Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bestseller

Błysk fleszy rozchodził się po całej sali. Każdy fotograf pragnął mieć byle jakie zdjęcie. Nie ważna była jego jakość, a to, kto się na nim znajdował. Nawet jeśli był to fragment jego brody czy charakterystyczne znamię na zewnętrznej części dłoni.

Twarz gwiazdy, która była pod naporem dziennikarzy uśmiechała się w stronę aparatów. Jej śnieżnobiałe zęby, były niezwykle równe i bez najmniejszej skazy. Ubrana była w drogi ciemnoniebieski garnitur, a jej stopy odziane były w czarne półbuty z wysokiej półki. Buty były wypolerowane na błysk, przez co można było zobaczyć w nich swoje odbicie.

Ową gwiazdą obleganą przez tak wielki tłum ludzi był popularny pisarz Fryderyk Dreszcz, a przynajmniej taki był jego pseudonim. Ten niepozorny autor jeszcze rok temu był nieznanym nikomu powieściopisarzem, a dziś jest jednym z najbardziej znanych autorów. Jego książki podbiły niemal cały świat, a treści jego książek łapią za serce każdego czytelnika. Tak brzmiał fragment jednej z recenzji, jakie pojawiały się po premierze jego nowego tytułu.

Nikt nie wie, jak to się stało, że ktoś o tak małym doświadczeniu, nagle stał się jednym z autorów, którego książki są najczęściej czytane. Gdy tradycyjnie spytany o sekret jego kariery odpowiedział lakonicznie, „Ja po prostu piszę. To cała magia”.

Oczywiście sława nie może obejść się bez antyfanów, a ci byli bardzo uszczypliwi. Nie raz można było spotkać opinie, że nie jest on kimś odkrywczym, a większość jego książek jest miałka i nie ma żadnego sensu. Na jednym z wernisaży ktoś nawet próbował zdenerwować autora i powiedział, że to pewnie nie on pisze teksty. Dreszcza mocno to poirytowało. Ludzie widzieli, że choć starał się tego nie ukazywać, to jego twarz zrobiła się czerwona. W dodatku można było dojrzeć pot na jego czole spowodowany nagłym stresem. Szybko jednak wytłumaczył w żartobliwy sposób, że ów człowiek ma racje. W końcu pisze pod pseudonimem. Na ten dowcip reszta ludzi zareagowała śmiechem, przez co antyfan usiadł, dając w ten sposób za wygraną.

Tłum dziennikarzy nie dawał spokoju pisarzowi. W końcu miał dość sesji i wszedł do sali, gdzie odbywała się premiera filmu na podstawie jednej z jego powieści. Zajął on miejsce na środku sali pomiędzy starszym mężczyzną z brodą sięgającą mu aż do klatki piersiowej a młodą kobietą odzianą w czerwoną sukienkę i biały żakiet. Jej włosy były koloru hebanowego, w dodatku były zapięte w kok. Z jej oczu dało się wyczytać ekscytacje i niedowierzanie. Rozglądała się po całej sali, jakby szukała kogoś wśród widowni.

Dreszcz zajął miejsce. Kobieta odruchowo zerknęła, kto usiadł obok niej. Zmierzyła go swoim wzrokiem od góry do dołu. Przez co zdała sobie sprawę, kto właśnie siedzi tuż przy niej. Zaniemówiła. Dreszcz spojrzał w jej stronę. Uśmiechnął się i powiedział, „Dobry wieczór”. Kobieta nie wiedziała co odpowiedzieć, aż w końcu wróciła jej mowa.

- Dobry wieczór! - Jej głos był donośny, pomimo że w sali nie było na tyle głośno, aby była zmuszona krzyczeć. - Niesamowite. Jestem pana największą fanką.

- Miło mi to słyszeć.

- Przeczytałam wszystkie pana powieści. Niektóre więcej niż raz. Najbardziej podoba mi się „Malarz”.

- A to ciekawe. Rzadko ktoś uznaje ją za numer jeden na swojej liście.

- Naprawdę? Ja uważam, że jest fenomenalna. Czytając, ma się wrażenie, jakby pan świetnie wiedział, jak to jest być zniewolonym.

- A kto nie jest? Każdy z nas jest niewolnikiem czegoś lub kogoś.

- To prawda. U mnie to czekolada, stanowczo jem jej za dużo.

- Wcale tego nie widać, jeśli mam być szczery.

- Hahaha... Dziękuję, ale nie musi być pan na siłę uprzejmy. Wie pan, ja również piszę powieści. Co prawda nie mogą się one równać z pana dziełami. To jednak dzięki panu czuję inspiracje do tworzenia. Poza tym nieskromnie uważam, że moje pomysły są znakomite.

- Cieszę się, że komuś aż tak pomagają moje dzieła. Może opowie mi pani coś więcej po seansie? Z

chęcią posłucham o pani pomysłach.

- Naprawdę? Z kimś takim jak ja?

- To znaczy z kim?

- Nooo... Z taką szarą myszą...

- Ależ proszę o sobie tak nie myśleć. Nalegam.

- Och, dobrze. Niecodziennie ma się okazję porozmawiać ze swoim idolem.

- Dokładnie, jednak teraz już za milczmy. Seans już się zaczyna.

Seans trwał niemal dwie godziny. Kiedy wszyscy zaczęli zbierać się do drzwi wyjściowych, Dreszcz złapał kobietę siedzącą obok za ramię, gdy ta zamierzała zrobić to samo.

 

- Poczekajmy, aż wszyscy opuszczą sale. Będzie łatwiej się wydostać.

- W porządku. Ma pan racje, sporo ludzi pcha się do wyjścia.

- Ależ proszę mówić mi po imieniu. - Po czym podał jej rękę.

- Och, nie wiem, czy wypada. Wanda, miło mi.

- Fryderyk.

 

Dłoń Wandy była spocona. W dodatku drobna i delikatna. Jej palce były bardzo długie, a na jednym z nich miała odcisk. Prawdopodobnie po obrączce.

 

- Więc Wando, może opowiesz o swoich dziełach.

- Och, nie nazwałabym tego dziełami. Co najwyżej wypocinami. - Dziewczyna zaśmiała się

nerwowo.

- Każdy od czegoś zaczynał. No, ale powiedz może coś o swoim ostatnim pomyśle? Nad czym teraz

pracujesz?

- W takim razie ostatnio pisałam thriller. Opowieść ma być o pisarzu, który jest przetrzymywany w piwnicy przez psychopatę. Ten psychopata wykorzystuję jego dzieła i się pod nimi podpisuje. Po czasie psychopata zaczyna porywać co raz więcej ludzi. Oni pod przymusem skrzywdzenia ich rodzin lub ich samych są zmuszani do pisania książek. Po jakimś czasie niewolnicy starają się uciec. - Dziewczyna odsapnęła, mówiąc niemal jednym tchem całą wypowiedź. Po czym dodała. - Niestety nie wiem jeszcze, jak to się skończy. Jestem dopiero w połowie pisania. I co pan sądzi?

Dreszcz spojrzał na kobietę. Jego oczy zrobiły się wielkie zaś, jego twarz była cała spocona i czerwona. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć Wandzie. Dopiero po powtórzeniu przez nią „I jak pan sądzi”, zwrócił uwagę, że powinien coś powiedzieć.

 

- Och, to... To świetna historia. - W jego głosie dało się wyczuć z denerwowanie i zakłopotanie.

- Tak pan sądzi? Usłyszeć taką opinię od pana to jak pewniak, że książka byłaby znakomita. Wie pan co? Kiedy wrócę do domu, od razu zacznę myśleć nad zakończeniem. Zainspirował mnie pan. Dziękuję.

- N-nie ma za co. Cieszę się, że mogłem pomóc. - Stres spowodował, że powoli zaczynał się jąkać. Nienawidził tego i wstydził się tej przypadłości. Dlatego uznał, że lepiej będzie zakończyć rozmowę.

- Chyba możemy już spokojnie wyjść. - Zwróciła uwagę Wanda.

- Tak, masz racje. Jednak niestety zapomniałem, że jestem zaproszony na przyjęcie u przyjaciół. Chcieli osobiście pogratulować mi premiery filmu. Przykro mi, że nie będę mógł posłuchać o twoich opowiadaniach.

- Och, nic nie szkodzi. Wszystko rozumiem. Cieszę się, że w ogóle chciałeś mnie wysłuchać. To był

dla mnie zaszczyt. I jak mówiłam. Dzisiaj na pewno wrócę do pisania.

- Koniecznie. Jednak wiesz co? Może wymienimy się numerami? Z chęcią posłucham jeszcze o

twoich „wypocinach”, Jak to sama powiedziałaś.

- Naprawdę!? O boże! Gdzie mój telefon?! Już ci podaje. Nie wierzę, to jakiś sen.

Po rozmowie z wygadaną fanką i uzyskaniu jej numeru Dreszcz skierował się w stronę domu. Znajdował się on na wzgórzu, za miastem. Z dala od wścibskich oczu i aparatów. Cenił sobie prywatność za wszelką cenę.

Jak na osobę mającą setki tysięcy na koncie, autor lubił skromność. Widać było to po wielkości domu. Nie miał on piętra, w dodatku miał zaledwie pięć pokoi licząc salon, kuchnie i jedną dużą łazienkę wraz z toaletą. Każde z pomieszczeń było również w pełni wykorzystane. Jedno z nich było na przykład biurem i pracownią, gdzie Dreszcz tworzył swoje dzieła. W innym zaś znajdowała się sypialnia z dużym podwójnym łóżkiem.

Pisarz po wejściu do domu ściągnął płaszcz i udał się do sypialni. Tam przebrał się w luźniejsze ciuchy – dres i koszulkę z napisem „Szef, wszystkich szefów”. Następnie przeszedł do kuchni. Z jednej szafki wyciągnął paczkę taniego makaronu. Po czym z lodówki wyjął mięso mielone i warzywa potrzebne do przygotowania sosu do spaghetti. W kuchni roznosił się przyjemny zapach świeżo przygotowanego posiłku. Po ugotowaniu wyjął z jednej z szafek dwa talerze. Po nałożeniu ciepłego spaghetti na talerze jeden z nich owinął folią spożywczą. Po tej jakże dziwnej czynności udał się do biura. Na jednej ze ścian można było dostrzec małe drzwiczki. Za którymi znajdowała się mała winda, zupełnie taka sama, jaką można spotkać w różnych pałacach lub dworach.

Pisarz postawił w środku talerz ze spaghetti. Po czym zamknął drzwiczki i kliknął przycisk, który odsyłał windę. Dreszcz stał chwilę, czekając, aż winda wróci. Nagle rozległ się odgłos dzwonka, który poinformował, że winda wróciła. Za drzwiami czekała na niego sterta kartek zapisanych na obydwu stronach. Na pierwszej z wierzchu mieścił się tytuł „Bestseller”. Pisarz przeglądał je, aż w końcu na jednym z nich dostrzegł świeżą plamę krwi.

 

- Cholera, kolejny się pociął?! Będę musiał tam zejść.

 

Ciężkie metalowe drzwi otwarły się na oścież. Pisarz przekroczył ich próg, zapalając także światło w całym pomieszczeniu. Pokój był bardzo mały. Miał zaledwie kilka metrów kwadratowych. Jego ściany były obite drewnianymi panelami, tak samo, jak i podłoga. Na środku pokoju znajdowało się biurko, wokół którego leżały sterty zapisanych kartek z jednym krzesłem, które nie wyglądało na wygodne. Tuż za nim widoczne było pojedynczo łóżko ze starą szarą pościelą i poduszkami, które swój komfort utraciły lata temu. Na jednej ze ścian widoczna była winda, którą wcześniej wysłał spaghetti, a które teraz dekorowało podłogę. W dodatku było tu też małe pomieszczenie, gdzie znajdował się sedes i umywalka wraz z natryskiem – takim samym jak na basenie lub w łaźni.

Pisarz rozglądał się po pokoju. Tuż przy łóżku dostrzegł leżącą postać w kałuży krwi. Był to mężczyzna z brodą sięgającą mu aż do klatki piersiowej. Był ubrany w za dużą na niego białą koszulę, która przybierała powoli odcienie szarości, a także wsiąkała całą krew z podłogi. Nogi dekorowały mu stare dżinsy – również za duże i pobrudzone krwią nieboszczka. Stopy miał bose i brudne.

Dreszcz podszedł bliżej ciała. Zwłoki były jeszcze ciepłe. Rany na jego nadgarstkach były głębokie i bardzo świeże, przez co wciąż sączyła się z nich krew. Jego twarz była blada zaś oczy szeroko otwarte. Pisarz spojrzał na dłoń nieboszczka. W sztywnej już dłoni trzymał pióro, które miało zakrwawioną całą rogówkę. Prawdopodobnie to tym biedak podciął sobie żyły.

Fryderyk powoli wstał. Złapał się za czoło, które zaczął masować. Po czym powiedział na głos.

 

- Cholera, kolejny. A przecież dobrze go traktowałem. Nawet miał gdzie srać, nie tak jak ten, co poprzednio. - Fryderyk spojrzał jeszcze raz na pióro. Podniósł je i obracał w placach. - A myślałem, że pióro będzie bezpieczniejsze od długopisu. Może kupię maszynę do pisania? Przynajmniej tym nikt nie podetnie sobie żył. - Dreszcz popatrzył na nieboszczyka z pogardą. - No, cóż... Trzeba tu zrobić porządek. Dobrze, że już mam kogoś na twoje miejsce. Dziewczyna może mieć talent.

Po czym wrócił na górę szukać łopaty w garażu.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania