Apatia
Nigdy mnie nie opuściłaś
Płynąc wraz ze mną przez życiowe szlaki.
Zawsze byłaś obok, niczym cień czaiłaś się
Chciałem cię odrzucić, zostawić w tle
Niczym zmieciony papierek w koszu.
Więzy twe oplotły mocniej,
Niż ja mogę się opierać.
Nie potrzebujesz doglądać mnie stale
Jedno westchnienie kieruje ku tobie
Rzucam się w twe objęcia; z rozpaczy
Tyś mą opoką, tarczą za którą się skrywam
Chronisz mnie przed światłem, które oślepia
Obierasz mój kurs najchętniej tam,
Gdzie nie dotarł pierwiastek ludzki.
Już jestem, brakowało ci mnie
Znowu jesteś mi schronieniem
Gdzie nie docierają byty realne
Twe struny grają dla mnie
Twe myśli zapełniają pustkę
Twe słowa koją mój ból,
Niczym trucizna.
Przesiąkam tobą niczym
Niewinne ostrze przesiąka szkarłatem
Jesteś bezpieczny – nic ci nie grozi.
Schronienie klatką się okazuje
Której kraty zaciskają się na szyi
Ich rdza przebija się do organizmu
Zostawiając martwą skorupę
Na której stal zostawia rysy.
Gdy czeluścia mroczne wzywają –
Pójdę w poszukiwaniu ukojenia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania