Berło Północy - Prolog

-Jesteś pewien, że oni je mają? - zapytał lord.

-Tak panie, nie ma wątpliwości. Według naszych informatorów z Wolfangu mówią o przeniesieniu tego...

- Przeniesieniu? - przerwał lord. -­ Czemu dopiero teraz się o tym dowiaduję?! -­ krzyknął rozwścieczony.

Bo brak Ci profesjonalizmu, lordzie.

Lord przełknął ślinę. Miał już tego zdecydowanie dość, tak samo jak namiestnik, który tak się przestraszył, że cały zbielał i przybrał kolor świeżej kości.

W sumie namiestnik Erazmus zawsze przypominał mu kość, tylko raczej z budowy ciała, a nie z koloru. Był wysoki, chudy, jak słudzy w jego pałacu albo żebracy z miasta, którzy swoją drogą nie rozumieli namiestnika, w końcu jak człowiek tak bogaty, że tylko lord ma więcej pieniędzy, może być tak mizerny i chudy? Mało kto rozumiał tego człowieka. Co prawda Erazmus był namiestnikiem jeszcze jak lord był dzieckiem, ale już wtedy wzbudzał swoją postacią strach, małego następcy. Teraz wydawało mu się to śmieszne, jak mógł się bać takiego człowieka, który był chudszy od własnego cienia?

Co do lorda, to prezentował się znacznie lepiej. Miał zdecydowanie ozdobniejszą szatę, która – w porównaniu ze strojem namiestnika – nie kojarzyła się ze szlachcicem na skraju bankructwa, który już to sobie przyswoił i zaczął się przygotowywać do nowego życia w „biedzie”. Mężczyzna był też potężniejszej budowy, jego włosy nie były na skraju wyginięcia i nie sterczały na boki. Miały kolor młodości – kruczoczarne i błyszczące. Ale nie obawiaj się, podobno starość przynosi mądrość.

Znowu to zrobił. W głowach obu mężczyzn ponownie rozbrzmiał ten okropny głos, który lordowi przypominał ten, jaki wydają kury gdy uświadamiają sobie, że ktoś chce je zjeść, problem w tym,

że zauważają to sobie dopiero wtedy, gdy rzeźnik unosi tasak. Jednak chyba najgorsze było to, że posiadacz owego głosu, dawał widocznie do zrozumienia, że próby wstrzymania ich serc bardzo mu się podobają i, że szybko nie przestanie go to nudzić. Następny w kolejce ustawiał się fakt, że to było straszniejsze niż zapewniali go czarodzieje i niż myślał on sam. Kiedy lord wzywał, to coś z – w sumie nie był do końca pewien z skąd, bo zostawił, to swoim prywatnym czarnoksiężnikom – był przeświadczony, że On ukarze mu się w postaci namacalnej, cielesnej, a gdy będzie chciał się z nim skontaktować, to otworzy jakiś otwór w przestrzeni lub wyrwie w niej dziurę. W każdym razie był przygotowany na jego wygląd, na to że będzie wyglądał paskudnie. Wyobrażał sobie, że jego nowy sojusznik będzie wyglądał jak ożywiona – i kiepsko zszyta – ofiara wściekłego niedźwiedzia, ale nie brał pod uwagę, że On postanowi zaszyć się w swoim oddalonym o tysiące kilometrów zamku i odwiedzać go wtedy, kiedy mu się zechce, a tym bardziej, że będzie wtedy niewidoczny dla oczu oraz, że będzie mówił w ten przerażający sposób, jakiego nie uświadczysz nawet na zebraniu czarodziejów, którzy słyną ze swoich nieludzkich głosów, ale nie dla tego, że magia im je deformuje ani nie dlatego, że jest to sprawą zbyt częstych pogawędek z demonami, po prostu praktycznie wszyscy magowie palą jakieś dziwne zioła, które wspomagają ich więź z magią, co ma fatalne skutki uboczne, jeszcze nikt nie słyszał o śpiewającym magu i robiącym to długo, podobno to strasznie denerwuje ludzi, a nawet innych czarodziejów.

Tylko, że raczej nie mamy tyle czasu.

- Tak – wydukał młody lord. ­- Czasu jest nie wiele, jeśli faktycznie mają przenieść to berło.

Bez Berła nie ma armii, a bez armii nie musisz nawet się wysilać, by myśleć o zwycięstwie.

Teraz jego głos przypomina ostrzenie topora przez kata – pomyślał lord.

- Aaale, nie wszystko stracone – odważył się wyszeptać cicho namiestnik -­ na statku będą nasi ludzie, to już potwierdzone, a jak będziemy mieli szczęście, to przyjmą naszego człowieka na służbę i wtedy będziemy mieć w garści dwóch członków rodziny – dodał na jednym wydechu.

Tak, jeszcze nie wszystko stracone, może uda nam się jeszcze spełnić ambicje, naszego lorda.

A teraz jest głęboki, gdyby góry mówiły, tak pewnie by brzmiały – zauważył namiestnik.

-Cóż, pozostaje nam tylko czekać, ich decyzje nie zależą od nas – stwierdził lord. ­- Czy masz nam coś jeszcze istotnego do powiedzenia, bo oprócz mych ambicji, mam jeszcze miasto, które również wymaga sporo czasu – wypowiedział dobrze sobie znaną formułkę, którą ułożył sobie przed laty.

Nie, to wszystko co chciałem, ja również mam sprawy, które nie mogą czekać. Do następnego spotkania, sojuszniku.

-Tak, żegnaj, szlachetny panie – odpowiedział namiestnik i ukłonił się, jak miał w zwyczaju. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że ukłonił się powietrzu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Stern 16.02.2016
    Dobry początek. Czekam na dalsze części! Daję 5.
  • Olguchh 17.02.2016
    Dziękuję bardzo :D
  • Bardzo ciekawie. Podoba mi się. Mam nadzieję, że kiedyś pojawi się 1 część, bo historia wydaje się być bardzo interesująca ;). Czekam i pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania