Apostadium
w łazience — mucha wyje na lepie. co za wrzask,
bzykowyt. ratunku, odklejać mnie! — macha
odnóżkami, wyciąga te swoje rączynki, próbuje
schwycić się parnego powietrza. wszystko, co widzi
jest za daleko.
uśmiecham się. a we mnie ciągle trwa odspajanie.
wolność — to przecież imago
ostateczne stadium, do którego, jak się wydaje,
każdy powinien przynajmniej próbować dążyć, zmierzać
(to nic, że finalnie leży się w ziemi i każdego dnia
coraz bardziej udaje błoto).
mam zabawne skojarzenie: proboszcz, który kłamał mi
w żywe oczy, by uniemożliwić apostazję
jest jak ta tutaj; pozostaje przyklajstrowany
do (niewidzialnego!) wabika,
to człowiek, który (dobrowolnie!) dał się złapać,
wsiąkł w lep, w dodatku — dobrze mu z tym,
raz do roku chodzi po domach i rozpluwa klej.
najchętniej śpiewałbym w prajęzyku ludzkości
mały hymn o ucieczce. zbawiennej.
tańczyłyby, niewidoczne nawet pod najczulszymi
z mikroskopów
aktywnożyty, pasożyty, wreszcie: bezżyty.
całe dzieło stworzenia poderwałoby się z posad
poszło w tany
...ale zapomniałem melodii.
Komentarze (15)
A we mnie ciągle trwa odspajanie. To najbardziej. Jako długi, nieprzerwany, nieodwracalny proces.
targa duszę
mnie też rusza
marność musza
się rucha
aż Florek pourywa skrzydła
i ta nie zechce go słuchać
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania