Baśń ludowa o wiedźmach, dziadu starym a głupim i diable naukowcu

*** Tekst pochodzi z konkursu "Trening wyobraźni", w którym wylosowałem jako postać wiedźmę, a jako zdarzenie masowanie krowich wymion... Jest to parodia baśni ludowej. Strasznie głupia. Nie zwracam za onkologa ***

 

*

 

Słoneczna głowa chyliła się za świerkami. Świat cichł, a noc wkradała się na bosaka, zaglądając nieśmiało do domów i zagród. Po przekroczeniu pewnego progu ciszy tylko świerszczom przysługiwało jeszcze prawo głosu. Stary Wilhelm leżał nakryty pierzyną pod samą brodę, chociaż pocił się od ciepła i zmartwień. „Przeklęte… Kurwie plemię… Trzeba by u znachora rady szukać, ale gdziemym tak daleko pojedziem?”.

– A ty, stary, znowu przez sen gadasz?

– Śpij, babo. Myślę głośno.

Myślał dużo. Ciągle czuł w dłoniach krowie wymiona, które jak co rano opróżniał z mleka lecz tym razem czekała go niemiła niespodzianka. Krew. Zły omen, psia jego mać, zły omen.

– Do Jag pójdziemy, stary. No, nie nerwuj się.

– Aj, głupia jak but jesteś, babo, o, jak ten mój lewy, co przy łóżku leży!

Wilhelm wiedział jednak, że jego żona ma rację, a wiedział, bo tej samej nocy przyszedł do niego diabeł…

 

*

 

Ranek w chmurnym zaprzęgu przybył punktualnie jak zawsze. Jadwinia spakowała Wilhelmowi koszyk pełen warzyw, wędzonego baraniego mięsa, smalcu, suszonych borowików i plastrów miodu. Na plecy zabrał również kilka owczych futer i ruszył niepewnie. Po drodze zasłyszał jeszcze we wsi historie o cielaku z dwiema głowami i dziecku sąsiadów z obejścia, które urodziło się całe w ropiejących wrzodach. Nic jednak nie zmroziło staremu krwi tak, jak ten diabeł przeklęty… I to co mu rzekł…

Do wiedźmiej chatki było… No właśnie, nie wiemy czy daleko, bo najpierw trzeba było się zgubić, co dla urodzonego włóczykija Wilhelma było prawie niemożliwe. Ponieważ jednak historia ta nie aspiruje do miana powieści, pominiemy meandrowanie starego chłopa w pokrzywach i oście, a skupimy się tylko na aktach końcowych. Kiedy już się zgubił, odnalazł właściwy kierunek do wiedźmiej jamy. Spodziewał się, jak w historii o Jasiu i Małgosi, chatki na kurzej łapce, ale rzeczywistość okazała się bardziej przyziemna. Jagi mieszkały w pieczarze wykopanej w ziemistym wybrzuszeniu. Z ucha jaskini wylatywały gulaszowe zapachy, a także chrapliwe chichy. Kiedy mieszkanki wyszły i stanęły przed nim, na skroni Wilhelmiej zasrebrzyła się kropelka potu, a głowę starego nawiedziły różne stukostrachy.

– Mam nadzieję, że chociaż ten pomyślał o miodzie… – powiedziała pierwsza. Była chuda, wysoka i miała cerę iście ropuszą, ale tej Wilhelm bał się najmniej, mając wrażenie, że jest surowa, ale dobrotliwa. (Była to Melancholia).

– Miód jak miód, ale te kończyny… Bardzo by mi się przydały – rzekła druga, oblizując się. Była gruba i garnkowata, ręce miała wręcz groteskowo krótkie i spasione. (Była to Furia).

– Och, och! Wreszcie ktoś nas odwiedził, siostry! – rzekła trzecia, zacierając chciwie ręce i pożerając biednego chłopa spojrzeniem. (Była to Emocja).

Wiedźmy otoczyły Wilhelma trójkątnie i jęły obmacywać jego żylaste ciało. Furia wtenczas zajrzała do koszyczka, wyjęła z niego zawiniątko borowików i połknęła krokodylim haustem. Emocja pochwyciła dłoń starego i z zalotnym uśmiechem patrzyła mu w oczy. Ten odwzajemnił uśmiech, a potem sięgnął po ukryty za pasem młotek i rozłupał jej głowę niczym orzech.

– To pułapka! – krzyknęła Melancholia na chwilę przed tym, jak trzonek młota rozłupał płat czołowy również jej.

Furia odrzuciła koszyk i jęła uciekać, przebierając niezgrabnie tłustymi nogami.

– Ejże! Wracaj no mi tu! – darł się Wilhelm.

Nie znał zbyt wielu podań ludowych, bo gdyby znał, to wiedziałby, że to zazwyczaj czarownice gonią swe ofiary i wsadzają je do kotła. Jednak jako kompletny ignorant Wilhelm nie widział nic niewłaściwego w swojej roli napastnika. Furia wciąż gnała naprzód. W pewnym momencie przystanęła nagle, zaklęła grzmiąco i zaczęła toczyć jak beczka, zwiększając tym samym prędkość i dystans dzielący ją od Wilhelma. Nawet stary drań nie w ciemię bity musiał wykazać sporą determinację, by nie dać jej uciec. Nie miała jednak szczęścia i zatrzymała się na pniu drzewa, co w mig wykorzystał oprawca, ogłuszając ją.

– Tu cię mam, babo… Chryste…

Willi z trudem dociągnął ją do sióstr. Na miejscu wytarł czoło rękawem i plunął flegmą. Słońce wybyło gdzieś precz, a chmury w gradiencie grzmistocieniości zawładnęły niebem. Stary zdjął koszulę i jął wyżymać ją jak szmatę - nielicho się spocił.

Wtedy właśnie odwiedził go diabeł. Elegancki, wysoki, ze stylową bródką. Ubrany był w nietani smoking. Wyłonił się zza drzew i przywitał, zdejmując cylinder.

– Doskonała robota. Dwie nie żyją, jedna ogłuszona. Sam bym lepiej nie poradził, Wilhelmie.

– Cóż dalej? Zdejmiem teraz klątwę z bydła?

– Nie tak szybko – rzekł Diabeł, teatralnie grożąc palcem wskazującym. Podszedł do Emocji, przysiadł, po czym szybkim ruchem dłoni przebił ją w okolicy brzucha i wyjął brązowy płat mięsa.

– Masz. Zjedz tę wątrobę.

– Coo… Czyś pan… Dlaczego?

– Bez zbędnych dyskusji, proszę! Myślisz, że tak łatwo się zdejmuje wiedźmie klątwy? Jedz wątrobę.

Wilhelm pokonując wszystkie możliwe bariery obrzydzenia, przyjął posiłek i jął niechętnie urywać zębami małe kawałki. Diabeł kiwał głową z aprobatą.

– Zrzygam się… Jezu Chry… To znaczy, tfu! Panie diabeł, czy to konieczne?

– Zjedz tę wątrobę. Możesz zagryzać plastrem miodu. Zabrałeś koszyczek?

Wilhelm był blady jak pościel upiora. Diabeł wtenczas podszedł do Melancholii i podniósł ją jedną ręką za szyję, jakby nic nie ważyła.

– Hm. Ta jest do niczego, nie przyda się. Widziałeś jak prymitywna jest konstrukcja czaszki? Musi mieć bardzo mały mózg. Jak u dorsza. Gdy skończysz, nasyp jej sadzy do uszu.

– Panie diabeł… Czy będę musiał jeść jeszcze coś obrzydliwego? Na przykład nerki?

Diabeł spojrzał nań nie bez zdziwienia.

– Zgłupiałeś? Kto normalny je nerki? No w każdym razie na tym właśnie polega magia, że robi się dziwne rzeczy, które działają. Gdyby w magii robiło się normalne, to każdy wsiowy kozojebca byłby królem Salomonem, nie sądzisz? Kończ jeść i bierz tę grubą na plecy. Chcę wrócić do wioski, zanim zacznie padać.

 

*

 

Wrócili nim zdążyło zapadać. Stary ledwie zawlókł Furię ważącą więcej niż on sam, kilkukrotnie zrobił także przerwę na wymioty. Diabeł szedł tuż za nim, nucąc jakieś liche melodie i robiąc mu wstyd przed całą wsią. Raz, przykładowo, zatrzymał się przy Lipce, ugryzł ją i żując korę, oznajmił: „nie, to nie działa, chociaż dobre”. Doszli wreszcie do zagrody, gdzie stała feralna krasula. Stary położył Furię na ziemi, a jego towarzysz obudził ją kubłem zimnej wody. Ta wstała szybko z przerażeniem w oczach.

– Masz mi tu zdjąć klątwę. Raz, dwa – rzekł Diabeł.

– U licha ciężkiego! Przez ciebie jadłem wątrobę! Zdejmuj i to już!

Furia zrobiła zdziwioną minę, po czym jakby nigdy nic pstryknęła (tłustymi) palcami.

– Już gotowe… Wystarczyło pstryknąć palcami… Wasza krowa już jest zdrowa.

– Cholera! Blisko byłem! – rzekł Diabeł.

– Jak to palcami? To na cholerę, żem jadł tę… Uch.

– Nigdy nic nie wiadomo, Wilhelmie. Jaką miałeś gwarancję, że zjedzenie wątroby nie pomoże, hę? Zresztą musiałem coś sprawdzić…

Diabeł ukłonił się nisko i zniknął, jeszcze zanim twarz starego zrobiła się czerwona ze złości, a Furia uciekła, turlając się. Taka to właśnie była historia krwawej krasuli, trzech wiedźm i zdesperowanego chłopa Wilhelma, który - jak mówią plotki - oszalał po całym zdarzeniu. Ciągle tylko zęby mył i usta płukał - w kościele, w karczmie, na polu... Ponoć nawet własną żonę zabił za to, że spytała, czy chce wątróbkę na obiad…

 

KONIEC

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Dekaos Dondi 16.02.2022
    Jared↔''Strasznie głupia''→jednakowoż w guście mym.
    Nieco dziwna treść, sformułowania zdań, szczypta absurdu,
    a to wszystko razem wymię-szane, jak w wiedźmowym brzuchu,
    gdy diabeł ewakuował wątrobę, z autostrady krwawych jelit:))↔Pozdrawiam:)↔%
  • Jared 16.02.2022
    Nie jestem zdziwiony, że w guście Dekaosowym :D Dzięki :D
  • Iza Luis 16.02.2022
    Makbetowskie trzy wiedźmy, fircykowaty diabeł z Krainy Deszczowców i bohaterski Wilhelm składają się na surrealistyczną opowieść ryjącą główkę czytelnika, zwłaszcza po konsumpcji wiedźmowej wątroby. Niezła mieszanka :)
  • Jared 16.02.2022
    O, dzięki za koment :D
  • MKP dwa lata temu
    To nie jest głupie tylko genialne: zabawne, ciekawe i zaskakujące
  • NataliaO dwa lata temu
    Bardzo lubię wątróbkę. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania