Bebok - rozdział I

Potwór powoli pociągnął za klamkę swoimi włochatymi łapami. Wszedł do pokoju. Nikt go nie słyszał. Przybliżył się do młodego mężczyzny, który spał spokojnym snem na drewnianym łóżku. Wsunął mu do ręki mały liścik. Odszedł.

Był wczesny ranek, dopiero co słońce pojawiło się na szarym niebie (zatem słońca i tak słońca nikt w całej wiosce nie widział, bo było, prosto mówiąc lekko zasłonięte, ale ono tam było). Policjant — przez ostatnie tygodnie dumny z tego, że mimo braku doświadczenia, rozkazano mu samodzielnie rozwiązać jakże poważną sprawę — teraz pragnął jak najszybciej udać się do swojego domu, zamknąć się tam i nie wychodzić, dopóki nie odnajdzie spokoju.

Sam właściciel gospody zdziwił się, kiedy zobaczył ów młodego policjanta, któremu musiał zapewniać nocleg i świeże jedzenie, nagle opuszczającego jego przybytek dla ludzi, którzy po ciężkiej pracy pragnęli sobie odpocząć choćby przy popijaniu starego piwa i zagryzaniu prawie świeżej kiełbasy.

— A co się stało takiego, panie Fryderyku, że tak pan wychodzi pośpiesznie? — zapytał gospodarz z jednej strony radosny, że nie musi już go więcej u siebie gościć, a z drugiej rozczarowany, że policjant już mu więcej nie zapłaci.

— Bebok. Nigdy więcej tych waszych beboków — przerażonym głosem odpowiedział. — Nigdy więcej tych beboków! — Krzyknął, jednocześnie zatrzaskując za sobą drzwi, które jednak się nie domknęły, ponieważ te drzwi prawie nigdy się nie domykały.

— Eh, tak to już jes z tymi policjantoma — powiedział sam do siebie właściciel karczmy, wzdychając — nażrą się, a potem pójdą se, tak po prostu do doma.

 

***

 

Hans zakręcił swojego modnego wąsa i wszedł do kamienicy. Nie minęła minuta, a jego twarde dłonie zastukały w dębowe drzwi.

Drzwi otworzyła szczupła kobieta, niemająca jeszcze trzydziestu lat. W jej niebieskawych oczach można było dojrzeć zdziwienie i zaciekawienie.

— Jasiu? — powiedziała zaskoczona — mieliśmy się spotkać przecież dopiero po szóstej, a jest ósma... rano. Nie miałeś być teraz w pracy, na służbie? Coś się stało?

— Wyjeżdżam — odrzekł Hans, w jego hardym głosie dało się wyczuć pewnego rodzaju żal. — Dzisiaj, zaraz. Oby nie na długo.

Twarz niewiasty posmutniała. Nawet wspomnienie o rozłące z jej ukochanym budziło w jej sercu wielki smutek. Zaczęła sobie wyobrażać te długie popołudnia i wieczory bez Hansa, które teraz będzie spędzać zamartwiając się i siedząc cały czas w domu, czekając. Tak samo jak jej matka, która — gdy jeszcze ojciec Klary żył — czekała z niecierpliwością, aż jej mąż wróci do domu. Czasami naprawdę wolałaby zająć się jakąś pracą, a nie spędzać całe dnie na nauce francuskiego i gry na pianinie.

— Gdzie? Dlaczego? Po co? — zapytała, powracając do rzeczywistości.

— Do Drowna, jakaś nieistotna wioska niedaleko stąd. Jakby to krótko wytłumaczyć: jeszcze przedwczoraj był tam taki głupi Frycek, miał się zająć dziwnymi problemami, które przydarzały się mieszkańcom. Zakładam, że jedyne problemy jakie są — to są w głowach tych ludzi. Koniec końców, Fryckowi przyśniły się jakieś potworki i uciekł stamtąd. — zaśmiał się przez kilka sekund. Ale nie był to prawdziwy śmiech, a jedynie coś co miało rozluźnić atmosferę, chociaż jej nie rozluźniło.

Kobieta sztucznie się uśmiechnęła, dalej czując żal, że jej narzeczony musi ją opuścić. Nie wiadomo na jak długo.

— Zaraz będę odjeżdżał — dodał Hans. — A więc żegnaj, Klaro.

— Żegnaj, Hans. Żegnaj. — wróciła do wnętrza swojego mieszkania i kilka łez spłynęło po jej policzkach.

Mężczyzna, mający na sobie granatowy mundur, wyszedł z kamienicy. Niezauważalna łezka wypłynęła z oka, jednak jego wyraz twarzy był statyczny jak kamień — i zimny.

Przeszedł zaledwie kilka zadymionych ulic i wskoczył do powozu.

— Herr Kowol, jeśli się nie mylę? — zapytał woźnica. Lata młodości miał już dawno za sobą.

— Tak, do Drowna poproszę — odpowiedział Hans, rozsiadając się wygodnie na siedzeniach, które były wcale nienajgorszej jakości.

Furman wyglądał na bardzo znużonego. Najchętniej to by poszedł do jakiejś karczmy, wykupił całą beczkę czeskiego piwa (oczywiście po wcześniejszym kłóceniu się z karczmarzem, aby obniżył jej cenę) i upił się, leżąc potem przez cały tydzień. Aż go nie wygonią. A zamiast tego musiał dowieźć jakiegoś wysokiego policjanta do małej wsi, o której nikt nie słyszał. I wszystko byłoby w porządku, gdyby dostał chociaż sprawiedliwą zapłatę — a nie jedną perfidną markę. Jedną markę! Kto to słyszał za jedną markę w jakieś odludzia jechać. No ale co miał zrobić? Przecież nie zbuntuje się przeciwko całemu Królestwu Prus!

Gdy tak rozmyślał, przy okazji pogwizdując sobie oraz kręcąc swoimi pojedynczymi, długimi i białymi kosmkami włosów, w końcu dostał napadu tak ogromnej ciekawości, że nie mógł się powstrzymać od zapytania Hansa.

— A po co tam właściwie się Herr Kobold wybiera? Mord jaki?

— Po pierwsze — odpowiedział poddenerwowany — nie żaden „Kobold”, a po drugie nie powinno to Herr...

Hans zapomniał jak furman się nazywa, albo może nawet nigdy ten drugi mu się nie przedstawił.

— Wagner. Jak ten kompozytor taki Ry-ry-ri... em, tak, wie Herr Kobold o kogo chodzi?

Hans nie odpowiedział. Krew zaczynała mu wrzeć w żyłach. Zaczął myśleć o tym, że — gdyby nie groziła mu za to cytadela, albo coś jeszcze gorszego — to wyciągnąłby swój rewolwer, wycelował w stronę furmana i nacisnął spust

Woźnica Wagner kontynuował, trochę zawiedziony brakiem interakcji ze strony swojego rozmówcy.

— Pewno wie Herr, bo to takie policjanty obyte z pewnością — Hans zacisnął mocno pięści. Był skazany na bycie z Wagnerem jeszcze trochę czasu. — A pewnie się zastanawia — mówił dalej — skąd ja to wiem? A ja to wiem od mojego kuzyna, znaczy on to w sumie to takim aufgenähte kuzynem jest. We Frankfurcie mieszka! I raz mi przywiózł taką gazetę, ee — Wagner zatrzymał na chwilę powóz, aby przypomnieć sobie, jak się ta gazeta mogła nazywać. — O! Już wiem! Allgemeine musikalische Zeitung. Tak. Właśnie tak.

Woźnica zamilkł. Potem próbował jeszcze poruszać różne tematy, ale w końcu naprawdę przestał gadać — widocznie nieszczęśliwy z tego, że Hans w ogóle nie reagował na jego życiowe opowieści. Wagner zaczął ponownie sobie gwizdać. Trzeba przyznać, że całkiem nieźle mu to wychodziło.

No, może nie tak dobrze jak Richardowi Wagnerowi, ale nadal nieźle.

 

Nie zdążyli jeszcze na dobre wyjechać z miasta, kiedy furman Wagner oznajmił, że konie potrzebują się napić czegoś. Zatrzymał się przy zajeździe.

Hansa trochę zdziwiło to, że po tak krótkim czasie, już się tym zwierzętom zachciało pić.

— No, ale cóż — pomyślał — jak trzeba poczekać, to poczekam. Przynajmniej w spokoju, bez tego furmana, którego jakbym zapytał o drogę na pocztę, to opowiedziałby mi całą historię miasta, w którym roku została wybudowana poczta, kto tam pracuje, ale w końcu zapomniałby mi powiedzieć jak dojść na tę pocztę.

I czekał...

I czekał...

W końcu zaczął się wściekać na woźnicę, że tak długo tam siedzi. Kiedy minęło około pół godziny — Hans postanowił wysiąść z powozu i zobaczyć, co się dzieje z Wagnerem.

Chciał pociągnąć za klamkę, ale zorientował się, że wejściowe drzwi nie mają klamki. Kopnął w nie swoim — mocnym jak stal — butem. Grube drzwi otwarły się z hukiem. Hans zobaczył to, co spodziewał się zobaczyć, ale miał jeszcze trochę nadziei, że tego nie zobaczy i lada chwila znajdzie się w Drownie.

Furman Wagner siedział sobie przy stoliku z jakimiś pijaczynami, którzy byli w podobnym co woźnica wieku. W jego ręku tkwił wielki drewniany kufel, który co kilka minut musiał być napełniany na nowo. Wagner mógł zmieścić w sobie ogromne ilości piwa, podobnie jak jego znajomi.

— Herr Wagner — rzekł przez zaciśnięte zęby Hans. Był bardzo rozsierdzony.

Furman odwrócił się w jego stronę. Szczerze się uśmiechnął.

— O, pan Kobold — powiedział — przyszedł przyłączyć się do nas? Ej! — krzyknął do młodej kobiety, stojącej za ladą. — Polejcie no tu temu polizistowi trochę piwka!

Tego już było za wiele. Hansowi puściły nerwy.

Wyciągnął rewolwer spod płaszcza.

Napiął kurek i przekręcił bębenek.

Położył palec na spuście.

Trzask.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • AMAIMON 28.11.2021
    [...]Sam właściciel gospody zdziwił się, kiedy zobaczył ów[...]

    Dalej nie czytam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania