Artykuły Gospodarstwa Domowego, czyli mikrotrylogia o dwóch zakończeniach - Kuchenka mikrofalowa (III - test wraz z dwoma zakończeniami)

Nie wiem, czy to ja napisałem opowiadanie, czy też opowiadanie napisało mnie. Nie jest to w tej chwili istotne. No to kończymy.

 

Test kwalifikacyjny, po którym będziesz wiedział, jakie zakończenie jest dla ciebie.

1. Budujesz rakietę kosmiczną, a elementy kupujesz w pobliskim skupie złomu. Niestety nie masz dostępu do odpowiedniego paliwa. Co robisz?

a) Szukasz kontaktu z Ruskimi, w końcu oni mają takie rzeczy.

b) Siadasz w kącie pokoju i płaczesz, gdyż zostałeś pozbawiony możliwości lotu w kosmos.

c) Poproszę kolejne pytanie, może będzie mądrzejsze.

2. Podchodzi Andrzej Duda i proponuje ci współpracę. Co robisz?

a) Pytasz się go, czy ma dostęp do paliwa rakietowego, gdyż właśnie budujesz rakietę.

b) Mówisz mu, że znasz go, ale nie wiesz skąd i prosisz o autograf.

c) Uciekasz, gdyż wiesz kim jest ten człowiek.

3. Od trzech dni uczysz się języka niemieckiego, co powoduje iż zaczynasz mieć omamy wzrokowe. Co robisz?

a) Próbujesz zagadywać po niemiecku pojawiające się postacie.

b) Idziesz do okulisty, gdyż prawdopodobnie siadł Ci wzrok.

c) Nie dasz rady odpowiadać na więcej durnych pytań.

4. Dzwoni do Ciebie Minister Obrony Narodowej. Co robisz?

a) Chwalisz się, że budujesz rakietę i prosisz go o dotację na projekt.

b) Myślisz "jak ja go nienawidzę" i odkładasz słuchawkę.

c) Co za absurd. Wiadomo, że nie będzie do mnie dzwonił.

4. Jesteś szczęśliwym posiadaczem królika. W telewizji leci program Ewy Wachowicz, w którym sporządzany jest zdrowy rosół z królika. Co robisz?

a) Jesteś zachwycony rosołkiem pani Wachowicz i rozglądasz się za królikiem w wiadomym celu.

b) Kupujesz drugiego królika, z którym nie jesteś jeszcze tak zżyty.

c) To jest okropne.

5. Założyłeś się z kolegą o sto złotych, że w tym tygodniu będzie koniec świata. Siedem dni później, razem z kolegą wchodzicie do warzywniaka i słyszycie, jak jedna z Klientek krzyczy "To normalnie jest koniec świata". Co robisz?

a) Zmieściłeś się w czasie i żądasz stówki.

b) Zastanawiasz się, czy słowa Klientki można potraktować, jako dowód.

c) Ja takich zakładów nie robię, to jest jakaś bzdura, a ten test to porażka.

 

Za odpowiedź: a – 3 punkty; b – 2 punkty; c – 1 punkt.

W przypadku zdobycia:

5-10 punktów – przeczytaj zakończenie numer 1.

11 punktów – nie wiem co Ci poradzić.

12-15 punktów – zakończenie numer 2 jest dla Ciebie.

 

Zakończenie nr 1

 

Dwaj bezdomni nie odzywając się do mnie, zapakowali sprzęt na wózek i nieśpiesznie człapali w kierunku mojego domu. Jak dobrze poczuć jest smak zwycięstwa, ten się dowie, kogo nieustannie trapiły porażki. Szedłem, podskakując radośnie i podśpiewując kolędy jakże pasujące do mroźnego grudnia. Ostatecznie dotarłem do bloku zachwycony jego wielkością i anonimowością. Byłem niczym mrówka przez nikogo niezauważana. Setki ludzi, każdy ze swoją historią, ze swoimi dramatami, anonimowy dla wszystkich wokół.

– To on.

Usłyszałem kobiecy głos.

– Pomóżcie mu, proszę – dodała.

Spojrzałem w kierunku głosu i ujrzałem młodą, zmęczoną twarz kobiety. Patrzyła na mnie z nieskrywanym smutkiem i rezygnacją. Chwilę później poczułem, jak ktoś mnie ściska i wkłada krępujące ubranie.

– Tato, dlaczego ty to robisz?

A ja już wiedziałem. Na nic zdał się misternie obmyślony plan, nie pomógł mroźny grudniowy poranek, nie pomógł kamuflaż. Oni cały czas mnie śledzili i w końcu dopadli w chwili, gdy chciałem świętować ostateczne zwycięstwo. Wyplułem watę z ust, zdarłem wąsa, zrzuciłem czarne okulary i krzyczałem z rozpaczy.

– Boże, czemuś mnie opuścił! Boże, dlaczego ja?

Poczułem delikatne ukłucie i emocje ponownie znalazły się za mgłą zrozumienia. Wpatrywałem się tępo w otaczający mnie świat, nic nie rozumiejąc. Co się stało? Gdzie jestem? Kim są ci wszyscy ludzie? Ktoś głaskał mnie po głowie, a ja niemal nic nie czułem. Otumaniony i przygnębiony zostałem zamknięty w puszce zwanej ciałem.

 

Zakończenie nr 2

Dwaj bezdomni nie odzywając się, zapakowali sprzęt na wózek i nieśpiesznie poczłapali w kierunku mojego mieszkania. Szedłem, podskakując radośnie i podśpiewując kolędy jakże pasujące do mroźnego grudnia. Im bliżej byliśmy, tym więcej pojawiało się ogłoszeń o zaginionych psach. Po co je ludzie wieszali? Jak zwierzątko zginęło, to powinni przyjąć to do wiadomości, a nie jątrzyć i straszyć ludzi. Powinni być szczęśliwi, że pozbyli się ryzyka ugryzienia, którego ja nie mogłem uniknąć. Często zrywałem te bezsensowne komunikaty, one niestety pojawiały się wciąż i wciąż nie zważając na moje wysiłki. Czy mogłem temu jakoś zaradzić? Porzuciłem rozważania, gdyż dotarliśmy do bloku ukrywającego klitkę będącą moją przestrzenią życiową. Byłem niczym mrówka przez nikogo niezauważana.

– Panowie wchodzimy – krzyknąłem radośnie.

Bezdomni apatycznie pokiwali głową i wjechali wózkiem do budynku. Zerknąłem na wywieszone ogłoszenia i z ulgą stwierdziłem, iż nie są planowane przerwy w dostawie prądu. Ostateczny sukces był na wyciągnięcie ręki. Trzy jakże ważne sprzęty były o krok od mieszkania. Koło niemożności miało zostać spektakularnie przerwane. Zapakowanie urządzeń do windy okazało się prostsze niż moje wcześniejsze szacunki. O dziwo, również i my zmieściliśmy się w tym niewielkim pomieszczeniu.

– Numer pięć – powiedziałem zachwycony osiągniętym sukcesem i nacisnąłem przycisk.

Szarpnęło i ruszyliśmy w górę. Gęsta atmosfera w windzie i trudności w zaczerpnięciu powietrza nie mogły zmącić mojego szczęścia. Otwarcie drzwi chwilowo rozrzedziło atmosferę, problem jednak wciąż pozostał. Wyciągnęliśmy sprzęt i wziąłem się za otwieranie drzwi. Pięć zamków antywłamaniowych oraz rozłączenie alarmu, które zajmowało mi zazwyczaj dwie minuty, tym razem trwało pięć. Poddając się instynktowi, czym prędzej zapłaciłbym i pozbyłbym się tych żuli. Musiałem jednak metodycznie wykonywać plan. Przy ich wydatnej pomocy sprzęt rozmieściliśmy w przedpokoju, umiejętnie omijając wannę, którą tam wcześniej zainstalowałem. Zamknąłem drzwi i przeszedłem do kolejnego etapu.

– Panowie umieją mówić? – zadałem nurtujące mnie pytanie.

– Ewa Chodakowska – odpowiedział ten z większym nosem, przypominającym kartofel.

Odpowiedź zbiła mnie nieco z tropu, mimo wszystko nie przeszkodziła w kontynuacji planu. Wieloletnie przygotowania procentowały, a zarysowany schemat był równie precyzyjny, jak procedury bankowe. Płynnie przeszedłem od wniesienia sprzętu do rozdzielenia między tych dwóch biedaków środków higieny osobistej. Również i nowe ubrania czekały na swoją kolej tak jak kask, tasak i nóż rzeźniczy.

– Rozbierzcie się panowie – powiedziałem i przyglądałem się im z zachwytem pomieszanym z odrazą.

– Oto wasze ręczniki, żel do mycia i golarki.

– My mamy się myć? – spytał się ten z nosem Napoleona. – W tej wannie? – Kiwnął nieznacznie ręką.

– Nie wygłupiać się i maszerować pod prysznic. Ciuchy zdjąć i wrzucić do wanny. Szybciutko. Zrobię z was ludzi.

– Z nas się da? – wychrypiał wzruszony żul, posiadacz nosa w kształcie kartofla.

– Da. Myć się, bo zaraz padnę od waszych zapachów.

Popchnąłem delikwentów w kierunku łazienki i tam ich zostawiłem. Skołowani i zaskoczeni nie przeczuwali niczego złego. Korzystając z chwili spokoju, chwyciłem ich ciuchy, załadowałem do reklamówki i wystawiłem na balkon. Smród lekko zelżał, a ja zająłem się pracą.

Szybko odpakowałem pralkę i umieściłem ją na wózku wyposażonym w średniej wielkości gumowe, miękkie kółka. Na nogi ubrałem wygodne kapcie imitujące dwa uśmiechnięte goryle i delikatnie popychając pralkę, skierowałem ją do mojego gabinetu.

Otworzyłem drzwi i znalazłem się w klatce teleportacyjnej. Ściany, sufit i podłoga równo wyłożone lustrem pozwalały na przyśpieszenie fal i ich ciągły ruch. Brakowało jedynie sprzętu, który z powodu początkowych błędnych założeń nie wytrzymał obciążeń i został usunięty z pomieszczenia. Teraz zaś miałem nową dostawę i tylko ode mnie zależało, kiedy klatka teleportacyjna ponownie zostanie uruchomiona. Przetransportowałem urządzenie na koniec pokoju, gdzie czekało mnie najtrudniejsze zadanie. Zdjęcie pralki i delikatne położenie na lustrzanej podłodze. Wielokrotnie obejrzane filmy na youtube, pozwoliły na opanowanie techniki zdejmowania urządzeń wielkogabarytowych z wózka.

Po kilku minutach pralka znalazła się na kruchym podłożu, nie naruszając go. Rozejrzałem się wokół i ze wszystkich stron widziałem rozglądającego się mnie, stojącego przy pralce. Tylko takie rozproszenie pozwalało w pełni udanie przenieść obiekt do innego świata. Niestety stwarzało to niebezpieczne iluzje, brutalnie atakujące jaźń i wyrywając mnie z rzeczywistości. Rozproszone myśli umykały niczym królik, goniony przez Alicję z krainy czarów. By go złapać, przymknąłem oczy i ponownie skupiłem się na zadaniu.

Przed podłączeniem prądu do pralki, zdemontowałem jej drzwiczki i moim oczom ukazał się niepokojący, srebrny bęben. Jego chropowata struktura doskonale odbijała promieniowanie elektromagnetyczne, które połączone z mikrofalami wywoływały szarpnięcie kwantowe. Zamontowanie kuchenki mikrofalowej było niezbędnym warunkiem wywołania nie tylko fal mikrofalowych, ale i zakłóceń kwantowych. Dlatego też bez zbędnych opóźnień, kuchenkę z wymontowanymi uprzednio drzwiczkami umieściłem na pralce. Ulokowanie odkurzacza po przekątnej dwudziestu stopni od środka pralki oraz w odległości trzech metrów, pozwalało na wywołanie niemal niezauważalnych drgań powietrza wykrzywiających fale, a to był już ostatni warunek wywołania zagięcia czasoprzestrzeni.

Poprzedni układ nie zdał egzaminu z powodu zbyt małej mocy kuchenki mikrofalowej oraz błędnie wyznaczonej odległości odkurzacza od pralki. W pierwszej kolejności doprowadziło to do awarii odkurzacza, następnie pralki oraz kuchenki. Jednym słowem reakcja łańcuchowa. Psy biorące udział w eksperymencie znikały zgodnie z założeniem, niestety zaprojektowany model czasoprzestrzeni nie pozwalał na określenie ich nowego położenia. Nie było także pewności, czy przeżyły.

Dokonując ponownej analizy modelu, wychwyciłem anomalię zapachową pozostawiającą ślad w czasoprzestrzeni. Wielkość śladu była wprost proporcjonalna w stosunku do jego intensywności oraz okresu wytworzenia. To była szansa na zlokalizowanie wysyłanych obiektów i ich bezpieczny powrót. Tak naprawdę chciałem eksperyment zacząć już teraz. Niestety w domu wciąż przebywali bezdomni. Słyszałem ich radosne śmiechy, dobitnie świadczące o tym, iż wciąż się kąpią. Nie mogłem pozwolić na dalszą zwłokę, dlatego też nie zważając na wyrzuty sumienia, zapukałem do drzwi łazienki i zawołałem.

– Panowie, koniec kąpieli. Czas do domu! – krzyknąłem i momentalnie zrozumiałem niezręczność wypowiedzi. Oni nie pójdą do domu, a na ulicę!

– Już wychodzimy – rozległa się odpowiedź, którą nie wiedziałem do kogo przypisać, czy do tego z nosem napoleona, czy też tego od Chodakowskiej.

Nie było to jednak w tej chwili istotne. Ponownie myśli mogły mną zawładnąć, a to ja musiałem zawładnąć nimi. Wyszli w brudnych majtkach, a ja nie miałem serca, by im je zabrać. To była ich bielizna i mimo jej dużej naukowej wartości nawet o nią nie powalczyłem. Wręczyłem im nowe ubrania, naprawdę ciepłe kurtki i spodnie, nie zapominając o butach oraz czapkach i rękawiczkach. W kieszeni kurtki u każdego z nich pozostawiłem sto złotych.

– Panowie, to dla was – powiedziałem, niepewnie zerkając na gości.

– Dziękuję i chuj – powiedział ten z nosem w kształcie kartofla.

To był chyba zwrot grzecznościowy, tak mi się przynajmniej wydaje. Zdawałem sobie sprawę, iż zostali przeze mnie wykorzystani. Wiedziałem, że moje zachowanie nie jest etyczne. Dla nauki byłem jednak w stanie zrobić wszystko. Oni zaś nieświadomi swojej wartości, ubierali się, by wkrótce opuścić świątynię nauki.

– Do widzenia panowie – pożegnałem się z nimi, wyciągając swoją dłoń.

– Dobra gościu spadamy. – Żul z nosem napoleona pożegnał się w ich imieniu i wyszli z mieszkania.

Zostałem sam. Pędem pobiegłem na balkon i wziąłem koszulkę jednego z żuli. Trzymając ją w ręce, wykrzywiłem się mimowolnie, nie zaniechałem jednak planu. Otworzyłem pokój sypialny i wyciągnąłem z niego budzącego się jamnika. Otumaniony środkami uspakajającymi, nie był w tej chwili groźnym przeciwnikiem. Popatrzył na mnie spode łba i niemrawo kłapnął zębami. Jakże różnił się od groźnego zwierza sprzed dwóch dni. Capnął mnie wówczas w rękę niemal automatycznie i tylko moje stalowe nerwy pozwoliły na jego schwytanie. Nagroda za niego wynosiła pięćdziesiąt złotych. Czyż to nie kpina, by za najlepszego przyjaciela człowieka oferować tak niewiele? Nie był to na szczęście mój problem. Zawiązałem na jamniku koszulkę, zaniosłem do klatki teleportacyjnej, położyłem na podłodze i zamknąłem drzwi.

To była historyczna chwila, dzięki której mogłem w końcu dowiedzieć się, czy teleportacja działa, czy są rzeczywistości równoległe i co najważniejsze, czy obiekt przeżyje. Wziąłem głęboki oddech, przymknąłem oczy i wcisnąłem enter. Usłyszałem ujadanie psa zagłuszane przez szum odkurzacza. Chwilę później szczekanie ucichło, a sprzęty automatycznie się wyłączyły. Zaległa cisza, zwiastująca nowy rozdział w historii nauki. Nie mogąc uwierzyć własnym oczom, na moim modelu pojawił się ruch przeniesionego obiektu. Eksperyment się powiódł!

– Eureka, eureka! – krzyczałem, jednocześnie zrzucając z siebie ubranie.

Wybiegłem na balkon i w mgnieniu oka ubrałem się w łachmany jednego z żuli. Pasowały jak ulał, a ja nawet nie czułem ohydnego zapachu, unoszącego się wokół mnie. Podekscytowany udanym eksperymentem nie zapomniałem o bezpieczeństwie, o warunkach progowych pozwalających na przeżycie w niespodziewanych sytuacjach. To był niezbędny warunek ogłoszenia światu wiekopomnego odkrycia. Ubrałem zielony kask motorowy z biało czerwoną flagą, a do rąk wziąłem tasak i nóż rzeźniczy. Spojrzałem na wannę, która okazała się nietrafionym zakupem i odzierając się z wszelkich myśli, podszedłem do laptopa, włączyłem sekwencję odliczającą i przekroczyłem próg klatki teleportacyjnej.

Mnogość mnie momentalnie zaatakowała zmysły, ja zaś zachowując spokój wypowiedziałem słowa, które miały przejść do historii.

– To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości.

A może ktoś już coś takiego powiedział? To w tej chwili nie było istotne.

 

.......................

Wiem, pierwsze zakończenie nie jet komedią więc błędnie zaznaczyłem, że utwór śmieszny. Przepraszam za to.

Jak ktoś ma pomysł na trzecie zakończenie, to zapraszam do zabawy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania