Bezsensowny pudding
Obrócił najpierw kobietę. Blondynkę o jasnej cerze i delikatnych dłoniach. Nie przeszkadzało mu, że są lodowate, martwe. Potrafił zapomnieć o zastygłej krwi kiedyś rozpalającej młode ciało, tworzącej rumieńce na delikatnych policzkach. Dotykał ją jeszcze przez kilka minut, zanim dostrzegł kolejnego trupa, a za nim jeszcze jednego. Cały sznur zwłok. Kobiety, mężczyźni, pomiędzy nimi dzieci, równie spokojne, jakby tylko odpoczywały po trudach tego dnia. Niebo pochmurne nad głowami zwiastowało najgorsze chwile. Wstał ociężale i poprawił marynarkę jakiegoś faceta sukcesu. Przyjemny w dotyku materiał przemawiał za pieniędzmi, które był wart, zanim trafił na barki trupa. A może się nie obrazi? Ile tu leżą? Trzy godziny, cztery godziny, pięć godzin? Nic niewart czas. Trwonili każdą sekundę, bezmyślnie, nie patrząc w przyszłość, tak jakby jej nie chcieli. Życzenie się spełniło. Wstęga życia została przecięta czarnymi nożycami. Zwykły badziew z pierwszego lepszego dyskontu. Równie dobrze ich własne zęby nadałyby się do tego.
Przemaszerował do połowy. Zmiażdżył trzy głowy w najlepszym smaku. Z rozkoszą zamoczył but w mięsistej brei, nasłuchując tego charakterystycznego odgłosu, niby chrupnięcia.
— Ty. Albo ty. — Wskazał na małego chłopca w pidżamie. Posiniały z wyraźnym nacięciem na policzku. — Która godzina?
Nawet wiatr ucichł, czekając na odpowiedź.
— Która godzina? — powtórzył, tym razem groźniej. — Nie wiesz która godzina. A ile masz lat? Nie wiesz.
Zacisnął pięść. Nim minęły kolejne dwie sekundy, prawa stopa zatopiła się w krwawym puddingu o nieznanym smaku. Chętnie by go spróbował. Ale przecież będzie jeszcze ku temu okazja. Wieczór daleko, dzień trwa, rzeź kontrolna się rozkręca.
Kobieta, młoda. Zatrzymał się przy niej na dłużej. Co zrobić? Miał słabość akurat do taki kobiet. A szczególnie upodobał sobie te spokojne godzące się na wszystko. Na każdy dotyk, każde słowo, piękny poemat o jej prawdziwej naturze, jałowym tworze dla zapchania dziury w łańcuchu — suce. Dla tych stracił głowę dawno temu, gdy dopiero zgłębiał tajniki poznania.
Ścisnął jej zimna dłoń, pokaleczoną z powyłamywanymi palcami. Czuł ciepło, ono pochodziło od niej. Chociaż od kilku godzin każda komórka ciała zakończyła żywot. Słyszał teraz krzyki. Należały do niej? Spojrzał na ślad sznura na szyi. Ona wtedy krzyczała na pewno. Krzyczała i prosiła, jęczała z łzami w oczach. Klęczała na kolanach przed tłumem, który ją wydał na pokaz. Bo było im nudno, bo kino zamknęli. Chcieli rozrywki, prawdziwej. Żeby uśmiech zagościł na twarzy. Krwi, im nie było trzeba. A ona krzyczała, płakała. Teraz to widział. Jej dłonie wzniesione w geście modlitwy. Jakby tam był.
Wisząca kukła, twarze roześmiane. Tłum skanduje: Suka na sznur, suka na sznur.
Odszedł od niej z przeciętnym grymasem obojętności. Zobaczył kiepski festiwal, wyłączył odbiornik. Łańcuch trupów ciągnie się dalej. Niektórzy nadal gapią się w niebo nieobecnym już wzrokiem. Liczą baranki, brudne kłęby dymu.
Już mu się znudziło. Przyśpieszył kroku. Każda twarz taka sama. Bezpostaciowe robaki ułożone obok siebie. Kiedyś pełzały i zatruwały wszystko wokoło, od najmłodszych lat. Ale najgorsze jest to, że on do nich należy i nawet z odciętym łbem spacerowałby obok nich.
Komentarze (22)
Jak dotąd creepy-wyborne. Kompletnie nie ma się do czego przyjebać, a sam początek bardzo estetyczny. Dr. Maroka chyba zastepuje Mr. Hyde, bo Ikar leci ku słońcu. Zobaczymy dalej.
"Kobieta, młoda. Zatrzymał się przy niej na dłużej. Co zrobić? Miał słabość akurat do taki kobiet." - takich
Refleksja odnośnie tytułu.
Często masz tytuły z dupy i myślałem, że będzie tak tu, ale nie - jest zasadny.
"Miał słabość akurat do taki kobiet. A szczególnie upodobał sobie te spokojne godzące się na wszystko." - prawdopodobnie:
"Miał słabość akurat do taki kobiet. A szczególnie upodobał sobie te spokojne [,] godzące się na wszystko.
"Krzyczała i prosiła, jęczała z łzami w oczach. " - nie wiem czy nie lepiej "ze"
" Krwi, im nie było trzeba. " - mozliwe, że przecinek out.
"Chcieli rozrywki, prawdziwej. Żeby uśmiech zagościł na twarzy. Krwi, im nie było trzeba. A ona krzyczała, płakała. Teraz to widział. Jej dłonie wzniesione w geście modlitwy. Jakby tam był.
Wisząca kukła, twarze roześmiane. Tłum skanduje: Suka na sznur, suka na sznur." - bardzo łądne.
Finiszuję i już mogę powiedzieć, że tekst jest przejrzysty odbiorczo. Jest zrozumiały, co nie było regułą. Chętnie bym poczytał serię w takim klimacie, ale to jeszcze nie wisienka na torcie.
"Liczą baranki, brudne kłęby dymu." - to jest kapitalne pod star wiersza moim zdaniem.
Tylko jako liczę.
"liczę baranki
brudne kłęby dymu" - strasznie mi sie widzi ten zapis i niniejszym Ci go podpierdalam.
Gut dżop.
Ogólnie jest to zbyt krwawe na moją poranna głowę, choć świetne. Bardzo dobry Twój tekst. Bardzo dobre porównania, niektóre mogłabym tu wyszczególnić jako perełki, np.:
"Na każdy dotyk, każde słowo, piękny poemat o jej prawdziwej naturze, jałowym tworze dla zapchania dziury w łańcuchu — suce. Dla tych stracił głowę dawno temu, gdy dopiero zgłębiał tajniki poznania." - cudowne.
Pozdrawiam.
Starałem się nie przesadzić z tym ;)
Zjadłam przed chwilą sporo pierników i jest mi mdło, a czytanie o trupach sprawiło, że już nie sięgnę dziś po ciastka... To kara za moją łapczywość.
Widzę dużą poprawę w pisaniu, jeśli miałabym porównywać Twoje starsze teksty do tego. Jest trochę mniej dziwnie niż zazwyczaj, ale i tak od razu da się wyczuć Ciebie :) Nie wiem, czy masz mroczną duszę, ale na to wskazywałby gatunek, w który uderzasz prawie za każdym razem.
Napiszesz kiedyś coś weselszego? :)
Pozdrawiam!
No i piąteczka :)
W taki sposób Ciastek stał się Trupem xD
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania