***
Nie wiem, jak powinnam się do Ciebie zwrócić, a przecież właśnie od apostrofy zaczyna się każdy porządny list, tak przynajmniej uczono mnie w szkole. Trudno, mam gdzieś to, co pomyślałaby sobie o moich bazgrołach polonistka z podstawówki, która wpajała mi do głowy podstawy pisania listu. Najważniejsze jest to, jak Ty go odbierzesz.
Może wydaje Ci się dziwne, że w ogóle odważyłam się napisać? Może sądzisz, że jestem kompletną, pozbawioną wstydu idiotką, która teraz zamierza zrobić z siebie ofiarę i jeszcze bardziej się pogrążyć? No cóż, na to czy się pogrążę, czy nie, nie mam żadnego wpływu, gdyż wszystko zależy od Ciebie, ale nie, nie pragnę zrobić z siebie ofiary, raczej zwyciężoną, a to wielka różnica. Po każdej porażce mogą nadejść sukcesy. Trzeba jednak spróbować się podnieść i żyć dalej. Nie rozdrapywać dawnych, zabliźnionych ran, by nie wdało się nowe, jeszcze groźniejsze zakażenie. Mój list jest poniekąd plastrem na me skaleczenia, balsamem na niezabliźnione rany, które nie chcą albo nie mogą się zagoić. Nie myśl o mnie jako o egoistce, proszę. Może na to nie wygląda, ale ja naprawdę życzę Ci szczęścia. Okazałaś się ode mnie… lepsza? Nie, wybacz, ale myślę, że nie jest to właściwe słowo. Uważam, że nie ma ludzi lepszych i gorszych, a ja nie jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Znienawidziłam Go, gdy powiedział mi, że kocha Ciebie. Wyobrażałam sobie Ciebie jako największego potwora. Patrzyłam w lustro i myślałam, że jesteś o stokroć ode mnie brzydsza, że nie ma na świecie drugiej równie szpetnej kobiety co Ty.
Bardzo dokładnie pamiętam nasze pierwsze spotkanie, lecz nie to, co się na nim działo. Zachowałam jedynie strzępy obrazów i dźwięków, których nie potrafię na nowo pozszywać. Najwyraźniejsze wspomnienia z tamtych kilku godzin to moje uczucia. Tak, znowu tylko „ja”, znowu tylko „moje”, ale… może trudno w to uwierzyć, lecz… naprawdę się zmieniłam.
Przepraszam za to, że chciałam zniszczyć Ci życie. Przepraszam, że nie umiałam zrozumieć, iż zawiodłam, a jedynym sposobem na naprawienie moich błędów jest pozostawienie Was w spokoju.
Proszę, zaopiekuj się moim synkiem i… powiedz mu o mnie, a gdy uznasz, że jest gotowy, przyprowadź go na cmentarz, byście mogli razem złożyć kwiaty na moim grobie. Pozostało mi jakieś pięć miesięcy życia, ale nie lituj się nade mną. Choroba nie usprawiedliwia tego, co zrobiłam.
Nie chcę już dłużej mieszać. Nie chcę już dłużej rujnować życia osób, na których mi zależy. Proszę, bądź dobrą matką dla mojego syna i powiedz mu, że go kocham.
Daj Mu szczęście, którego ja nie potrafiłam Mu ofiarować.
Do niezobaczenia
Natalia
Komentarze (38)
To, co napisałaś, wywołało we mnie uczucie melancholii, za które daję Ci 5 :)
Smutnych...
może Monika??
Liścik oczywiście w porządeczku ;)
A tak poza tym dziękuję za opinię. Kiedy Ty coś wstawisz?
Ps. spójrz jak Ci naspamowałem pod opowiadaniem :D
Jest na prawdę OK czfureczka ; ) Ładny liścik ;)
XOXO :*
Nie przeszkadza Ci, że wszyscy patrzą :D? nie mogłabyś mi po prostu powiedzieć T_T?
kolettatu@wp.pl
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania