apokalipsa miejskiego poety
szum w uszach nie osłabnie
głowy ból się zadomowił
piszę wiersze niedokładnie
kac o sobie powiadomił
następny dzień następna noc
słońce - piję whiskey do dna
księżyc - tulę się w mój koc
chyba to mam w DNA
z kacem na ulicę, stop
w świetle słońca - warszawa
z jednej strony wyszedł snob
z drugiej trunku woń znana
spacer w nocy jak tango
zataczam kroczek za kroczkiem
jakiś facet macha flagą
krzyczy, jak gdyby był Mrożkiem
kto to? może być „patriotą”
śmiem wątpić, flaga Stalina
zawiewa jego prostotą
za ten grzech, czeka już lina
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania