Będę rozpaczliwie czekał
Idziemy obok siebie w milczeniu. Ulice wypełnione ludźmi, drgają od przejeżdżających aut, muzyki i krzyków pijanych przechodniów.
Między nami rośnie cisza. Wypełnia nas i sprawia, że nie potrzebujemy słów.
To jest ta mądrość, którą tak niewielu rozumie.
Nad nami ciężkie, ołowiane chmury. Unoszę głowę i na próżno szukam gwiazd.
W mieście o tej porze wszyscy dokądś się spieszą.
Starszy mężczyzna oparty o ścianę kamienicy pali papierosa. Gdy go mijamy, kłania się, uchylając kapelusza. Mam wrażenie, że go znam, ale nie mam pamięci do twarzy.
Wśród tych wszystkich ludzi jest nocny skazaniec – poeta, który nie mogąc zasnąć, wyszedł na ulicę, by szukać słów w twarzach mijanych ludzi. Jest na skraju rozpaczy – niezapisane kartki krzyczą, chcąc zamienić się w wiersze i ulecieć, delikatnie, jak motyle, a on, jest tak bezradny.
Siadamy na stopniach kamiennych, starych, jak świat. Dumnych i nieśmiertelnych szumiących modlitwy za nieobecnych. Jest już późno, senność ogarnia ciała, lecz nie zaśniemy. Jeszcze błyszczą okna oświetlonych domów, młoda kobieta śpiewa pieśń o utraconej miłości, stukot podkutych butów drży w powietrzu, a rudy kot przebiega przez plac i znika w piwnicznym okienku.
Miasto spowite tęsknotą teraz jest najpiękniejsze. Jest, jak dziki zwierz czający się na ofiarę.
Twoje gorące usta dają chwilę szczęścia i trwamy tak, jeden oddech świata, aż zegar na kościelnej wieży wybija północ.
Wracając, przystajemy przed jednym ze sklepów. Ty oglądasz wystawę, a ja w odbiciu twarzy poznaję starszego pana, który kłaniał nam się, unosząc kapelusz.
Rano wyjedziesz do innego miasta, które wygląda, jakby się gniewało na resztę świata.
Wysiądziesz na dworcu z zegarem zepsutym od niepamiętnych czasów, weźmiesz taksówkę i przetniesz miasto na pół, jakbyś dzieliła tort urodzinowy, a ja, będę rozpaczliwie czekał.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania