Bitwa

Pamiętny to był rok, dwa tysiące czternasty. Wojną pachniało od kilku miesięcy. Wisiała w powietrzu niczym ciemne chmury, z których w każdej chwili mógł wystrzelić tabun błyskawic. Ludzie byli jacyś nerwowi, łatwo się unosili gniewem.

Czułem to też ja, czuli kasjerzy pewnego spożywczaka ze znanej sieci sklepów, czuły także oddziały wojowników czekające na rozkazy, na granicy – na progu sklepu. Stałem wśród nich, obserwując przygotowania do walk. Ktoś poprawił torebkę, ktoś zapiął kurtkę pod sam nos. Nastroje były bitne, a morale wysokie, szczególnie wśród pancernych dywizji starszych kobiet odzianych w ciężkie płaszcze wojenne. Zajmowały pozycję na lewej flance, wznosząc modlitwy do Boga i prosząc o zwycięstwo.

- Tereniu, czy ty też przyszłaś po karpia? – A więc to tak potomni nazwą to starcie. Bitwa o karpia.

- Tak Marysiu. Muszę kupić dwa, bo rodzina przyjeżdża do mnie na Wigilię.

- To ja tylko po jednego. Znów spędzę święta tylko z mężem.

Szykował się już krwawy bój. Rozejrzałem się dookoła. Liczba wojowników mających za moment brać udział w starciu była zatrważająca. Bitew na taką skalę nie toczono chyba od oblężenia Stalingradu!

- Janusz! Janusz, gdzie jesteś?! Gdzie ty łazisz matole?! Tu masz stać! Obok mnie, a nie gdzieś tam uciekać! Nie chcesz chyba, żeby stało się to, co w zeszłym roku! – To musieli być weterani. Doświadczenie bitewne przejawiało się w każdym ich ruchu, w każdym geście.

Nagle, niespokojne poruszenie zapanowało wśród oddziałów.

- Dlaczego pani się na mnie pcha?! – Z pretensjami krzyczał jakiś stary głos.

- Ja?! To pani szturcha mnie pod żebra łokciem! – odparł nie mniej jadowicie młodszy. Starcie pierwszych podjazdów, chociaż oficjalnie wojna jeszcze się nie zaczęła.

Tłuszcza stojąca przed sklepem zafalowała, kiedy para sprzedawców stanęła za drzwiami. Wyglądali na przerażonych, przypuszczając zapewne, co stanie się, kiedy tylko otworzą drzwi. Widziałem, jak jeden z nich przeżegnał się naprędce i spojrzał na drugiego. Cieszę się, że cię poznałem – zdawał się mówić jego wzrok. Pogodził się już ze śmiercią.

- Janusz! Janusz przygotuj się, zaraz otworzą! – Doświadczone oddziały już wiedziały co się święci.

Odsunąłem się od zakotłowanego motłochu, chcąc przetrwać przynajmniej pierwszy szturm wściekłych i żądnych krwi wojowników. Drzwi otworzyły się powoli, budując napięcie wśród czekających tylko na rozkaz dywizji. Ostatnie spojrzenie sprzedawców na siebie, po czym nastąpiło całkowite otwarcie drzwi. Trąbki zabrzmiały, dobosze zagrali wojenną pieśń.

Jeden ze sprzedawców zdążył uskoczyć na bok, wprost w stojące, ułożone na promocji wiadra. Drugi, ten który się żegnał, nie miał tyle szczęścia. Utrzymał się na nogach pod naporem pierwszej fali, ale chwilę później straciłem go z pola widzenia. Raz tylko jeszcze widziałem jego rękę, drgającą z bólu i starającą się oprzeć o balustradę. Tylko raz.

Wojsko ruszyło.

- Januuuuszzzz! W lewoooo! Idź w lewo!!!! – wrzeszczała kobieta niesiona przez tłum. W lewo! Bardzo sprytny manewr, godny weteranów. Chcieli zaoszczędzić dziesiątki sekund, jednocześnie atakując wroga z dwóch stron.

Gdybyśmy tylko mieli takich wojowników pewnego pamiętnego września, nie tylko odparlibyśmy atak nazistów, ale prawdopodobnie zajęlibyśmy jeszcze połowę Niemiec.

A tymczasem Janusz poszedł w lewo. On, a za nim piętnastu innych Januszów, którzy zwietrzyli już podstęp pierwszego. Cóż to była za pogoń! Doświadczony wojownik w mig zostawił ją w tyle. Jednego rzucił na stoisko z majonezami, drugim miotnął w kalafiory. Reszta straciła nieco zapału do walki, uznając wyższość oponenta.

W oddali, na samym końcu sklepu widziałem lodówkę z karpiami. Pierwszą linię głównego natarcia prowadzili młodzi, niedoświadczeni i lekko opancerzeni wojowie. Zostawili oni w tyle pancerne dywizje starszych pań i walcząc między sobą zbliżały się nieubłaganie do celu.

Po drodze jednak toczono walki na śmierć i życie. Widziałem na własne oczy, jak ktoś podniósł cały karton z kaktusami, po czym zaczął rzucać za siebie. Ktoś inny dorwał kije do nordic walkingu i na wylot przebił biegnącego przed nim piechura. Ten jednak, wpadając do lodówki z mrożonymi warzywami, złapał swojego zabójcę i zabrał ze sobą. Ktoś inny zamknął pokrywę.

Tymczasem Janusz wyprzedzał już cały peleton o dwie długości. Poszukałem wzrokiem jego żony. Zawaliła dwie półki w biegu, czym zagrodziła drogę dużej części atakujących. Teraz, z patelnią w dłoni starała się odpierać ataki na improwizowaną barykadę.

- Janusz! Szybciej! – zawołała.

- Spokojnie kotku! Wszystko idzie zgodnie z planem! – odparł wąsiasty wojownik, po czym wyciągnął coś z za pazuchy. Nadajnik. Po wciśnięciu przycisku ściana wybuchła, a do wnętrza sklepu wjechał mały robot, z sejfem zamiast korpusu. Janusz, dotarłszy do lodówki wziął dwa karpie i wrzucił je do metalowego wnętrza.

- Uciekaj! Jedź prosto do domu! – zdążył tylko krzyknąć, zanim nie dopadli go pozostali.

Jego żonę spotkał podobny los. I chociaż zginęli, wykonali zadanie. Prawdziwi weterani, Boże świeć nad ich duszami!

Młodzi już okupowali lodówkę, otaczając ją ze wszystkich stron i biorąc tyle ile tylko mogli wynieść. Widząc to, pancerne dywizje staruszek zebrały się w jeden wielki oddział i z ,,Bogurodzicą” na ustach rozpoczęły szturm. To była rzeź, na którą nie mogłem dalej patrzeć. Lekko opancerzeni młodzi nie mieli szans.

Poszedłem szybko do kasy, zapłaciłem za zakupy, wręczając do drżącej ręki kasjera pieniądze.

- Reszty nie trzeba – rzekłem, słysząc za swoimi plecami zbliżających się żołnierzy. – Powodzenia.

Dziś, rok po tamtych wydarzeniach mogę śmiało powiedzieć:

I ja tam byłem, miód i piwo kupiłem. I nigdy już tam nie wrócę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Morelia 11.12.2015
    Pięęęęęknieeee!!! "Bgourodzica na ustach" haha I jak cudnie spuentowane!!! Szymonie, kłaniam się nisko! I daję piątaka ( na dwa piwa starczy:D)
  • Dziękuję bardzo!! Więcej niż dwóch mi nie trzeba :D
  • Morelia 11.12.2015
    Szymon Szczechowicz , rozumiem, że miód w zapasie;)
  • Zawsze moja droga! Zawsze :)
  • ausek 11.12.2015
    Ha. ha ale się uśmiałam do łez. Fajny pomysł opisać kupno karpia jako mobilizację wojskową. Chociaż kiedyś były czasy, gdy ludzie stali w kolejkach i zabijali już samym wzrokiem.:) 5
  • Cieszę się, że poprawiłem humor :) I Dziękuję za ocenę.
  • KarolaKorman 11.12.2015
    Ja ujrzałam przeszłość, kiedy to takie akcje wyprawiały się, nie raz w roku po karpia, ale co tydzień, jak rzucili nowy towar do sklepu z używaną odzieżą, Hi, hi, było na co popatrzeć. Świetny tekst, 5 :)
  • Dziękuję bardzo :)
  • Marian 12.12.2015
    Dobre. Samo życie.
  • Dziękuję :)
  • Nazareth 12.12.2015
    Pamiętam ten dzień! Do dziś, w snach nawiedza mnie piekielna twarz Janusza, wykrzywiona grymasem wściekłości i wszechobecne kalafiory, w których pozostawił mnie na pewną śmierć ten barbarzyńca.
  • Kalafior kalafiora kalafiorem poganiał!
  • Ja 12.12.2015
    Przypomniały mi sie czasy, gdy byłam w Lidlu
  • Więc i Ty tam byłaś! Jak przetrwałaś?
  • Ja 12.12.2015
    Dzięki mojemu instynktowi zatrudniłam się w Lidlu dzień przed walką i kupiłam karpia zanim otworzyli sklep. Gdy wbiegł tłum wojowników zostałam ciężko ranna, na szczęście karp leżał na moim stole w Wigilię. :)
  • Całe szczęście. Liczba ofiar i tak była zatrważająca :)
  • Anonim 23.12.2015
    ♡ wielkie ukłony za poczucie humoru i wyobraźnię! Bitwy o karpie z weteranami muszą być niezwykłe, jak dobrze, że jeszcze mnie to nie czeka
  • Są. Zdecydowanie są :) Dziękuję bardzo :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania