Blatta-orientalis

„Blatta-orientalis”

Nie ma chwili bym nie żałował Decyzji. Tysiące gardeł skandujących moje imię. Ubóstwiany przez miliony, których echo pozostanie ze mną na zawsze.

„Prometeusz nowej ery, poświęca życie. W imię rodzaju ludzkiego.”

„Przetrwamy!”

Delikatny śpiew Systemu usypia mnie. Opieram głowę, zamykam oczy. Tylko na chwilę. Mija tysiące chwil, tak daleko stąd. W domu, którego już nie mam.

Świetlisty dysk Andromedy.

Jestem tu!

Czy to obsesja, czy cel mojego istnienia? A wszystko to już, na wyciągnięcie ręki. Wszystko na darmo.

Jestem zmęczony.

Spoglądam przez wielki iluminator – przede mną orbita obcego świata. Przy zamkniętych powiekach wzywam System. Po chwili szybuję ponad lodowymi chmurami, z których nigdy nie spadła kropla deszczu. Jestem martwy jak te wolframowe skały poniżej. Choć oddycham i pamiętam wszystko, czym byłem, jestem tylko cieniem cudzych wspomnień. Świadectwem geniuszu minionej generacji. Odradzam się, by dać Nowy Początek, w finale tej wyprawy.

Jestem Ostatni ze swojego rodzaju.

Nanotechnologiczna magia w żyłach. Odbicie czarnego światła w Jej oczach. Jest niczym nieśmiertelna. Aurora to coś więcej niż maszyna. Technologiczny pocałunek Ostatniego Renesansu, pozwolił Jej przetrwać, żeglując przez gwiezdny ocean nicości. Wraz ze mną. Starożytni Architekci Czarnej Sztuki, tchnęli życie w ten Statek. Ostatnie dzieło ludzkości, stanie się ich grobowcem.

Pędząc przez otchłań, poza czasem, Demony są przy nas. Zawsze były obok nas. Czekały.

I tak, jak w pierwotnym Raju, tutaj też zakradł się Wąż. Moje Sześćdziesiąte Szóste wcielenie dokonało Ostatecznego Mordu. Krew tysięcy na moich rękach, gdy bezpowrotnie wymazałem ich istnienia z Systemu. Następnie, zapasowe banki danych odłączyłem z krwioobiegu Aurory, pozwalając Niewinnym na bezpowrotną degenerację i unicestwienie. Ostateczny grzech? Przecież poza cyfrowym zapisem, nigdy nie istniały. Dopiero na końcu drogi, świętość Aurory tchnęłaby w nie życie, wydając na pastwę Nowej Ziemi.

„Przetrwamy!”

Nigdy do tego nie dojdzie.

W skupieniu oglądam zapis ostatniej drogi Sześćdziesiątego Szóstego, niczym Droga Krzyżowa. Ostatniego Grzesznika.

Śledzę chwiejną postać zgarbionego lunatyka. Piana na jego zsiniałych ustach. Krew sącząca się z otwartych żył, pozostawia na tytanowej podłodze dziwne symbole. Starożytne znaki. Złowrogie wszelkiemu życiu. Niewidzialne moce, które nienawidzą, otaczają go.

« Jakie Twe imię? » - zapytał Pan.

« Legion, bo jest nas wielu. » – odpowiedziały.

Jest bezsilny, skierowany prostą ścieżką ku potępieniu. Wyjąc opętańczo, tanecznym krokiem wchodzi do śluzy. Wśród ostrzegawczych sygnałów krwistoczerwonych lamp, dokonuje ostatniej ofiary, gdy otchłań otwartego kosmosu zabiera jego życie.

Oto ciało moje.

Będzie tutaj do końca czasu.

Gdy zamykam oczy, blask Niosącego Światło powoli rozszczepia się na powierzchni Nowego Świata.

Jestem zmęczony (Powtarzasz się).

Zasypiam.

Poprzez iluminator, na mojej twarzy czai się odbicie obcego lądu. Ja już tego nie widzę. Śnię o Pustce. O końcu.

Ten świat nie jest dla Ciebie.

Gwałtowny piska alarmu wyrywa mnie z odrętwienia. Otwieram oczy. Gwałtowne komunikaty pojawiają się i znikają. Tuż przed moimi oczami rozgrywa się chaos.

«Ostrzeżenie! Naruszenie powłoki! »

Wzywam System. Słyszę odległe, metaliczne uderzenie. Aurora milczy. Światło przygasło, gdy zasilanie przeszło nagle na tryb awaryjny. Dookoła czerwień. Kolejne uderzenie. Potężny wstrząs, nieomal zrzucił mnie z fotela. Coś brutalnie przebija się przez bio-tytanowe grodzie. Strach całkowicie mnie paraliżuje. Siedząc nieruchomo, oddycham spazmatycznie, wypuszczając kłęby lodowatej pary. Zaciskam dłonie. Jest mi zimno, choć pot zalewa moją trupiobladą twarz. Hałas wzmaga się, gdy purpurowe światła gasną.

«Intruz! Alarm!»

Wpadająca przez iluminator, złowroga poświata planety, nie jest w stanie w pełni oświetlić kabiny. To mroczne pomieszczenie stanie się wkrótce moim grobem. Do czasu. Kiedyś grawitacja zepchnie z bezpiecznej orbity martwą Aurorę, która dokona swojego istnienia, płonąc w atmosferze tej, przeklętej planety.

Zza moich pleców dobiegają odległe, powolne tąpnięcia. Gryzący dym i syk uszkodzonej instalacji wypełnia całe pomieszczenie.

Z każdym uderzeniem serca, powoli zbliża się do mnie dźwięk nieuchronnego końca,

Boże, niech to się skończy.

Zaciskam zęby i czuję słony smak krwi. W powietrzu unosi się duszący zapach krwawiącej fosforyzującą plazmą Aurory. Wokół zniszczenie. W pancernej szybie iluminatora, tuż przede mną, widzę swoje drżące, niewyraźne odbicie. Ponad nim, powiększającą się mroczną plamę. Nieustannie, cal za calem. Mimo niewyraźnego obrazu, z każdą chwilą, idąca ku mnie Obecność, nabiera koszmarnego kształtu. Krwistoczerwone, gorejące spojrzenie oślepia swoim blaskiem. Nierealne Istnienie emanuję piekielnym zimnem, a żar bijący z jej piekielnych oczu, parzy żywym płomieniem.

Zatrzymuje się za mną.

Wielki fotel, który chroni mnie przed czającą się grozą, obraca się. Powoli. Każda molekuła mojego ciała chce wyrwać się z tego koszmaru. Jednak nie mogę się ruszyć. Z całych sił zaciskam powieki.

Jeszcze chwilę…Wytrzymaj. To m u s i się skończyć.

Chwila trwająca wieczność, gdy fotel zatrzymał się z głośnym trzaskiem. Nie chce tego, ale równocześnie pragnę…Otwieram oczy.

Ogień i lód. Oślepiający blask i ciemność. Oddech uwiązł w moim gardle. Groza, która przedstawia się przede mną, odbiera mi zmysły. Obce i wrogie wszelkiemu istnieniu. Nade mną oblicze czystego zła i nienawiści.

Istota powoli pochyla się, kierując swoje płonące spojrzenie do moich źrenic. Zło Pierwotne, które uosabia, pochłania moje życie. Powoli. Wszystko zlewa się w logiczną całość. Nieuchronna śmierć jest nade mną. Zaczynam krzyczeć. Krzyczeć…

Oparty o konsolę, zapięty w pasy bezpieczeństwa, budzę się gwałtownie. Blask wschodzącego Lucyfera, mieni się całym spektrum barw. Światło jutrzenki Nowego Świata, przechodząc przez pancerne szkło iluminatora, oślepia mnie. System natychmiast wyczuwa mój dyskomfort i przyciemnia obraz. Rozglądam się niepewnie. Lśniące powierzchnie wnętrza Aurory. Krystalicznie czyste powietrze wypełnia moje płuca, gdy oddycham gwałtownie. Wzywam System. Przed oczami uspokajające komunikaty. Stabilna orbita. Wszystkie układy w normie. Serce powoli zwalnia tempo, gdy resztki koszmarnego snu znikają z mojego umysłu.

Nagle, kątem oka wyczuwam ruch. W poprzek lśniącej płyty konsolety, pośpiesznie przebiega niewielki owad. Przyglądam mu się uważnie. Długie, sprężyste nogi, elastyczne czułki i mocny chitynowy korpus. Prosta konstrukcja i łatwość egzystencji, zapewniają jego krewniakom, szczyty przetrwania, w każdych warunkach. Blatta-orientalis.

Panie, pobłogosław karaluchy.

Pędzący stwór zatrzymuje się na chwilę, po czym wyczuwając moją obecność, znika pośpiesznie w kratce wentylacyjnej.

Jestem sam. I tak pozostanie.

(opracowano na podstawie Amiga Demo: "Hardwired" by Crionics & The Silents)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania