Bitwa Siedmiu Grzechów Głównych - Rozdział 3
Rozdział 3
Do szkoły. Te wakacje mnie bardzo rozleniwiły, muszę zebrać siły na naukę która mnie czeka.
-Tak bardzo mi się nie chce.
Spojrzawszy na zegarek zobaczyłem godzinę 7 20. Wstałem powoli, ociągając się
dotarłem do kuchni, zrobiłem kawę usiadłem i w spokoju ją piłem zachwycając się jej smakiem.
-O jakaś wiadomość
Na stole leżała kartka a na niej było napisane.
„Nie chciałam cie budzić tak słodko spałeś ale nie spóźnij się do szkoły pamiętaj ze mamy o
8 00 rozpoczęcie. Ubrania masz na krześ....'
-O Której !!!!! jest już 7 30 w życiu nie zdążę. Musze coś szybko wymyślić.
Poleciałem szybko do okna a tam zobaczyłem mojego dobrego kumpla z naprzeciwka z którym się znałem parę dobrych lat.
-Hej William !!!! Jedziesz do szkoły ? Zabierzesz mnie ze sobą bo zaspałem i nie mam żadnych autobusów.
-Ooo widzę że jak zwykle zaspany jasne ubieraj się szybko bo tez się przez ciebie spóźnię.
Na te odpowiedz ucieszyłem się i poleciałem się ubrać w przygotowany strój.
Po przebraniu się pobiegłem od razu do Williama. Rzadko widziałem go w tak oficjalnym stroju. Ja byłem ubrany w czystą białą koszule i w spodnie od garnituru za to Will był szykowny granatowy garnitur który pomimo mojego zdumienia bardzo dobrze na nim leżał. Samochód ruszył był prowadzony przez tatę Willa. Po paru parunastu minutach byliśmy już na miejscu i o dobrej porze. Po wyjściu z samochodu przywitał nas napis wywieszony nad bramą ''Akademia Św Jana Sztuk Pięknych.''
Mimo że była to szkoła plastyczna miała także profile polonistyczne na które wybrałem się z Willem. Była to naprawdę ogromna szkoła z parkiem , basenem i dwoma wielkimi salami gimnastycznymi. Szkoła zapewniała świetlana przyszłość ucznia którzy potrafili pokazać co potrafią. Po przekroczeniu progu usłyszałem wołający głos.
-Hej Tutaj!!
Była to Emilia machająca do nas ręką.
-Ja muszę iść spotkamy się później.
Powiedział William zmartwionym głosem.
-Dobrze.
Will poszedł w stronę Szatni a ja poszedłem w stronę Emilii.
-Nie wiedziałem że też będziesz chodziła do tej szkoły
-Heh ja tez dowiedziałam się dzisiaj rano. Dostałam list od rodziców że przepisali mnie tutaj i patrz jesteśmy w tej samej klasie.
Powiedziała to z radością wskazując na tablice z wywieszonymi listami.
-Ciesze się ale pamiętaj po co tutaj jesteśmy.
-Wiem ale na razie nic mamy nie robić. Mamy jedynie obserwować i znaleźć naszego wroga nie wciągając się w żadne afery.
-Nie martw się trzymam rękę na pulsie a teraz chodźmy bo spóźnimy się na rozpoczęcie. Wiesz w którym to miejscu.
-Tak to tuż za rogiem.
Idąc za Emilia patrzałem na wspaniały park który był ogromny i bardzo zadbany. Po chwili znaleźliśmy się w sali gimnastycznej pełnej zajętych krzeseł. Nagle poczułem że powietrze zadrżało. Czułem ich nie jednego nie dwóch a czterech. Czterech przeciwników którym musimy stawić czoła.
-Czujesz to?
-Tak choć bardzo tego nie chce to tak czuje ich bardzo wyraźnie jest ich czterech.
-Nie martw się nie wykryją cie jeżeli nie używasz mocy. My ich wyczuwamy ponieważ są tu we własnej osobie.
-Tzn? Jak we własnej osobie?
-Nie potrzebują ludzi by tutaj przebywać w przeciwieństwie do naszych demonów zeszli prosto z nieba i przybrali ludzkie postacie.
-Rozumiem
Nie myśląc o niczym czekałem aż ceremonia się zakończy.
Nie mogłem się doczekać aż w końcu z tond wyjdę. Po zakończeniu ceremonii wszyscy rozeszli się. Wychodząc znalazłem Emilie zeszliśmy na bok by móc w spokoju i bez pośpiechu wrócić do domu. Nagle znikąd pojawił się Will.
-Dzień dobry nazywam się William.
William bardzo grzecznie przedstawił się Emilii.
-O Witam mam na imię Emilia miło cię poznać
-Nawzajem. Miki może pójdziemy coś wszyscy razem coś zjeść może jakiś kebab?.
-Powiem ci że bardzo chętnie przez ten pośpiech nic nie zjadłem.
-W takim razie chodźmy na miasto.
Idąc w stronę wyjścia Emilia klepła mnie w ramie odwróciwszy się do niej zapytała się mnie.
-Ej kto to Miki?
-To ja. Will mówi ze Michael jest bardzo oficjalne i powiedział ze od teraz będzie mi mówił Miki jeżeli chcesz tez możesz do mnie tak mówi ale w zamian ja chce móc do ciebie mówić Emi co ty na to?
Emi uśmiechnęła się do mnie szeroko i przytaknęła śmiejąc się pod nosem.
-Możę pójdziemy do ResKeb? To dwie ulice z tond.
-Pewnie
Po drodze Emi bardzo uważnie obserwowała Willa. Nie ufała mu za bardzo ale zmieniło się to po tym jak kupił jej kebaba mówiąc.
-Nie musisz się mnie bać nie ugryzę.
Uśmiechając się przy tym.
Siedząc na ławkach przy kościele opowiadając Emi o naszych wygłupach podczas trwania wakacji podeszły do nas dwie osoby.
-Hej! Wy jesteście z Akademii sztuk pięknych?
-Tak a o co chodzi.
-Jesteśmy z 3 klasy. Mogli byście okazać nam trochę szacunku i zejść nam z miejsca.
Rozglądając się na prawo i lewo zobaczyłem pełno wolnych ławek.
-Jest tutaj pełno wolnych miejsc możecie usiąść tam.
Powiedziałem to stanowczo wskazując na wolna ławkę.
-O macie bardzo ładną koleżankę.
Powiedział jeden z opryszków.
-Po co marnujesz czas z tymi miernotami? Chodź z nami.
Jeden z nich wyciągnął rękę by złapać Emi za ramie. Gdy nagle Will spojrzał na nich strasznym wzrokiem i powiedział.
-Jeden krok dalej a nie ręczę za siebie lepiej idźcie z tond.
-Ha myślisz że się ciebie boimy.
Powiedzieli równocześnie łapiąc Emi za ramie.
Chciałem zareagować lecz Will był szybszy podrzucił swojego kebaba w górę , załapał jednego z nich za głowę rzucając nim w krzaki. Drugi z nich biegł na Willa lecz ten zrobił unik i podłożył mu nogę pod nogi co skutkowało upadkiem. Will spojrzawszy na nich złapał kebaba i powiedział.
-Chodźmy już znajdźmy lepsze miejsce.
-Okej.
-Dobrze.
Wstając leżący w krzakach opryszek wyskoczył na Emi. Złapałem jego twarz i rzuciłem ponownie w krzaki.
-Boże ci to mają energie.
Powiedziałem spokojnie i opanowanie.
-Dziękuje za pomoc.
-Nie musisz dziękować.
-Pewnie po to tutaj jesteśmy. Po za tym Will nie wiedziałem ze masz takie ruchy. Nigdy nie widziałem cie w akcji
-Mogę powiedzieć to samo o tobie. W wakacje pojechałem do rodziny poza krajem i dowiedziałem się co nieco o moich dziadkach tam trochę ćwiczyłem pod okiem wujka.
Chociaż Will nie chciał się chwalić to co zrobił było naprawdę niesamowite lecz nie chciałem wypytywać go o jego sprawy.
Gdy zjedliśmy pojechaliśmy do domu by odpocząć i przygotować się do szkoły. Koło godziny 17 00 poczuliśmy dziwne drżenia ziemi. Postanowiliśmy to sprawdzić. Razem Emilią leniwie poruszaliśmy się do przodu lecz nadal byliśmy bardzo ostrożni.
-Hej.
Powiedziała cicho Emilia łapiąc mnie za ramie , ciągnąć mnie za krzaki i wskazując palcem na pole.
-Ciii ktoś tam jest
Gdy zmrużyłem oczy zobaczyłem postać w ciemnym płaszczu i w masce.
Nagle coś zleciało z góry na tajemniczą postać. Był to wielki napakowany demon z rogami i z małymi skrzydłami które nie były proporcjonalne do jego postury. Mimo że było już ciemno widziałem ze jego kolor skóry był czerwony.
-Argh...
Nagle demon zawył i pobiegł w stronę ciemnej postaci. Jego szybkość była bardzo mała więc postać bez trudu zrobiła unik i spod płaszcza wyciągnęła miecz który był pięknie zdobiony pięknymi błyszczącymi szlachetnymi kamieniami. Zrobił dwa szybkie cięcia i odskoczył.
Demon znowu zawył
-Argh....
Jego umięśnione plecy były całe w krwi.
-Musimy coś zrobić nie możemy go tak zostawić
-No dobrze ale jak nie możemy mu się tak otwarcie pokazać. A co jeżeli to na sz wróg.
-Nie zdziwiła bym się. On dzierży Ascalon święty miecz który był dzierżony przez św Jerzego. Miecz był tak potężny że był wstanie zabić prastarą istotę żyjące od zarania dziejów smoka .
-Smoka? Starą istotę która paliła wioski ogniem z pyska ?
-Nie była aż tak prostacka ale to obgadamy później.
Emi Położyła rękę na mojej twarzy a spod jej ręki uformowała się z porcelany maska. Stworzyła sobie własna maskę i założyła.
-Dobra idziemy ja wyciągnę demona z tond a ty powstrzymaj tego gościa tylko uważaj na jego miecz
-Zrozumiałem.
-Dobra do dzieła.
Pobiegliśmy razem do przodu. Emi stworzyła zasłonę dymna podeszła do demona i zabrała go z pola. Ja stanąłem na przeciwko zamaskowanej postaci. Machnąłem ręką a za moimi plecami powstała wielka ściana niebieskiego ognia. Wiatr rozrzedził zasłonę a ja stałem twarzą w twarz naprzeciw mojego przeciwnika.
-Nie interesujesz mnie. Ja mam tylko zadanie zabić tamtego demona czy teraz czy później nie ma to znaczenia i tak niedługo będzie martwy czy przeze mnie czy przez moich kumpli.
Nagle poczułem nie pokój tzn ze Emi jest w niebezpieczeństwie. Muszę sobie z nim jak najszybciej poradzić i jej pomóc.
-Tak więc zejdź mi z drogi i uciekaj chyba ze chcesz umrzeć tu i teraz.
-Wybacz ale nie zamierzam umierać.
Ta porcelanowa maska zniekształcała mi głos.
Nagle czarna postać znikła pojawiając się za moimi plecami z wyciągniętym mieczem. Zrobiła 3 szybkie cięcia lecz ja byłem szybszy i wybiłem się w górę i odskoczyłem na bezpieczna odległość na ziemi. Po chwili sam podskoczyłem w jego stronę. W locie zmaterializowałem ostrza i gdy już byłem blisko niego zacząłem cisnąć w niego ostrzami które były otoczone błękitnym płomieniem. Mimo mojej szybkości wróg zrobił szybkie uniki a mój ostatni cios zablokował pochwą miecza która była tak samo pięknie ozdobiona . Silnym ruchem wytrącił mnie z równowagi i jednym ruchem wyciągnął miecz wywołał wielką fale uderzeniową która przeszyła mnie i drzewa które były daleko za mną. Drzewa nagle padły na ziemie a ja razem z nimi na kolana.
-Tak jak mówiłem nie mam na ciebie czasu.
Mówiąc to widziałem jak czarna postać odchodzi w stronę gdzie uciekła razem z demonem Emi.
Nie mogę przegrać jeżeli go nie powstrzymam Emi będzie w niebezpieczeństwie. Sam gość jest niebezpieczny nie mówiąc o jego ostrzu. Chyba nie mam wyboru muszę to wytrzymać.
-Ej szatanie nie siedź tak i pomóż mi trochę
-Zdajesz sobie z konsekwencji nie będziesz mógł się ruszać przez tydzień.
-Nie ważne pomóż mi !!!
Nagle poczułem gniew który przez który ściana ognia która stała za mną zaczęła zmieniać kolor na granatowy. W mojej ręce trzymałem coś lecz wiedziałem jeżeli nie teraz go nie dopadnę nie wiem czy będzie więcej okazji. Zebrałem w sobie silę odepchnąłem się w stronę wroga. W locie nie miałem czasu by zmaterializować sobie ostrza i machałem tym co miałem w jednej z rąk. Wróg był zaskoczony i wyciągnął z pochwy Ascalona fala uderzeniowa odrzuciła nas w przeciwne strony. Zobaczyłem że w mojej dłoni dzierżyłem miecz
-Chce ci ofiarować ten oto demoniczny miecz Gram.
Powiedział staruszek w mojej głowie
-Niech ci służy a teraz przepędź tego wysłannika
-Heh dzięki.
Mroczna postać była mocno zdziwiona lecz mimo tego nie zamierzała odpuścić rzuciła się na mnie z zamiarem zabicia. Zaczęliśmy szybką wymianę ciosów. Nasze uderzenia wywoływały fale które niszczyły krajobraz wokół nas. Musze być szybszy muszę go pokonać i szybko pobiec do Emi. Nagle Gram zignorował obrona wroga, przeniknął przez Ascalona i uderzył postać prosto w maskę. Złapałem miecz drugą ręką i z całej siły chciałem dokończyć cios który skutkował tym że wróg wystrzelił jak z rakiety w ziemie kilkanaście metrów dalej tworząc mały krater.
To go znokautowało. Chciałem sprawdzić kto to był lecz teraz ważniejsza była Emi. Skoczyłem na drzewo i zacząłem odbijać się od drzew z zawrotna prędkością. Gdy szukałem ją nagle coś mnie powaliło i wbiło w ziemie. Gdy chciałem się podnieść miałem już nóż przy gardle. Podniosłem ręce do góry gdy nagle zobaczyłem że to Emi.
-Boże nic ci nie jest.
-Pewnie że nic tamci goście to jakieś cieniasy
-A co to za nóż?
-Jeden z odłamków oręża który taplał się w krwi Władcy demonów któ...
-dobra dobra rozumiem a teraz prosił bym abyś ze mnie zeszła bo moje mięśnie zaraz wybuchną.
-A tak przepraszam.
-Co się stało z tamtym demonem?
-Przybrał duchową formę. Gdy go wytropili musiał użyć swojej demonicznej moc by się bronić.
-Dobrze więc skoro mam jeszcze siłę by chodzić wrócimy do domu lecz gdy będziemy wracać muszę sprawdzić tam tego gościa z którym walczyłem.
Wracając sprawdziliśmy krater w którym został pokonany tamta postać , lecz już nikogo tam nie było. Nic już nas nie trzymało więc poszliśmy do domu. Po przekroczeniu progu od razu położyłem się spać. Zbyt dużo się dzisiaj działo bym mógł jeszcze coś robić.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania