apokalipsa miejskiego poety

szum w uszach nie osłabnie

głowy ból się zadomowił

piszę wiersze niedokładnie

kac o sobie powiadomił

 

następny dzień następna noc

słońce - piję whiskey do dna

księżyc - tulę się w mój koc

chyba to mam w DNA

 

z kacem na ulicę, stop

w świetle słońca - warszawa

z jednej strony wyszedł snob

z drugiej trunku woń znana

 

spacer w nocy jak tango

zataczam kroczek za kroczkiem

jakiś facet macha flagą

krzyczy, jak gdyby był Mrożkiem

 

kto to? może być „patriotą”

śmiem wątpić, flaga Stalina

zawiewa jego prostotą

za ten grzech, czeka już lina

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • piliery 8 godz. temu
    Ma ten wiersz "coś" i warto się jeszcze nad nim pochylić.(na pewno nie "zawiewa od NIM prostotą")

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania