Bitwa
Dlaczego zaciągnąłem się do floty? Pewnie dla stu tysięcy miesięcznie, które niestety odbiorę dopiero po wypełnieniu dziesięcioletniego kontraktu. Jednak z dzisiejszej perspektywy, nie wiem czy to był taki dobry pomysł. Wiele przeżyłem, wiele widziałem i o wielu rzeczach chciałbym zapomnieć. Kosmos faktycznie jest zimnym miejscem, cholernie chłodnym, pozbawionym człowieczeństwa.
Pamiętam swoją pierwszą bitwę, nie było to przyjemne doświadczenie. Mieliśmy przewagę i to sporą. Nasza flota składała się z trzech lotniskowców i to nie byle jakich. Najnowszych, klasy Europa, o długości dwóch kilometrów. Prawdziwe kolosy! Okręty flagowe, tak naprawdę kosmiczne bazy, które miały wszystko, aby przetrwać w tej pustce. Eskortę stanowiło dziesięć krążowników, nie tak pokaźnych rozmiarów, bo miały ledwo dwieście metrów długości, ale za to dysponowały potężnym uzbrojeniem. Głowicami nuklearnymi o mocy dwudziestu megaton. Broń, która potrafi wypalić wszystko w promieniu dziesięciu kilometrów. Nie potrzeba bezpośredniego trafienia. Mi przypadł myśliwiec, około trzydziestu metrów długości, więc nie taka mała maszyna. Dysponowałem działkami kalibru trzydziestu milimetrów oraz dwunastoma rakietami z głowicami nuklearnymi. A co z flotą przeciwnika? Nie była tak pokaźna, zaledwie dwa lotniskowce, o długości pół kilometra i około dwudziestu niszczycieli o długości stu metrów.
Otworzyły się komory lotniskowca, wszystkie eskadry jednocześnie opuściły okręt. Trzydzieści myśliwców, mieliśmy proste zadanie, eskorta głowic nuklearnych wystrzelonych z krążowników. Widok był niesamowity, dziesięć sporych rakiet, otoczonych setkami małych, pustych, które pełniły rolę wabików. Początkowo szło dobrze, nie wykrywaliśmy mniejszych jednostek wroga, myślałem, że pójdzie łatwo. Salwa naszej floty zbliżała się do przeciwnika, który chyba nie wiedział co zmierza w jego stronę, wszystkie okręty były stosunkowo blisko siebie, nie dalej niż 40 km. Chwilę przed uderzeniem, odezwały się systemy obrony przeciwnika, działka i rakiety. Wabiki wybuchały jeden po drugim, ale było ich zbyt wiele, aby wróg mógł się przebić do głowic. Nagle nastąpił oślepiający błysk, za nim kolejny i kolejny. Trafienie! Widziałem to! Lotniskowiec wroga dostał! W sam środek, dwa okręty po prostu wyparowały, nic z nich nie zostało. Niszczyciele były na tyle blisko, że też oberwały. Jednemu wypaliło pół kadłuba, po prostu połowa okrętu się stopiła. Pozostałe również zostały unieszkodliwione. Szybka bitwa, tak myślałem. Zawróciliśmy w stronę lotniskowca. Wszystko szło po naszej myśli, kurs wytyczony, wszyscy się już rozluźnili, aż nagle kolejny błysk, a chwilę po nim jeszcze kolejny. Co to było?! Nagle łączność ucichła. Z radarów zniknęło siedem naszych okrętów. Siedem! Przyśpieszyliśmy, musieliśmy jak najszybciej wrócić! Nagle kolejny rozbłysk, ale na radarach bez zmian. Wciąż cisza. Lot zajął nam pół godziny, pół godziny ciszy i stresu. Nagle jest, nasz lotniskowiec! Dlaczego jeden? Gdy podleciałem bliżej, zauważyłem, że silniki nie działają, cholera! Był uszkodzony i to poważnie! Nagle jakiś głos, zgoda na lądowanie, rozkaz awaryjnego lądowania. Co się stało? Ktoś zapytał. Zasadzka, odpowiedział ktoś inny, jeden niszczyciel wroga wyleciał z pasu asteroid, który miał chronić nasze okręty przed rakietami wroga! Odpalił swoje głowice. Admirał zlekceważył wroga i nie rozstawił okrętów, jeden lotniskowiec wyparował, drugi został zniszczony. Pięć krążowników znalazło się w strefie rażenia, cztery rozerwane, w piątym załoga została zabita przez promieniowanie. Pierwszy wybuch wypalił ekrany, drugi zabił wszystkich. Pozostałe okręty również oberwały, głowica wypaliła wszystkie czujniki i spaliła sporą część elektroniki.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania