Bitwa Literacka Składu Oceniającego # 2 – Dom strachu

– Kochanie, wrócę szybko, obiecuję – tłumaczyła kobieta.

– Mamusiu, długo cię nie będzie? Bo wiesz – sześciolatka położyła rączkę na serduszku – przyrzekłaś mi, że namalujesz ze mną obrazek dla mojej pani.

– Jaki obrazek? – zdziwiona Anna próbowała przypomnieć sobie, o czym mówi jej córka.

– Mamo, zapomniałaś. Znowu zapomniałaś. – Rozczarowane dziecko tupnęło nóżką i spuściło wzrok na swoje różowe sandałki.

Po śmierci mamy, Anna była oderwana od rzeczywistości. Ostatnie dni przywołały to, o czym chciała zapomnieć przez kilkanaście lat. Wszystkie wspomnienia i złe emocje powróciły do niej ze zdwojoną siłą niczym bumerang, utrudniając codzienne życie.

– Ach, chodzi ci o laurkę, tak? – zapytała, zadowolona.

Dziewczynka podniosła do góry rozpromienioną twarz.

– Tak, tak mamusiu! O laurkę! – Podskoczyła i klasnęła w ręce, ukazując przy tym w policzkach słodkie dołeczki.

Kobieta pochyliła się i objęła swoją córkę, zadowolona, że i tym razem jej nie rozczarowała.

– Mamusia musi załatwić pewną sprawę – cierpliwie tłumaczyła dziecku – i wróci do ciebie najszybciej, jak tylko się da. Narysujemy piękny obrazek dla twojej pani. Użyjemy dużo fajnych kolorów, tych, które tak bardzo lubisz.

– Czerwonego, żółtego i różowego też? – Dziewczynka przechyliła lekko główkę. – Nie kłamiesz mamusiu?

Anna starała się zachować powagę.

– Nie kłamię. Użyjemy wszystkich kolorów, jakich tylko zapragniesz. Nawet zielonego. – Położyła dwa palce na sercu. – Obiecuję uroczyście, kochanie.

 

Dwa dni później, siedząca w pędzącym samochodzie kobieta, starała się nie okazać zdenerwowania, a tym samym nie zdradzić co przeżywa. Z nikim nie podzieliła się noszoną na dnie serca tajemnicą. Ukrywanie wstydliwej przeszłości stało się dla Anny sprawą nadrzędną. Zamknęła pewien etap w życiu i dla dobra wszystkich tak miało pozostać.

– Anno? Czy ty mnie słuchasz? – mąż ponowił pytanie. – Wiem, że śmierć twojej matki jest strasznym ciosem, ale mam wrażenie, że za bardzo odpływasz.

Kobieta odwróciła twarz w kierunku kierowcy i przyglądała się mu uważnie.

– Odpływam? Nie rozumiem, o co ci chodzi – odpowiedziała niepewnie. Nie zdawała sobie sprawy, że jest aż tak złą aktorką. Wszak łzy spływające po jej twarzy nie były oznaką smutku z powodu straty matki, ale Karol o tym nie wiedział. A przynajmniej tak myślała.

– Kochanie, zabrzmi to może banalnie, ale nie tylko ty straciłaś rodziców. Moi też już przecież nie żyją.

– O czym ty mówisz do cholery?

– Bo widzisz... Nigdy nie opowiadałaś o swoim dzieciństwie. Cały czas unikasz tematów związanych z matką, niechętnie wspominasz też o czasach liceum. Na każde pytanie Oli o dziadków od razu wpadasz w panikę i zmieniasz temat. – Mężczyzna westchnął, zanim zdecydował się kontynuować. – A teraz milczysz, ciągle płaczesz i błądzisz myślami nie wiadomo gdzie. Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć?

Pytanie zawisło w powietrzu, a cisza jaka zapanowała w aucie, zdawała się ranić uszy. Myśli Anny krążyły wokół skrywanego sekretu. Zastanawiała się, czy podejrzenia męża są wywołane tylko jej zachowaniem, czy też raczej dowiedział się czegoś więcej o wstydliwej przeszłości.

Postanowiła grać na zwłokę.

– Och, to wszystko mnie przytłacza... Nie utrzymywałam z nią kontaktu z ważnych powodów. Chwalenie się wśród znajomych wychowawczo nieudolną matką nie jest w moim stylu.

– A co jest w twoim stylu? Ukrywanie prawdy?

– Nie rozumiem, co masz na myśli. – Głos Anny drżał. Czuła, że dłużej nie wytrzyma i wybuchnie następnym atakiem płaczu. Jej obawy o zachowanie tajemnicy przed rodziną zaczynały przybierać na sile. Dociekliwość partnera stawała się coraz bardziej uciążliwa i męcząca.

– Mam rozumieć, że dalej będziesz szła w zaparte i utrzymywała, że nic strasznego się nie wydarzyło, tak? – Spojrzał na żonę przenikliwie. – Kochanie, byłem cierpliwy i miałem nadzieję, że z upływem czasu zrozumiesz, że życie zmusza nas do podejmowania nie zawsze dobrych decyzji. Może przyszedł już czas, żebyś powiedziała mi w końcu prawdę?

Anna zbladła. Słusznie obawiała się, że ten czas kiedyś nadejdzie.

– Ja... – odchrząknęła – ja nie rozumiem, dlaczego to jest dla ciebie takie ważne. Przecież wiesz, że wyrzekłam się moich rodziców za to, co mi zrobili.

– Właśnie. Wiem tylko tyle. Że coś ci zrobili. Zrozum, nie mogę patrzeć, jak się zadręczasz. Gdybyś mi powiedziała, co takiego się stało, nie musiałbym wymyślać bóg wie czego! Nawet nie wiesz, co przychodzi mi do głowy. – Potarł dłonią czoło i ponownie złapał za kierownicę, zaciskając ręce tak mocno, że aż palce mu zbielały. – Proszę, powiedz mi czy ktoś cię molestował?

– Co?! Molestował? – Anna przewróciła oczami. – A skąd takie przypuszczenia?

– No jak to skąd? Nie chcesz w ogóle rozmawiać o ojcu, o matce też mówisz niewiele. A na początku naszej znajomości drżałaś przy każdym dotyku, ba, wręcz go unikałaś. Długo zajęło mi przekonanie cię do pocałunku, a o reszcie nawet nie wspomnę. Ten lęk w twoich oczach czai się do dziś. Jesteśmy ze sobą już dziesięć lat, a ja mam wrażenie, że ty nadal boisz się mojego dotyku. Aniu, nie rozumiem tego. Wytłumacz mi to wreszcie... Co robię nie tak? Jak mogę ci pomóc w uporaniu się z tym, co cię dręczy? Chyba po takim czasie zasłużyłem sobie na szczerą rozmowę?

Kobieta poczuła, że dłużej nie da rady okłamywać męża. Była mu winna wyjaśnienia. Wspierał ją od samego początku, gdy tylko się poznali. Pomógł odnaleźć się w nowej pracy, jaką była zmuszona przyjąć po przeprowadzce na drugi koniec Polski. Zaczynanie wszystkiego od zera nie jest proste, a spalenie za sobą wszystkich mostów jest jeszcze trudniejsze. Teraz wiedziała już, że jest to wręcz niemożliwe.

Karol zatrzymał samochód przed dworcem autobusowym.

– Nie ufasz mi? Nawet nie powiesz mi, gdzie jedziesz?

– To nie tak, że nie ufam. – W głosie było słychać wahanie. – Tylko nie chciałabym, byś zmienił o mnie zdanie po tym, czego się dowiesz.

– Kochanie, nigdy nie przestanę cię kochać, jesteś dla mnie najważniejsza. – Pochylił się i ujął kosmyk miękkich rudych włosów. Przez chwilę przesuwał go pomiędzy palcami, zanim zdecydował się włożyć go Annie za ucho. – Oczywiście, zaraz po Oli.

To ostatnie zdanie i poprzedzający go dotyk wywołały niemal niewidoczny uśmiech na twarzy kobiety.

– No właśnie, Ola. To o nią się martwię. Nie chciałabym dożyć chwili, w której nasza córka pozna o mnie prawdę.

– No dobrze. – Westchnął zrezygnowany. – Nie będę cię już dłużej namawiał. Ta rozmowa może poczekać, przecież kilka dni nie zrobi różnicy. Ale jak wrócisz, to musimy wreszcie zamknąć ten rozdział w twoim, a może raczej w naszym życiu.

Anna pod wpływem tych słów podjęła decyzję i postanowiła raz na zawsze zakończyć ten temat, przyznając się do czynu, gorszego niż jej mąż mógł sobie wyobrazić.

– A może pojedziesz ze mną? – zapytała drżącym głosem.

Karol nie zrozumiał słów żony.

– Powtórz to, co przed chwilą powiedziałaś, bo chyba się przesłyszałem.

– Pojedziesz ze mną do domu moich rodziców? Do mojego domu?

 

Droga była długa i męcząca. Za to widoki, jakie przyszło im podziwiać podczas jazdy, rekompensowały wielogodzinną trasę. Rozmowa nie kleiła się za bardzo, ale porozumiewawcze spojrzenia i gesty godnie zastępowały dialog pary. Zdawało się, że emocje są pod kontrolą.

– Nie wiedziałem, że moja żona jest góralką – powiedział i mocniej uścisnął drobną dłoń. – Ja, rodowity gdańszczanin, rzadko mam okazję zapuszczać się w te rejony.

– Dużo jeszcze się dowiesz, ale to nie będą dobre wiadomości. To ci mogę obiecać.

– Mówiłem ci już, że nic nie zmieni tego, co do ciebie czuję. Nic.

– To nie jest takie proste. W życiu nie da się rozróżniać tylko dwóch kontrastowych barw. Nie można dzielić ludzi tylko na dobrych i złych. Ironią losu jest fakt, że można jednocześnie kochać i nienawidzić tę samą osobę.

– Wydaje się to raczej teorią. Nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś kocha i nienawidzi jednocześnie.

– Hm, można. Masz przed sobą taki przypadek. No, nie patrz tak na mnie. Postaram ci się to wytłumaczyć w domu. O, już dojeżdżamy. Za tym zielonym budynkiem skręć w polną drogę i jedź do końca. Ten drewniany dom to mój dom.

 

Anna dłużej nie mogła oszukiwać siebie i bliskich. Tajemnica ciążyła jej coraz bardziej, a ciągłe analizowanie sytuacji w niczym nie pomagało. Wręcz przeciwnie. Doszukiwała się momentów, w których mogła zapobiec temu, co miało miejsce kilkanaście lat temu, lecz wzbudzało to jeszcze większe poczucie winy.

To koniec. Więcej nie zniesie.

Wysiadła powoli z auta i przytrzymując się drzwi, nabrała w płuca duży haust górskiego powietrza. Zabolało. Przed oczyma przesuwały się jej twarze domowników. Wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Zachwiała się i gdyby nie Karol pewnie by upadła.

– Kochanie, spokojnie. To tylko dom, pusty dom – mówił i podtrzymywał ją delikatnie.

– Nie taki pusty. Jest pełen bolesnych wspomnień. – W jej głosie dało się wyczuć zdenerwowanie, mimo to mówiła dość spokojnie. – Czas stawić czoła temu, co czeka za tymi cholernymi drzwiami. – Spojrzała na męża i upewniła się, że dobrze robi. – Chodźmy.

Karol skinął głową na znak aprobaty.

– Spokojnie, jeśli potrzebujesz jeszcze chwili, zrozumiem.

– Nie. Wszystko w porządku – rzekła i ruszyła w stronę schodów. Te kilka kroków było trudniejsze, niż jej się wydawało. Czuła ucisk w klatce piersiowej, co z kolei sprawiało trudność w oddychaniu.

Szybko pokonała odległość dzielącą ją od drzwi, pod którymi leżała duża słomiana wycieraczka. Wyglądała na bardzo zużytą, a zagięty róg świadczył o tym, że klucz nadal tkwił w szparze pomiędzy deskami. Pochyliła się, odsunęła matę i ku swojemu zdziwieniu podniosłą pęk wysłużonych kluczy. Każdy z nich miał numerek. Doskonale pamiętała, że dwójka była jej kluczem. Wszystkie razem mogły oznaczać, że matka mieszkała tu sama do końca swoich dni. Zanim włożyła znajomy kawałek metalu do zamka, potarła go z czułością. Ostrożnie przekręciła i nacisnęła klamkę, a drzwi otworzyły się z cichym zgrzytnięciem, co wywołało ciarki na plecach kobiety.

– Witaj w domu, Katarzyno – powitała sama siebie.

– Katarzyno? – zapytał zdziwiony Karol.

– Tak, moje prawdziwe imię to Kasia – wyszeptała, jakby bała się, że ktoś niepowołany usłyszy to wyznanie.

Karol postanowił nie komentować tej informacji. Czuł, że dzisiejszy dzień przyniesie wiele oczekiwanych odpowiedzi, ale nie obędzie się też bez bolesnych wspomnień. Anna czy raczej Katarzyna była dla niego najlepszym, co spotkało go w życiu.

Od pierwszej chwili, kiedy wpadła na niego na zatłoczonym peronie, wiedział, że nie może pozwolić odejść tej dziewczynie. Rozczochrana i zapłakana młoda kobieta wydała mu się tak zagubioną, a jednocześnie atrakcyjną istotą, że jego instynkt nie pozwolił mu przejść koło niej obojętnie. Gdy zderzył się, z roztargnioną turystką – tak wtedy myślał – serce zabiło mu szybciej. Zaproponował pomoc i zaprosił ją na kawę. A to był dopiero początek ich znajomości i długoletniego związku.

Pierwszy zrobiony krok upewnił kobietę, że w górskiej chacie nadal chowają się strachy. Pobieżnie przeleciała wzrokiem po gęsto zawieszonych obrazach, które pokrywały ściany korytarza, a nawet klatkę schodową. Powoli stawiała stopy na wypolerowanej sosnowej podłodze, dziwiąc się, że te malunki nadal tu wiszą.

– Karolu, popatrz... Te wszystkie pejzaże i portrety to moje prace. Byłam pewna, że matka je wyrzuciła. Nie rozumiem. Przecież chciała o mnie zapomnieć, więc po co je tu trzymała?

– Ty namalowałaś te wszystkie obrazy? Żartujesz sobie ze mnie, prawda? – powiedział zdziwiony, unikając jednocześnie odpowiedzi na zadane pytanie. Dawał jej czas na wnioski, do których musiała dojść sama.

Smutny uśmiech zagościł na twarzy Anny.

– Nie, nie żartuję. Od dziecka lubiłam rysować. Ku zgrozie babci bazgrałam, gdzie tylko się dało, nawet ściany w moim pokoju ozdabiałam kwiatkami i motylkami. Gdy trochę podrosłam, dorysowywałam księżniczki, wróżki, a zdarzało się, że i zwierzęta, które przypominały raczej potwory z bajek. Tak to były miłe chwile, spędzane sam na sam z kredkami, farbkami – dotknęła palcem wskazującym policzka niczym mała dziewczynka, która zastanawia się czy zdradzić kolejną tajemnicę – a nawet z czarną pastą do butów mojego ojca.

Karol postanowił drążyć temat babci, bo po zachowaniu żony domyślił się, że to są te lepsze wspomnienia.

– I babcia pozwalała ci na to?

– Tak. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale zawsze rozumiałyśmy się bez słów. Niby spoglądała na mnie karcąco, a jednak zbytnio nie protestowała na kolejne naścienne arcydzieła.

– No, to już wiem, po kim Ola ma takie ciągotki. – Przeszedł holem tam i z powrotem, przyglądając się z uwagą wybranym obrazom. – Jest tu wiele portretów tego samego człowieka. Wydaje mi się, że widzę pewne podobieństwo... Ten nos. Tylko zielone oczy mi nie pasują. To ktoś z twojej rodziny?

Anna gwałtownie odwróciła się na pięcie i zniknęła za podwójnymi drzwiami. Czuła, że chwila powrotu nie będzie łatwa, ale najtrudniejsze dopiero miało nadejść. Opowiedzenie wszystko niczemu nieświadomemu mężowi jak księdzu na spowiedzi, wcale nie zapowiadało upragnionej ulgi, tylko uprzedzało nadciągający ból.

Zatrzymała się na środku pokoju dziennego, gdzie stał piękny kominek wykonany z otoczaków, a nad nim wisiała stara wyszywana makatka. Podeszła bliżej i położyła rozpostartą dłoń na materiale, po czym pogłaskała delikatnie dzieło babci. Stara góralka uwielbiała przysłowia i powiedzonka, które z zamiłowaniem godnym podziwu haftowała i rozdawała wszystkim znajomym. Zdanie: „Zawsze dostaję gorzki koniec lizaka” szczególnie wyryło się w pamięci kobiety. Krążyło nad nią niczym złowrogie fatum i tkwiło ukryte w podświadomości. Zamyślona przyglądała się tej sentencji, nie zauważając, że mąż do niej podszedł. Zrobiła krok do tyłu i nieświadomie dotknęła dłonią zewnętrznej strony prawego uda, które paliło żywym ogniem. Dopiero gdy objęły ją męskie ramiona i kiedy poczuła delikatny pocałunek w płatek ucha, zaczęła spokojniej oddychać. Przypuszczała już jakiego pytania może się spodziewać. Wystarczyło tylko chwilę poczekać, aż Karol skojarzy znajomy napis. Nie pomyliła się.

Wzrok mężczyzny spoczął na kominku. Chwilę zajęło mu skojarzenie pewnych faktów.

– Czy to właśnie ten napis masz wytatuowany na nodze?

– Tak – wyszeptała. – To moje motto. Żeby pamiętać, że po dobrych chwilach zawsze przychodzą złe.

– Coś ty wymyśliła, kochanie? – zapytał niedowierzająco. – Nie możesz wmawiać sobie takich bzdur. I nie możesz z góry zakładać, że życie sprowadza się do cierpienia.

– A nie jest tak? – Odwróciła się i spojrzała mu w oczy.

– Nigdy nie słyszałaś, że dobro do nas powraca? – Potarł ręką czoło. – Uch, dlaczego mnie to nie dziwi. – Wskazał ręką na wyszywanki. – Wychowywałaś się wśród zabobonów, a to zawsze ma wpływ na kształtowanie młodych ludzi.

– Co, ty mówisz. Nigdy nie zachowywałam się jak moja babcia, a już wcale nie kierowałam się wierzeniami ludowymi.

– Na pewno? A jak wytłumaczysz ten tatuaż?

– To nie tak jak myślisz. To – dotknęła ręką uda – jest po to, by pamiętać, by nie być zaskoczoną, gdy życie znowu upomni się o swoje.

– Zaczynam poważnie obawiać się o twoje zdrowie. Wmawiając sobie takie głupoty, żyjesz w ciągłym strachu o swoją przyszłość.

– Tak, ale ty nie rozumiesz. Ja muszę wszystko sprawdzić dwa razy, ja potrzebuję być pewna, że nic nie zagrozi Oli i tobie.

– Wiesz, że to dotyka granic absurdu, prawda?

Anna złapała męża za rękę i pociągnęła go do holu. Postanowiła pominąć resztę pomieszczeń i od razu zabrać mężczyznę do góry.

– Chodź, pokażę ci mój pokój.

Wchodząc po skrzypiących schodach, zauważyła, że drzwi do jej królestwa są otwarte na oścież. Dostrzegła znajomą patchworkową narzutę, którą uszyła razem z babcią. Zdziwiona zatrzymała się w drzwiach. W jej pokoju nic się nie zmieniło. Począwszy od oryginalnej kapy aż po malowidła pejzaży na ścianach.

– Niesamowite, wszystko jest tak jak przedtem, jakby zatrzymał się tu czas.

Mężczyzna wszedł do malutkiego pokoju i obrócił się wokół własnej osi.

– A więc tu mieszkała moja żona. Anna czy Katarzyna? – zapytał, zanim pomyślał. Zreflektował się i dodał. – Przepraszam, nie chciałem.

– Nie musisz przepraszać. – Spuściła wzrok i podeszła do łóżka, na którym usiadła. – Wolałabym, żebyś nazywał mnie Anną. Tamta dziewczyna umarła wraz ze swoim pokręconym życiem.

Karol podszedł bliżej, kucnął przed kobietą i złapał ją za rękę.

– Pozwól, że będę miał inne zdanie. Ty i ona jesteście jednością. Jak chcesz, będę nazywał cię Anną, ale musisz pogodzić się z tym, co przeżyłaś i zaakceptować nawet te złe wspomnienia. One kształtują nas jako ludzi, powodują, że stajemy się lepsi. Pomyśl... Gdyby spotykały cię same dobre rzeczy, gdybyś nie musiała o nic się martwić czy wtedy doceniłabyś to, co kosztowało cię w życiu tyle pracy i wyrzeczeń?

Popatrzyła mężowi w oczy, w te niebieskie oczy. Zastanawiała się, czy będzie mogła jeszcze w nie spoglądać, gdy powie mu o wszystkim.

– Wydaje mi się, że powinnam właśnie w tym pokoju opowiedzieć ci o młodej dziewczynie, która żyła w świecie marzeń, zanim została z niego brutalnie wyrwana. Szczęście trwało do czasu, aż jej matka swoimi decyzjami spieprzyła jej życie w jednej chwili. Ot tak – powiedziała i pstryknęła palcami. – Było i nie ma. – Odetchnęła głęboko. Pociągnęła męża ku sobie i ręką wskazała mu, żeby usiadł koło niej. – To, co teraz powiem, może zaważyć na naszym dalszym życiu i najzwyczajniej go zniszczyć. Nie będę miała ci tego za złe. Sam zdecydujesz, co z tą wiedzą zrobisz.

Zapanowała grobowa cisza, oboje bili się z myślami.

Karol obawiał się tylko jednej ze swych teorii, ale nie miał odwagi zapytać wprost. Kochał swoją żonę i choćby świat się walił, zamierzał ją wspierać. Miał przeczucie, że jego wybranka nie mogła popełnić zbrodni najgorszej ze wszystkich.

Anna zaś próbowała ujarzmić ściskający gardło strach przed tym, co postanowiła wyznać. Wydawało jej się, że nic gorszego nie może spotkać człowieka.

Poważna i zamyślona twarz męża ukazywała powagę sytuacji, więc chcąc ukrócić tę niezręczną dla nich chwilę, przemówiła drżącym głosem.

– Kiedy miałam siedemnaście lat, na wycieczce szkolnej poznałam chłopaka. Nasze klasy zatrzymały się w tym samym schronisku i tak przez czysty przypadek poznałam Maćka. Myślałam, że to szczęście jakie na mnie spadło, potrwa wiecznie, ale nie było mi to pisane. – Wstała i zaczęła krążyć po pokoju. – Wymieniliśmy się adresami i telefonami. Pisaliśmy do siebie mnóstwo listów. Trwało to pół roku. Aż któregoś dnia Maciek stanął pod moimi drzwiami. Wtedy wszystko się zaczęło, a właściwie skończyło. Teraz jak o tym myślę, to widzę, dlaczego moja matka zaczęła mnie traktować inaczej, dlaczego od samego początku nie lubiła Maćka. Kategorycznie sprzeciwiała się naszej znajomości. Wtedy nie przypuszczałam nawet, co może być powodem takiego zachowania. – Spojrzała na Karola, wytarła spocone dłonie do nogawek spodni. – Ale my nie odpuszczaliśmy. Mimo zakazu spotykania się z nim robiłam to dalej. Chodziłam do liceum i miałam ku temu wiele okazji. Zauroczenie sobą było obopólne i tak mocne, że postanowiliśmy się pobrać. – Czekała na krytyczne słowa męża, ale on nabrał wody w usta i nie przerywał jej monologu, więc ciągnęła dalej. – Szczególnie że okazało się, że jestem w ciąży. Nie powiedziałam o tym nikomu, nawet babci.

– A ojciec? – wyskoczył z pytaniem.

– Hm, ojciec już wtedy z nami nie mieszkał. Pewnego dnia po prostu zniknął i słuch o nim zaginął. Nie chce o nim rozmawiać, to go nie dotyczy. Tu chodzi o matkę, tylko o matkę – wyjaśniła wyraźnie wytrącona z równowagi. Podeszła do łóżka i usiadła na brzegu.

– Przepraszam, mów, już nie będę przerywał – powiedział i poprawił swoją pozycję.

– Jak gdyby nigdy nic spotykaliśmy się co parę dni. Trwało to jakiś czas, aż do momentu, kiedy mama zauważyła, że jestem w ciąży. – Na chwilę wstrzymała oddech. – Domyśliła się, kto jest ojcem mojego dziecka. Wybuchła kłótnia, w której nasłuchałam się, jaką to jestem niewdzięczną córką, dziwką i... i zboczoną dziewuchą.

– Zboczoną? – zapytał zły na siebie, że znowu się odezwał.

– Tak, zboczoną. Do dziś nie mogę do końca zrozumieć, dlaczego próbowała zrzucić winę na mnie. Choć po tylu latach mogę przypuszczać, że ona się bała, bała się powiedzieć mi, że mój przyszły mąż jest też moim przyrodnim bratem. Bała się, co o niej pomyślę, no i inni też.

– Co?! On był twoim bratem?! – Wstał, złapał się ręką za czoło, jakby bolała go głowa i zacisnął mocno powieki. – To nie mogło się wydarzyć naprawdę... Powiedz, że to nieprawda.

– Niestety, to jest prawda. Cholerna i najprawdziwsza prawda.

Karol zaczął chodzić po pokoju tam i z powrotem, gestykulując przy tym nerwowo dłońmi. Takiej wiadomości się nie spodziewał. Zakładał molestowanie, a przez chwilę obawiał się też czy żona nie jest uwikłana w śmierć jakiegoś człowieka, ale to, co właśnie usłyszał, nigdy nie przyszłoby mu do głowy.

– Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie powiedziała ci wcześniej, że masz rodzeństwo. Takim wstydem było dla niej posiadanie jeszcze jednego dziecka i to syna?

– To były inne czasy, a poza tym w takiej małej miejscowości i notorycznym wścibstwie sąsiadów ukrycie faktu o posiadaniu nieślubnego dziecka było nie lada sztuką. Ona chyba liczyła, że zniechęci nas do siebie w inny sposób, ale zakazy i nakazy nie pomagały. Kochaliśmy się bezgranicznie i byliśmy pewni, że jesteśmy sobie pisani. Wierzyliśmy, że nic nie może nas rozdzielić.

– To nie zmienia faktu, że spieprzyła ci życie! Kurwa, ona cię poświęciła w imię swojej nieskalnej opinii! Jaka matka robi coś takiego? – Zatrzymał się gwałtownie przed Anną, podniósł ją do pozycji stojącej i wziął w ramiona. Zanim padło kolejne pytanie stali tak chwilę. Mocno objęci i milczący. – Co się zdarzyło potem, Aniu? – spytał ściszonym już głosem, wracając do tematu, którego nie zamierzał porzucić. – Czy przydarzyło się wam coś złego? Tobie lub twojemu – zawiesił na chwilę głos, bo ciężko było mu pogodzić się z tą informacją – bratu?

Pokręciła głową i rzuciła mu taksujące spojrzenie.

– Nie, nie nam tylko jemu... Zginął.

Głos jej się załamał, a Karol poczuł, że jego puls gwałtownie przyspieszył.

– Jak umarł? – zapytał miękko.

Patrzyła mu prosto w oczy, przytrzymała spojrzeniem.

– Został zabity – wydusiła wreszcie. Wzruszyła ramionami, popatrzyła przed siebie i odetchnęła głęboko. – To był wypadek. Po kłótni, w której dowiedzieliśmy się, że jesteśmy rodzeństwem, wybiegł z domu. Nie mógł pogodzić się, że z naszego kazirodczego związku urodzi się wkrótce dziecko. Zdenerwowany wsiadł do auta i pojechał przed siebie. Pijany kierowca przejechał skrzyżowanie na czerwonym świetle i wpadł na samochód Maćka.

– Jezu... – Wiedział, że kolejne pytanie zaboli jego partnerkę jeszcze bardziej, ale musiał je zadać. Jednak obawiał się odpowiedzi żony. – A co stało się z twoim, z waszym dzieckiem? –

– Do rozwiązania zostało mi niecałe trzy miesiące, ale kiedy dowiedziałam się o wypadku, dostałam krwotoku i trafiłam do szpitala. Niestety dziecka nie udało się uratować – powiedziała jednym tchem.

Karol zamknął oczy i westchnął z ulgą. Nie zamierzał dzielić się z żoną swoimi wcześniejszymi przypuszczeniami, ale samą informację o śmierci dziecka przyjął z ulgą. Nie mógł sobie wyobrazić, że z jakichś powodów to dziecko żyje z dala od niej, bo dręczyłyby go kolejne pytania o to czy dziecko jest zdrowe, czy aby nie jest potrzebna mu pomoc i czy Anna nie chciałaby go odzyskać. Ciężko byłoby mu przyznać się do takich rozważań przed kobietą, którą tak kochał.

Pod wpływem impulsu postanowił zabrać stąd swoją żonę. Zrozumiał jakie wspomnienia wiąże z tym domem i nie chciał, by pozostawała tu dłużej. Pocałował ją w czoło i pociągnął w kierunku schodów.

– Kochanie, wystarczy. Dziękuję ci, że opowiedziałaś mi o tym, ale na dziś naprawdę wystarczy. Nawet nie próbuję przypuszczać, jakie to musiało być dla ciebie trudne i bolesne. Zostawiamy to w tym domu i nigdy tu nie wracajmy. – Zatrzymał się przy portrecie mężczyzny i wskazał go palcem. – To on, prawda?

Anna spojrzała na znajomą twarz, a ukłucie w sercu potwierdziło, że bardzo brakuje jej Maćka i tych niesamowicie zielonych a zarazem zakazanych oczu.

– Tak – powiedziała krótko. Wyminęła męża i szybko zbiegła po schodach. Zatrzymała się dopiero przy samochodzie. Powoli odwróciła się i jeszcze raz spojrzała na dom. Po obu stronach drzwi stały dwie duże donice z zaschniętymi pelargoniami. To były ulubione kwiaty całej rodziny. Mamy, która tak bardzo ją skrzywdziła i taty, który zostawił ich, gdy potrzebowali go najbardziej. Ulubione kwiaty babci i kiedyś też jej. Teraz straszyły, zdawały się mówić, że pewien etap w życiu został zakończony. Wiedziała jednak, że ulubione powiedzenie babci będzie prześladowało ją do śmierci.

Karol postanowił pokazać, że wspiera żonę. Kiedy oboje wsiedli do samochodu, odwrócił się do Anny i spojrzał w rozpaloną od emocji twarz. Słowa, które zamierzał teraz wypowiedzieć, miały zwiastować nowy początek, początek ich szczęśliwego życia.

– Kochanie, czeka cię jeszcze jedna poważna decyzja. Skoro zamknęłaś raz na zawsze ten etap w swoim życiu, to trzeba to zrobić porządnie.

Kobieta zastygła w bezruchu, wstrzymała na chwilę oddech.

– Nie rozumiem... Przecież wyjaśniliśmy sobie wszystko i powiedziałeś, że zostawiamy to za sobą.

– Tak powiedziałem, ale masz coś na ciele, co będzie ci przypominało tę chorą sytuację. – Pochylił się do Anny i pocałował ją namiętnie, obejmując dłońmi zarumienioną twarz. – Musisz wybrać nowy tatuaż, taki który zakryje i raz na zawsze usunie z twojej skóry ostatni ślad bolesnej przeszłości.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Felicjanna 28.10.2017
    przygotowywałaś bombę, wyszła petardka
  • KarolaKorman 28.10.2017
    Bardzo dobrze się czyta. Masz lekki styl i przez tekst się płynie. Nasilałaś napięcie i czekało się z niecierpliwością, co się dalej stanie. Dla bohaterki takie wspomnienie na pewno nie jest niczym przyjemnym. Wyrozumiały mąż to skarb w takiej chwili.
    Cieszę się, że napisałaś tekst na mój temat i życzę powodzenia w rywalizacji :) Pozdrawiam :)
  • Mirabelka 28.10.2017
    Dziękuj za pozytywny odbiór tego opowiadania.
  • Mirabelka 28.10.2017
    Dziękuję*
  • Felicjanna 28.10.2017
    napisałam koment, jak na trolla przystało, no a na to nie zasłużyłaś. Najlepiej stylistycznie napisany tekst i budowa napięcia także. No, ale... Nie ma lizaka, jest happy end... Chyba że Anka nie kocha męża...
  • Mirabelka 28.10.2017
    Hm, a kto powiedział, że ''lizak'' musi oznaczać tylko jeden epizod w życiu? Piętno tego zdarzenia już zawsze będzie prześladować bohaterkę, ale życie musi toczyć się dalej.
  • Felicjanna 28.10.2017
    Mirabelka - zgoda, ale w całym Twoim, naprawdę b. dobrze napisanym narracyjnie tekście, końcówka jest przesłodzona. Takie są moje odczucia. Za mało matki-suczy, która mogłaby podkręcić gorycz...
  • Niemampojecia96 28.10.2017
    Zacne dość. Od początku czułam lekki dyskomfort, gdy tak w sumie od startu jej umiejętnie wiercił w temat ;), trochę przesadzone i nie przepadam za szczęśliwymi zakończeniami, technicznie i stylistycznie - nie ma do czego się przyczepić.

    Kontent.
  • Mirabelka 28.10.2017
    Trafiłaś w sedno. Sama zastanawiałam się nad tym zakończeniem. Ta historia jest inspirowana prawdziwym wydarzeniem i jakoś tak chciałam, żeby moja bohaterka doznała też takiego przyziemnego szczęścia. To co się wydarzyło i tak pozostawi ślad w jej życiu. Takich sytuacji nie da się zapomnieć. No, a tzw. obyczaj ma to do siebie, że jest trochę przesadzony (a mój cukierkowy), zwłaszcza że w tak krótkim opowiadaniu trzeba od razu zacząć temat.
  • Canulas 28.10.2017
    "– To, co teraz powiem, może zaważyć na naszym dalszym życiu i najzwyczajniej go zniszczyć" - moze: je?

    Przeczytałem na jednym wdechu, mimo że to raczej nie mój target.
    Napisane sprawnie, płynnie i o dużej umiejętności budowania napięcia.
    Samo wyzwanie mnie jednak "nie uderzyło", aż tak, ale też nie odbieram prawa bohaterem do subiektywnych odczuć tego typu.
    Maż nieco wyidealizowany się wydaje.
    Generalnie, bardzo brakuje robota.
  • Mirabelka 28.10.2017
    Myślę, że ciężko jest przedstawić temat tak, by zadowolić wszystkich. Ma tu też znaczenie wybór gatunku. Trzeba być konsekwentnym w jego stosowaniu, co jest też pewnym utrudnieniem. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w tekście są błędy, ale ten, który wskazałeś tak do końca nim nie jest. Polemizowałabym w tej kwestii, bo rzekomy błąd jest zawarty w wypowiedzi Karola, a tu (według mnie) drobne ''błędy'' nadają danej postaci charakteru. Przecież nikt z nas na co dzień nie mówi super poprawnie. Jeśli tyczyłoby się to narratora - to zapewne byłby to błąd.
    Dziękuję za wszystkie komentarze.
  • Canulas 28.10.2017
    Teoretycznie masz rację, ale tak możemy z większości dialogowych wpadek wybrnąć.
    Zarzut ma wymiar dobrotliwy sugestii i jako taki winien być odbierany.
    Pozostawiam pod rozwagę.
    Piiissss
  • Mirabelka 28.10.2017
    Ej, ja z nikim nie mam zamiaru tu wojować. ;) Komentarze są MILEWIDZIANE, naprawdę. Zawsze pozwala to spojrzeć z perspektywy czytelnika. Jeszcze raz dziękuję.
  • Adam T 28.10.2017
    Przeczytałem. Jako uczestnik bitwy na razie zachowam wszystkie spostrzeżenia dla siebie.
    Pozdrawiam ;))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania