mnie rozpił.

-B. Ciebie zabił.

-Zabiła mnie moja szaleńcza miłość do Ciebie!

-Ty i miłość? To się w parze nie łączy.

-Podły, głupi chuj.

-Z B.?

-Z Ciebie.

-Jak się poznaliśmy to nie wiedziałaś nawet jak wygląda książka.

-Co mnie obchodzą książki?

-Co mnie obchodzi Twoje życie?

-Z B. jest mi dobrze...

-Kiedy wysłałaś mi zaproszenie na ślub z B. poszedłem do drukarni i poprosiłem o wydruk klepsydry z moim imieniem i nazwiskiem. Wysłałem ją Tobie z liścikiem ''Powieś ją sobie nad waszym małżeńskim łożem''.

-Ta klepsydra nie dawała mi spokoju... Ty mi nie dawałeś...

-Daj spokój!

-Nie dam!

-Przez Ciebie nie spałem po nocach.

-A ja przez Ciebie ożeniłam się z tym prostakiem B.

-Pasujecie do siebie.

-Hmm?

-Oboje macie po połowie mózgu.

 

 

Cisza.

 

''W ciszy twoje serce znajdzie odpowiedzi, których rozum znaleźć nie potrafi.''- Phil Bosmans

 

Cisza. To jest produkt luksusowy. Rzadko stać mnie na ciszę. Wewnątrz. Żadnych bólów, rozpaczy, cierpień, igieł. Nic wewnętrzne. To jest cisza. Której pragnę. Cisza to jest wielki, błękitny ocean, na którym jest tylko mała łódź. Cisza to jest brak poczucia samotności na tym oceanie. To ulga, która trwa chwile. Dwie. Bo jeśli już się zdecydowało żyć, to konsekwencją tej decyzji jest krzyk. Nie ma nic gorszego od krzyku w labiryncie. Rozpaczy. W labiryncie jest cisza gnijąca i usychająca, która krzyczy, a krzyk ten sprawia, że stajemy się mali. Zagubieni w Niej. I w krzyku. Krzyk to brat ciszy. Jakże jedno bez drugiego nie potrafi żyć... Cisza nie jest w nas. Jest obok nas. Dlatego szukamy jej. Niewidzialnej. Od muzyki piękniejsza jest tylko Ona...

 

Kiedy przyjdzie na mnie czas, będę tylko ja i Ona. Ona. Milczenie. Cisza.

 

Krótkie zapiski poczynione w czasie krótkotrwałej konsternacji umysłowej.

 

Cieszmy się z każdej chwili w życiu, bo ona może być ostatnią.

 

Chwile... chwile. Wszędzie tylko chwile. Żyjemy na chwilę. Jesteśmy na chwilę. A co z wiecznością? Czy jest ona? Znaczy wieczność- czy jest?

 

Coraz rzadziej wychodzę na nocne spacery. Coraz rzadziej spoglądam na bezgwiezdne cienie gwiazd nocą...

 

Wspominam swoje szczęśliwe chwile. Było ich bardzo mało, więc przypominam praktycznie te same zdarzenia... z drugiej strony wiem, że nigdy tak całkiem ich nie przywołam, a co dopiero myśleć o powrocie do nich, Chociaż ''myślenie'' nie jest dobrym określeniem tego, co teraz wyczyniam... to raczej pławienie się w jakiejś brudnej kałuży.

 

Będę musiał chyba zapisać się na jakąś terapię. Albo w ramach tejże terapii napiszę książkę... Przecież w zasadzie ja książki piszę. Ale nigdy o sobie. Nie umiem o sobie... Może spróbować?

 

Ale zaraz. O czym ona ma być? O moich lękach? Boję się o tym pisać.

 

Że co? Jakieś ''Cierpienia młodego Wertera Część II''? Żeby potem jacyś gówniarze to czytali i masowo popełniali samobójstwa? A później matka takiego kretyna pozwie mnie do sądu, bo ''Panie, Pan zabiłeś mi dziecko! Przez te głupoty coś Pan napisał!''

 

Czytać to trza umieć...

 

 

Głód.

 

W telewizji widziałem dzisiaj księdza G. z brzuchem tak masywnym, jakby był w dziewiątym miesiącu ciąży. Od razu skojarzyłem, że o tym księdzu czytałem artykuł. Słynie on z wykwintnego gustu w doborze jadłospisu i żarłoczności. W napojach chłodzących też nie próżnuje. A więc ksiądz G. mówił do swoich owieczek o modlitwie za głodne i biedne dzieci. Z jego ust brzmiało to tak, jak z ust Pana Adolfa Hiltera słowa o miłosierdziu dla żydów. Zresztą... czy ktoś wierzy, że słowa modlitw nawet z całego świata nakarmią dzieciaki, które w Afryce z głodu jedzą ziemię, a woda jest dla nich czymś praktycznie niespotykanym? Może ksiądz G. podzieli się z nimi chociaż częścią jego wykwintnego menu?

 

 

Politycy.

 

''W polityce głupota nie stanowi przeszkody.''- Napoleon Bonaparte

 

(Kampania wyborcza. Wiec pewnego znanego i lubianego polityka. Tłum nie wiedzieć czemu ubrany w owcze skóry. Opasły, podłego wzrostu polityk z długim nosem wchodzi na mównicę w akompaniamencie aplauzów, klaskań i okrzyków).

 

POLITYK:

 

Drodzy Polacy! Obywatele!

 

SŁUCHACZE:

 

Beee! Beee! Beee!

 

POLITYK:

 

Jestem tu po to, aby walczyć o wolność, demokrację... o chleb... o przyszłość Naszych dzieci... o lepszą Polskę, bo Polska jest w ruinie!

 

SŁUCHACZE:

 

Beee! Beee! Beee!

 

POLITYK:

 

Jeśli wybierzecie mnie w najbliższych wyborach, to każdemu dziecku dam... 500... nie- 1000 złotych!

 

SŁUCHACZE:

 

Beee! Beee! Beee!

 

POLITYK:

 

Wszystkim pracownikom podwyższymy pensję pięcio... nie- dziesięciokrotnie!

 

SŁUCHACZE:

 

Beee! Beee! Beee!

 

POLITYK:

 

Przepędzimy wszystkich żydów, spiskowców, nie polaków!

 

SŁUCHACZE:

 

Beee! Beee! Beee!

 

POLITYK:

 

By żyło się lepiej! Tradycja ponad wszystko! Lepsza zmiana! Bóg, Honor, Ojczyzna!

 

SŁUCHACZE:

 

Beee! Beee! Beee!

 

POLITYK (na stronie rozmawia z Panem D):

 

Widzisz Panie, to jest prosta robota. Manipulacja bezmózgimi baranami. Cóż za idioci! Wiesz Pan, ja sam się nawet dziwię, że ktoś jeszcze w te obiecanki wierzy...

 

Pan D:

 

Jaki polityk, taki elektorat... ale załóżmy, że Pana wybiorą. Wtedy będzie Pan musiał spełnić te wszystkie obietnice, o których Pan mówił.

 

POLITYK:

 

Niby dlaczego?

 

Pan D:

 

Nie boi się Pan, że wyjdą na ulicę?

 

POLITYK:

 

A niech sobie wychodzą! Powiemy im, że stary rząd roztrwonił tyle pieniędzy, że nie stać nas na spełnienie obietnic. Z pustego nawet ten... Salamon nie naleje. A za cztery lata znowu się coś obieca i znowu nas wybiorą...

 

Dosyć o polityce. Teraz będę poetą.

 

 

O pisaniu wiersza.

 

Napiszmy wiersz

 

Poeta siada w fotelu

Wyciąga kartkę, długopis

Napisze zaraz piękny wiersz

Wielki wiersz!

 

Poeta siedzi

Z długopisem w ręku

...

Za ścianą sąsiad wali młotkiem

-Remont...

 

Poeta siedzi

Z długopisem w ręku

...

Na podwórku banda gówniarzy

Drze mordę i przeklina

-To nic...

 

Poeta siedzi

Z długopisem w ręku

...

Sąsiad włączył techno

-Muzykę współczesną...

 

Poeta siedzi

Z długopisem w ręku

...

Ktoś uporczywie dzwoni do drzwi...

-Wstaję, otwieram...

 

Wracam.

 

Poeta siedzi

Z długopisem w ręku

...

Nagle w jego głowie

Kilkaset głosów abstrakcyjnych

-główna myśl wyparta...

 

Poeta drze kartkę

I rzuca długopis na ziemię...

 

Zapiski z kostnicy.

 

Jestem w trupiarni. A jak wiesz- w trupiarni nie sposób być ciepłym. Wśród ludzi, którzy nie potrafią kochać nie trudno się zarazić. Ludzie lubią zarażać. Śmiertelnymi chorobami. Kiedy spotykasz na swej drodze setną osobę, która wyznaje Ci ''Nie potrafię kochać'', to sama przestawiasz się na tryb ''Nie potrafię...'' (czytaj- ''Nie chce mi się, bo są lepsze rzeczy do roboty niż jakieśtam kochanie...''). Jak bardzo mali i słabi są ci, którzy nie potrafią kochać? A może oni mają w sobie siłę, zabijając miłość, która jest słabością?

 

Nie chciałbym któregoś dnia stwierdzić, że w zasadzie to już nie potrzebuję nikogo, bo życie w samotności daje tylko możliwości, wolności i jest bardzo przyjemne... Jeśli kiedykolwiek tak napiszę, to przyjdź z młotkiem w ręku i zastukaj najpierw w drzwi mego domu, a później w moją pustą łepetynę...

 

Tym razem Marianna stała się Patrycją. A Michał stał się Michałem. Tym, który był. Kiedyś. Znowu siedzieli w paryskiej restauracji ''Fin De Monde'' przy rybie z urwanym łbem. Trzeci już raz. Michał bokiem do Mariannopattówki. Jeszcze większy czuł do niej wstręt niż za drugim i pierwszym razem.

 

-Nigdy nie odbierałaś, kiedy do Ciebie dzwoniłem...

-Byłam u znajomych

-Siedem dni w tygodniu?

-Mogłeś się nagrać na sekretarkę...

-Chciałem ją udusić! I tak nie odsłuchałabyś.

-Przestań...

-Przestawałem całe życie. Teraz pozwól mi mówić...

-Przerastałeś mnie we wszystkim...

-Byłaś tylko z jednym znajomym. Z ''B''. ''B'' jak ''baran'', ''bakcyl'', ''burak'', ''bałwan'', ''biggamista''.

-Przestań! Nie poniżaj mnie.

-Jeśli na cokolwiek sobie zasłużyłaś, to tylko i wyłącznie na poniżenie ostateczne.

-Zatkam uszy. Zamknę oczy.

-To nic nie da. Dobrze o tym wiesz.

-Nie masz szacunku do kobiet! Rób tak dalej, a żadna Cię nie zechce.

-Ty jesteś kobietonem. Ja antyczłowiekiem. Dobrana z nas para- kobieton i antyczłowiek... para bez przyszłości.

-A może spróbujemy od nowa?

-Z Tobą nie zamierzam niczego próbować. I tak wieczorem znowu nie odbierzesz.

-Odbiorę!

-Będziesz słodko poniżana przez Pana Biggama.

-Jesteś skurwysyn.

-Wiesz- mój przyjaciel (też pisarz) miał kobietę. Rozstali się.

-Ona odeszła?

-Nie chciała odchodzić.

-Musiała...

-Śmierć ją zabrała.

-...

-Od tej pory on czeka, aż przyjdzie jego czas. Czas, kiedy znowu będą razem.

-To piękne!

-Bo ona na pewno po drugiej stronie zasłony czeka. Cierpliwie. I nie ma z nią żadnego Bigamana. I to jest prawdziwa miłość. Tylko taka miłość.

-A nasza?

-Zapytaj swojego Bigałwana...

 

Marianna zapisuje na serwetce numer swojego telefonu. Około 22. Michał dzwoni do niej. Sygnał. Dwa. Trzy. Nagle w słuchawce odzywa się kabotyński głos czterdziestoletniego Bigałwana ''Co jesss? Noo? Czegoo?''. A może Marianna zamieniła się w Bigałwana? A może po prostu kolejny raz go oszukała? Michał milczy. Bigałwan pyta kolejny raz ''Co jesss?''. Nagle w tle słychać miękki, alkoholiczny głos Marianny ''Kochanie, odłóż słuchawkę! Jestem już w szlafroczku...''. B. nie zdąży odłożyć słuchawki. Michał zrobi to szybciej. ''Jest coś w człowieku, co staje się tym, czym on sam być nie może''.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zaciekawiony 07.09.2016
    Strumień świadomości bardzo ciekawy, ale trochę chaotyczny. Przydałoby się to jakoś posegregować.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania