Baśń

Dawno, dawno temu. Tak zaczynają się wszystkie opowieści. Te bardziej ambitne możemy zacząć również od słów- „Za górami za lasami żyła sobie….”Ale to nie będzie zwykła opowiastka ani baśń. Na początku warto wprowadzić szanownych słuchaczy w stan błogiego zasłuchania. Aby zrozumieć klimat tej niekończącej się opowieści należy wziąć dwa( lub nawet trzy!) Głębokie wdechy i wydechy. Można zamknąć oczy i cichutko uruchomić swoją wyobraźnię. Opowieść nasza zaczyna się w bardzo ruchliwej krainie gdzie nieustannie, ciszę burzy tętent rozpędzonych rumaków, a rozkrzyczana ludność od samego poranka oddaje się niezwykle błahym, ale jakże głośnym zajęciom!

W tym jakże zabieganym świecie, przy jednym z głównych szlaków handlowych znajdował się monumentalny budynek. Lśnił on jak perła w blasku słońca, zaś przy świetle księżyca odbijał światło gwiazd. Ludzie przechadzając się obok niego z zachwytem spoglądali w górę, aby ujrzeć złote runy wygrawerowane na ozdobnym tympanonie. Nikt jednak znaczenia owych słów nie potrafił odgadnąć. Niejedna praczka na widok tajemniczej budowli wykrzykiwała swoje ulubione powiedzonko „Kurza twarz” i nie jeden kupiec spędzał bezczynne godziny na wpatrywaniu się w nieskazitelnie białe mury i schody z marmuru.

Spytacie pewnie, skoro tak wielu chciało odkryć tajemnice pałacu o marmurowych schodach, dlaczego też nikt nie kwapił się, aby otworzyć mahoniowe wrota i zajrzeć do środka? Odpowiedź nie jest oczywista. Nie wszystko w życiu, co jest fascynujące wydaje się bezpieczne. Jednak to jakaś inna tajemnicza siła powstrzymywała prostych mieszkańców krainy do odwiedzin w białym domu.

Ale jak to w każdej opowieści bywa, zawsze znajdzie się parę śmiałków( lub jak kto woli żądnych przygód wyrostków pozbawionych oleju w głowie), którzy pójdą w nieznane, miedzy wilki.

Pewnej uroczej nocy, przy świetle gwiazd drzwi pałacu rozświetlił blask z nieboskłonu. W tym samym czasie nieopodal w lesie grupa młodzieży oddawała się swym ulubionym zajęciom. Dziewczęta plotły warkocze, a chłopcy popisywali się, jak to oni maja w zwyczaju. Ich ulubione „zajęcia” nie dawały im jednak radości. Sęk w tym drodzy słuchacze, iż wszyscy codziennie wykonywali te same czynności. Życie ludzi w owej krainie pozbawione było polotu i po prostu, mówiąc kolokwialnie „wiało nudą”!

Noc była cicha. Pachniało jaśminem. Zapach ten kusił młodych i wprowadzał do ich głów zamęt. Wszyscy zerwali się ze swoich dotychczasowych miejsc i kuszeni wonią kwiatów i magicznym głosem skierowali swe kroki na skraj lasu.

Księżyc złowieszczo prześwitywał niczym srebrzysty sierp między wierzchołkami drzew. Dzieci prowadzone jedynie intuicją i księżycowym światłem zaszły prosto do bram pałacu.

W oknach budynku tliły się mdłe ogniki świec. Najstarsza z dziewcząt- Sofia, postąpiła krok na przód i brukowaną ścieżką podbiegła tuż pod wrota pałacu. Drzwi były ogromne, rzeźbione w wiele kunsztownych wzorów przedstawiających sceny z życia dosyć osobliwych istot, o których istnieniu nikomu w krainie się nie śniło. Gdy dziewczyna uniosła głowę, ujrzała miliony kolorowych szkiełek lśniących wysoko ponad nią, bowiem wrota zwieńczone były u góry wielobarwnym witrażem.

Sofia wpatrywała się w niezwykły obrazek ze szkła. Tymczasem reszta dzieci otoczyła ją z dwóch stron i również zachwycała się niespotykanym widokiem. Coś lekko skrzypnęło. Ciężkie, ołowiane chmury przysłoniły pyzaty księżyc. Wystraszona dziatwa otuliła się ciasno swoimi szarymi szalami i obserwowała z przestrachem w oczach nadchodzącą burzę. Srebrzysta strzała przeszyła powietrze. Zerwał się porywisty wiatr, który począł targać gęste, dziecięce czupryny. Myśleli, że czeka ich pewna śmierć, pośród wirujących błyskawic.

Posłyszeli za sobą skrzypnięcie zawiasów. Ich oczom ukazała się wysoka postać w granatowym płaszczu. Istota nic nie mówiąc jednym gestem zaprosiła dzieci do środka.

Stali przez chwilę w sieni i nasłuchiwali odgłosów nawałnicy. Nagle korytarz rozświetlił się tysiącem świateł, które rzucały na ściany złotą poświatę. Istota zrzuciła swój ciemny płaszcz. Oczom dzieci ukazała się wysoka kobieta o złotych włosach, jasnej cerze( prawie, że przezroczystej) i wzroku pełnym dobroci. Była ona o wiele wyższa od „zwykłych” dorosłych a ubranie jej różniło się znacznie od tego, które nosili wszyscy w królestwie.

- Witajcie w skromnych progach naszej uczelni, drodzy goście. Mam na imię Lethorin-Błękitny liść i będę waszym przewodnikiem, mam nadzieję, że dzisiejszej nocy czeka nas moc wrażeń- wyszeptała kobieta nieskazitelnym głosem.

Sofia postąpiła krok na przód i odparła zmieszana:

- Dziękujemy za gościnę, ale po burzy musimy się udać do naszych matek i ojców-tu gestem ręki wskazała na wystraszoną dziatwę.- Będą nas z niepokojem wyczekiwać…

- Nonsens- zaśmiała się kobieta- Wasi rodzice na pewno byliby radzi z tego, że znaleźliście schronienie w takim a nie innym miejscu, burza potrwa jeszcze bardzo długo, ale w tym czasie chciałabym was zaprosić na małą przechadzkę po naszej szkole.

Dzieci zaczęły nerwowo szeptać między sobą. Po krótkiej naradzie głos zabrał najstarszy i zarazem najbystrzejszy z chłopców- Ksawery.

- Z chęcią skorzystamy z waszej gościny, ale tylko nieliczni śmiałkowie czują się na siłach, aby udać się na zwiedzanie, więc- Tutaj Ksawery zawiesił głos i spojrzał głęboko w szare oczy tajemniczej gospodyni-, jeśli to możliwe, czy tylko ja i moje siostry możemy podjąć się tej podróży?

Lethorin skinęła głową i z uśmiechem na ustach odparła:

- Ależ oczywiście mój chłopcze, spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw, chodźmy, więc! Podążajcie za mną a spotkają was cuda, o jakich wam się nie śniło!

Tak oto Ksawery, Sofia i ich młodsza siostra Eryka rozpoczęli podróż swojego życia

***

Korytarz był długi i jasny. Długa czekała ich przeprawa nim stanęli przed wejściem do pierwszej komnaty.

- To tutaj- szepnęła kobieta- To w tej komnacie pracujemy dzień i noc nad pięknem tego świata, to tutaj kształtujemy w młodych sercach kreatywność.

Lethorin uchyliła lekko drzwi. Oczom dzieci ukazała się ogromna pracownia z tysiącami sztalug wykonanych z białego drewna. W kącie pomieszczenia piętrzyły się stosy obrazów. Marmurowa posadzka była zewsząd zachlapana kolorowymi farbami. Pędzle fruwały pod rzeźbionym sufitem. Dookoła całego bałaganu krzątały się pracowite istoty w szatach identycznych do tej, którą nosiła Lethorin. Sofia cicho westchnęła i nieśmiało spytała:

-Kim wy jesteście?

Kobieta spojrzała na nią dobrotliwie i odpowiedziała:

- Jesteśmy elfami z dalekiej krainy, a to – tu wskazała dłonią na rozbawione istotki odziane w błękit- to dzieci, które uczęszczają do naszej szkoły, aby zdobywać wiedzę, która w przyszłości wskaże im drogę w dorosłym życiu, kształtujemy je wielu dziedzinach. Na koniec swej nauki otrzymują wszelakie dary, które przygotowują je do pięknego życia. Są to Kreatywność-, aby mieli wiele pomysłów jak żyć ciekawie, Oryginalność-, aby byli jedyni i niepowtarzalni, Przyjaźń-, aby żyli dla innych, Otwartość-, aby nie bali się życia, Bezpieczeństwo-, aby umieli bronić siebie i innych od złego. Ponadto Uczymy ich wartości-, aby nie skupiali się wyłącznie na błahostkach, uczymy życia we Wspólnocie-, aby szanowali innych i dbali o bliźnich. Oczywiście jak w każdej szkole Wymagamy od naszych uczniów-, aby kształtować ich umysły i zachęcać do pracy i stawania się lepszymi, Wychowujemy młodzież, aby w przyszłości mogli przekazać nasze nauki innym pokoleniom i byli wartościowymi istotami. Za to oferujemy im Nowoczesne metody i poszerzamy ich horyzonty.- Lethorin jeszcze raz lekko się uśmiechnęła i zamknęła drzwi komnaty.

- To niezwykłe miejsce- szepnęła Eryka do swego rodzeństwa.

Ksawery obdarzył uśmiechem młodsza siostrę, po czym ruszyli dalej w ślady swojej przewodniczki.

***

Kolejne pokoje otwierały przed dziećmi, co raz to bardziej zadziwiające cuda. Jak się okazało na kolejne pietra pałacu prowadziły szerokie schody o zdobionych poręczach, a przez okna rozciągał się widok na całe królestwo spowite mrokiem.

Komnaty były jasne i pełne dziecięcego śmiechu. Każda z pracowni miała swój niepowtarzalny charakter i urok. Nauczyciele- wysocy i trochę posępni przemykali korytarzami z dziennikami pod pachą. Jednak na widok młodych gości ich twarze rozświetlał uśmiech, a niektórzy z nich zatrzymywali się nawet i wyciągali smukłe dłonie na powitanie. Dzieci nie mogły oderwać oczu od niezwykłych miejsc, które pokazała im Lethorin. Kobieta przedstawiła rodzeństwu cuda pracowni alchemicznej – gdzie w kryształowych probówkach parowały kolorowe ciecze o przyjemnych zapachach, ukazała im niezwykłość pracowni geograficznej skąd dzieci przy pomocy magicznego portalu udawały się w różne zakątki świata.

Nagle zgasły światła a korytarz spowił mrok. Lethorin wycofała się z dziećmi pod ścianę tak samo jak i wszyscy uczniowie.

-Co się dzieje?- Spytała kobietę wystraszona Sofia.

- Nic takiego, zaraz ujrzycie założyciela naszej szkoły.

- Czy nie będzie się on gniewał, że tu jesteśmy?- Wyszeptał Ksawery

- Skądże- Lethorin lekko się skrzywiła- Dyrektor budzi respekt, ale jest otwarty na gości. Ciii , nadchodzi – Kobieta przyłożyła smukły palec do swych warg i mrugnęła porozumiewawczo do rodzeństwa.

Korytarz stał się cichym miejscem. Po chwili dało się posłyszeć cichy stukot czyiś stóp o marmurową posadzkę. Powoli zapalały się światła. Rodzeństwo czuło narastający niepokój. Nagle ich oczom ukazała się wysoka postać z długą , śnieżnobiałą brodą , spiczastym , granatowym kapeluszu i z smukłą, białą laską w pomarszczonej dłoni.

- Kogo my tu mamy?- spytał czarodziej

- To nasi goście- odparła Lethorin- Ci których nadejścia spodziewaliśmy się od wielu tygodni.

- Hmmm, Na Merlina! Czy to te dzieci których tak długo poszukiwaliśmy?

- Owszem- skinęła głową kobieta.- Nadeszli wraz z nadejściem nawałnicy ze wschodu.

Oszołomione dzieci przysłuchiwały się rozmowie z szeroko otwartymi ustami. Czarodziej spostrzegł po chwili niepokój w dziecięcych oczach i pochylił nad nimi swą siwą głowę.

- Moje drogie dzieci, nie macie się czego obawiać , zostaliście wybrani już tysiące lat temu na uczniów naszej akademii! Będziecie się kształcić w wielu dziedzinach aby kiedyś móc kontynuować dzieło moje i Pani Lethorin – waszej przewodniczki! Czekaliśmy tak długo na was!

Ksawery zmarszczył swoje gęste brwi i odparł:

- To wielki zaszczyt, ale co stanie się z naszymi przyjaciółmi, rodzicami? Co oni o tym pomyślą?

- Uwierz mi mój chłopcze że poczują dumę i zostaną należycie poinformowani o tym gdzie się znajdujecie- odpowiedział z szerokim uśmiechem Dyrektor.

- I otrzymamy te wszystkie cudowne dary?- spytała Eryka

- Oczywiście, na zakończenie waszej nauki będziecie mogli szerzyć dalej te cudowne cechy jakimi zostaniecie obdarzeni. Tymczasem chodźmy przedstawić was waszej klasie, oni również czekali na przybycie tak cudownych dzieci jak wy. Musicie bowiem wiedzieć że do naszej szkoły trafiają wyłącznie nietypowe dusze.- mówiąc to czarodziej machnął swą różdżką i zniknął wraz z trójką rodzeństwa. Lethorin zaś udała się do swej komnaty i wypatrywała przez okno wchodzącego słońca, zwiastującego nowe początki.

Od tamtego czasu mury pałacu stały już otworem dla wszystkich kreatywnych , oryginalnych , przyjaznych i otwartych dusz.

KONIEC

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania