Archipelag Strachu - cz. I
I
-No nareszcie, przybyłeś. Strasznie długo czekaliśmy. Przywitał się dosyć chłodno Aoricus, poprawiając karykaturalnych rozmiarów płaszcz z niedźwiedziego futra w reakcji na otwarte na oścież drzwi.
-Nie wiem po co... Lakonicznie odparł Attini. -Przecież pisałem w ostatnim liście, że przypłyniemy pod koniec miesiąca. Attini zamknął drzwi chroniąc izbę przed upiornym chłodem. Wraz z nim weszło jeszcze dwóch mężczyzn i jedna kobieta.
-Nie dostałem żadnego listu… odrzekł Aoricus. -Siedzimy tu od dwóch miesięcy! Wiesz jak tu zimno?!
- Wysłałem go dawno temu… widać dla poczmistrzów Szmaragdowego Wybrzeża praca nie jest specjalną pasją. Ceremonialnie rozpiął płaszcz i energicznie poczłapał do paleniska biorąc na dłoń rozgrzewające opary ciepła. – No! Skoro już dotarliśmy… To się zaprezentujemy. Omiótł wszystkich w izbie wzrokiem i powiedział. -Jestem Attini Anttinelli, kapitan Wielkiej Floty Kupieckiej Senioratu Flamalfii i Dowódca naszej wyprawy z nadania Jego Magnificencji Rektora Uniwersytetu w Xiliardzie. Proszę się do mnie zwracać „per Kapitanie”, nie „kapitanie Anttinelli”, brzmi zbyt piracko… Wraz ze mną przybył wielebny kapłan Klemenri, rycerz Bractwa Orła Ottor oraz czarodziejka Nikeforia z Xiliardu, która na moją prośbę dołączyła do naszej eskapady ratunkowej w ostatniej chwili.
- War et ker etramator? Zapytał po ejkzkarańsku siedzący niedaleko paleniska z wielką michą zupy Eondar.
- Eondarze przyjacielu, rycerz nam potrzebny bo jak trafimy na potwora czy kij wie co, to trzeba go będzie zabić a nie pobłogosławić. Odparł Kapitan. I proszę w miarę możliwości mów po flamalfijsku, tak jak było to ustalone. Dodał.
-Dobra, zgodził się Eondar. Tylko nie ja gwarantuje, wszystko zrozumiałe będzie. Ale skoro my mamy już dwoje magodziejów to po co nam..?
-Nie dyskutuj z kapitanem od razu, chyba wie co robi. Przerwał Aoricus, poprawiając sumiasty wąs.
- Dziękuję. Ottor to jeden z najlepszych wojów jakiego ziemia nosiła. Towarzyszył mi w czasie wyprawy do Złotego Miasta.
-Bardziej niż obecność rycerza interesuje mnie co innego. Jak liczną wziąłeś załogę? Powiedział Aoricus.
- Na statku jest pięciu marynarzy. Odpowiedział z groteskowym optymizmem Anttinelli.
-I co, czy to wszyscy? Z niedowierzaniem i zakłopotaniem odparł Aoricus. Czy cała ekspedycja będzie składać się z… czternastu osób?
-Trochę przymało… Przecież to wyprawa ratunkowa… Dodało dwóch ludzi siedzących obok przy innym stole.
-Nie, odparł Attini. Czternaście to idealna ilość. Po pierwsze musimy mieć na statku dużo miejsca na wypadek gdybyśmy znaleźli dużo ocalałych, a przede wszystkim, na Archipelag Strachu nie można zabierać dużej załogi. Trzeba mieć tylko najpotrzebniejszych ludzi. I najlepszych. Przecież Eondar jest najlepszym na świecie sternikiem. A po za tym, to może Was to zdziwi, ale jest mało chętnych na taki rejs…
-No dobrze. Jestem Fritigernus, powiedział jeden z siedzących przy stole wstając.
-A znakomicie! Attini podszedł i uścisnęli dłonie. -Ten nawigator i astronom, dobrze pamiętam?
-Dokładnie, Kapitanie.
Wstał też drugi od stołu, zdejmując kaptur, - A ja jestem Sigericus, przyrodnik przysłany przez Uniwersytet Korony.
-Ach znakomicie! Uśmiechnął się kapitan. -To pewnie będzie gratka dla przyrodnika.
-Och zdecydowanie, odparł Sigericus. – Dotychczasowe wyprawy na Archipelag Strachu były głównie w celach kartograficznych. Przyrodą się mało zajmowano…
- Liczę, że uda się nam przy okazji rozszyfrować wiele tajemnic tych Wysp… Attini po chwili gwałtownie odwrócił się chcąc zmienić temat. - Aoricusie, jednak kartografia i Twoje umiejętności będą mimo to odgrywać kluczową rolę. – Czy tak jak ustaliliśmy, zabrałeś wszystko z Gortrugii? Dysponujemy mapami poprzednich wypraw i jaką drogę zamierzał przenieść nieszczęsny Orso?
- Zgadza się kapitanie, mamy wszystkie potrzebne mapy, wziąłem też kopie mapy wykonanej po wyprawie Bractwa Ksiąg z 6548r. – wielka na prawie dwa metry jak się rozłoży.
- Doskonale przyjacielu. Doskonale, musisz mi ją pokazać i zreferować ich trasę.
Nikeforia podniosła swój wielki kaptur z foczej skóry odchylając pukiel blond włosów, podniosła dłoń i gestem wzmocniła ogień w palenisku. – Od razu lepiej, rzekła. Wybacz, że zmieniam temat… ale usłyszałam o dwóch czarodziejach? Anttinelli, nie mówiłeś, że będzie jeszcze jeden.
- A tak, tak moja droga. To powód dlaczego wypływamy z stąd, z Andonoktry. Poprosiłem by towarzyszył nam Issigat - mój znajomy, jest… co prawda… takim… bardziej szamanem niż czarodziejem. Ale nam się przyda. Jako rdzenny mieszkaniec Wyspy włada bardzo dziką magią natury, nieznaną kompletnie na Kontynencie. A przede wszystkim, jest mistrzem przetrwania i tropienia… Ktoś taki nam się przyda w naszym zadaniu.
- Przyleciał… eee znaczy przybył dwa dni temu. Powiedział Eondar myląc słowa i walcząc z kluską w zupie.
- I mieszka w… igloo za miastem. Dodał Aoricus. – Twierdził, że będziesz wiedział gdzie…
- Ach, tak oczywiście, że wiem. Jest trochę odklejony… jak przystało na szamana. Rzekł Attini.
-Kiedy wypływamy? Zapytał się Kapłan Klemenri. – Czy jeszcze dziś?
Anttinelli pomyślał chwilę spoglądając na ogień. Tak cudownie ciepły dzięki magii Nikeforii. – Dziś na pewno nie. Powiedział zdecydowanie. Załoga potrzebuje odpoczynku przed tym co ją czeka. Jutro… jutro wypłyniemy. Jutro pójdziemy wszyscy na Liturgię Ognia do tutejszej ł Świątyni. Gdy wrócimy, po świtaniu ruszymy w morze. Oczywiście jeśli wiatry będą dobre. – Na górze macie swoje rzeczy? Zapytał się przybywających się tu od dwóch miesięcy.
- Tak, odparli.
- Chodźmy do portu, pokaże Wam mój piękny statek, i zacznijcie do niego wszystko znosić.
Z wyraźną niechęcią wszyscy wyszli na mróz. Wyspa Andonoktra była najzimniejszym miejscem na całym Kontynencie Zachodnim. Cała stolica – Qalunok była pokryta śniegiem, port także byłby przez większość roku skuty lodem gdyby nie bombardowanie wody kulami ognia. Attini i Klemenri posiadający ciemnooliwkową flamalfijską karnacje pasowali do okolicy jak pięść do nosa. Eondar walczył by się nie pośliznąć na dosłownie każdym kroku. A Nikeforia zachwycała się urodą tutejszych mieszkańców. -Jakby ze śniegu ich Rodziciel stworzył, dumała. Dość szybko dotarli do portu, Qalunok było bowiem małym miastem.
-O to on! Tryton, najpiękniejszy i najszybszy statek w dziejach! Z dumą powiedział Attini wyciągając przed siebie obydwie ręce wskazując, jakby przedstawiał pierworodnego.
- To to? Aoricus nigdy nie był optymistą, a widok Trytona tylko go w tym utwierdzał.
Tryton miał na oko 25 metrów długości, i jakieś 23 wysokości. Na pozór był z lichego drewna o bardzo jasnym odcieniu brązu. Kasztele na rufie i dziobie były ciemnozielone, a między nimi był rozpięty duży biało-czerwony namiot chroniący przed opadami i zimnem. Uwagę zwracał dość niewymiarowe, za duże bocianie gniazdo…
- Taki mały? Powiedział Eondar.
- Statki Orso były… duże… dodał Aoricus. I miały zamocowane duże latarnie po bokach. A to?
- I to właśnie mogło je zgubić. Zripostował Attini. – Na Archipelag Strachu trzeba płynąć małymi statkami. Trzeba się przeciskać przez wiele malutkich wysepek, mielizn i innych przeszkód. A latarnie? Niedorzeczność. O skały się mogły zahaczyć tylko. Musisz mi dokładnie zrelacjonować jak wyglądały te statki… Idźcie, załoga pokaże Wam pokład i gdzie się możecie umieścić. Ja ruszam po Issigata. Nałożył na swą czarną, gęsta czuprynę futrzaną czapę i odszedł w głąb miasta walcząc ze śniegiem.
II
-Wybaczcie, że nie pozwalam wam odpocząć przed jutrem. Powiedział Attini siadając w izbie na górze pozwalając Aoricusowi i Fritigernusowi zasiąść obok. – Ale nie miałem możliwości zapoznania się dokładnie z informacjami odnośnie trasy jaką chcieli odbyć. Ten dziad rektor… był zbyt lakoniczny w wiadomościach i sam też nie wiele wiedział. Także Aoricusie, mój drogi, bądź łaskaw zaprezentować mi wszystko co wiesz na mapie. Attini wyciągnął swoją fajkę i buchnął pierwszym orzechowym dymem.
- Tak jest. Odparł z wojskowym sznytem Aoricus, wstając do szeroko rozpiętej na ścianie mapy, przedstawiającej północne wody Zachodu wraz ze znaną częścią Archipelagu Strachu i Utraconego Kontynentu. – Dwunastego dnia Pierwszego Miesiąca 6990 roku kapitan Orso wypłynął z xiliardzkiej Librii na pokładzie statku Liogar. Aoricus wziął kijek do wskazywania i przesuwał nim po mapie w półmroku nocy i świec. - Dwudziestego siódmego dnia Pierwszego Miesiąca dopłynął do Ufgairu w Szmaragdowym Wybrzeżu gdzie uzupełniono zapasy. Po czym Drugiego Dnia Drugiego Miesiąca zawinął do Gortrugii. Tam dołączyły do niego dwa nasze statki: Aklaon i Meletron. Aklaonem dowodził kapitan Sigit, na pokładzie znajdowali się naukowcy z Uniwersytetu Korony i najlepsi nawigatorzy naszej Floty Wojennej. Meletron był okrętem transportowym – typowym dużym statkiem z masztami na rufie i dziobie z dużą nadbudową na środku pokładu. Liogar i Aklaon jak wspominałem miały zamontowane cztery długie, żelazne rozkładane pręty na których umieszczono latarnie. Obydwa statki miały wzmocnione kadłuby oraz maszty okute blachą. Ożaglowanie do wszystkich trzech zamówiono specjalnie w Margorum, zostały uszyte za pomocą czarodziejskich nierozerwalnych nici. Meletron miał służyć jako spichlerz – miał na swoim pokładzie zapasy na łącznie dwa lata, więc jeszcze się nie skończyły.
- W teorii… się nie skończyły. Dopowiedział Fritigernus.
Aoricusa wyprowadziło to ewidentnie lekko z równowagi. Machnął swym kijkiem i wrócił do omawiania trasy. – Trzeciego Dnia Drugiego Miesiąca Liogar, Aklaon i Meletron wypłynęli z Gortrugii udając się w ostatni postój na Andonoktre gdzie dopłynęli Szóstego Dnia Trzeciego Miesiąca.
- Czy Andonoktre wybrano bo bano się zwinąć do portów we Frymburgii? Attini zapytał chcąc się upewnić, czy dumni mieszkańcy Szmaragdowego Wybrzeża wciąż czują urazę do zakończonej osiem lat wcześniej wojny.
- Istotnie. Odparł Aoricus. Chłód jego głosu przypomniał Attinemu o jego służbie tam… wtedy... - Spodziewano się, że porty frymburskie mogłyby odmówić nam wpłynięcia. Dodał.
- Rozumiem, wybacz, że wyciągnąłem wspomnienia. Attini poczuł się głupio „mogłem pomyśleć…” dodał sobie w głowie. – Kontynuuj, proszę.
Aoricus przez sekundę pobazgrał w milczeniu kijkiem po frymbrurskim kolorze mapy jakby chciał wykreślić go ze świata. - I tego samego dnia ekspedycja wypłynęła kierując się w stronę wybrzeża Utraconego Kontynentu. Dopłynęli tam Dwudziestego Ósmego Dnia Trzeciego Miesiąca. – Wiemy to albowiem załoga Liogara miała gołębie, którymi mieli informować na bieżąco o poczynaniach. Od tej pory ekspedycja płynęła wzdłuż wybrzeża kierując się na północ. Dwudziestego Pierwszego Dnia Piątego Miesiąca dopłynęli na Zieloną Wyspę w Mrocznej Zatoce. Z tego dnia jest ostatnia notatka jaka doleciała do Gotrugii. Napisano, że wszystko przebiega pomyślnie, kapitan Orso osobiście się podpisał… A teraz przejdziemy do drugiej części… Aoricus wyciągnął drugą mapę i ulokował ja sprawnie na ścianę. Mapa przedstawiała o wiele dokładniej Archipelag Strachu wraz z Zatoką Mroku. Oczywiście, w większości zapełniały ją białe plamy. Mapa składała się tak naprawdę z rysunku wybrzeża Mrocznej Zatoki, malutkich wysp w niej się znajdujących oraz kilkanaście wysp w południowej części Archipelagu od strony Zatoki i kilka większych w zachodnie części. Te stykały się na północy z szarym kolorem podpisanym „Lodowy Ląd’’ po ejzkarańsku Eor Alahar. Właściwie cała środowa część Archipelagu Strachu pozostawała pusta i niezbadana. A przede wszystkim nie odkryte pozostawały lądy będące za Archipelagiem…
- Zanim przejdziesz do drugiej części… Rzekł Attini. Powiedz ile osób liczyła w sumie załoga całej wyprawy?
Aoricus oderwał wzrok od kartografii i zanurkował w pergaminy rozrzucone na stole. Przeleciał kilka z nich oczami poprawiając swój wąs. – Dziewięćdziesiąt siedem. Łącznie dziewięćdziesiąt siedem, odpowiedział.
Attini westchnął. - Strasznie dużo…
- Strasznie się martwisz ilością załogi kapitanie. Fritigernus zauważył wyraźną obsesje kapitana na tym punkcie.
- Ekspedycja Bractwa Ksiąg liczyła łącznie osiemdziesiąt osiem osób na dwóch okrętach. I wróciło piętnastu na jednym… O to powód mojego zamartwiania się. Ludzie są jak złoto – jest ich za mało na świecie by nimi szastać na prawo i lewo… No dobrze, to jak chcieli płynąć dalej?
Aoricus wrócił do mapy. Kijek oparł się na punkcie pośrodku Zatoki. – Plan był następujący. Meletron miał zostać zacumowany tutaj na Zielonej Wyspie. Liogar i Aklaon miały popłynąć na wschodni kraniec zatoki i osiągnąć brzeg Czarnego Półwyspu, następnie kierować się mieli wzdłuż niego na północ i dostać się granic Stojącej Wody. Gdy mieli zobaczyć jej krawędź zamierzali płynąć wzdłuż niej dalej na północ wpływając do środka Archipelagu. Tam płynąc dalej wzdłuż Stojącej Wody i przeciskając się przez liczne wysepki mieli szukać przejścia przez Archipelag. Gdyby udało im się przepłynąć na drugą stronę, Aklaon miał wrócić na Zieloną Wyspę i w zależności od warunków pokierować Meletronem w przeprawie lub wziąć jak najwięcej zapasów, a Meletrona odesłać z powrotem do Gortrugii.
Attini mocno się zaciągnął. – Co za głupota... To posunięcie z Meletronem to tylko maksymalizowanie ryzyka. Że tez Orso się na to zgodził… W ogóle obecność trzeciego statku była zbędna. Płynęli strasznie wolno do Zatoki Mroku. To Meletron ich opóźniał.
- Ekspedycja miała za cel oprócz znalezienia przejścia także zbadanie Archipelagu. I zmapowanie go dla następnych. Szykowali się do dłuższego rejsu. Odezwał się Fritigernus. Poza tym, na Meletronie był też ogromny zapas leków, sprzętów naukowych a nawet broni.
Attini myślał, dym fajki przysłonił mapy, niejako obrazując czarne chmury przysłaniające Archipelag. Wstał i podszedł do Aoricusa i zaczął z bliska przypatrywać się mapom. Nazwy miejsc nie napawały radością: Wyspa Widm, Wyspa Ruin, Zatoka Płaczu, Wyspa Popiołów, Kanał Grozy… i inne urocze lokacje. – Uparła się ta nasza cywilizacja by przepłynąć te cholerne wyspy w poprzek… Powiedział. - Rację miał kapitan Justus, trzeba próbować opłynąć Archipelag od północy... a nie płynąć prosto w paszcze lwa…
- Ale się nie da Attini. Skomentował Aoricus. – Przecież jest Lód. Pokrywa lodowa blokuje drogę. Wyspa Trzech Zatok jest od północy skuta lodem, przecież widzisz to na mapie. Walnął kijkiem w północny kraniec mapy pokazując białość lodu.
- No i ten Lód się musi gdzieś kończyć. W lecie na pewno lód trochę puszcza. I gdzieś z pewnością tworzy się przejście dalej…
- Wybaczcie ale najpierw musimy uratować naszych rodaków. Fritigernus zwrócił uwagę. To jest teraz najważniejsze. – Rozumiem, że najlepiej będzie płynąć taką samą trasą jaką oni chcieli?
- Żebyśmy zniknęli tak samo jak oni? Zaśmiał się z lekka Flamalfijczyk buchając rozmówcom w twarz.
- To jak inaczej ich znaleźć? Aoricusowi kijek wymsknął się z rąk mówiąc to.
- W każdym razie pierwszy punkt jest prosty. Attini pochłonął się w kartografii… Musimy dopłynąć na Zieloną Wyspę i tam powinien być zgodnie z planem Meletron…
- Wątpię. Aoricus sprzeciwił się. – Myślę, że było tak… Znaleźli przejście, Aklaon wrócił do Zatoki i wziął Meletrona ze sobą. I tu stało się cos złego. Prawdopodobnie przeprawa tej dwójki się nie powiodła.
- Zapewne trafili na mieliznę, czy nawet zderzyli się z jakąś skałą. Dołączył się Fritigernus.
- To gdzie jest Liogar? Attini nie mógł uwierzyć w dziecięcą naiwność współtowarzyszy.
- Zapewne po drugiej stronie. Odparli.
- I czemu nie wysyłali gołębi? Attini zripostował i zasiał grozę u pozostałej dwójki, wywołując w nich długie milczenie. – Nie panowie, Liogar i Aklaon zaginęły w Archipelagu dość szybko, musiały jeśli nie mamy od nich żadnym wiadomości. A Meletron prawdopodobnie czeka dalej w Zatoce… a jeśli nie, to mamy problem.
- A ta Stojąca Woda… Zaczął dopytywać Fritigernus przeciągając się i ziewając głośno jak smok. – Na pewno nie da się jej przepłynąć? Czym właściwie ona jest? To jakiś rodzaj bagien czy lodu?
- Woda w tej części Archipelagu ma inną strukturę. Attini zakreślił palcem miejsce gdzie to zjawisko się zaczyna tj. od północnej krawędzi Czarnego Półwyspu. – Woda jest gęsta, lepka i ciężka. Jest jak klei. Nie, nie da się przepłynąć. Ekspedycja z Zamiru próbowała w 6631.
– No i co się z nią stało?
- Wpłynęli w Wodę na kilkanaście metrów… I utknęli na wieki… Kolejna wyprawa, osiemdziesiąt lat później znalazła ich statek dalej utrzymujący się na powierzchni z wieloma szkieletami i szalupami dookoła. Zapewne my też go ujrzymy… To w okolicach Czarnego Półwyspu, gdzie Stojąca Woda ma swój początek. Zrobimy tak, z Zielonej Wyspy popłyniemy na Półwysep jak Orso. Jeśli nie znajdziemy ich w tym rejonie… popłyniemy na zachód, opłyniemy Wyspę Popiołów i wpłyniemy do Kanału Grozy.
- Dlaczego tak? Aoricus zaczął wątpić w jasność umysłu kapitana.
- Bo po drugiej stronie jest Wyspa Ruin. Jedna z lepiej znanych wysp. Często załogi, którym się nie powodzi płyną tam, by odpocząć i wracać na Zachód. Tam są ruiny portów, można się tam dobrze ulokować. Być może oni tez tak zrobili… i może są tam jeszcze jakieś niedobitki naszych zagonionych.
- Ale nie mieli przecież rozkazów płynąc w te stronę…
- Aoricusie… na Archipelagu Strachu nie ma jurysdykcji Szmaragdowego Wybrzeża i jego urzędników… Tam by przeżyć trzeba podejmować decyzje samodzielnie, a nie w oparciu o notatki ze stolicy. – A jeśli tam nic nie znajdziemy… Zawahał się Attini na chwilę. To musimy wpłynąć tu… przesunął palec lekko na wschód, na białą, nieoznaczoną plamę. – W nieznane… mruknął.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania