Betlejem

Czułem się zmęczony swoją pracą. Kiedy bierzesz na swoje barki jakąś formę służenia innym, możesz zapomnieć o sobie. Prowadzenie gospody w tym małym miasteczku wydawało się mieć kilka zalet. Nie było tutaj więcej takich miejsc więc dzięki temu mogłem stać się kimś wyjątkowym lub rozpoznawalnym. W tym momencie jestem prawie pewien, że to właśnie mną kierowało kiedy podejmowałem decyzję o budowie tego miejsca. Ale to było dawno temu, niestety nie byłem wtedy świadom swoich intencji.

Okazało się, że nie jest to łatwy kawałek chleba. Jakiś paradoks, w miejscowości nazwanej Domem Chleba, wybudowałem coś o czym przed chwilą powiedziałem, że łatwym kawałkiem chleba nie jest. Zawsze myślałem, że to będzie ciekawe zajęcie. Będę poznawał wielu ludzi, będę mógł ich nakarmić, dać im się napić, dać im schronienie, będą mogli odpocząć, wyspać się w tym moim budynku. Cieszyłem się, że będę mógł z Nimi porozmawiać i ich poznać. Te moje oczekiwania nie do końca się sprawdziły. Faktycznie było tak, że karmiłem tych ludzi i dawałem im miejsce do odpoczynku. Na początku sprawiało mi to ogromną radość. Przyszedł niestety taki czas kiedy dotarło do mnie, że sam chodzę ciągle głodny, niewypoczęty i większość czasu spędzam troszcząc się o swoich gości. Nie odpoczywałem. Najbardziej zależało mi na tym, żeby ta moja gospoda miała dobrą opinię w okolicy. Wiecie o co chodzi? Wszyscy wiedzieli, że ja jestem właścicielem. Jak będą mówili dobrze o tym co stworzyłem to tak jakby mówili dobrze o mnie. I mówili dobrze, a ja i tak czułem się źle i za cholerę nie wiedziałem o co tu chodzi. Kolejną rzeczą, która mnie dobijała było to, że ta buda nie przynosiła wcale wielkich dochodów, a wydawało się że powinna. Nie zarabiałem z prostego powodu. Nie wszyscy płacili za to co ode mnie dostawali. Najuczciwsi i zawsze płacący za wszystko byli Ci ubodzy. Dziwnie to działało, ale z czasem nauczyłem się rozpoznawać kto jest kim. Widziałem kiedy trafiał do mnie niezbyt majętny Gość. Taki który szanuje to wszystko co posiada i nie koniecznie wszystko chce poświęcić dla mnie bo są ważniejsze cele w jego życiu. Taki człowiek podchodził do mnie i pytał czy jest szansa, żeby za to co ma przy sobie mógł zjeść coś ciepłego i czy dam może radę znaleźć chociaż kawałek podłogi dla niego, żeby się chwilę przespał. Prosił też zawsze o to aby było to takie miejsce, żeby nie przeszkadzał mi i reszcie moich Gości. Już tak mam, że nie potrafię powiedzieć komuś takiemu, że to co ma ze sobą nie wystarczy chyba na porządny posiłek, a o noclegu nie mamy co rozmawiać. Zazwyczaj kończyło się tym, że dostawał ode mnie duży obiad i łóżko do spania. Mówiłem mu, że akurat mam trochę więcej jedzenia i lepiej, żeby się nie zmarnowało. I, że jest przygotowane łóżko do spania, a ktoś kto miał przyjechać podobno nie przyjedzie i w sumie dla mnie nie ma problemu, żeby się tam przespał. Niby prosta droga do materialnej katastrofy, ale to nie Ci ubodzy i “prawdziwi” Goście mnie rujnowali. Oni robili coś czego się nie spodziewałem nigdy w życiu. Przyjeżdżali po jakimś czasie, przychodzili do mnie i chcieli dopłacić za swoją wizytę! Powtarzali często takie słowa:

- Czuję, że Pan dał mi więcej niż to na co było mnie wtedy stać. Teraz przyszedł czas, że posiadam trochę więcej i chciałbym się Panu odwdzięczyć.

- Oj, nie musi Pan. Nie ma takiej potrzeby - odpowiedziałem

- Pan może nie mieć. Ale proszę nie zabierać mi możliwości zaspokojenia mojej potrzeby, a naprawdę chciałbym bardzo się Panu odwdzięczyć.

Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek po upływie jakiegoś czasu, nie otrzymał od takiego Gościa więcej… Nawet więcej od tego ile warte było to co mu zaoferowałem jak był u mnie po raz pierwszy.

No to na kim traciłem najwięcej? Na tych bogatych. A właściwie to chyba na tych, którzy chcieli koniecznie sprawić wrażenie takich, którzy dużo posiadają i dużo mogą mi zaoferować. Okazywało się najczęściej, że nic nie mogli dla mnie zrobić i nie mają nic czym mogliby się podzielić. Wiedzieli zawsze co mówić, żeby mnie urobić.

- Piękne miejsce, czuję się u Ciebie lepiej niż w domu. Jak byś potrzebował kiedyś pomocy w czymkolwiek to kontaktuj się ze mną. Dużo rzeczy jestem w stanie dla Ciebie zrobić. Już nie mogę się doczekać, aż będę u Ciebie kolejny raz. Aha no i wtedy zapłacę Ci za to, że mnie dzisiaj przyjąłeś bo akurat nie mam teraz nic ze sobą.

Najczęściej było tak, że nigdy więcej go nie zobaczyłem, w niczym mi nie pomógł i za nic nie zapłacił. A często będąc u mnie zniszczył coś na co musiałem długo pracować i wcale nie miał zamiaru zrekompensować mi tej straty.

Przez takich cwaniaków pewnie umarłbym z głodu. Ratowała mnie tylko jedna rzecz. Na tyłach gospody miałem mały gaj oliwny. Za nim wybudowałem taką małą szopkę/ stajenkę. Nie wiem jak to nazwać. Gaj oliwny zasłaniał ją tak, że z okien gospody nie było jej widać. I całe szczęście. Pewnie by się śmiali, że ja taki poważany i majętny człowiek (tak myśleli) gdzieś za tą piękną prestiżową gospodą posiadam takie coś. Miałem tam różne zwierzęta. Z tego co pamiętam zawsze była Krowa, Koza, Owce, kilka Kur, Kaczki Indyki. Kiedyś do stajenki przyleciał duży biały gołąb, zrobił sobie gniazdo i tak został. Były takie dni, że gdyby nie ta stajenka to naprawdę byłoby słabo. Myślę, że dzięki niej w ogóle jeszcze żyję. Te zwierzęta mnie karmiły, nie zjadałem ich ale dostawałem od nich mleko, jajka itd. Dawały jeszcze coś. Nic zaskakującego, ale zwierzaki srają. Nauczyłem, się że to gówno może być przydatne. Trzeba znaleźć odpowiedni grunt, zasadzić odpowiednie ziarna i wywalić gówno z wnętrza na zewnątrz. Niezłe plony można wtedy zebrać i nakarmić się tymi roślinami, które na tym wyrosną. Lepiej czułem się kiedy szedłem do tej stajenki dać wodę i jedzenie zwierzętom niż wtedy kiedy byłem w gospodzie i usługiwałem innym ludziom. Często wolałem też w ciszy wywalać gówna ze stajenki niż słuchać “gówien” od niektórych ludzi którzy przychodzili do gospody. No i ten biały gołąb. Cieszyłem się, że przyleciał. Czułem spokój kiedy wiedziałem, że On tam jest.

 

No i co? No i przyszedł ten dzień do którego zmierzam. Kocioł był taki w całej okolicy, że ciężko było o jakiekolwiek miejsce przy stolikach, w pokojach, a nawet ulicy. Spis ludności sobie jakiś wymyślili. Już był wieczór, kiedy podbiegł do mnie pracownik.

- Szefu, kurde dziwna akcja. Normalnie bym ich wygnał, ale jakoś nie mogę.

- Weź ty jakoś jaśniej mów do mnie, bo nie mam pojęcia o co Ci chodzi?

- Idź Szef przed drzwi i sam zobacz. Ja tu ogarnę za Szefa.

- No dobra… Nie dość, że taki młyn to jeszcze wpadasz mi z taką dobrą nowiną.

- Co Szefie powiedziałeś?!

- Nic takiego, idę już tam.

- No to słyszałem, ale na końcu? Już mi chyba ze zmęczenia coś się dzieję z głową bo jak Szef mówił to na końcu słyszałem jakby ktoś zaśpiewał.

- Michał!!! Znowu, żeś się schlał na zapleczu ?

- Nie no Szefie jak? Ale serio co Szef wtedy powiedział na końcu?

- …czekaj, Aha, że mi wpadasz w takim młyn z “dobrą nowiną”

- Słyszałeś to Szefie ?!

- Co ?!

- Znowu jak mówiłeś “Dobra nowina” to słyszałem jakąś muzykę jakby jakiś chór…

- Dobra Michał, nie mam na to teraz siły. Ty latasz i opowiadasz mi co chwilę co się wydarzyło, a ten Twój kumpel Gabriel… Ten za to zawsze jak z Nim rozmawiam to opowiada mi co się wydarzy. Nie chce mi się teraz o tym mówić nawet. Gdzie są Ci Ludzie o których mówiłeś? Przed Drzwiami?

- Tak, przed Drzwiami.

Przebijałem się jakoś przez tłum w mojej gospodzie, żeby dojść do drzwi. Dlaczego właściwie On mi nie powiedział o co chodzi dokładnie? I w ogóle dlaczego ja tam idę skoro nawet nie wiem w jakim celu i do kogo? Ręce mi się zaczęły trząść.

- Co się ze mną dzieje? - powiedziałem cicho.

Otworzyłem drzwi, spojrzałem na ulicę. Zobaczyłem kobietę, która siedziała na jakimś ośle. Była w ciąży, chyba na samym końcu tej ciąży. Biło od niej jakieś niewytłumaczalne piękno, spokój. Nie potrafiłem oderwać od niej oczu, ale nie było w tym co czułem ani grama męskiego pożądania. Nie doświadczyłem nigdy wcześniej takiego uczucia. Chyba stałem taki zamurowany kilka sekund.

- Dziękuję, że Pan do Nas wyszedł, to Pan jest tutaj gospodarzem tak? - ciszę przerwał mężczyzna, który stał obok.

- Tak, to ja - odpowiedziałem i spojrzałem na człowieka, który mnie o to zapytał.

Co za Mężczyzna? Jak można tak nie dbać o Żonę? O Żonę która jest w ciąży? Nie wiem jak przybysze odebrali wygląd mojej twarzy? Sam nie wiem, czy byłem bardziej zaskoczony, zdziwiony, czy może poczułem coś w rodzaju pogardy dla tego Człowieka? Być może nawet zazdrość? Tak, pojawiła się we mnie zazdrość. Widziałem mężczyznę, który nie potrafił zapewnić swojej brzemiennej partnerce nic więcej oprócz osła. W pierwszym momencie czułem, że Nim gardzę, że jest bezwartościowy. Tylko dlaczego taka cudowna kobieta jest z Nim w tej całej podróży? Ja z pewnością mógłbym dać jej więcej. Zapłaciłbym za jakiś wygodniejszy transport, wynająłbym ludzi którzy by sią Nią zajęli, a ja zostałbym pilnować gospody. Tak aby mogła czuć się bezpieczna, że kiedy wróci niczego jej nie zabraknie. Kobieta siedząca na ośle bardzo szybko wyjaśniła mi jakim jestem głupcem myśląc w ten sposób.

- Coś się stało dobry Człowieku? Nie wyglądasz zbyt dobrze? - powiedziała

- Jak mogłeś pozwolić na to aby Twoja ciężarna Żona podróżowała w takich warunkach? Na Ośle?! - zwróciłem się bardziej do mężczyzny niż do Niej mimo tego, że to Ona zadała mi pytanie. Myślałem, że ten człowiek zawstydzi się po moich słowach i oczekiwałem znaczącego, pełnego wyrzutów spojrzenia Kobiety w jego kierunku. Ale Oni spojrzeli na siebie nawzajem ze szczerym uśmiechem. Józef (bo tak miał na imię) nie odezwał się ani słowem. Dziwne, przecież powinien się bronić kiedy go zaatakowałem. Maria (tak jej było na Imię) zwróciła się do mnie bez cienia gniewu. Biła od niej miłość i troska kiedy powiedziała

- Dobry Człowieku, dlaczego nie zapytasz Mnie czy w ogóle zależało mi na tym, żeby podróżować w inny sposób? I dlaczego myślisz, że mój Mąż może mi na cokolwiek pozwalać lub czegokolwiek mi zabraniać?

Nie rozumiałem co do mnie mówi. Mąż zawsze pozwala, albo zabrania robić różne rzeczy swojej Żonie. A Żona robi to samo jeśli chodzi o Męża. Przecież to normalne. Ale co mnie to właściwie obchodzi? Niech sobie żyją tak jak chcą. Nie odpowiedziałem na Jej pytanie ponieważ moją uwagę przykuło coś zupełnie innego.

- Dlaczego zwracasz się do mnie w ten sposób? - powiedziałem.

Wydawała się być zdziwiona.

- W jaki sposób? - zapytała.

- “Dobry Człowieku”. Nie znasz mnie. Skąd możesz wiedzieć kim jestem?

- Nie jest trudno zauważyć, że jesteś Człowiekiem.

- Bardziej chodziło mi o to, że nazywasz mnie “dobrym”.

Znowu się do siebie uśmiechnęli.

- Jesteś Człowiekiem. Więc nie ma innej możliwości. Z pewnością jesteś dobry.

Dziwna Kobieta, dziwna sytuacja. Dlaczego Ona rozmawia ze mną, a nie jej Mąż? Dlaczego On się o Nią nie troszczy? Nagle zobaczyłem nad Nią mojego białego Gołębia. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wylatywał z mojej stajenki. Nie dawał się też nigdy złapać, nigdy nawet go nie dotknąłem. Gołąb chwilę polatał nad ich głowami, po czym usiadł tuż przed nią na ośle. Głowę oparł o jej brzuch, a Ona głaskała go po karku.

- Dobry Człowieku, znowu wyglądasz jakby coś się stało. Czy to za sprawą tego ptaka?

- Tak… To Mój Gołąb. Ale On nigdy…

- Jak to “Twój”? - przerwała mi zdziwiona

- Mój, na pewno. Ma swoje gniazdo w stajni za moją gospodą.

- Aha. Czyli mieszka w Twojej stajni tak? Ale cały czas nie rozumiem dlaczego mówisz, że jest Twój?

- Skoro mieszka w mojej stajni to jest mój.

- A skąd On się tam wziął?

- Nie wiem. Przyleciał kiedyś i tak został.

- Czyli wybrał twoją stajnię, żeby stała się jego domem? Czy myślisz, że jeśli On wybrał Ciebie lub Twój budynek na schronienie to stał się Twoją własnością?

Nie wiedziałem co jej odpowiedzieć. Miała za chwilę rodzić a rozmawia o gołębiu? Po co? Nie zdążyłem zapytać, Maria mówiła dalej.

- Może bardziej chciał być z Tobą, niż być Twoim? Może nawet Ty bardziej jesteś Jego bo to On wybrał Ciebie?

Za dużo było tych jej pytań. Pytań na które, nie potrafiłem odpowiedzieć. I właściwie nie wiem czy Maria oczekiwała ode mnie odpowiedzi. Pełno ludzi w mojej gospodzie, a Oni z tym swoim dziwnym, nie normalnym spokojem zabierają mi czas.

- Zostawmy tego gołębia. Mogę coś dla Was zrobić? W jakim celu chcieliście się ze mną zobaczyć? - zapytałem

- Myślę, że się domyślasz. Jest już późno, a ja prawdopodobnie dzisiaj będę rodzić. Potrzebujemy jakiegoś noclegu.

- Czy Wy widzicie co tu się dzisiaj dzieję? Mam przepełnioną całą gospodę. Nie mam żadnych wolnych miejsc. W każdym pomieszczeniu dałem dzisiaj schronienie większej ilości osób niż mogę przyjąć. Nie mogę teraz nikogo wyrzucić.

- Czyli miałam rację. Jesteś Dobrym Człowiekiem… Przyjdzie czas, że staniesz się też dobry dla siebie. Ale ja nie chciałabym chronić się w Twojej gospodzie. Nienawidzisz tego miejsca, a ja nie chcę urodzić mojego Syna w miejscu, którego nie kocha jego gospodarz.

Skąd przyszło jej do głowy, że nienawidzę tego miejsca? Właściwie to tak było. Skąd wiedziała?

- To naprawdę nie wiem jak mogę Wam pomóc.

- Nie musisz wiedzieć. Wspomniałeś coś o tej stajni w której mieszka gołąb który Ciebie wybrał. Może My wybierzemy tak jak On?

- Chcesz urodzić Syna w jakiejś szopie? Tam gdzie mieszkają zwierzęta ? - Ona była chyba niespełna rozumu!

- A dlaczego nie? Zdarza się, że zwierzęta są lepsze niż ludzie. Poza tym wydaje mi się, że ty sam wolisz tamto miejsce od tej pięknej gospody. Gołąb też wolał przylecieć tam, a nie tu. No i będziemy razem z naszym osłem. Znajdziesz dla niego miejsce w swojej stajni?

Dla mnie to było totalne wariactwo. Kobieta chce rodzić w stajni i chce żeby razem z Nią był jej Osioł? Przez chwilę myślałem, że zwariowałem albo, że to jakiś żart. Ale Oni wyglądali bardzo prawdziwie i na pewno nie żartowali. I ten dziwny Józef. Pozwalał jej mówić, nie przeszkadzał jej. Najzwyczajniej był razem z Nią. Jedną ręką trzymał Osła, a drugą dłoń Marii.

- Nie podoba mi się ten pomysł, ale to Wasz wybór. Idźcie na tyły gospody. na pewno znajdziecie stajnię. Nie chcę od Was żadnej zapłaty za taki nocleg. Nie potrafię też być przy Was bo wolałbym tego nie widzieć. Jeśli będziecie czegoś jeszcze potrzebować to przyjdź do mnie. - powiedziałem kierując wzrok na Józefa.

- Dziękuje Ci dobry Człowieku. Mój Syn na pewno będzie Cię kochał całym sercem.Jeśli będzie trzeba to odda za Ciebie swoje życie. - Maria powiedziała to z wielkim spokojem. Tak jakby to było takie zwyczajne i jakby była tego pewna.

- Nie ma za co. To tylko stajnia.

- Kiedy ktoś Ci dziękuje to znaczy, że ma za co dziękować. Proszę Cię nie mów w ten sposób. Mówisz, że to tylko stajnia, a dla Nas to dużo więcej niż “tylko”.

- Mogę już wrócić do swoich obowiązków? Poradzicie sobie?

- Poradzimy sobie, ale nie wiem czy możesz wrócić do swoich obowiązków. To nie My o tym decydujemy co Ty możesz robić. Jeśli chcesz to wracaj.

Ta Kobieta mówiła w taki sposób, że nie wiedziałem co mam robić. Co z tego, że tak naprawde nie chcę wracać do tych obowiązków. Mogę sobie nie chcieć, ale muszę.

- To wracam. Odwiedzę Was rano kiedy będę karmił zwierzęta. Dobrej Nocy.

- Dobrej nocy.

Odwróciłem się od nich w stronę drzwi. Były otwarte, a w progu stała moja Żona. Okazało się, że słuchała całej rozmowy. Miała załzawione oczy i zapytała.

- Dlaczego ?

- O co Ci chodzi znowu? Co dlaczego? Co miałem zrobić? Chcieli do tej stajni to poszli do stajni. Czy Ty zawsze musisz mieć do mnie jakieś pretensje? Co bym nie zrobił to zawsze jest źle! - nie znosiłem tych jej wyrzutów na każdym kroku. Zawsze się starałem, żeby miała wszystko czego potrzebuje. Nigdy nie obarczałem jej swoimi problemami, a tu znowu bez powodu jakieś głupie pytania!

- Co dlaczego!? - powtórzyłem.

- Dlaczego nie mógłbyś czasami być jak On?

- Jak kto? Jak osioł? - nie wiem dlaczego zawsze wkładałem jakieś szyderstwo w odpowiedź kiedy zadawała jakieś dziwne pytania.

- Wiesz, że chodzi mi o Józefa.

- A w czym ja niby jestem od niego gorszy? Chyba tylko w tym, że On ma mądrzejszą i piękniejszą Żonę niż ja! I co Ona od niego dostaje?! Ciężarna podróżuje na ośle, za chwile będzie rodzić w śmierdzącej stajni w towarzystwie zwierząt. Tego chcesz? Ty nie doceniasz ani trochę tego co dla Ciebie robię! Nie denerwuj mnie bo dzisiaj mam już wystarczająco dużo rzeczy na głowie.

- Ale On.

- Co On ?! - Czyżby lepiej ode mnie wyglądał? Chyba nie. O co jej chodzi?

- On pozwolił Jej mówić… On się do Niej uśmiechał… On z Nią był… On trzymał Ją za rękę. A zresztą i tak nie zrozumiesz! Po co Ja Ci w ogóle to mówię! - odwróciła się wbiegła do środka.

- Może jakbyś była taka jak Maria to ja bym był taki jak Józef! - krzyknąłem do niej, ale nie wiem czy usłyszała. Nie dość, że pełno ludzi, jacyś dziwni Goście to jeszcze Ona mi dokłada. Zajmę się lepiej pracą bo z Nią i tak się nie da rady porozumieć w żaden sposób.

 

Pracowałem do późna. Chciałem się zdrzemnąć chwilę nad ranem ale było zbyt jasno. Jakaś kometa czy gwiazda dawała taki blask, że czułem się jakby był dzień. Najgorsze było to, że wisiała Ona na niebie idealnie nad moim domem i świeciła w okna. Przyszedł poranek i po nieprzespanej nocy wiedziałem, że trzeba iść nakarmić moje zwierzęta. Nie dawało mi też spokoju to co działo się z Marią i Józefem. I mój biały gołąb. Co z nim? Wrócił do stajni czy gdzieś odleciał? Wyszedłem z domu, uderzyła mnie dziwna cisza pomieszana z jakimś hałasem w mojej głowie. Powietrze zazwyczaj miało jakiś zapach, potrafiłem określić co czuję, ale nie dzisiaj. Niby czułem zapach kwiatów przed domem, smród nieposprzatanej jeszcze gospody, czułem stajnie. Tylko, że czułem to wszystko jednocześnie, ale też wszystko razem, czułem wszystko i nic. Słońce zaczynało wschodzić, nie było go jeszcze widać i było jednocześnie już jasno, ale też jeszcze ciemno.

- Co za dzień !? - pomyślałem

- Jest cicho i głośno. Ciemno i jasno. Czuję wszystko i nic. Chyba coś ze mną nie tak.

Wszedłem do stajenki. Maria siedział nad swoim nowo narodzonym Synem. Józef stał obok, patrzył na tego małego Chłopca i przytulał Żonę.

- Widzę, że jest dobrze, cieszę się. Potrzebujecie coś dla siebie lub dla Dziecka ?

- Nie, teraz mamy już wszystko i jesteśmy Ci bardzo wdzięczni, że pozwoliłeś Naszemu Synowi urodzić się w tym miejscu - powiedziała Maria

- Nie jest to chyba nadzwyczajne miejsce?

- Jest. Mój Syn nie mógłby się urodzić w żadnym innym.

- A jak będzie miał na imię?

- Jezus. I będzie Królem - Maria się uśmiechnęła.

- Okoliczności jakoś nie pasują mi do narodzin Króla - też uśmiechnąłem się do Nich wszystkich.

Spojrzeli zaskoczeni i Maria spytała:

- Dlaczego?

- Król urodził się w stajni do której przyjechał na ośle?

- A dlaczego nie?

- Królowie rodzą się w pałacach, zamkach i raczej nie jeżdżą na osłach.

- W pałacach rodzą się dzieci Królów, a nie Królowie.

- Czyli Książęta ?

- Mogą być książęta. Dużo ludzi czeka przez całe, życie na Księcia na białym koniu. Na Księcia który ma pałace i zamki. A Król, może przyjechać na ośle i urodzić się w stajni. Książe jest często wyniosły, nie chce rozmawiać z byle kim. Większość ludzi uważa za gorszych i często jest tak, że nie może doczekać się Śmierci prawdziwego Króla. Bo wtedy on będzie władał wszystkim… Biedak nie wie tylko, że bycie Władcą, nie oznacza bycia Królem.

- Nie rozumiem Cię Mario? Mówisz strasznie skomplikowane i niepojęte dla mnie rzeczy, ale zaczynam lubić Ciebie słuchać.

- Władca rozkazuje. Oczekuje, że każdy będzie mu posłuszny. Nie ma dla niego znaczenia, czy jego poddani są szczęśliwi. Oni mają wypełniać jego wolę i dostarczać mu wszystko, żeby mógł sobie siedzieć za murami w swoim pałacu.

- A Król?

- Król jest sługą.

- Król sługą ?!

- Tak. Posłuchaj. Bycie Królem do bardzo trudna służba. Będąc Królem służysz swojemu ludowi, zapewniasz mu naukę, budujesz szkoły. W szkołach uczysz prawdy o swoim Królestwie. Uczysz też prawdy o innych Królestwach. Tworzysz, sądy i policję aby ktoś niesprawiedliwy nie mógł skrzywdzić innych. Budujesz szpitale, aby lud był zdrowy na ciele. I budujesz Świątynię aby był zdrowy na duchu. Tworzysz Armię, która będzie broniła Twój lud. Armia nie będzie przekraczała granic Twojego Królestwa. Ale nie pozwoli też nikomu z zewnątrz krzywdzić Twojego Ludu A najważniejsze, że pozwalasz być każdemu takim jakim chce, pozwalasz każdemu robić to co chce. Choć będzie Ci czasem przykro to pozwalasz każdemu swobodnie opuścić granice swojego Królestwa. Może być tak, że nawet nie będziesz miał żadnych służb które będą pilnowały tych granic, ale w szkołach nauczysz poddanych gdzie One są i dlaczego akurat w tym miejscu. Żeby to wszystko zrobić Król musi wiedzieć jak to zrobić. Król musi się nauczyć. Król musi poznawać dokładnie swoje Królestwo i starać się poznać wszystkie inne Królestwa.

- Uczę się od Ciebie ciekawych rzeczy Mario, ale nie potrafię ich tak szybko przetrawić.

- Nie próbuj szybko, przypomną Ci się w odpowiednim momencie.

Maria na wszystko miała łagodną i spokojną odpowiedź. Odpowiadała tak delikatnie, a zarazem z wielka pewnością siebie. Nie sposób było ich nie polubić. Można nawet powiedzieć, że w jakiś sposób ich pokochałem. To wręcz niemożliwe, a jednak tak jest. Pokochałem ich w kilka godzin po kilku chwilach rozmowy.

- Dziś wyjeżdża duża część Gości z gospody, przygotuję Wam pokój - nie zdążyłem skończyć kiedy Maria mi przerwała.

- Ale My o to nie prosiliśmy - powiedziała zdziwiona.

- Nie musicie płacić, bądźcie moimi Gośćmi - znowu jak głupi myślałem, że chodzi o pieniądze.

Maria była zaskoczona, ale oczywiście odpowiedziała z uśmiechem na ustach.

- Nie w tym rzecz. Mówiłam Ci wczoraj, że chcemy być w miejscu, które jest kochane przez jego Gospodarza. Gospody nienawidzisz, wiesz o tym.

Wiedziałem o tym. Gospoda zawsze była nie dla mnie tylko na pokaz. Chciałem ich namawiać na przejście do gospody, ale wiedziałem, że to Nie ma sensu.

- Dobrze. Zatem możecie tu zostać tak długo jak będziecie potrzebować. Jeśli będę mógł w czymś pomóc to jestem na miejscu. Zresztą i tak będę przychodził do Was.

- Zostaniemy kilka dni, aż nasz Syn nabierze sił, aby udać się w podróż do domu - Maria pogłaskała spokojne niemowlę po głowie.

- Cieszę się, że zostaniecie. Dobrze się czuję w Waszym towarzystwie.

- Nam jest tu bardzo dobrze, jesteśmy Ci bardzo wdzięczni. Bardzo możliwe, że za kilka dni przyjedzie do Nas trzech Gości. Czy będziemy mogli ich tutaj przyjąć?

- No to może chociaż na przyjazd Gości dam Wam pokój w Gospodzie - zapytałem.

- Nie rozmawiajmy więcej o gospodzie - powiedziała stanowczo Maria. Wiedziałem, że ostatni raz im to zaproponowałem.

 

No i zostali. Coraz częściej bywałem w stajni a coraz rzadziej w gospodzie. Gospoda przestała mnie interesować. Już miałem dość tej gospody. Chciałbym, żeby spłonęła. Sam nie miałem odwagi jej zamknąć. Chciałem, żeby coś zrobiło to za mnie.

Po kilku dniach przyjechali zapowiadani przez Marię Goście. Pierwszy raz miałem okazję kogoś takiego widzieć. Wyglądali jak jacyś królowie, ale powiedzieli, że są mędrcami. Przybyli do Marii i Józefa, a właściwie do ich syna. Złożyli pokłon niemowlakowi, przekazali dary i odjechali. Mówili, że trafili do mnie dzięki komecie. Tak tej komecie, która nie dawała mi spać. Pokłon niemowlakowi? O czym Oni wiedzieli? Kim będzie to dziecko? Dla mnie było to niewyobrażalne. Nie mogłem tego zrozumieć.

Po kilku dniach od wizyty Mędrców Maria i Józef wyjeżdżali. Wyszedłem ich pożegnać. Nie mogłem wytrzymać i zapytałem:

- Kim będzie Wasz syn? To nie jest zwyczajne dziecko? Mam rację?

Spojrzeli na siebie znowu z tym serdecznym uśmiechem i oczywiście odezwała się Maria:

- To nie tylko Nasz syn. To syn Boga. Będzie Królem - powiedziała.

- Czyim Królem? Królów jest wielu. Co On takiego zrobi?

- Odda za Ciebie życie. Za Ciebie i za wszystkich ludzi. I nauczy Cię, że czasem trzeba umrzeć aby móc urodzić się na nowo. Ale nie musisz czekać na jego nauki. Jak czujesz potrzebę narodzenia się na nowo to musisz uśmiercić starego siebie.

- Zapamiętam te słowa. Być może kiedyś je zrozumiem, teraz nie potrafię. Żegnajcie.

- Niech Bóg ma Cię w swojej opiece Dobry Człowieku - to były ostatnie słowa jakie usłyszałem od Marii.

 

Po ich wyjeździe nie mogłem dojść do siebie. Przebywanie w gospodzie wręcz mnie zabijało. Zacząłem po raz kolejny pić. Piłem z gośćmi potem piłem nawet sam. Chciałem zajmować się stajnią i zwierzętami ale nie miałem na to siły. Wszystko zaczęło upadać. Nie dbałem o swój interes. Wywalałem klientów, żeby nie zawracali mi głowy, pracownicy poodchodzili. W końcu odeszła też, Żona. Wcale mi to nie przeszkadzało, nawet się ucieszyłem. Ona wolna, ja wolny.

Pewnego dnia jakimś przypadkiem pojawiła się w Gospodzie kobieta. Mimo iż byłem pijany, poczułem coś dziwnego. Zaczęliśmy dużo rozmawiać, mieliśmy wspólny język. Dziwne to było, ale od samego początku się dogadywaliśmy. Potem jakoś szybko się to wszystko potoczyło. Do gospody nie wchodziłem, zbudowałem sobie małą chatkę obok stajni. Kobieta, którą poznałem zamieszkała tam, ze mną. Przestałem pić. Z Nią i w pobliżu moich zwierząt czułem się jak nowo narodzony… No tak, Maria przecież powiedziała: “Jak czujesz potrzebę narodzenia się na nowo to musisz uśmiercić starego siebie”

 

Tak, teraz wszystko rozumiem.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Noico1 3 miesiące temu
    Ten finał jest chyba jakąś kpiną, bo nie pasuje do całości. Ale generalnie bardzo udane opko.
  • Ad Aś 3 miesiące temu
    W sumie ciężko się z Tobą nie zgodzić bo szału "ni ma". :) Tyle że to miało być trochę metaforą do tego co się wydarzyło u mnie w życiu.... Chyba skrótem za bardzo poleciałem... Dzięki
  • droga_we_mgle 2 miesiące temu
    Mówiłam, że przeczytam :)

    Charakterystyka gości to moim zdaniem najlepszy fragment tego opowiadania.
    Ciekawe spojrzenie na Świętą Rodzinę. (A Michał i Gabriel... 😉) Podoba mi się też małomówność Józefa - nawiązanie do tego, że w Biblii nie wypowiada ani słowa? :)

    I tak, w zakończeniu zdecydowanie za bardzo skrótem poleciałeś. Szanuję Twoje doświadczenia, ale wrzucone tutaj w taki sposób zabiły tę końcówkę z literackiego punktu widzenia.

    Na pewno jednak nie żałuję lektury. No i nie ma to jak opowiadania o Bożym Narodzeniu pod koniec lutego... :))

    Pozdrawiam ~
  • Ad Aś 2 miesiące temu
    Korci mnie żeby zmienić zakończenie, ale ono cały czas trwa więc chyba poczekam jeszcze..
    Małomówny Józef - tak, nawiązanie do tego co w Biblii, ale też do tego jak teraz we współczesnym świecie potrafi wyglądać podział, żeńskiej i męskiej energii, taki przeciwstawny do stereotypu.

    Dziękuje - ktoś nareszcie wyłapał Michała i Gabriela :) a mi to takie oczywiste się wydawało :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania