Atramentowa woda.

Rzuciłam kiedyś do wody kamień.

A tą wodą był atrament.

Czarny i nie skończony, taki w którego toni.

Smutku czarna łza, łzę goni.

 

Rzuciłam kiedyś pod niebo pustym kałamarzem.

By tam u góry ktoś domyślił się, o czym marze.

Lecz kałamarz zaczepił o papierowe chmury.

O posypały się z nieba śnieżnobiałe wióry.

 

Kiedyś, gdy usiadłam obok atramentowej rzeki.

Zamknęłam na chwile powieki.

A gdy się obudziłam, zamoczyć chciałam w niej pióro.

Lecz z nieba spadł kałamarz, a z nim kawałek papierowego nieba.

I wtedy zrozumiałam.

Że niczego mi już więcej nie trzeba.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania