Bez tego nie było tu nic I
W pierwszych latach Imkas, planety podobnej do Ziemi, stworzona została rasa zwana Auritia. Nie różnili się oni od ludzi, przypominali ich z wyglądu, jednak potrafili czerpać Energię ze świata, a ta dawała im niesamowite zdolności, które zależały od rodziny, charakteru, a nawet płci, wieku czy koloru włosów. Po upływie kilkuset lat doszło między Auritianami do podziału. Ci, którzy kochali Wielką Nu, gwiazdę, co ustalała bieg dni, chcąc mieć do jej światła jak największy dostęp, przenieśli się w Białe Góry i zaczęli budować na ich zboczach wysokie, białe domy ze strzelistymi wieżami i wielkimi oknami. Przez ich miłość do gwiazdy zaczęto nazywać ich Nuritianami, wyróżniali się oni cierpliwością i opanowaniem, rzadko pokazywali emocje, skórę mieli bladą, włosy kręcone lub falowane, koloru złotego lub nawet całkiem białe, oczy jasne, najczęściej niebieskie lub zielone. Nie walczyli dobrze, jednak świetnie władali Energią i nikt nie mógł im w tym dorównać. Przeciwieństwem Nuritian byli Kuritianie. Mieszkali oni w lasach i na brzegach jezior, byli impulsywni, łatwo wpadali w gniew, ale zapominali szybko i zawsze się śmiali. Włosy mieli czarne, a skórę bledszą od braci z Białych Gór. Uwielbiali walkę, a całą Energię poświęcali na udoskonalanie mieczy, przekazywanych z ojca na syna.
Nikt nie pamięta czego dotyczył spór, może to dumni Nu nie chcieli przyznać się do błędu, a może waleczni Ku szukali zaczepki, jednak tyle bólu, łez i przelanej krwi z pewnością nie było tego warte.
I tam, pośród śmierci i zniszczenia, stał on- groźny, z twarzą pobrudzoną krwią, włosami jak nocne niebo- i ona- przerażona, niewinna, z oczami błękitnymi jak ocean, wpatrzonymi w jego mroczne oblicze. I to tam, pośród chaosu, z miłości, która nie miała prawa bytu, narodził się pierwszy płomień, pierwszy promyczek nadziei, pierwsza z Ru.
***
-Tak właśnie brzmi historia rodu Rutian, Auritian z włosami jak ogień, i ognistym charakterem, idealne połączenie Nu i Ku. Pochodziła z niego poprzednia władczyni naszego królestwa, Inil Płomienna, żona Ekirina Błyskawicy -Vaus, młody, wysoki Kuritianin z czarnymi oczami, długimi do ramion włosami związanymi w niechlujnego kucyka, zerknął z nad grubej księgi na swe rodzeństwo. Młodszy od niego o kilka lat Astel, z krótszymi i bardziej kręconymi włosami i błękitnymi oczami, wyglądał jakby miał w tej chwili zasnąć na krześle. Bliźniaki, Ruux, dziewczynka o zielonych oczach, z rudymi włosami do kolan, dwiema małymi kitkami po bokach głowy, i Espe (idealna kopia samego Vausa, tylko że piegów więcej), spały już prawdopodobnie od kilku minut.
-Możesz ich nauczyć czytać, ale słuchać cię i tak nie będą -ziewnął Astel.
-A cichaj, dzieci to dzieci, muszą spać -warknął Vaus wstając i odkładając książkę- poza tym czytam im właśnie po to, żaby zasnęły.
-I nie czuły głodu, bo starszy braciszek to nie kobieta i nie umie gotować...?
-Ty też zaliczasz się do starszych braciszków.
-Nie dla ciebie.
-To nie pyskuj!
-O jaa, kłócą się -stwierdziła Ruux rozbawiona, spoglądając na nich ospałym wzrokiem. Bracia jednocześnie spojrzeli w jej kierunku z zaskoczonym wyrazem twarzy. Zaczęła się śmiać.
-DOBRA! JUŻ! Już, już -krzyknął najstarszy wymachując śmiesznie rękami nad głową- Ukhm, moi drodzy uwaga, moi drodzy, dziś wybieramy się, zgodnie z tradycją, do miasteczka, na obiad- wygłosił uroczystym tonem. Cisza.- Wiem, że nie nadaję się na matkę, ale trochę entuzjazmu, no...-jęknął i zwiesił głowę.
-Ale braciszek wie, że już mu się więcej w sklepie zadłużyć nie pozwolą, prawdaaa? -Ruux przewróciła oczami.
-He, a kto powiedział, że mam zamiar coś kupować? -przymrużył oczy z chytrym uśmiechem. Siostra uśmiechnęła się na znak zrozumienia.
-Chodź! -skoczyła na brzuch Espy. Odpowiedział jej stłumiony jęk.
***
Targowisko w Es Snovilior było ogromne. Równolegle do siebie stały stragany na których sprzedawano jedzenie, ubrania, zabawki i wiele innych rzeczy. W końcu Es Snovilior było stolicą Drugiego Królestwa. Tutaj też znajdował się pałac królewski. Stał on na obrzeżach miasta, otoczony kamiennym murem, jasnobrązowy, z trzema niskimi wieżami i niezliczonymi wąskimi, długimi oknami. Większość mieszkańców nigdy nawet nie widziała go z bliska. Większość też nie pamięta tego, co stało się wtedy, 10 lat temu...
***
-To bardzo ważny dzień dla całego królestwa. Najmłodsze dzieci królewskiej pary obchodzą swoje pierwsze urodzi- nah...to brzmi durnie! -warknęła Rutianka Inil krzyżując ramiona i robiąc obrażoną minę.
-Przemówienia to nie twoja mocna strona, kochanie? - do pokoju wszedł młody Kuritianin, Ekirin.
-Żebyś wiedział! Jeszcze się na ciebie patrzą, śmieją, z ciebie, do ciebie...-westchnęła nadymając policzki. Podszedł do niej od tyłu, objął ją i pocałował w skroń.
-Hej, spokojnie, ja będę przemawiać, okej? -szepnął jej do ucha.
Wyrwała się z nagle jego objęć. Król spojrzał na nią zdezorientowany, co zrobił nie tak?
-O nie! Ja tu rządzę i ja będę przemawiać!- roześmiała się kładąc ręce na biodrach.
-Taaak? A czy to nie król jest przypadkiem ważniejszy? -uśmiechnął się.
-Czy ja wiem? Co to za mężczyzna bez kobiety? -zrobiła krok w jego stronę.
-Czy ktoś się ze mną kłóci?
-Idiota! -dłoń roześmianej Inil wylądowała na twarzy męża z głośnym plaśnięciem.
-Au! -zatoczył się do tyłu i usiadł na podłodze zakrywając twarz obiema dłońmi. Kobieta w sekundę klęczała przy nim.
-Ajajajaj! Wybacz! Przepraszam, nie chciałam, no, idioto, no -położyła dłoń jego ramieniu i przechyliła głowę by spojrzeć mu w twarz.
-Mam cię! -mężczyzna zgarnął ją szybko w niedźwiedzim uścisku. Zaczęła się śmiać.
-Idiota! Nie strasz mnie!
-Bracie? -do pokoju zaglądał Niv, Nuritianin, młodszy brat Ekirina, który przyjechał z Białych Gór specjalnie na uroczystość- przeszkadzam?
Para zastygła w bezruchu, jak dzieci przyłapane na podkradaniu słodyczy. Spojrzeli na niego, potem na siebie, po czym poderwali się do góry strzepując nieistniejący kurz z ubrań.
-Nie no, my ten, no tylko...-zająkał się zakłopotany mężczyzna i zaczął pocierać nerwowo kark dłonią.
-Potknęliśmy się! - Inil energicznie poczochrała czarne włosy męża.
Niv spojrzał na nich dziwnie, unosząc brew w niemym pytaniu.
-Un, wasz syn was wzywa, przy okazji -uśmiechnął się.
-Na wezwanie syna, żono ma! -Ekirin wybiegł z pokoju czym prędzej, unosząc pięść w zwycięskim geście. Królowa uszczypnęła się w grzbiet nosa, westchnęła, po czym też wyszła.
***
Późnym wieczorem, po ceremonii urodzinowej, wszystkich wykwintnych ucztach, na które zaproszony był każdy, kto chciał przyjść, po tańcach i innych zabawach, gdy zamek już opustoszał, królewska para wreszcie miała chwilkę dla siebie i rodziny, więc wybrali się na spacer po ogrodach. Królowa, w pięknej, zielonej sukni, i z małym synkiem na rękach, król, w czerwonej szacie z jedyną córką w ramionach. Obok nich szedł Niv, prowadzący za rękę ich 6-letniego syna, a przed nimi biegał najstarszy, 11-letni syn. Cisza, spokój, normalny wieczór. Nagle usłyszeli trzask.
-Uważaj! -krzyknął Ekirin i skoczył przed najstarsze dziecko, ratując je przed spadającym drzewem.- Co do-
Cichy brzdęk metalu i w ułamku sekundy królowa miała przystawiony nóż do szyi. Za nią stał mężczyzna w kapturze zasłaniającym twarz. Wstrzymała oddech. -Ani. Drgnij.-szepnął mężczyzna.
-Ty! -Niv już był przy nim z użyciem Energii kopnął go w bok głowy, napastnika odrzuciło na kilka metrów, nóż wypadł mu z ręki. Reakcja królowej była natychmiastowa.
-Niv! Zabieraj dzieci i zjeżdżaj stąd!
-Ale-.
-Jazda! -desperacja i strach wyraźne w jej głosie.
-Idź. -Niv spojrzał na śmiertelnie poważną twarz brata. Wziął trójkę młodszych na ręce.
-Va! Va, chodźże, nie ma czasu! -krzyknął do najstarszego, jednak on stał jak sparaliżowany. Nie mógł się ruszyć, chodź chciał biec, szybko, jak najdalej, ale nie mógł.
Człowiek podniósł się i już był za nim. Chłopiec obrócił głowę, przerażenie wyryte na jego twarzy, łzy napłynęły mu do oczu, świat jakby zwolnił, zamknął oczy, gotowy na ból.
Zamiast tego poczuł wiatr i dźwięk zderzającego się metalu.
Ojciec.
Trzymał w ręce złotego Candrana, miecz rodowy, który zawsze nosił przy sobie. Napastnik także miał miecz. Siłowali się przez chwilę po czym odskoczyli na kilka metrów. Ekirin spojrzał na syna kątem oka, lekko zdyszany.
-Biegnij.
Chłopiec otworzył lekko usta, po czym rzucił się do ucieczki, zaślepiony łzami i strachem.
Przecież jeszcze chwilę temu...
(A/N)
Dobrze, tak więc pierwszy raz coś publikuję... więc jak najbardziej jestem otwarta na krytykę konstruktywną (tylko nie zabijajcie we mnie życia) i dobre rady, co poprawić, nad czym popracować itp. (jakoś trzeba się poprawiać, co nie?) :D
Komentarze (3)
Bardzo motywujące, szczególnie widząc liczbę twych opowiadań (zajrzę do nich na pewno)
To idę pisać więcej :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania