Barszcz ukraiński
Podczas jednej z miodnych biesiad pojawiła się wzmianka,
jakoby w żyłach naszych znajdowała się zaprawka z krwi kniaziów.
Po którejś praprababce, chłopce prostej niczym grządka.
Przeoczyłem, jak moja filigranowa córka stawała się wielką kobietą,
w kawalerce z jednym oknem, najbliżej nieba na Zgorzeleckiej.
Obecna pani tego wziętego, przeludnionego lokalu,
obdarowała jej rodzinę mohoryczem zza Buga.
Zaciągnięty śmietaną i wdzięcznością z akcentem,
smakował nieporównywalnie lepiej od każdego innego,
z samą nazwą w recepturze. Chyba jak dzieciństwo i macierzyństwo.
zebrane razem przy stole, bez pośpiechu.
Dzisiaj moja Ukrainka zainspirowała zupę z warzywnej mrożonki.
Podając ją na podejrzanym makijażu, z połówką skapującej z bluzki limonki,
niepotrzebnie spytała, czy nie chcę dodatkowych przypraw.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania