Archetyp zła
-To tutaj? - spytał Kaniewski.
-Tak, tutaj. Wejdźmy już, proszę… - odpowiedziała Anna.
Przemknęła mu myśl, że jest jeszcze czas się wycofać. Ale Anna nie patrzyła już w
jego stronę. Błądząc wzrokiem po słabo oświetlonym wnętrzu hallu, szukała dalszej
drogi.
Nigdy jej takiej nie widział. Anna, świetnie zapowiadająca się, wygadana i
przenikliwa dziennikarka. Teraz wydała mu się wystraszoną sarną, stąpająca
ostrożnie w obcym lesie. Jakże była piękna, z jaką lekkością i gracją poruszała się na
co dzień. Jak kusiła zapachem i idealnymi proporcjami. Jak potrafiła wskrzesić
najdziksze żądze jednym ruchem, jednym gestem, jednym oddechem. Gdzie to
wszystko teraz było? Nie rozumiał, dlaczego ubrała się dzisiaj tak wyjątkowo
nieatrakcyjnie. Dlaczego dzisiaj postanowiła nie nosić się już tak prosto, z
pociągającą wyższością płynącą ze świadomości swego naturalnego piękna. Sarna,
wystraszona sarna, szła prawie po omacku dotykając ceglanych, wiekowych ścian.
Wariactwo - zakrzyczał w myślach. - Co my robimy?!
Lecz Anna zniknęła w jednym z wejść i w głębi kryjącego się za nim korytarza widać
było tylko niknący cień.
Co tam jest? - szepnął do siebie. I wystraszył się tego szeptu. Pochodził jakby nie od
niego. To nie on tak mówi. On nigdy niczego nie musiał się bać. Nigdy, przenigdy nie
miał wątpliwości. Nigdy, przenigdy się nie cofał. Nigdy, przenigdy… .
Nagle dobiegł go krzyk Anny - Arek!!
Krzyk wyleciał z ciasnego korytarza i w oka mgnieniu rozlał się echem po hallu.
- Jezu, Arek!!!
Kaniewski rzucił się do drzwi i z trwogą spostrzegł, że w tym momencie ktoś lub coś je zamyka...
Cdn.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania