Atrur Richards cz.5

Patrzyłem na niego z tępym wyrazem twarzy.Co on bredzi?Ja istnieję,jeszcze żyję,co prawda może to ulec diametralnej zmianie:

-Możesz mi to wszystko szczegółowo wytłumaczyć?-nie darzyłem Vincenta zbytnią sympatią,ale wiele wiedział,a to było najistotniejsze:

-Co tutaj jest to wyjaśniania?-Vincent podniósł się z siedzenia i zaczął krążyć po celi-Ta organizacja istnieje od setek lat,odkąd odkryto,że niektóre osoby mają nadprzyrodzone zdolności.Przede wszystkim ich zabijano albo składano w ofiarach.Oczywiście organizacja była nieoficjalna.Była to na początku mała grupka zagorzałych fanatyków oraz zwolenników Wielkiego Gotfryda-przez przeciwników nazywany Tyranem.Ten wódz chciał posiąść ich moce,stać się niepokonanym i podbić cały świat.Dużo obiecywał tym,co staną po jego stronie i będą prześladować INNYCH,a ciała przynosić jemu,aby zaufani medycy władcy w jakiś sposób odkryli dlaczego są nadzdolni,oraz czemu tak długo się nie starzeją.Nigdy nie odpowiedzono na te pytania.Nawet dzisiaj,nauka i nowoczesne technologie tego nie potrafią.Ostatni żyjący z rodu Gotfryda to właśnie Calvin Wagner-ten zarządca tego ośrodka,którego poznałeś.To niebezpieczny i chory człowiek.Jest równie zafascynowany eksperymentami na ciałach INNYCH,tak jak jego przodek.Ku mojemu osobistemu zdumieniu,ta organizacja jest w pełni legalna.Badają mnie w tym ośrodku już 50 lat,sporo o nich wiem.Robią ci liczne zabiegi,wstrzykują ci różne świństwa i obserwują jak twój oraganizm na nie reaguje.Tak więc,niewiadomo kiedy się umrze,zależy to ogólnie od szczęścia.Trafiają tu młodzi ludzie,sami nie wszyscy są tutaj w młodym wieku,ja mam na przykład ponad 70,a wyglądam na nastolatka.Takich ludzi jak my łapią przede wszystkim dzięki zwykłym obywatelom.Każdy kto powiadomi tajne służby o tym,gdzie przebywa podejrzany o bycie INNYM,otrzymuje w nagrode dużą ilość pieniędzy.

-Zaraz,zaraz-przerwałem mu-Co to za tajność,skoro każdy wie o jej istnieniu?

Vincent przewrócił oczami:

-Widzisz o SdsBS to taka organizacja, o której się na głos nie mówi,ale wszyscy ją znają.Jeżdżą również często patrole tych służb,które pilnują porządku,a raczej mieszkańców.Podejrzanie zachowujących się ludzi pakują do samochodów i zaworzą do ośrodka,przed tym jednak,specjalnym opatentowanym i jednocześnie najnowocześniejszym sprzętem usuwają tego oskarżonego z pamięci każdego mieszkańca.Takie chorye sytuacje nie powinny mieć miejsca.Niewiadomo czy przetrwamy nawet do następnego roku.Coraz więcej INNYCH umiera,rodzi się coraz mniej obdarzonych,bo i jak?Ile na świecie jest par z naszego gatunku?Dwadzieścia?Może i mniej,bo i tak wszystkich zaciukają lub wywiozą...nasze życie to ciężki kawałek chleba.

Stałem przez dłuższą chwilę zamyślony.Te opowieści były takie przerażające.To istne szaleństwo,aby prześladować,dręczyć,mordować niewinnych ludzi,którzy tylko trohę różnią się od pozostałych.Już ze sobą nie rozmawialiśmy.Przeżywaliśmy te sytuacje w swoich sercach,nie potrzebne są do tego jakiekolwiek rozmowy.Żałowałem odrobinę tego gościa,dużo przeżył nieudogodnień i musiał z latami mierzyć się z lękiem o przeżycie.Z pewnością widział przerażające,okrutne rzeczy,o których wolałby zapomnieć.Teraz dopiero zrozumiałem tą jego nieufność,dzikość wobec innych.Był traktowany jak zwierzę,niekochane przez nikogo.Zresztą wszyscy INNI mają podobne problemy.Wydaję mi się,że chyba śmierć to najlepsze wyjście,znacznie rozsądniejsze niż spożywanie jedzenia od psów(te zwierzęta pilnują zewnętrznej strefy ośrodka),często nawet nic się nie dostaje,gdy ktoś się czemuś sprzeciwi,biorą go na sale operacyjną,podobno dają śmiertelne dawki zastrzyków,bo każdy kto tam się znalazł,znikał bez śladu.Nigdy się do tych warunków nie przyzwyczaję,pleśń oraz grzyb na ścianach,nawet nie ma jako tako czystych okien.Powietrze w tym miejscu jest bardzo zanieczyszczone,ledwo tu można wytrzmać.Minęły od mojego wybudzenia już trzy tygodnie.Moje relacje z Vincentem znacznie się zmieniły,zostaliśmy serdecznymi przyjaciółmi.Dzięki niemu bezpieczniej się tutaj czuję,on ma doświadczenie,wiedzę,miał tą placówkę w małym palcu,znał wszystkie nawet tajne miejsca,o których prawie nikt nie wiedział.Byłem tym bardzo podekscytowany.Może jest szansa,aby wydostać się z tego miejsca?Uciec jakimś ukrytym przejściem na zewnątrz.To byłoby genialne.Jesteśmy obydwoje zwinni(no dobra,przyznaję się, tylko Vincent).Ku mojemu zdziwieniu i jednocześnie irytacji Vincent nie miał zamiaru uciekać.Mówił,że to bezsensowne,są wszędzie strzeżone miejsca i,że jesteśmy bez szans.Nie rozumiałem jego ogólnego sceptyzmu.Przecież można ucieczkę dokładnie rozplanować.Vincent to stary,mądry człowiek.Dlaczego nie zamierza ze mną współpracować?

On tylko kręcił głową:

-Ucieczka to bezmyślny krok-powiedział stanowczo-Nikomu stąd nie udało się wydostać...-przerwał,jakby starał się sobie coś przypomnieć-Tylko jednemu to się udało,pewnemu Thomasowi Mersel'owi.Zwiał już po sześciu dniach,jak se pojawił.Prawdziwy był z niego cwaniak i geniusz,wszyściuteńko rozplanował.Nikt nie dokona tego co on...

-Przecież my możemy-stwierdziłem uśmiechnięty od ucha do ucha-Skoro dokonał tego Mersel,my również uciekniemy.

Nie udało mi się przekonać tego uparciucha.Widocznie umrzemy tu z głodu,ponieważ wyżywienie w tym miejscu to katastrofa,nawet bezpańskie psy lepiej jedzą.Miałem ochotę cofnąć czas,powrócić do lat,gdy byłem zwykłym nastolatkiem,prowadzić nudne życie.Liczyłem na to,że mój los się odmieni.I rzeczywiście się zmienił.Był to rok od wybudzenia się ze śpiączki.Do naszej celi wtargnęła wysoka młoda kobietka,ubrana w czarną spódnicę,białą koszulę,miała identyfikator.To dziwne,ale wydawało mi się,że gdzieś ją widziałem.Te włosy,te zęby...w kkońcu mnie olśniło,to była Linda Collins:

-Co ty tutaj robisz?-byłem porządnie wstrząśnięty.Jej miłosna mania dosięgła zenitu.Nawet tutaj mnie znalazła.Świetnie,po prostu świetnie:

-Nie widać?Ratuję ci skórę,oczywiście-zaraz potem wyjęła coś z kieszeni-Calvin to mój wuj,pracuję u niego od wczoraj,takie tam papierkowe sprawy-machnęła ręką-Dowiedziałam się,kochanie,że tu jesteś,rzecz jasna,nie usunęli mi ciebie z pamięci.To byłby jakiś absurd.Postanowiłam ciebie stąd uwolnić-wręczyła mi jakąś torbę i identyfikatory.

Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem.Linda?Pracuję w tajnej organizacji,która ma na celu zniszczenie wszystkich INNYCH?Cóż,jest szurnięta,wię w jej przypadku wszystko jest możliwe:

-Przebierzecie się za pracowników ochrony-odparła-Macie tu GPS,wyjdziecie jak gdyby nigdy nic.Nie otrzymaliście dzisiaj zastrzyku paraliżującego,więc macie swoją moc,nie zmarnujcie tego.Nie wiem jak sobie dalej poradzicie,tyle tylko mogłam wam pomóc.

-po czym dodała-Nie zmarnujcie tej szansy.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania