Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Battle Royale - Igrzyska śmierci - Rozdział 1
[Niniejsze opowiadanie ma charakter groteskowy, co oznacza, że przedstawione w nim postacie jak i wydarzenia są z założenia wyolbrzymione.]
Padali jak muchy, co niezmiernie cieszyło Marka Whistla - nauczyciela i wychowawcę klasy 3T, którą wykorzystał do zaspokojenia swojej żądzy zemsty. Gdy minęły pierwsze minuty od rozpoczęcia śmiertelnej gry z trzydziestoma osobami w rolach głównych, on nie czuł absolutnie nic oprócz pogardy, ale też samotności. Uczucie to nie było mu obce, miał nieprzyjemność się z nim zaprzyjaźnić krótko po rozwodzie z żoną i paromiesięcznym zawieszeniu wykonywania pracy nauczyciela. Jednak największy wpływ na jego obecny stan mieli uczniowie, którzy jak na złość trwali w swej niewinnej radości, a on musiał to zaakceptować. To ostatnie nakreśliło mu granicę, którą odważył się przekroczyć. Właśnie ten oto mężczyzna o siwiejących włosach i wieku zbliżonym do pięćdziesiątki z wczesnymi zmarszczkami na pokrytym potem czole, nazwałby siebie jeszcze rok temu okazem zdrowia i radości, osobą sukcesu i kultu pracy, w ogólnym skrócie - człowiekiem idealnym.
- Należało się gnojkom... - powiedział do siebie i mijając uzbrojony oddział, który wynajął na dwa dni za pieniące swojego życia, a następnie ruszył przez labirynt szkolnych korytarzy, starając się umilać sobie czas rytmicznym pogwizdywaniem. W końcu dotarł do zamkniętego pomieszczenia, a otworzywszy zamek zardzewiałym kluczem, wszedł leniwym krokiem do środka.
Pomieszczenie było małe i nie pachniało wprawdzie najlepiej, ale posiadało wszystko czego potrzebował: zapas puszkowanego jedzenia, kilka zapakowanych w folię zupek instant, wygodny fotel z dwiema małymi poduszkami oraz kilka monitorów, przy pomocy których nie tyle wpływał na rozgrywkę Battle Royale, lecz mógł się cieszyć obserwacją. Pierwsza godzina starcia przebiegła bez żadnych ofiar, na podzielonych na kafelki ekranach widział kątami oczu kilkoro swoich uczniów, część była skulona, kryjąc się przed rywalami, część przeczesywała rozległy las należący swą powierzchnią do terenu szkoły, a inni...
- A to co? - otworzył puszkę napoju gazowanego i w tym samym czasie spojrzał na ekran po swojej lewej - Czyżby....sojusz? - szepnął zaciekawiony.
Widział czteroosobową drużynę idącą gdzieś przy skaju lasu, chciał zobaczyć ich twarze, ale dystans dzielący kamerę będącą jego oczami a uczniami był zbyt duży. Uśmiechnął się i zaczął kalkulować w głowie szanse na ich zwycięstwo. Były nawet większe niż dla wygranej osoby, ale to nie to sprowadziło uśmiech na jego starej twarzy. Wiedział bowiem, że tylko dwoje uczestników zainicjowanej przez niego gry może odejść z życiem. Zaprzestał więc obliczeń i skupił się na innych kamerach, było warto...Okularnik, który zapytał go o rodzaj gry leżał teraz martwy z rozbitymi szkiełkami owych okularów, a cała - stargana i wymięta od biegu i potu koszula - pokryta została krwią. Zauważył pędzącą dokądś dziewczynę o włosach koloru blond, pomyślał, że to ona zabiła chłopaka. Mężczyzna wyjął notes z tylnej kieszeni spodni, otworzył go na pierwszej stronie i pozbywając się dłonią okruchów jedzenia z ust, coś w nim nabazgrał. Zapisał imię i nazwisko ucznia: Alan Blake, wiek: 18, czas gry: 1h12m. Wszystko zamknął, dopisując jedynie status gracza, oczywiście uznał to za formalność, jaki sens miał zapisując, że Alan był martwy? Gdy jednak to zrobił, coś wywołało silne uczucie bólu na tyle jego głowy. Z początku uważał to za nadciśnienie, jednak ból z sekundy na sekundę stawał się nie do zniesienia.
Wtedy...
[2 lata wcześniej]
- Alan Blake, prawda? - spytał Mark ucznia o oczach zakrytych za parą bystrych okularów. Wydało mu się dziwne, że ktoś zdecydował się na uczęszczanie do odizolowanej od jakiegokolwiek miasta szkoły, ale co mógł powiedzieć? Nie było innych klas do nauczania, a klasie pierwszej przydałaby się nowa osoba. W dodatku, jego obowiązkiem jako nauczyciela i wychowawcy było ukazanie tej dziwnej szkoły w najlepszej barwie...
- Tak - odparł nowo przybyły uczeń - Rodzice musieli zmienić pracę, więc dokończę naukę tutaj - oświadczył.
- A jak z dojazdem?
Alan się zastanowił.
- Wydaje mi się, że widziałem na rozkładzie autobus, który podjeżdża na połowę kilometra od szkoły, tylko... - zamilkł na chwilę - Nie znam tego miejsca, a wydaje się jakoś...niebezpiecznie - dopowiedział ściszonym głosem.
Wychowawca uśmiechnął się i z nieokreślonym wyrazem twarzy poklepał go po ramieniu...
- Nie martw się, póki jestem nic ci nie będzie!
Tej obietnicy dotrzymał przez niecałe trzy lata...
[TERAZ]
- Co jest? CO jest? Co JeST? - spytał łapiąc się za głowę aż jej ból ustał na dobre - Czyżby to był...sen? - otrząsł się z kurzu i delikatnie wstał z pokrytej różnym brudem podłogi, otworzył kolejną puszkę energetyka i wlepił spojrzenie w ekran, szukając martwych uczniów, jednak wszystko było cicho jak makiem zasiał. Mark nerwowo klikał lewy przycisk myszki, mając pewną świadomość tego, że nic w ten sposób nie zdziała, spojrzał więc na zegarek, zapadł zmrok, czas gry: dwie i pół godziny - Jak długo mogłem leżeć? - powiedział na głos, nie chcąc by oddział go usłyszał. Wyściubił delikatnie nos zza drzwi i zobaczył, że kilku osób nie było.
Wcześniej uzgodnił, że część najemników wyruszy zaraz po rozpoczęciu gry, aby uniemożliwić uczestnikom ucieczkę, pozostali mieli opuścić swój posterunek na godzinę przed zakończeniem igrzysk, w sytuacji gdyby przetrwało sporo osób...Wtedy zaganialiby ich do małego obszaru szkoły, gdzie musieliby się wybić przed końcem czasu, wynoszącego czterdzieści osiem godzin, gdyż wtedy...
- Wszyscy zginą - dokończył Whistle i chwycił za zbiór do matematyki i wyczytał: "Krawędź podstawy graniastosłupa prawidłowego będąca kwadratem, wynosi 6, oblicz pole tej figury." Uśmiechnął się z powodu poziomu trudności zadania - odpowiedź to dwieście szesnaście(1) - zarechotał i po raz tysięczny lustrzył wzrokiem powierzchnię prostokątnego ekranu z rozmazanym obrazem kamery. Jednak pojawiło się coś co zdążyło go odciągnąć od zadań, czyli mord. Obserwował z zadumą jak nastolatkowie mordują się nawzajem nożami, w których posiadanie mogli wejść albo przez plecaki, otrzymane przy rozpoczęciu rozgrywki, albo znaleźli je gdzieś ukryte na terenie pola bitwy. Padły cztery osoby; trzy dziewczyny i jeden chłopak, ale wszyscy mieli coś wspólnego - leżeli na brzuchach, co zdenerwowało obserwatora nie mogącego zidentyfikować kim byli. Opanował się z trudem i otworzył notatnik, nie wiele mógł zapisać, jak się okazało...Formalne zapisanie statusu stało się obowiązkowe...
OD POCZĄTKU GRY ZGINĘŁO 6/31 OSÓB.
(1) Figura ta jest sześcianem, wzór na jej pole to: 6a^2, czyli mamy:
6 * 6^2,
6 * 36 = 216 tyle wynosi pole
Komentarze (10)
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam ;)
Wszystko było ciche albo wszędzie było cicho
Zlustrował?
Muszę przyznać, że nauczyciel jest zdrowo jeb**ęty. Ale i tak będę czytać dalej bom ciekawa czy i jego ktoś zatłucze.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania