Belfer
Każdy miał, ma lub będzie miał swojego ulubionego nauczyciela albo nauczycielkę i nigdy nie zapomni tej osoby, choć już niekoniecznie zapamięta nazwisko. Dotyczy to w jednakowym stopniu prymusa, bardzo zdolnego i najgorszego nieuka, oraz lenia, właśnie to jedno doznanie łączy wszystkich bez względu na płeć i rasę.
Podobnie jest z nauczycielami, wykładowcami czy zwykłymi ludźmi, którzy kiedykolwiek kogoś uczyli. Jednak ci pierwsi mieli większe szansę na spotkanie w swojej karierze zawodowej ucznia, lub słuchacza, który spełni ich najskrytsze marzenia. Właśnie to on, ona, jako nieliczni błyskawicznie chłoną wiedzę, jaką chce im przekazać. Pozostali będą siedzieć i słuchać jak na tureckim kazaniu i nic z tej wiedzy nie przyswoją. Bywa też, że uczeń prześciga mistrza, a jak tak się dzieje to jest ogólny szok i pytanie.
- Jak to możliwe, przecież to nie powinno się wydarzyć?
Ojciec wrócił z pracy w wyjątkowo dobrym humorze, ostatni taki powrót jak sobie przypominam był jakieś trzy lata temu. Wtedy to nauczyciele dostali podwyżki, jednak rządzący później zadziałali tradycyjnie i napuścili resztę społeczeństwa na nierobów. Podobnie tak postępują, gdy inne grupy zawodowe upominają się o podwyższenie wynagrodzeń i lepsze warunki pracy. Przykładem mogą być pielęgniarki, górnicy i przedstawiciele dowolnego zawodu, jeżeli ośmielą się domagać tego, co im się najzwyczajniej w świecie należy.
- Awans dostałeś czy podwyżkę, że jesteś taki zadowolony? – nieśmiało zapytała mama.
Pozornie kilka zwyczajnych słów powiedzianych przez starszą, już u mnie wywołało zainteresowanie, najważniejszy był ton, w jakim zostały powiedziane. Stale słyszę w jej wypowiedziach do ojca jakaś ukrytą złośliwość, tym razem było podobnie jak w dniu, gdy ojciec z dumą powiedział.
- Dostaliśmy podwyżki.
Wtedy po tych słowach mama prawie przez miesiąc do najbliższej wypłaty ojca, mówiła do niego takim tonem. Później wszystko wróciło do normy i wzajemne dręczenie tylko przybrało na sile. Ojciec chciał żeby odnosiła się do niego jak jeszcze chwilę wcześniej, a ona w ten sposób skrycie pomstowała na swoje nieudane życie. Właśnie w takiej rodzinie się wychowywałem, każdy o coś miał do kogoś pretensję. Ojciec do mnie, że się nie uczę. Mama, że nie wynoszę śmieci, nie sprzątam swojego pokoju i po sobie. Natomiast ja, że się mnie czepiają i żałują kilka groszy na podwyższenie kieszonkowego, o zakupie nowego smartfona nie wspominam. Komputer też mogliby wymienić już na nowy, bo ten jest za stary i za wolny na te najlepsze nowe gry.
Obiad tradycyjnie składał się z gotowych produktów, kupowanych na cały tydzień z braku czasu, co niedzielę w markecie. Mama tylko je wyciągała z opakowań, podgrzała w mikrofali i jak zwykle wołała.
- Ugotowałam obiad, czeka na stole, siadajcie zanim wystygnie.
Faktycznie żarcie było na stole, prawie same mrożonki i ta cholerna marchewka z groszkiem, która muszę zjeść do końca, choć strasznie nie lubię. Zamiast dać mi na pizzę, lub hamburgera to faszeruje mnie tym świństwem i mówi, że to zdrowe. Nawet coli nie było do picia tylko jakaś herbatka owocowa, ponoć z owoców leśnych, a w rzeczywistości składająca się ze śmieci i samych konserwantów. Każdy zajął swoje miejsce i mieszał widelcem w talerzu, zajęty własnymi myślami. Wcale długo nie czekaliśmy jak ojciec wypalił.
- Miałem dzisiaj zastępstwo, bardzo jak wiecie nie lubię takich sytuacji. Wtedy do lekcji jestem nieprzygotowany, często nie znam klasy i nie wiem, co przerabiali. Uczniów też nie znam, a oni mnie i przeważnie ta godzina lekcyjna zostaje zmarnowana. Tym razem było inaczej za sprawą jednego ucznia. Zaledwie wczoraj dołączył do klasy, kilka dni temu wrócił z rodzicami z emigracji. Żeby zainteresować klasę zaproponowałem zabawę umysłową w liczby, nic specjalnego, kto policzy coś w pamięci zaczynając od prostych zadań do bardziej skomplikowanych. Początkowo było tak jak przypuszczałem, bardzo proste zadania dla większości były nie do wykonania. Dodawanie i odejmowanie liczb pojedynczych jeszcze jakoś wychodziło, lecz wielocyfrowe już nie. Podobnie było z mnożeniem i dzieleniem, nietrenowana pamięć zwyczajnie zawodzi. Jednak, gdy przyszła kolej na nowego, on zaskoczył mnie i pozostałych. Wystarczyło podać mu skomplikowane obliczenie matematyczne i w mgnieniu oka podawał wynik. Klasa starała się go sprawdzić wykorzystując kalkulatory w telefonach, podawali po kolei przykłady i sprawdzali rozwiązanie, a on nie pomylił się ani razu. Byłem pod wrażeniem, nikogo z takimi zdolnościami nie spotkałem w swoim życiu i powiedziałem mu o tym. Natomiast on przyjął to normalnie i zaproponował, żebym podał datę swoich urodzin. W ciągu ułamków sekund powiedział mi, w jakim dniu tygodnia się urodziłem i którego dnia przejdę na emeryturę o ile nie zmienią zasad jej przyznawania.
Kiedy tato to mówił z wielkim przejęciem i wypiekami na twarzy, pomyślałem sobie, że takie zdolności to nie są normalne i coś musi się za tym kryć, wykorzystanie techniki raczej nie wchodziło pod uwagę. Temat Antosia wracał jak bumerang, a to wykazał się gruntowną znajomością sportu, potrafił zacytować książki, jakie przeczytał i różne interesujące go teksty.
Tato powrócił z pracy taki przygnębiony, że nawet mama przestała mu dokuczać, wyglądał jak zbity pies, żal było nawet na niego patrzeć. Nic nie mówiąc powlókł się do swojego gabinetu, zamknął za sobą drzwi i nie wychodził aż do wieczora. Musiało wydarzyć się coś strasznego i powaliło starego. Może dostał wypowiedzenie, teraz mają zwalniać nauczycieli, wiadomo niż demograficzny. Więcej dzieciaków będzie za kilka lat, do tego czasu gminy i starostwa zdążą zlikwidować sporo szkół. Później będą budować nowe, lub prędzej wciskać uczniów do klas jak orzeszki do puszki.
Było późno, gdy wyszedł ze swojej samotni i powiedział.
- Antoś jest chory ma prawdopodobnie zespół Aspergera, jednak dla mnie to autystyczny geniusz.
Miałem rację, jednak nie cieszyłem się z tego, ojciec jak tylko miał chwilę wolnego czasu to poświęcał go dla Antosia. Powinienem się cieszyć, że nie dręczył mnie żebym się lepiej uczył i odrabiał zadania. Jednak po cichu zazdrościłem smarkowi tego, że z niego mój tato był bardziej dumny niż ze mnie, cieszył się z jego postępów w walce z chorobą. Radosnym głosem mówił, jak doskonale radzi sobie z współpracą w grupie i nawiązywaniem nowych znajomości. Potrafi żartować i pomagać innym dzieciom z takimi jak on dolegliwościami.
Tylko mama z tego tytułu cierpi, jak nie ma pod ręką męża, to cięty język ćwiczy na mnie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania