Będę tańczyć

Są to trzy rozdziały, będące częścią powieści mojego autorstwa pt. "Będę tańczyć", której akcja toczy się pod koniec XXIV wieku w bliżej nieokreślonym kraju. Będę wdzięczna za wszystkie komentarze/uwagi/sugestie.

 

„And if I can't hear the music and the audience is gone I'll dance.”

James Blunt "I can't hear the music"

 

8

Pierwszy wywiad dla Państwowej Internetowej Telewizji (w skrócie PITa), został umówiony na dwudziestą, czyli czas największej oglądalności. Miał być nadawany na żywo.

Hanka weszła do siedziby Telewizji i wjechała windą pneumatyczną na pięćset trzydzieste drugie piętro. Był to trzeci co do wysokości budynek na świecie, wybudowany jeszcze w poprzednim stuleciu. Przeszklone ściany robiły wrażenie, idealnie przepuszczając wieczorne światła miasta. Było jasno jak w dzień.

Dita Janic, tuza dziennikarska, starsza chyba nawet od samego Boga, w którego nikt już nie wierzył, przywitała się z nią mocnym uściskiem dłoni i wskazała miejsce, na którym Hanka mogła wreszcie odpocząć. Usiadła w głębokim fotelu, zbyt miękkim, aby był wygodny. Najchętniej zdjęłaby te niewygodne szpilki, ale to było niemożliwe. Połknęła pastylkę, którą wcisnął jej Olaf. Zwykle unikała takich specyfików, ale tym razem uznała, że lekkie wspomaganie dobrze jej zrobi. Dzięki tej tabletce będzie bardziej przebojowa i łatwiej zapanuje nad stresem. Ciekawe czasy, nie ma co. Masz wredny charakter? Weź tabletkę. Jesteś nieśmiały? Rozwiązaniem pastyleczka! Medykamenty produkowano już na wszystko. Nawet na lenistwo i głupotę. Ponoć były skuteczne.

– Za piętnaście sekund wchodzimy – usłyszała.

– Wszystko dobrze? – zapytała Janic swoim charakterystycznym chrypliwym głosem. Burzę kruczoczarnych loków (farbowanych?) przerzuciła z jednej strony głowy na drugą.

Hanka przytaknęła.

Krótki dżingielek.

Trzy, dwa, jeden. Poszło!

– Witam serdecznie w studiu programu „Co tam słychać w polityce?” – zaczęła Janic. – Państwa gościem jest dziś…

Hanka zauważyła, że gdzieś słyszała już ten tekst. W jakiejś książce? Chyba tak. Brzmiało dość podobnie. Dziennikarka szybko wyrwała ją z zamyślenia, zadając pierwsze pytanie, tym razem z rodzaju tych na rozgrzewkę.

– Jak czuje się pani w roli premierzycy?

– W porządku – odparła niepewnie. Poprawiła się w fotelu i nieco odzyskała spokój. – Mogłaby mi pani wyjaśnić, dlaczego nazywa mnie pani tym obrzydliwym określeniem?

– Nie rozumiem – Janic szczerze się zdziwiła.

– Brzmi trochę jak smoczyca – wyjaśniła Hanka z uśmiechem. Liczyła, że trochę rozluźni atmosferę. Nie osiągnęła jednak spodziewanego efektu.

– Przecież objęła pani stanowisko premierzycy rządu naszego kraju. Jak zatem inaczej miałabym panią tytułować?

– Może pani premier? – podpowiedział nieśmiało.

– Przecież jest pani kobietą – Dita Janic najwyraźniej naprawdę nie wiedziała, o co chodzi nowej premierzycy.

– I?

– Trudno, żebym nazywała panią premierem.

– Nie lubię tego.

– Czego?

– Tej całej poprawności politycznej. Nie mogę nawet sama siebie nazwać premierem. A dlaczego? Bo się to nie podoba.

– W takim świecie żyjemy. Zrobiliśmy wiele, aby równość, również w sferze języka, była obecna na co dzień w każdej sferze naszego życia.

– Tak, rzeczywiście – ucięła Hanka bez przekonania.

Janic spojrzała na nią uważnie o chwilę za długo. Cmoknęła niecierpliwie, po czym wróciła do rozmowy. Wiedziała już, że łatwo nie będzie.

– Dobrze, przejdźmy do rzeczy. Robert Tewil w ostatnim wywiadzie poradził pani, by już teraz szykowała się do wojny o głosy wyborców w przyszłorocznych wyborach. Jak pani skomentuje te słowa?

– Historia ludzkości jest pełna wojen, poczynając od starożytnych, poprzez średniowieczne, napoleońskie, dwie światowe aż do wojen cyfrowych, wreszcie na wojnie tysiąclecia skończywszy. Mieliśmy szczęście, że gdy do niej doszło, zakończono już ostatni etap planu rozbrojenia jądrowego. Gdyby nie to, żaden człowiek nie chodziłby dziś po tej planecie. Pan Tewil powinien nieco bardziej zważać na słowa. Porównywanie demokratycznych wyborów do konfliktu zbrojnego jest nie na miejscu.

Janic pokiwała głową ze zrozumieniem. Ta młoda osóbka w końcu jej trochę zaimponowała. Niewątpliwie ma gadane.

Hanka odetchnęła. Tabletka zaczęła działać.

– Czyli nie przejmuje się pani opozycją.

– Tego nie powiedziałam. Zamierzam poprowadzić Partię do ponownej wygranej. Tego oczekiwałaby ode mnie mój ojciec.

– Porozmawiajmy w takim razie, jak zamierza pani tego dokonać. Jakie są pani plany na najbliższy rok?

Hanka westchnęła głęboko. Po raz pierwszy miała szansę powiedzieć na głos to, co naprawdę myśli. Uznała, że warto z niej skorzystać, bo podobna może się szybko nie powtórzyć. Może to zażyty przez nią specyfik tak działał, ale nagle poczuła spore pokłady odwagi.

– Zastanawiam się nad likwidacją zapisów mówiących o konieczności przeprowadzania sondaży w każdej, nawet najmniej istotnej sprawie – wypaliła.

Dita Janic roześmiała się głośno. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że jej rozmówczyni nie jest do śmiechu. Wręcz przeciwnie.

– Żartuje pani – bardziej stwierdziła fakt, niż zapytała, choć miała już pewność, że to nie jest głupi kawał.

– Czy mi się wydaje, czy w pani głosie słyszę przerażenie?

– Proszę nie zachowywać się w ten sposób. To poważny program.

– Przepraszam. Nie, nie żartuję – zapewniła ją Hanka. – Wszystkie decyzje podejmujemy w głosowaniach. W dodatku każdy obywatel musi brać w nich udział. Choćby był umierający. To idiotyczne. Trzeba to w końcu głośno powiedzieć.

– Ale w całej znanej części wszechświata tak się robi!

– Widzę, że jest pani oburzona moim pomysłem. – Hanka dopiero teraz uśmiechnęła się lekko. Trudno było ukryć, że zaczynała bawić ją ta wymiana zdań. – Pozwoli pani, że się wytłumaczę. Przed panią i widzami. W żadnej konstytucji krajów w znanej nam części wszechświata nie ma zapisów nakazujących rządzącym podejmowanie decyzji zgodnych z wynikami przeprowadzanych sondaży. Oczywiście, przyjęło się, że są one wiążące. Nawet jeśli wyniki te byłyby możliwie jak najgłupsze. Proszę pamiętać, że nie każdy człowiek zna się na wszystkim. I nie musi! Dlaczego zmuszamy obywateli do wypowiadania się w każdej sprawie, nawet na tematy, które są im obce? A co jeśli ktoś znajduje się w mniejszości? Gdy go przegłosują, nawet jeśli miał rację, na nic się to zda. I tak trzeba będzie wprowadzić gorsze rozwiązanie. Bo ludzie nie dadzą władzy żyć! Liczy się zadanie większości. Jeśli większość chce skoczyć w przepaść, to muszą to zrobić wszyscy. Moim zdaniem to niedorzeczne. Uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłaby całkowita rezygnacja z prowadzenia sondaży. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla wielu obywateli może być to szokująca idea. Dlatego też należy to zrobić stopniowo. Pierwszym krokiem będzie powołanie rad ekspertów z wielu dziedzin. Miałyby one za zadanie decydować, które wyniki badań wprowadzić w życie, a które nie są korzystne z punktu widzenia dobra kraju. To szczególne ważne dziś, w sytuacji, gdy wiele mniejszych państw chyli się ku upadkowi, a inne kupowane są przez międzynarodowe korporacje, tworzące w ten sposób kontrolowane przez siebie terytoria. Widzę, że pani zamilkła. Czy to, co mówię, jest aż tak okropne?

– Nie, po prostu…

– Po prostu nie spodziewała się pani takiego przebiegu naszej rozmowy. A to nie koniec.

– Nie? – Dita Janic po raz pierwszy w życiu nie wiedziała jak poprowadzić wywiad. Postanowiła więc oddać głos swojej rozmówczyni i potulnie słuchać. Sama była zaskoczona swoją decyzją. Będzie pewnie musiała zwiększyć dawkę leków, aby zasnąć dziś wieczorem. A dawka ta i tak była już zbyt duża…

– Absolutnie nie! Rezygnacja z sondaży niesie za sobą wiele innych korzyści. Nie trzeba będzie nosić przy sobie aplikacji do badań, a co za tym idzie, niepotrzebne staną się czipy podskórne, na których jest ona zapisana.

– Mogłaby pani rozwinąć swoją myśl?

– Nie uważa pani, że jesteśmy inwigilowani na każdym kroku? Czipy wszczepia nam się pod skórę nadgarstka zaraz po urodzeniu. Owszem, ma to swoje dobre strony. Zdrowie każdego z nas jest na bieżąco kontrolowane, dzięki czemu wyeliminowano wiele chorób. Dodatkowo, dzięki wbudowanemu GPS łatwo znaleźć zagubione w sklepie dziecko lub turystów w górach. To tylko niektóre z jego zalet. Wszystko fajnie, tyle, że czip informuje dokładnie gdzie jesteśmy, co robimy, z kim się spotykamy.

– Czy właśnie sugeruje mi pani, że chce pani definitywnie pozbyć się czipów? Przecież one istnieją od kilkudziesięciu lat. Wcześniej tę rolę pełniły zewnętrzne holozegarki. I jak sama pani zauważyła, ich istnienie niesie za sobą szereg korzyści.

– To akurat zadanie na kolejne lata. Nie chcę dokonać rewolucji, a jedynie kosmetyczne korekty.

– Ha! Doprawdy? To, co pani mówi, brzmi jak próba wywrócenia znanej nam części wszechświata do góry nogami. Ma pani jeszcze jakieś pomysły?

– Zastanawiam się nad zmianą waluty – odpowiedziała Hanka cicho po krótkim zastanowieniu, jakby nie wyczuwając ironii dziennikarki.

– Pozwoli pani, że nie skomentuję – odfuknęła Janic. A zaczynała mieć tak dobre zdanie na temat tej małolaty.

– Pozwolę – odparła Hanka, a Janic rzuciła jej cierpkie spojrzenie. – Pieniądze przeszły długą drogę. Ostatecznie stanęło na walucie wirtualnej. Pamięta pani ten rok, kiedy ogromne tsunami na półkuli południowej zniszczyło większość elektrowni na naszej planecie i pozbawiło prądu dziewięćdziesiąt procent jej mieszkańców? Wywołało to ogromny kryzys. Banki nie działały. Nie dość, że miliardy istnień przestały istnieć, to ocaleni stracili swoje oszczędności. Nie mieli za co kupić podstawowych produktów. Firmy padały, jedna po drugiej. Obywatele znanej nam części wszechświata zaczęli regularnie się wymordowywać, po to tylko, żeby przetrwać. Byliśmy od krok do ponownego wejścia na drzewa.

– Po co to pani przypomina? To ciemny czas naszej historii.

– Całkiem niedawnej. Chcę przypomnieć pani i naszym widzom, dlaczego wybraliśmy energię jako jednostkę płatności. Ucierpiała cała globalna gospodarka. To właśnie po tym kryzysie kraje po kolei zaczęły likwidować waluty wirtualne. Nie chciano jednak powrotu do rzeczywistych pieniędzy. Wybrano energię, tak przecież cenną. Jak na ironię, oczywiście, przeprowadzono w tym celu specjalne głosowanie. A konkurentów miała poważnych. Czas, miłość, bajty informacji. Wybrano energię, bo to ona wtedy wydawała się ludziom najbardziej potrzebna do życia. Z perspektywy minionych dziesięcioleci wiemy jednak, że energia jako waluta niesie za sobą ogromne niebezpieczeństwo.

– Co też pani opowiada? Energia jest naszym największym dobrem. Co innego mogłoby mieć większą wartość? Co chwilę mamy problemy z zachowaniem ciągłości przesyłu energii. Ja też pani o czymś przypomnę. Jutro mija dekada od momentu wynalezienia ultrataniego sposobu wysyłki telegrafu poprzez sieć telefoniczną lub holo, a zarazem wprowadzenia zakazu przesyłania wiadomości elektronicznych z wykorzystaniem tradycyjnych komputerów. Skoro nawet maile są zabronione, jako zbyt energochłonne dla naszych komputerów, to chyba energia rzeczywiście jest największym dobrem, prawda? Przypominam, że jedynie Państwo Zawodne zdecydowało się wiele lat temu na wprowadzenie czasu jako waluty, co miało miejsce po opatentowaniu wynalazku Artura Glorii, czyli czasodawacza. Ludzie na potęgę zaczęli kupować pojedyncze minuty do momentu aż znana miliarderka Elżbieta Herdt postanowiła dokupić sobie dodatkowe sto lat, po czym zmarła po niecałych trzech miesiącach od tej transakcji. Pamięta pani jak to się skończyło? Kolejny kryzys! Okazało się, że czasodawacz to pic na wodę. Nie działa! Ludzie ponownie utracili wszystko, co mieli. Energia to najlepsza możliwa waluta.

– Dopóki nie wykorzystuje się jej do kontrolowania obywateli – odparła spokojnie Hanka.

– W jaki sposób?

– Porozmawiajmy o dzieciach.

– A co mają dzieci wspólnego z kilowatogodzinami?

– Zaraz to pani wytłumaczę. Ludzie, jak wiemy, są kastrowani krótko po urodzeniu. Powie pani, że to nic wielkiego. Obecnie jest to przecież odwracalne. Jasne! W dodatku dzięki temu wyeliminowano problem przeludnienia, tak kluczowy w poprzednich wiekach. Pomogły też klęski głodu, wojna tysiąclecia i kryzys waluty wirtualnej, ale to nie o tym chciałam teraz mówić. Wracając więc do tematu, możliwość prokreacji można sobie wykupić, prawda? I tu przechodzimy do kwestii energetycznych. Czy wie pani, że aby kupić sobie możliwość posiadania dziecka, należy przeznaczyć na ten cel kilkadziesiąt tysięcy kilowatogodzin? Pewnie nie. Pani jest wystarczająco bogata.

– Ja akurat nie mam dzieci, więc to słaby przykład – wtrąciła dziennikarka.

– Wielu obywateli jednak chce posiadać potomstwo, więc decyduje się na ten krok – kontynuowała Hanka, nie zważając słowa Dity Janic. – W konsekwencji ludzie przez lata żyją w ciemności. Bez internetu, bez urządzeń na prąd, bez jakichkolwiek udogodnień. Czterysta lat temu na nikim nie zrobiłoby to wrażenia. W dzisiejszych czasach to koniec wszystkiego. Ludzie czują się zagubieni. Skoro do tej pory większość czynności wykonywały za nich roboty, które trzeba ładować, a zatem bez prądu nie działają, nagle przestają być samodzielni. Nie są nawet w stanie wychować dzieci, dla których tak się poświęcili. A i same dzieci skazane są na biedę, wyobcowanie, odrzucenie. Wszystko to z powodu warunków, w jakich żyją. Stałe pozostaje tylko jedno. Czip pod skórą i aplikacja. Ona działa zawsze. Energię czerpie z człowieka. Konkretniej, z kalorii dostarczanych z żywnością. Działa jak żywy organizm. Miała pani tego świadomość? Czy też nigdy się pani nad tym nie zastanawiała? To mały pasożyt, który okrada nas z energii. Wszystko po to, by oddać głos w sondażu. I to jest przerażające, a nie moje pomysły – zakończyła stanowczo.

– Możliwość posiadania dzieci otrzymują też jednostki wybitne. Nie trzeba wydawać energii – zauważyła Janic.

– Owszem, ale należy skończyć studia na uczelni z krótkiej listy najlepszych w kraju. Żeby dostać się na którąś z nich, trzeba zapłacić czesne. To kolejne utracone kilowatogodziny. Swoją drogą, gdzie są one gromadzone, skoro co chwilę borykamy się z kryzysami energetycznymi?

Janic pominęła jej pytanie wzruszaniem ramion. Sama się nad tym wielokrotnie zastanawiała, ale bała się zapytać. Ciekawscy zbyt często znikali. Właśnie dzięki temu, że zawsze wiedziała, kiedy przestać węszyć, zrobiła taką karierę. Skoro nawet sama premierzyca nie wie, co dzieje się z energią, nie warto się tym interesować.

– Być może to, co pani mówi ma sens. Jednak odwrócenie sterylizacji można uzyskać również poprzez zgłoszenie patentu jakiegoś wynalazku. Można też stworzyć unikalną kompozycję muzyczną lub napisać wartościową książkę.

– A kto decyduje o tym, czy jest wartościowa? – spytała Hanka, a po chwili sama udzieliła odpowiedzi na swoje pytanie. – Specjalna komisja składająca się z osób wcześniej nagrodzonych.

– To źle?

– Powiedzmy, że nieco naciągane.

– To pani tak uważa. Zgodę na posiadanie dzieci otrzymują też osoby piastujące wysokie stanowiska. Chyba nie ma pani nic przeciw temu? Sama jest pani owocem związku osób, które dzięki swoim funkcjom pomyślnie przeszły operację przywrócenia zdolności do prokreacji. Poza tym, to chyba niewłaściwe w pani sytuacji? Sprzeciwiać się posiadaniu dzieci przez wysoko postawione osoby, gdy potrzebuje pani silnych sojuszników, którzy poprą panią w przyszłorocznych wyborach. Pani pozycja w partii nie jest przecież jeszcze zbyt silna.

– O to proszę się nie martwić. Odpowiadając na pani argumenty, przez takie postawienie sprawy, nasze społeczeństwo jest silnie klasowe. Osoba, mogąca mieć dzieci, która chce je posiadać, zwykle wiąże się z inną ze swojej klasy społecznej. Tak, by partner również otrzymał zgodę na operację odwracającą skutki ubezpłodnienia. Związki osób z różnych klas nie są zabronione, ale nie mają przyszłości, dlatego ludzie nie decydują się na nie. Jedynym innym legalnym wyjściem, niezakładającym utraty energii, jest związanie się pary naukowców lub artystów. Jednak i tak najpierw muszą uzyskać tytuł „osoby wybitnej w narodzie”, który nadaje komisja, składająca się z osób będących u sterów władzy. Pani zdaniem tak jest w porządku?

– Nie ja jestem od oceny.

– A gdyby zadano pani takie pytanie w sondażu?

– Nie mogłoby być w ten sposób sformułowane. Jest zbyt skompilowane – odparła Janic bez zastanowienia. Sama od lat układała pytania do sondaży na zlecenie rządzących. W ten sposób dorabiała do pensji. Doskonale wiedziała, jak je konstruować.

– Ale gdyby zapytano panią o to w inny sposób, nie zmieniając jednak sensu pytania? Co by pani odpowiedziała? – drążyła Hanka.

– To moja prywatna sprawa. Głosowanie w sondażach jest tajne – zaperzyła się Janic.

– Tak się pani tylko wydaje.

– Co pani chce przez to powiedzieć? – dziennikarce znów skoczyło ciśnienie. Co za gówniara, doprawdy!

– Nic takiego… Wracając do tytułu „wybitnego w narodzie”. Nie sądzi pani, że to przeżytek? Niezależnie od poczynań wielkich korporacji, współczesne kraje istnieją już tylko na mapie. Mamy granice, ale to bez znaczenia. Nie ma narodów. Ludzie przemieszali się setki lat temu. Wie pani, że to właśnie z tego powodu zabronione są podróże trwające dłużej niż czternaście dni? Ojciec mi o tym powiedział. Przecież tylko za specjalną zgodą ministra spraw zagranicznych można wyjechać na dłużej. Jest ona niedostępna dla zwykłych obywateli. O tym jednak nie wspominacie w mediach. To właśnie w ten sposób zapobiegamy ucieczkom z ojczyzny. Współcześnie mało kto się do niej przywiązuje, bo coś takiego jak ojczyzna, rozumiana jako kraj przodków lub miejsce, do którego czujemy się przywiązani, już nie istnieje. Za ojczyznę uznaje się kraj zamieszkania lub kraj, w którym mieszkały co najmniej trzy ostatnie pokolenia danej rodziny. To bez sensu, że musimy w ten sposób definiować ten termin.

– Trudno mi skomentować pani wypowiedź. Miałam do pani wiele pytań…

– Ale wszystkie diabli wzięli, czy tak? – przerwała Hanka, niemal całkowicie rozluźniona. Olafowy środek zrobił swoje. Aż za bardzo.

– Można tak to ująć. Na koniec zapytam zatem, czy ma pani jeszcze coś do dodania.

– Tak, jeszcze jedna rzecz leży mi na sercu. Czy je pani jaja?

– Oczywiście, że nie! – Janic poczuła się doprowadzona już do ostateczności. Taki afront na antenie!

– No tak, to oczywiste – Hanka pokiwała głową ze zrozumieniem, zupełnie nie przejmując się reakcją dziennikarki. – Od lat jesteśmy przymuszani do bycia weganami. Nie chcę być jednak źle zrozumiana. Zastrzegam, nie chcę powrotu do jedzenia mięsa. Ostatnią rzeźnię zamknięto w roku, w którym się urodziłam. Ale dlaczego zakazujemy jedzenia jaj kurzych? I to wcale nie jedynie od kur trzymanych na fermach. Temu oczywiście jestem przeciwna. Fermy zresztą już nie istnieją. Dlaczego jednak sąsiadkę moich rodziców, starszą panią, skazano na karę grzywny w wysokości miliona kilowatogodzin energii tylko za to, że jadła jajka, znoszone przez jej trzy kury? Przecież one i tak by te jaja zniosły. Nie otrzymywały karmy powodującej zwiększenie liczby wytwarzanych jaj. O co więc chodzi? Kurom nie działa się żadna krzywda, ale sąsiadka nie miała prawa zjeść zniesionych przez nie jaj. Dlaczego hodujemy pszczoły? Powie pani, że po to, aby zapylały rośliny. Owszem, ale dlaczego później wylewamy hektolitry miodu, którego jedzenie jest zabronione? W brutalny sposób regulujemy liczbę urodzeń, bo bez tego byłoby nas za dużo. Czekałaby nas klęska głodu, z pewnością straszliwsza niż wszystkie dotychczasowe. Nie muszę przypominać, do czego doprowadziła ostatnia. Nikt nie chce powtórzenia wojny tysiąclecia. Równocześnie zabraniamy ludziom jedzenia wielu jadalnych rzeczy. Powtarzam raz jeszcze, nie chcę powrotu do jedzenia mięsa. Zresztą, istnieje przecież mięso syntetyczne, produkowane w laboratoriach, dla ludzi chorych, którzy nie mogą pozwolić sobie na przyjmowanie innych źródeł białka. Można je zacząć produkować na większą skalę, jeśli zajdzie taka potrzeba. Dlaczego zatem musimy stosować tak radykalny weganizm? Ja jestem za racjonalnym wegetarianizmem.

Dita Janic przyjrzała jej się uważnie. Miała szczerą nadzieję, że to już koniec tych rewelacji.

– Odnoszę wrażenie, że chce nas pani cofnąć w czasie, i to nawet nie do początku dwudziestego pierwszego wieku, ale do czasów wcześniejszych.

– Cóż, czasem trzeba zacząć od zera, aby móc budować.

– Mocne słowa. Chyba nikt się ich nie spodziewał, szczególnie z pani ust.

– I w tym właśnie widzę największy problem.

– Nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować za rozmowę – odparła zrezygnowana dziennikarka.

– Również dziękuję! – odpowiedziała premierzyca, chyba aż nadto entuzjastycznie.

 

9

Hanka wyszła ze studia telewizyjnego tylnymi drzwiami, gdzie czekał już na nią kierowca. Ruszyli w miasto. Jej holo było zapchane wiadomościami. Ciągle przychodziły nowe, niezliczone komentarze. Nie miała nawet zamiaru sprawdzać ogólnodostępnego profilu. Nie była w stanie ich wszystkich przeczytać. Zaczęła mieć wątpliwości, czy postąpiła właściwie, wyjawiając swoje poglądy.

Na ulice wyległy tłumy. Ludzie na wielkich telebimach oglądali powtarzane co ciekawsze fragmenty wywiadu. Na wielu twarzach widziała zaskoczenie, na innych przerażenie lub złość.

W pewnym momencie ktoś krzyknął, wskazując na poruszający się samochód premierzycy. Nic dziwnego, że zwrócił na niego uwagę. Rzadko można było spotkać podobny pojazd na ulicy. Ludzie zwykle korzystali z transportu publicznego, ewentualnie innych samochodów. Rządowa warszawa rzucała się w oczy.

Hanka pożałowała, że szyby jej limuzyny nie są przyciemniane. Taką decyzję podjął jednak zarząd Partii Lewicowej. Dzięki takim szybom miała być „bliżej ludu”.

Ludzie poczęli włączać nagrywarki swoich holozegarków. Ekrany wystrzeliły znad ich nadgarstków. Na ulicach zrobiło się niebiesko od ich poświaty. Każdy chciał zarejestrować przejazd kontrowersyjnej premierzycy i podzielić się swoim filmem ze znajomymi ze znanej części wszechświata.

Jedynie młody mężczyzna, stojący w tłumie, nie patrzył na samochód poprzez hologram, czym przykuł uwagę Hanki. Wtem ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie i uniósł kciuki w górę. Pod wpływem tego uśmiechu można było się rozpłynąć. Miał ciemne, lekko kręcone włosy, nieco dłuższe niż pozwalały na to przepisy. Nie nosił też żadnej z fryzur zalecanych przez ustawę o estetyce wyglądu ludności. Hanka zawahała się, ale odwzajemniła uśmiech, po czym tłum gapiów zasłonił mężczyznę. Wydawało jej się, że skądś go kojarzy. Tylko skąd? I wtedy zdała sobie sprawę z tego, że znają się już od dawna.

 

53

Przyjechali do hali sportowej, w której znajdował się tu kompleks boisk do gry w siatkówkę i piłkę ręczną, olbrzymi basen oraz korty tenisowe. Teraz zorganizowano tu naprędce tymczasowe koszary.

Na płycie boiska zgromadzono wszystkich powołanych do wojska. W sumie kilkadziesiąt tysięcy młodych osób, kobiet i mężczyzn, zwiezionych tu z różnych części kraju. Wszyscy oni wpatrywali się w Hankę, która miała… No właśnie, nie bardzo wiedziała, jakie jest jej zadanie. Zagrzać ich do walki? Ci ludzie z pewnością umierają ze strachu. Mieli całkiem wygodne życie, które nagle się zakończyło z powodu odgórnej decyzji władz. Na pewno nie pałali do niej sympatią, bo choć sama nie odpowiadała za ogłoszenie powszechnej mobilizacji, to jako premierzyca firmowała tę decyzję swoją osobą.

Wymieniła kilka uwag z szefową jednostek obronnych, która odpowiadała za kierowanie całą tą akcją. Dowiedziała się, jakie są plany. Rekruci mieli jeszcze tego samego dnia wieczorem wyruszyć na pole walki.

– A skąd te mundury? – spytała, widząc, że zgromadzeni ludzie ubrani są jednakowo.

– Z magazynów naszej armii z czasów wojny tysiąclecia – wyjaśniła funkcjonariuszka. – Roboty krawieckie na szybko dokonały poprawek. Są może nieco przestarzałe, ale spełniają swoje zadanie.

– Chyba wszystko mamy nieco przestarzałe – zauważyła sarkastycznie Hanka.

Nie usłyszała odpowiedzi.

Przyglądała się po kolei tym wszystkim zgromadzonym przed nią młodym ludziom. Było jej słabo. Miała mroczki przed oczami. Mimo to weszła na prowizorycznie przygotowaną scenę i podeszła do wyznaczonego miejsca, skąd miliony mikrowzmacniaczy głosu, zgromadzonych w przejrzystych ściankach, tak cienkich, że prawie niewidocznych, ustawionych po obu stronach sceny, miały sprawić, by słyszeli ja wszyscy obecni dokładnie tak, jakby stała obok nich. Taki właśnie efekt dawało to urządzenie.

Niczego nie przygotowała. Postanowiła mówić spontanicznie, tak, jakby zwracała się do bliskich przyjaciół. Wiedziała zresztą, że w tym tłumie są też jej znajomi z teatru, jej fani (nieważne, czy byli, czy obecni) oraz ludzie, których spotykała do tej pory jedynie na ulicy, ale jednak znali się z widzenia. No i gdzieś tam, wśród zgromadzonych obywateli, jest też Karol. Wyobraziła sobie, że mówi tylko do niego.

– Kochani – zaczęła drżącym głosem. – Stanęliśmy w obliczu największej od niemal stu lat próby. Nasi pradziadkowie walczyli o wolność w wojnie tysiąclecia. Wy musicie teraz ponownie stanąć naprzeciw wrogiej armii. Wiem, że się boicie. Ja również. Nikt z nas nigdy nie czuł takiej trwogi. Boimy się o życie własne i naszej rodziny, przyjaciół. To zrozumiałe. Może jednak ten strach przekujemy w coś dobrego. Tylko my bowiem możemy sprzeciwić się agresji ze strony Tragonii. Nikt tego za nas nie zrobi.

Przepraszam, że tak nagle was tu ściągnięto. Pewnie nawet nie zdążyliście się pożegnać z bliskimi. Nawet nie wiecie jak bardzo was rozumiem. Mi również odebrano tę możliwość. Jeśli jednak wasi krewni i przyjaciele przyjechali tu za wami, to jeszcze nic straconego. Ustawiono bowiem namiot na sąsiednim boisku, w którym każdy z was przed wyjazdem będzie mógł spotkać się z członkami swojej rodziny. Pozostałym ponownie czasowo włączymy moduły komunikacyjne w holo, tak, aby każdy mógł połączyć się z bliskimi sobie osobami.

Kończąc już, bo nie chcę przedłużać, i tak jesteście już pewnie zmęczeni, chcę powiedzieć, że chylę przed wami czoło. Czeka was tak trudne zadanie, że wręcz niemożliwym jest sobie je wyobrazić. Nie wiem, co dzieje się w waszych głowach. Ja sama odczuwam panikę, mimo że nikt nie każe mi walczyć z bronią w ręku. Dziękuję wam więc za to, że tak sprawnie stawiliście się tu wszyscy. Jesteście wspaniali. Jestem dumna, że mogę żyć w jednym kraju z takimi współobywatelami. Jesteście naszymi bohaterami.

Kochani, mam do was tylko jedną prośbę. Pozostańcie przy życiu! Po prostu. Bardzo was o to proszę. Zróbcie wszystko, by ci pierdoleni Tragończycy odeszli stąd jak najszybciej.

Zeszła z podestu. Za plecami usłyszała pojedyncze oklaski. Odwróciła się zaskoczona. Coraz więcej osób zaczynało klaskać. Odszukała wzrokiem Olafa. Uniósł brwi, najwidoczniej tak samo zdziwiony jak ona. Uśmiechnęła się do tłumu. Cofnęła się do miejsca, gdzie jej głos mógł zostać wzmocniony.

– To wam należą się brawa – powiedziała z całą mocą, na jaką było ją stać. Uniosła ręce i zaklaskała rytmicznie.

Te wszystkie twarze, wpatrzone w nią, będą pewnie śniły jej się po nocach. Ci ludzie wiedzieli przecież, że mogą nie przeżyć tego starcia, a jednak stali tam. Nie próbowali uciec. Nie kombinowali, jak się wywinąć. Uwierzyli w słuszność tej sprawy.

Wtem Hanka poczuła jak do oczu napływają jej łzy. Słone krople spłynęły po policzkach. Otarła je wierzchem dłoni, po czym zeszła ze sceny.

Teraz pozostało jej tylko znaleźć Karola.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Bajkopisarz 04.06.2020
    Kilka sugestii:
    „Dzięki tej tabletce będzie”
    tej zbędne
    „głos swojej rozmówczyni i potulnie słuchać. Sama była zaskoczona swoją”
    2 x swojej, pierwsze zbędne
    „dokonać rewolucji, a jedynie kosmetyczne korekty.”
    kosmetycznej
    „miliardy istnień przestały istnieć,”
    istnień – istnieć = powtórka
    „niebiesko od ich poświaty”
    ich zbędne
    „sprawę z tego”
    z tego zbędne

    Podoba mi się. Bardzo dobrze napisane, bardzo ciekawe, futurystyczne pomysły. Nawiązania do naszej rzeczywistości też dobre, czytelne. Świat przyszłości jawi się dość ponuro, ale to już cecha własna przeszłości, że może być idealizowana – „Panie, kiedyś to było”. A tu jest taka wizja przyszłości, że aż się wzdrygam.
    Jedna uwaga: Hanka w swej przemowie do żołnierzy mówi o panice. Wyjątkowo zły dobór słowa, lider nigdy nie powinien się do tego przyznawać. Może chciała być bliżej swoich ludzi i pokazać, ze czuje to samo co oni, ale jak przywódca nie może panikować. Akurat za paniką to łatwo się podąża.
  • Joratka 04.06.2020
    Dziękuję bardzo. Właśnie tak konstruktywnych opinii potrzebowałam. :)
  • Józef Kemilk 05.06.2020
    Całkiem fajny tekst i super zarysowana przyszłość. 5
  • Joratka 06.06.2020
    Dziękuję.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania