Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Awanwzgardza cz. II (18+)

— Takie są, niestety, minusy zostania Przechownym. Z jednej strony — możesz i powinieneś czuć się wyjątkowy, wybrany spośród miliardów ludzi, z drugiej — wiem: początkowy szok, niedowierzanie i właśnie to przeklęte bólisko, co aż zabiera dech. Jesteś teraz zdezorientowany, nie wiesz, na jaką chorobę zapadłeś, co takiego w środku nocy się wydarzyło że majaczysz, zwiduje ci się kudłaty ludek z maścią. Nie wrzeszcz, z łaski swojej postaraj się nie ruszać. Poliślazyna goi wszystko, a nawet, hi, hi, jeszcze więcej. Wetrę trochę i... patrz! — ludek wyciska z tubki gęstą, zieloną zawartość. Rozsmarowuje ja po rozharatanej nodze. Ta — migusiem zaczyna się zrastać. Szkaradne pękniecie maleje w oczach, nie mija parę sekund, jak kurczy się do rozmiarów niewielkiej, ale ciągle otwartej ranki.

— Cud, co nie? A pewnie, że cud! — kudłate licho chowa specyfik, rozsiada się wygodnie na skołtunionej, uwalanej krwią kołdrze.

— Kim ty.... Jennnnny, mamoooo...

— Nie rycz, nie wrzeszcz, a wszystkiego się dowiesz. Mordziaka w ciup, dobrze? Tylko spokój może nas, a w zasadzie ciebie, uratować. Nie chcesz chyba, żeby zlecieli się tu sąsiedzi, przyjechało pogotowie. Jak dasz mi dojść do słowa, powiedzieć parę zdań — zrozumiesz, o co kaman. Jak nie — podręczę cię, porozrywam nózię, wejdę w nią parę razy. Albo i parędziesiąt, aż, zmordowany, odpuścisz darcie pyska, pozwolisz sobie wytłumaczyć. Skiń głową, jeśli się zgadzasz. Wrzaśnij, a znowu pęknie ci noga. Ćśś, Danielku. To jak będzie?

Kiw, kiw.

— Dobrze. Myślisz, nie — masz pewność, że jestem tylko wytworem twojej wyobraźni, masz nagły atak choroby psychicznej, majaki powodowane guzem mózgu albo jakiś niegrzeczny misio dosypał ci czegoś ciekawego do amciu czy piciu. Że imaginuję ci się przed oczami, biorę się z choroby albo odurzenia. Mam rację?

Kiw, kiw.

— A tymczasem to ani delira, halucynogeny czy wariactwo. Wiem, że trudno ci będzie uwierzyć, ale jestem całkowicie realny. Choć oficjalnie nie przynależę do tego świata — jestem jego nierozerwalną częścią — ciągnie patetycznie ludek rozsiadając się obok plamy juchy.

Danielo nieśmiało unosi głowę. Ból niemal całkiem przechodzi. Super lek, jaki wtarł w nogę cudaczny stworek, działa kojąco, sprawia, iż po ciele rozchodzi się przyjemne ciepło.

Przez moment patrzą sobie prosto w oczy, kosmaty krasnal i jego Przechowny.

Choroba jasna — cokolwiek powoduje takiego tripasa, musi być diabelnie mocne, drogie i oczywiście nielegalne. Kto i kiedy mi to dosypał? I, przede wszystkim — po kiego grzyba? Dla jaj? Albo rzeczywiście tracę rozum... Niezły amfy-teatr, niezły... Zwierzaczek wygląda jak żywy, przysiągłbym, że tu i teraz jest ze mną, siedzi na wyrku i szczerzy....

— Nie wierzysz własnym oczom. To zrozumiałe. Sam byłem w niezłym szoku, jak się okazało, że nie będę mógł przyjść na świat w ludzkiej formie, zostaję skazany na bycie takim cudakiem, istotą bez gatunku.

Gleggh! — dolatuje zza ściany. Pani Iwona, w tęgim szoku, wywala z siebie alkohol, jak myśli — przyczynę jej zwidów.

— Jestestwo takich jak ja nieszczęśników w fazie tworzenia zostało obarczone błędem, że tak powiem, genetycznym. To, co nazywacie duszą, nasza niewidzialna esencja, z nie do końca poznanych przyczyn powstaje kaleka. Jest jak pokraczna rzeźba nieudolnie wystrugana przez zdemenciałego starca, zabawka zbudowana z byle czego. Jednych dotyka to bardziej, innych mniej. Mnie, niestety, totalnie spartoliło. Różnie się to objawia. Cztery razy miałem się urodzić jako człowiek, zawsze — z głupawym nazwiskiem. A to Andrzej Cyces, Zenon Nieświszczuk, Szymon Celniątko, a to Beata Smutawna. Tak: raz prawie zostałem córką rolników pod Nowym Targiem, otyłą i jąkającą się, ale całkiem sympatyczną sprzedawczynią w obuwniczym. Niestety: i tym razem mnie, w ostatniej chwili, cofnięto. Beacia przypadła jednemu mrzonkiście-idealiście, co twierdził, że weźmie się za nią, totalnie zmieni, odchudzi, wyedukuje, jak dorośnie — co drugi dzień będzie chodzić do logopedy. Ma teraz trzy latka i nazywa się po ludzku: Beata Kalinowska. Ale do rzeczy. Moja malformacja sięga tak głęboko, że, o zgrozo, nie dane mi było pozostać w ukryciu. Jak świat światem — pięć, góra sześć razy zdarzył się taki przypadek, że któryś zdradził swoją obecność, pokazał się Przechownemu. Zawsze kończyło się to dramatem: zszokowany człowiek trafiał do szpitala dla obłąkanych albo/ i popełniał samobójstwo. Uwierz: gdyby nie było w tobie tak duszno — za Chiny Ludowe nie zorientowałbyś się, że zalągł się dziki lokator. Niestety, mam astmę i zwyczajnie nie nasiedzę za długo w gorącym mięsie. Zacząłem się dusić i — nie ma zmiłuj — musiałem wyjść na powietrze.

Khegh — tfu! — Sędziurowa wypluwa kłębek gorącej śliny.

— Wiem, że chciałbyś poznać wszystko w najdrobniejszych szczegółach, zadać oczywiste, fundamentalne pytanie: co tu się odpierdala, zrozumieć sens tej szopki, jaka jest rola myszucha-krasnalucha, który właśnie wylazł ci z nogi. Heh — sęk w tym, że sam wiem niewiele więcej. Jednostce nie sposób ogarnąć rozumem całego spektrum następujących po sobie rzeczywistości. Można spłycać, posiłkować się o wiele prostszymi, banalnymi określeniami typu "inny wymiar", "zaświaty", "wędrówka dusz" — ale po co? Im bardziej trywializowalibyśmy mistykę wykluwania się osobowości, tym bardziej ten opis odbiegałby od stanu faktycznego. W telegraficznym skrócie, jak chłop krowie na rowie: nieprzebrane rzesze odrębnych bytów są pomieszczone w wielkiej kadzi. Jakiś wasz, ludzki pisarz stworzył określenie "Studnia dusz". Może słyszałeś. No to cuś w ten deseń. Pływamy, unosimy się w bezprzestrzeni, łapiemy ze sobą minimalny kontakt, to znowu zapominamy wszystkiego., Nasza pamięć jest krucha i ulotna. Nie tworzymy związków, nie ma między nami przyjaźni czy antagonizmów. Społeczeństwo jętek półdniówek, alzheimerowców, niedoludzi. Siła, o której nie dane jest nam wiedzieć cokolwiek ponad to, że jest wszechpotężna i w zasadzie stanowi coś w rodzaju boga albo nadzorcy obozowego czy sekserki, bierze nas z tej puli, przydziela rasę, płeć, narodowość. Nagle rozumiemy, kim przyjdzie nam być na Ziemi.

Czasami jednak pambuczysko orientuje się, że pokpił sprawę, jak w moim przypadku. "Złe genetycznie", choć żadne z nas nie ma jeszcze DNA, mniej lub bardziej koślawe odrębności kończą jako dorosty, znajdują miejsce bytowania w ciałach już żyjących ludzi. I, choć będzie ci ciężko uwierzyć, zostanie Przechownym stanowi w oczach siły nieliche wyróżnienie. Zostałeś niejako uświęcony, uszlachcony, nobilitowany,, Dawidku!

Ile będę w tobie koczować? Oczywiście do śmierci. Trudno, nic nie poradzisz, nie my ustalaliśmy reguły tej gry. Wypada nam się tylko cieszyć, że jestem zwyczajnym dorostem, a nie, dajmy na to, stójczym. Bo są nas setki, tysiące odmian... I ta liczba się powiększa, siła coraz częściej uzupełnia pulę "dusz", że tak powiem dopluwa odrębności.

 

Zszokowany Danielo słucha trajkoczącego stwora. Nie śmie się poruszyć, nawet zamknąć ust. Oj, coś się nieźle przestawiło w głowie, halun jest wyjątkowo realistyczny, długotrwały. "To już zaburzenie pracy mózgu, ostatnie stadium deliry? Zaraz — nie robię pod siebie, nie dostałem padaczki, czortek nie rzuca się z pazurami, nie wbija zębów — zatem nie aż taki bad trip..." — myśli oniemiały.

— Obiecałem, że wyjaśnię wszystko. I zgoda — ale opowiem tyle, ile sam wiem. O stójczych, którzy są zobligowani przez siłę do energetycznej ochrony do... energetycznej ochrony narządów, w które wniknęli. Będziesz się śmiać, ale tak się dzieje od wieków. Niektórym odrębnościom nie od razu jest pisane bycie w pełni człowiekiem. Zostają za to, że tak powiem, opiekuńczymi duszkami części ciała, przeważnie narządów wewnętrznych. Czysta abstrakcja, co nie?

Ktoś nie ma materialnej formy i od początku wie, że został stworzony, czy raczej wykrystalizował się, aby być aniołem stróżem czyjejś nerki, lewego płuca, wątroby albo trzustki. Mówi się na nich "stójczy", bo stoją na straży organu, do którego zostali przypisani. Mają za zadanie otaczać go opieką, otulać ciepłą energią, chronić przed chorobami, być barierą broniącą dostępu wszelakim kancerogenom. I robią to, jak świat światem — idealnie wywiązują się ze swoich funkcji. Jeszcze nie zdarzyło się, aby którykolwiek z obrońców, dajmy na to woreczka żółciowego, pokpił sprawę, dopuścił dajmy na to do zapalenia czy gorzej.

Masz teraz wrażenie, że majaki weszły na wyższy poziom, sięgają zenitu, ludek ludek truje od rzeczy, bo zamiast mózgu masz w głowie zdragowany w opór balon pełen gorącej, ugotowanej w czystym spirytusie, kaszy? I tu się mylisz. W niezliczonych narodach, plemionach, istniały rzesze stójczych, jakby można rzec "aniołów stróżów" jelit, dwunastnic, krtani. Dochodzi, oczywiście, do nieszczęść, ale za każdym razem są one spowodowane przez siłę, że tak powiem, boga. Jeśli on/ ona uzna, że któremuś z bytów trzeba zrakowacieć pozostającą pod opieką stójczego wątrobę albo nerkę — robi to, wygasza, czytaj: zabija obie istoty.

Często śmierć przybiera groteskowe, przerażające albo tragikomiczne formy, jak na przykład dwa lata temu w Kolumbii, gdzie taki siurek, ciepłe kluchy, po prostu pierdoła jakich mało, został oddelegowany do bycia stójczym bebechów Miguela Hernandeza da Silvy, gangusa należącego do kartelu Clan del Golfo. Miałem słaby kontakt z tym bytem, w zasadzie nie lubiliśmy się z wzajemnością. Kompletna różnica charakterów: on — melancholik, lelum-polelum, ja — bardzo, kuźwa, nie.

Siła też musiała nie znosić zapłakanego pizdusia, bo dała go do totalnego zwyrola, co obcinał nosy, palce, uszy, podrzynał gardła. Aż trafiła kosa na kamień. Nie znam szczegółów, ale podobno dorwali go podczas snu. Konkurencja. Był w zasadzie płotką, kolesiem od mokrej roboty. Albo to nieprawda... Ostatnio jestem słaby w telepatię, połączenia międzybytowe się rwą, nie sposób się skontaktować z kimkolwiek kogo znam,. ktoby podzielił się ciekawymi plotami.

I wypatroszyli jak kurczaka, Miguelita, po czym, ku rozpaczy stójczego... zawekowali bebechy, jakie miał pod opieką. Bo wiedz, stójczy istnieje tak długo, jak organ, który chroni. Wygasza się powoli podczas rozkłądu, natychmiast — przy kremacji. Zwykłe dorosty, tak zwane "śpiochy" — identycznie.

Choć coś mi każe wierzyć w recykling bytów, ich odradzanie się, przejście swego rodzaju oczyszczenia — i powrót do puli. Do "kadzi dusz".

Dziesięciu stójczych bytujących w Adelinie, matce wypatroszeńca, rozwrzeszczało się wraz z nią, niemal zapłakało na śmierć, gdy ta otrzymała paczkę ze słoikami pełnymi kiszek jej syna. W zalewie octowej, z cebulką.

Co gorsza — istniał potem w magazynie, przytroczony energią do flaków, zszokowany stójczy. Musiał trwać tak długo, jak i one istniały, aż do umorzenia śledztwa z powodu niewykrycia sprawców. Wcześniej prokurator nawet nie chciał myśleć o zwolnieniu dowodu, ku rozpaczy rodziny, pomimo przeprowadzenia badań genetycznych, z których jasno wynikało, do kogo należały wnętrzności — miały stać grzecznie na półce w pudełku, w którym je przysłano. Przekora, czysta złośliwość siły? No raczej...

Dobra, reasumując — gościsz mnie mimo woli, ale powinieneś się z tego cieszyć. Choć zostałeś kaleką. Będę wychodzić co parędziesiąt minut. Spokojnie: poliślazyny starczy do końca. Jej ilość samoistnie przyrasta w tubce, nie maleje.

Czemu trafiłem akurat do ciebie, zostałeś nobilitowany przez bycie Przechownym? Jak wspominałem — nie wiem. Zakłócenia w komunikacji telepatycznej. Chcę się połączyć z kimkolwiek z "kadzi", skupiam się — i, jeśli już się udaje — trafiam na same świeżynki, ledwie doplute do puli, kompletnie nie orientujące się w sytuacji. Nie uzyskuję odpowiedzi, to mnie pytają: "Czy zawsze na Ziemi będziemy oddychać?", "Czym jest siła, gdzie nas finalnie skieruje?", "Czy ludzki organizm może strawić 'śpiocha' albo stójczego?", "Po śmierci Przechownego odrodzimy się w puli, czy siła zgładzi nas definitywnie?".

Podejrzewam, ale absolutnie się tym nie sugeruj, że moja obecność, a zwłaszcza konieczność ujawnienia się, jest ściśle powiązana z jakimś magicznym przedmiotem. Artefaktem. Że coś będzie jak ten słynny pierścionek, co go w filmie niosły takie brzydkie ludziki, żeby zniszczyć. Miałem kontakt z jednym dorostem, który bytował w aktorze, Elijah Wood, czy jakoś tak... A, mniejsza o to. Leż Danielku, choruj. Od dziś jesteś kaleką, zachorowałeś na raka kości, stan jest poważny. Bardzo źle rokujesz. Powie się twojej mamie co i jak, przekona, by nie robiła niepotrzebnego zamieszania, bo jak się rozgada — nie pomoże, to w dodatku wyjdzie na alkoholiczkę w tęgiej delirze, nie dość, że wywalą ją z pracy, to jeszcze zamkną na odwyku albo w szpitalu bez klamek. A pewnie i to i to... Absolutny zakaz pracy z dziećmi, młodzieżą, konieczność przymusowego leczenia... — straszy Daniela kosmate licho.

— A co do śmierci — mam coraz większą pewność, ze nic takiego nie występuje w przyrodzie, świat jest jedna wielka przemianą, ewolucją, przenikaniem się czasów, bytów, miejsc, kształtów. Siła to deformator, budowniczy i burzyciel, nigdy — bezrozumny unicestwiacz — uśmiecha się do Przechownego ludek.

Ciągle zszokowany "kaleka" nie odzywa się ani słowem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • 00.00 pół roku temu
    Zawekowane wnętrzności i ten dramat stòjczego 😆 Nie powinnam się śmiać, ale...
  • Florian Konrad pół roku temu
    Ależ proszę się śmiać! W moim weird fiction jest sporo grotechy!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania