“Bezgwiezdne Wieczory i Cztery Zapałki”
KAŻDY człowiek jest etykietą. Niektórzy zrywają to, co najważniejsze z innych, żeby zobaczyć do środka, a jeśli im się nie spodoba to, co widzą, wyrzucą i całą resztę. Są etykietą, bo musisz ją przeczytać, zanim zrozumiesz, co się w kimś dzieje. A może ludzie są tym kubkiem kawy na twoim biurku, do której wsypałeś więcej tego, mniej tamtego i boisz się jej spróbować? Przeszywa cię strach, gdy myślisz o spróbowaniu czegoś ci nieznanego. Nie chcesz, by ktoś patrzył na ciebie, gdy nie jesteś w pełni nieludzko doskonały, nie chcesz, by ktoś cię trzymał, gdy nie siedzisz prosto i nie masz suchych oczu, nie chcesz, by ktoś cię słyszał, gdy masz starty głos, ale nadal prosisz gwiazdy, by ktoś cię kochał? Otulasz się własnymi ramionami, by poczuć się, jakby ktoś był przy tobie i cię widział, kochał. Może jesteś kwiatem zawieszonym przy suficie, o którym wszyscy zapomnieli, nikt cię nie podlewa, więdniesz, umierasz i nie przynosisz już tlenu,a pragniesz, by ci go odcięto.
Idalia miała w dłoni cztery zapałki, cztery szanse szanse, by rozpalić ognisko. Pojechała do lasu, aby połączyć się z naturą, nie patrzeć w telefon, który stopniowo pożerał jej duszę, lecz teraz marzła, stopniowo, we własnej głowie i na własnym ciele. Czuła się jakby jej duszę pokrywał szron układający się w gwieździste, makabryczne wzorki na jej duszy, chłodem wypalające w niej jeszcze większą, ziejącą pustkę. A może każdy był wilkiem? Ten, który płakał po zabiciu nie był lepszy od tego, który oblizywał zęby i w jego oczach płonął triumf. Żałoba nie oczyszcza mroku grzechu jak łzy oczyszczają duszę, oceany są słone, ponieważ od zawsze płaczą, a nikt nie zwraca na nie uwagi, ponieważ nadal są w stanie z nich korzystać.
Jeśli człowiek nie jest artystom, czym jest dusza? Jeśli człowiek nie tworzy, co dzieje się z tą jego częścią, która pragnie patrzeć na gwiazdy i marzyć, pisać, czytać, żyć. Skoro w życiu liczą się jedynie zapałki i pieniądze, nie liczyło się życie. Pierwsza złamała się jak jej serce, podniosła więc drugą. Niewypał.
Przyjaźń jest najokrutniejszą formą kary, a czas najgorszą torturą. Słyszysz, jak szeptają za twoimi plecami, powoli przestają mówić do ciebie po imieniu, które ginie gdzieś w ich głowach, tonie w zakątach duszy, którą kiedyś dały ci znać, nim zamazały etykiety. Niebo nad jej głową było bezgwiezdne.
Trzecia. Każdy człowiek był kłamstwem. Każde słowo i dotyk wypalały na duszy naznaczenie, które nie dawały o sobie zapomnieć. Nie zapomnisz, w twoim życiu nic nie dawało o sobie zapomnieć, nie było w nim światła, a kto bojący się mroku, był w stanie o nim zapomnieć? Unieś dłoń do płomienia, poczuj ciepło, którego nigdy nie zaznałaś od drugiej osoby. Ci, urodzeni w pożarze, zawsze będą myśleć, że tak wygląda miłość. Gwiazdy do niej szeptały, mówiły, kłamały jak ludzie. Wokół było ciemno, pusto, cicho, tak jak w domu i szkole. Wstawała rano, odpalała telefon, rzucała go na łózko, przygotowywała się przez nieskończone godziny, by wyglądać jak ktoś, kim nie była, szła do szkoły, nie zdawała klasy, a na korytarzu śmiali się z niej grupami. Wracała do domu z rozmytym tuszem, nikt jej nie witał, rodzice oglądali telewizje godzinami, gdzie kuchnia i podłogi były zagracone opakowaniami i zerwanymi etykietami. Szła do pokoju, zmywała wszystko z twarzy na ślepo, wyrzuciła wszystkie lustra, by nie spiralować patrząc na własną niedoskonałą twarz. Szła spać, wstawała punkt trzecia trzydzieści, każdy dzień wyglądał tak samo.
Uciekła.
Czwarta. Popatrzyła na bezgwiezdne gwiazdy, coś mignęło, były to jej łzy. Machnęła drewienkiem, nadal spowita była chłodem, jej kończyny wydawały się cięższe, jakby żelazo we krwi zmaterializowało się i pragnęło jej śmierci jak dziewczyny w szkole, piszące jej na każdej aplikacji, aby zacisnęła sznur i przywiązała go do lampy, na którą godzinami patrzyła, czekając, aż jej obraz się nie rozmaże, by mogła liczyć, iż wszystko było nieśmiesznym żartem. Nie miała zapałek ani gwiazd. Widziała jedynie mrok, usłyszała warczenie.
Ludzie byli wilkami, a wilki były ludźmi, ponieważ zabijały bez umysłu i okrutnie. Nie wiedziały, czym była łaska. Wieczór pozostał bezgwiezdny aż do rana, gdy szkarłat etykiety zaczął migotać w świetle jednej, wielkiej gwiazdy, zalewając cztery pęknięte zapałki światłem, którego w ich żywotach brakło.
Zapałki bez ognia były ludźmi bez łaski.
Wilkami.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania