Autobus Donikąd

Ciemna noc spowiła miasto, pozostawiając je w spokojnym nastroju ciszy i ciemności.

Światła lamp odbijały się od kałuż zostawionych przez deszcz, który jeszcze kilka minut temu padał, a w powietrzu czuć można było charakterystyczny zapach spalin zmieszanych z akcentem kropel z chmur.

Kasia stała na przystanku, czując chłodny wiatr muskający jej w twarz.

Stała tam sama w czarnej spódniczce z podkolanówkami i nawet nie mogła usiąść, bo Polskę nie było stać na najzwyklejszy daszek pod przystankiem. Żółte, plastikowe siedzenia były mokre.

Spojrzała na podarty rozkład jazdy, przez który dowiedziała się chociaż, że autobus miał już niedługo przyjechać.

Wyciągnęła z małej torebki swojego starego smartfona i włączyła ekran - 3:25.

Pociągnęła nosem, rozglądając się dookoła. Na ulicy żywej duszy nie było. Fakt, było to miasto i od czasu do czasu przejechał tam jakiś samochód. Jednakże mokre drogi, które błyszczały się w światłach lamp, pozostawały puste. Czekające na nowy dzień, gdy ludzie będą ponownie po nich jeździli.

W końcu zobaczyła, jak tuż przed nią zatrzymuje się podłużny, czerwono-niebieski pojazd. Starzec siedzący na samym przodzie przy kierownicy skinął jej głową od niechcenia, wciskając przycisk. Przednie drzwi otworzyły się, wydając przy tym syk.

Kasia weszła do środka, mijając kierowcę i podeszła do żółtego kasownika. Wyciągnęła bilet, który następnie skasowała.

Klimatyczne żarówki rozświetlały autobus z szaroniebieskimi siedzeniami, nie będąc jednymi z wygodniejszych.

Rozejrzała się dookoła siebie, gdy autobus ruszył.

Na jednym z siedzeń rozwiązywała sobie krzyżówkę jakaś pani sięgająca pięćdziesiątki. Ubrana była w elegancki kremowy żakiet, spódnicę za kolana podobnego koloru i dopasowane szpilki. Na jej orlim nosie spoczywały okulary, które wyglądały na takie cienkie, że z łatwością można było je zniszczyć.

Tuż niedaleko na dwóch siedzeniach praktycznie leżał nastolatek, który trząsł się, mamrotał pod nosem i z pewnością był pod wpływem jakichś narkotyków. Jego czarne włosy były roztrzepane na wszystkie kierunki, a skórzana kurtka wyglądała na ubrudzoną i starą.

Parę miejsc dalej siedział idealnie wyprostowany mężczyzna. Można było uznać, iż wyglądał, jak człowiek perfekcyjny.

Nienaganna poza, przystojna twarz i lekko umięśnione ciało, które przykryte było pod czarnym garniturem.

Kasia była pewna, że w tym mieście koniec końców go okradną i co gorsza, zabiją, a wtedy przywłaszczą sobie jego pozostałości.

Dziewczyna wychowywała się w tym miejscu, więc wiele razy widziała paczki dresiarzy, którzy zmierzali do zaatakowania każdą osobę posiadającą jakąkolwiek błyskotkę.

Usiadła więc przy starszej kobiecie, przez którą zapach papierosów w autobusie był tylko zapomnieniem. Jej zapewne drogie perfumy solidnie roznosiły się tuż koło niej.

Telefon Kasi nie nadawał się już więcej do dzwonienia od momentu, gdy straciła pieniądze na koncie przez długą rozmowę ze swoim chłopakiem, Kubą.

Cisza w autobusie była nie do zniesienia, więc nadzieją pozostawała pani siedząca tuż obok niej.

 

— Dobry wieczór — odezwała się wyraźnie i sympatycznie do kobiety. — Widzę, że rozwiązuje pani krzyżówkę.

 

Długopis kobiety zatrzymał się przy pustej kratce. Spojrzała na młodą dziewczynę zmęczonym, smętnym wzrokiem.

 

— Tak, dobrze widzisz. Jestem zdziwiona, że ktoś z twojego pokolenia wie jeszcze, jak to się nazywa.

 

— Ależ oczywiście! Moja babcia uwielbia je rozwiązywać... Jeżeli mogę spytać, to gdzie pani jedzie?

 

Kobieta nie odpowiedziała, tylko ponownie zniknęła za stronami obiektu zainteresowania. Dla Kasi był to znak, że nie warto było jej zaczepiać.

Podeszła więc do perfekcyjnie wyglądającego mężczyzny, który nagle rzucił się, aby potrząsnąć jej dłoń.

 

— Miło poznać, jestem Sławomir Kowalski! — jego dość donośny głos drżał z podekscytowania. — Jestem bardzo zaciekawiony pani ofertą rozmowy. Jestem bardzo zaciekawiony.

 

Spoglądał w przestrzeń jakby pustym bez uczuć wzrokiem. Nie pozostawał jednak bez perfekcyjnej postawy. Wciąż siedział wyprostowany, a jego garnitur ani trochę się nie pogniótł.

Wyglądał trochę, jak zaprogramowana maszyna, która była podekscytowana na spotkanie swojego nowego właściciela.

Przeraziło to Kasię, która chciała tylko zwyczajnej i krótkiej rozmowy.

 

— Ehm... Kasia Więckowska — przywitała się spokojnie, wycofując dłoń do siebie. — Także miło poznać.

 

Rozpoczęli więc dziwną konwersację.

Sławomir opowiadał jej o tym, że jest dyrektorem banku w Poznaniu i całe jego życie składa się tylko z pieniędzy, szczęścia oraz marzeń.

Kasia nie chciała w to uwierzyć. Według niej każdy miał jakieś zmartwienia, ale ten mężczyzna... On twierdził, że nigdy nic złego go nie spotkało.

Znudziła jej się więc rozmowa z nim, dlatego przysiadła się do szepczącego coś pod nosem chłopaka.

 

— Pomóc ci jakoś? — spytała z troską, chociaż w głębi duszy nie miała pojęcia jak.

 

Chłopak obrócił głowę w jej stronę i nagle wstał z siedzeń, mrugając parę razy.

Analizował ją swoimi ciemnozielonymi oczami, jakby po raz pierwszy spotkał się z kimś takim, jak ona.

Nagle chwycił za jej nadgarstek i pociągnął na siedzenie obok.

Dziewczyna przeraziła się, obawiając jakiegoś ataku. Jednak chłopak zrobił to, aby drżącym palcem wskazać jej kobietę z krzyżówką.

 

— Ona... — wymamrotał przerażony. — Jest nauczycielką języka polskiego. Wczoraj jechała na wycieczkę ze swoją klasą złożoną z dziesięciolatków, gdy nagle pojazd wpadł do rzeki. Kierowca był pijany.

 

Kasia spojrzała na niego ze zdumieniem, jednak po chwili zaśmiała się lekko. Ten chłopak był definitywnie pod wpływem.

Nagle palec skierował się na Sławomira Kowalskiego.

 

— Jego życie jest stosem porażek. Jest bezdomny. Kiedyś miał żonę i dzieci, ale rozpił się, a potem zamordował ich wszystkich. Na końcu zabił sam siebie. Nigdy niczego w życiu nie osiągnął.

 

Następnie położył dłoń na swojej klatce piersiowej.

 

— Mam na imię Michał i mam osiem lat. Moi rodzice wpadli na pomysł, aby zamknąć mnie w saunie, a potem zapomnieli.

 

Kasia odsunęła się od niego. Przecież ten człowiek mówił kompletne bzdury.

Nagle jej dobry humor gdzieś przepadł.

 

— I ty — dodał pośpiesznie, ponownie chwytając ją za nadgarstek. — Jesteś matką czwórki dzieci. Wczoraj pokłóciłaś się ze swoim mężem i wyszła z tego kłótnia. Popchnęłaś go, a on wypadł przez okno. Nie mogłaś się z tym pogodzić, więc się zastrzeliłaś.

 

Kasię przeszły ciarki.

Aż nagle... Wszystko jej się przypomniało.

Krzyki, płacz, a potem ból i

stała na przystanku w oczekiwaniu na autobus.

Jej dzieci czekały na nią w domu. Dlaczego ona wygląda tak młodo? Jej mąż nigdy nie pozwoliłby jej założyć tak krótkiej spódniczki i podkolanówek.

Wszystko nagle zaczęło wydawać się dla niej przerażające. Nie miała pojęcia, gdzie właśnie się znajdowała.

Rozejrzała się po pasażerach, którzy jak gdyby nic, siedzieli na swoich miejscach. Oni już dawno wiedzieli.

Powstrzymując płacz i z drżącymi nogami powlokła się na przód autobusu. Zaczęła łomotać w szybę, za którą siedział stary kierowca.

Nagle odwrócił głowę w jej stronę, a Kasia zauważyła, że część jego lewej twarzy była samą czaszką, z której topiła się skóra.

To była śmierć.

 

— Dokąd... Dokąd ten autobus jedzie? — udało jej się tylko wykrztusić.

 

Kierowca uśmiechnął się.

 

— Donikąd — odparł spokojnie. — Ten autobus jeździ donikąd.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Canulas 01.02.2019
    Helloł

    "Rozejrzała się dookoła siebie, gdy autobus ruszył.

    Na jednym z siedzeń rozwiązywała sobie krzyżówkę jakaś pani sięgająca pięćdziesiątki." - możesz ciąć takie dookreślenia jak: siebie czy sobie. Tekst na tym nie straci.

    Paczki dresiarzy mnie rozśmieszyły.

    OK. Po seansie.
    Tekst pełen jest słów, które można usunąć i nieco dziwnych zapisów... jednak:

    Sama treść - zwłaszcza gdzieś tak od połowy - oddaje to z nawiązką poprzez klimat.
    Jest w tym naprawdę ślicznie pokręcony, upiory surreal powleczony smutkiem.
    I ja to kupuję.
    Ostatnie zdanie kierowcy ukrywają opowiadanie w perfekcyjnym miejscu.

    Puentując: szata poszarpana, ale pod szatą całkiem jędrna skóra.
    Byłem nasrawiony na 3+/4, ale chcąc oddać honor dla pomysłu, podbiję do oceny maksymalnej.
    A co.
  • Canulas 01.02.2019
    W sumie ostatnie słowa uderzyłyby jeszcze mocniej, gdyby tak nie spojlerować tytułem.
  • befana_di_campi 06.10.2020
    Korekta [drobna] by nie zawadziła :) Opowiadanie super :)

    Serdecznie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania