Bezsilność i przebodźcowanie - mój sposób na poniedziałek

Na wstępie : wkurwia mnie absolutnie wszystko od jakiegoś czasu.

 

Nie potrafię precyzyjnie ocenić od jak dawna tak się czuję, wiadomo - dla mnie wygląda to jakby cały świat CAŁE życie próbował mi wsadzić gigantycznego kutasa w dupsko za sam fakt otwarcia oczu codziennie rano.

 

Niestety, przesypianie dnia w poszukiwaniu ratunku przed kutasem nie wchodzi w grę... Wiadomo, praca/długi albo ewentualnie długi/praca to chujowa ale jednak skuteczna motywacja żeby ruszyć dupę z wyra.

 

Gdyby nie to, że zwyczajnie czasami muszę wyjść wyjebać śmieci lub na spacer z psami to najchętniej zamieszkałbym w bunkrze z daleka od tych wszystkich zjebów, potocznie zwanych sąsiadami.

 

Każdy dzień wygląda z grubsza tak samo... Zapierdalam z rana na spacerek w temperaturze minus dziesięć z psami, odprowadzając Żonę kawałek do pracy. Następnie jak już w tym jebanym mrozie pieski się łaskawie wysrają, wracam do domu żeby wyjść na spacer z kolejnym psem.

 

Jak już załatwimy toaletę, psy i koty dostają żarcie a ja mam moment dla siebie.

 

Najlepiej by było, żeby z tego momentu dla siebie skorzystać, niekoniecznie przeznaczając ten czas na "samorozwój" jak na każdym portalu kołczingowym każą to robić czy na jebane porządki w mieszkaniu które nawet nie jest moje i kosztuje mnie w chuj pieniędzy. Na pewno w chuj więcej niż realnie jest to warte.

 

Po tak atrakcyjnym pełnym doznań i stymulacji poranku najchętniej bym poszedł dalej spać lub pograł w ulubione gry których również nie zamieniłem na nic nowego od ponad dziesięciu lat. (OFF top, zabawne... zajmuje się cyberbezpieczeństwem i nowinkami technologicznymi a sam jako człowiek nie mam wgranych najnowszych aktualizacji)

 

Wobec tego biorę oczywiście rozładowanego pada i uruchamiam konsole. W myślach już sobie tuptam jakie to będzie zajebiste grańsko... I chuj, zachciało mi się srać.

 

Jak zwykle w świecie w którym wszystko trzeba robić w pojebanym tempie "na wczoraj" moje sranie zajmuje średnio około pół godziny. Mam tak odkąd pamiętam.

 

Skoro i tak od pół godziny moje plany wyglądają z goła inaczej to zaleje sobie jeszcze yerbe zanim usiąde. Sukces goni sukces i w końcu mam przyjemność zasiądnięcia na fotelu, ponownie połączyć pada, założyć słuchawy i po prostu przenieść się do mojego alternatywnego świata który mimo tego, że zajebanie komuś toporem w łeb w mieście bez powodu jest ogólnie względnie akceptowalne, wydaje się być bardziej bezpiecznym miejscem niż moje osiedle.

 

Żeby nie było, u mnie nie ma jakoś za bardzo patologii. Wiadomo, rzut beretem mam monopolowy więc najebusy są nieuniknionym elementem infrastruktury z którym przychodzi mi się mierzyć niemalże codziennie.

Jako, że w tym prawdziwym świecie morderstwo już jest postrzegane jako zdecydowanie bardziej poważne przewinienie to doszło do tego, że dzisiaj mówią mi "siemanko", jednocześnie machając browarem zamiast ręką gdy dzielnie wyruszam kupić zgrzewkę wody.

 

Wracając do dnia, bo mamy dopiero poranek a ja już zdążyłem z byle powodu wkurwić się na sam fakt temperatury, narzekać na za duże rękawiczki, opierdolić jakiegoś idiotę który zostawił psa z lękiem separacyjnym na chuj wie jak długo pod sklepem i pokłócić z Żoną na pożegnanie.

 

Z pozytywów od dwóch dni nie jebie trupem u nas na klatce... HUkurwaRA!

 

Jeśli jest ktokolwiek ciekaw co może dziać się dalej w tym smutnym jak pizda dniu to proszę! Mam przyjemność pracy w niewdzięcznym zawodzie nagradzającym niewolnicze zapierdalanie - im dłużej i szybciej tym lepiej. Czeka mnie ośmiogodzinny maraton ciężkiej pracy i maskowania opierdalania gdzie tylko mogę żeby nie oszaleć.

 

Jak człowiek ma dać z siebie chociaż dziesięć procent skoro rozładowałem się szybciej niż IPhone na śniegu?

 

Dzielnie pracuję do godziny dwudziestej drugiej... Przynajmniej zdalnie aczkolwiek ma to paradoksalnie porównywalnie dużo minusów do pracy w biurze, po prostu innych.

 

Jakie to minusy? Śpieszę z wyjaśnieniem!

 

Jeśli tytuł na to nie wskazuje to jestem osobą introwertyczną, skracając definicje tej... przypadłości : ludzie mnie wkurwiają. Nie dlatego, że jestem aspołecznym dzikusem, po prostu nie lubię debili i smol toków. Jak przykładowo trzymam drzwi jakiejś piździe, to nie po to, żeby mi opowiadała jak jej miło, jak to dzisiejsza młodzież nie trzyma jej drzwi a najmłodszy wnuk to w ogóle zero kultury. Nie! Trzymam te jebane drzwi żeby jak najszybciej spierdalała.

 

W międzyczasie mojej ukochanej pracuni na szczęście wraca Żona. Kończy pracę o 19, w domu jest koło 20, równie przebodźcowana co ja, więc ani ona ani ja nie możemy się wzajemnie wygadać bo albo nie mamy zwyczajnie na to ochoty żeby rozmawiać albo mamy ochotę rozmawiać tylko o swojej perspektywie. W efekcie obie strony czują się niewysłuchane i niezrozumiane, generuje to konflikt i potencjalnie kolejną kłótnie chuj wie o co. Oczywiście w domyśle jest to celowe działanie drugiej osoby żeby mnie wkurwić, nieprawdaż?

 

Jak już uda się konflikt zażegnać około godziny dwudziestej drugiej - magicznej godziny zamknięcia komputera w pizdu, można w końcu zająć się sobą, i wykorzystać resztę dnia żeby zrobić coś dla siebie.

 

Jedyny problem jest taki, że jest już kurwa noc, więc moja Żona niemalże od razu jak skończę pracę i mam czas - idzie spać.

 

Z romantycznego wieczora jak zwykle chuj. Żona śpi, a ja zastanawiam się jak dziś spędzę kolejny samotny wieczór.

 

Wybór siłą rzeczy jest zawsze ten sam, no bo jakże by inaczej. Wieczorem nawet jak jest pozornie cieplej to piździ ze trzy razy bardziej, idę z psami. Tym razem wszystkie na raz z nadzieją, że wysrają się szybciej niż ja umrę z wyziębienia. Jak dotąd mam stuprocentową przeżywalność, i to chyba moje największe życiowe osiągnięcie... Przynajmniej na razie.

 

Jak już zakopie psie gówno w śniegu to cały skostniały wracam na chatę, daje darmozjadom pełną michę żarcia w sumie chuj wie za co i czeka mnie jeszcze resztka samotnego wieczoru który jakoś wypadałoby spędzić. Oczywiście mógłbym po prostu pójść spać ale traktuje to jak ekwiwalent szybkiej podróży w grach, a ja to pierdole szybką podróż do kolejnego identycznego dnia, ewidetnie mam ustawiony tryb survival na najwyższym poziomie bo znowu siadam do konsoli trzymając w ręku rozładowanego pada.

 

O tej porze jestem tak zmęczony, że jakiekolwiek ambitne granie nie ma sensu więc po prostu łażę i morduję wszystko i wszystkich jak leci około dwie, czasem trzy godziny i kieruję się do sypialni.

 

Wchodzę do wyra gdzie moja Żona od dobrych czterech godzin smacznie chrapie. Drapie się w dupsko, na komputerze włączam relaksacyjną muzykę która ma wyleczyć moje ciało i umysł... no i tyle, witaj wtorku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Constantee 4 miesiące temu
    Nie na miejscu jest mówienie, że dobrze się czyta, niemniej-napisane w bardzo przystępny sposób, z łatwością można się w czuć w codzienność Introsceptyka, która z pewnością nie należy do łatwych. Wielkie brawa dla autora za chęci pisania o szarej codzienności w tak angażujący i prawdziwy sposób. Czekam na więcej :)
  • słone paluszki 4 miesiące temu
    Najbardziej zainteresował mnie fragment o czynniku przytrzymywanych drzwi.

    Czy społeczeństwo już zupełnie zostało pozbawione zwykłych, ludzkich odruchów?
    To frustrujące, że typy 30+ niczego nie wyniosły ze swoich jaskiń.
  • zsrrknight 4 miesiące temu
    ciekawy tekst, choć oczywiście z założenia o niczym ciekawym nie opowiada. Jest w tym jakaś smutna autoironia i niewymuszony humor, też trochę pesymistyczno-realistycznej diagnozy o życiu codziennym. Język bardzo potoczny, lekki, ogólnie narracja bardziej w stylu swobodnej rozmowy niż tekstu prozatorskiego. Jest parę błędów, ale nie rzucają się w oczy.
  • Panta Rhei 4 miesiące temu
    W bardzo prosty i obrazowy sposób opowiadasz to co żyje w większości. W mniejszym lub większym stopniu odnajduje siebie w tym co piszesz. Jest mi co prawda bliżej do ekstrawertyka ale nie zawsze da się żyć i iść z uśmiechem gdzieś pod spodem żyje w Tobie taka zwykła niechęć to szarości życia. W twoim przypadku są jeszcze dodatkowe problemy najważniejsze by nie stanowiły one całości życia bo nigdy się z nich nie wyrwiesz. Pozdrawiam
  • introsceptyk 4 miesiące temu
    Bardzo dziękuję za tak pozytywny odbiór!

    Aż się chce dalej marudzić :D
  • KamillaGodzilla 4 miesiące temu
    Chyba nie ma człowieka, który nie odnalazłby chociaż troszkę siebie w Twoich tekstach. Z łatwością opowiadasz o codziennych trudach życia, a nawet można się parę razy uśmiechnąć czytając :) trzymam kciuki za dalsze teksty + żebyś któregoś dnia stwierdził, że moze jest kiepsko, ale mimo wszystko dobrze :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania